poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 8


   Kiedy Sean wszedł do swojego gabinetu i zobaczył naburmuszoną minę Darka od razu się zorientował, że mieli obaj równie paskudny dzień. Nie bardzo wiedział jak zacząć rozmowę na temat pierścionka. Zdawał sobie sprawę, że cała paskudna sytuacja była przede wszystkim jego winą i powinien ją jak najszybciej naprawić. Tymczasem chłopak nie wyglądał na zbyt skłonnego do współpracy.
- Powinniśmy porozmawiać – zwrócił się najłagodniej jak potrafił do naburmuszonego sekretarza.
- Nie mamy o czym! – rozległo się wymowne warknięcie. Darek miał ochotę przywalić temu durnemu trollowi pięścią prosto w pokiereszowaną gębę. Od rana nasłuchał się tylu idiotycznych plotek, że ręka dosłownie go świerzbiła.
- Chodźmy do salonu, mam tam szwajcarską czekoladę borówkami – kusił umiejętnie mężczyzna. Już dawno poznał największą słabość chłopaka i teraz bezwstydnie to wykorzystywał. Wziął go za rękę i pociągnął za sobą.
- Nie jestem dzieckiem, żebym dał się przekupić słodyczami. – Nadęty Darek usiadł na kanapie i obciągnął kusą spódniczkę. Teraz, gdy doktor znał jego tajemnicę, ten damski strój jeszcze bardziej go krępował.
- Skoro nie chcesz, to sam zjem całą – Sean usiadł obok niego, włożył sobie kostkę do ust, mrużąc oczy.
- Nie powinieneś się tak napychać, w twoim wieku to niezdrowe. – Nie wytrzymał, złapał pół czekolady i wepchnął sobie do buzi. – Boska! – jęknął z przyjemności, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Sugerujesz, że jestem stary?! – Sean popatrzył na niego zbulwersowany.
- Wyglądasz dość poważnie, widzę nawet kilka siwych włosów – chłopak zerknął złośliwie na jego bujną czuprynę. Ze wszystkich sił starał się utrzymać dystans do tego wielkoluda, nie miał zamiaru go uświadamiać, że prężące się pod cienką koszulką potężne mięśnie, nieco mieszają mu w głowie.
- Nieznośny z ciebie smarkacz. Kilka porządnych klasów w te zgrabne pośladki nauczyłoby cię szacunku dla mądrzejszych od ciebie – mężczyzna zrobił ruch jakby chciał go schwytać. Na samą myśl, że mógłby zacisnąć palce na jego nagiej skórze zrobiło mu się gorąco. Darek oczywiście z piskiem odskoczył i pokazał mu po dziecinnemu język.
- O moim tyłku, to ty sobie możesz pomarzyć zboczeńcu jeden! – burknął pod nosem. – Zamiast się do mnie ślinić, lepiej powiedz, po co mnie tutaj zaciągnąłeś.
- Nie pochlebiaj sobie, to czekolada tak mi smakuje. – Jego oczy powędrowały same na smukłe uda sekretarza. Pyskaty głuptas nie miał pojęcia, że sukienka podwinęła mu się prawie do majtek. – Ee… - nieco go zapowietrzyło. Wyobraźnia zaczęła płatać mu figle, podsuwając obrazek, jak te zgrabne nogi obejmują go w talii w pełnym namiętności uścisku. – Cholera… Rozpraszasz mnie. – Dodał nieco bezradnie.
- Czym? – zajęty pałaszowaniem słodyczy chłopak, nie miał pojęcia co chodzi po głowie jego szefowi.
- Nieważnie – westchnął Sean. – Wiem, jak można naprawić to, co zepsułem swoją porywczością. Potrzebuję jednak twojej pomocy. Zgódź się, obaj na tym sporo zyskamy. – Już widział kręcącego się po jego domu Darka w kusej, jedwabnej  bieliźnie, a jeszcze lepiej bez niej. Skąpe, damskie majteczki na pewno wyglądałyby na nim wyjątkowo interesująco. Gdyby jeszcze rozpuścił te piękne, jasne włosy. – Hm… - zamruczał jak miś, który właśnie dobrał się do wyjątkowo smakowitego ula. Nie miał pojęcia, ze gapi się właśnie na chłopaka z wyjątkowo niemądrą miną.
- Ocknij się trollu! – rzucił w szefa jabłkiem. – Przestań kojarzyć mnie z obiadem! – Mimowolnie się zarumienił.
- Przepraszam, chyba się zamyśliłem. W szpitalu był dzisiaj spory ruch – kłamał bezwstydnie Sean. – Chodzi o to, że moglibyśmy się fikcyjnie zaręczyć, najlepiej w jakimś publicznym miejscu. Przeprowadziłbyś się do mnie na kilka tygodni, zaoszczędziłbyś na czynszu.  Potem możemy zrobić dramatyczną kłótnię kochanków i każdy pójdzie w swoją stronę. Co ty na to?
- Chyba masz rację, ale będzie z tym sporo zachodu. Mam nadzieję, że się nie pozabijamy podczas tego narzeczeństwa – uśmiechnął się do niego już nieco uspokojony Darek. Propozycja szefa wydała mu się całkiem dorzeczna. Skoro do tej pory jakoś się dogadywali, więc była szansa, że się nie pobiją. Mężczyzna miał paskudny charakterek, ale też sporo zdrowego rozsądku. – Jest jeszcze pewna sprawa, o której powinieneś wiedzieć. Mam nadzieję, że zachowasz dyskrecję. – Spoważniał i zaczął opowiadać Seanowi o swojej kryminalnej przeszłości.
- Niebezpieczeństwo jest znikome, założę jednak na wszelki wypadek lepsze alarmy i wzmocnię ochronę domu. Musi ci być ciężko. – Spojrzał ciepło na zasmuconego Darka. – Niełatwo udawać kobietę. Nie martw się, niedługo odbędzie się proces i zapuszkują drani na amen. Na pewno dostaną dożywocia.
- Skoro ci to nie przeszkadza, zgadzam się na tę checę z pierścionkiem. – Popatrzył z wdzięcznością na szefa. Mało kto wykazałby się taką wielkodusznością. Zbliżył się do niego i miękko cmoknął w policzek. – Drapiesz. I pamiętaj, brylant musi być ogromny – zachichotał, widząc nieco zaszokowaną minę mężczyzny.
- Z drugiej strony też. Nie powinieneś faworyzować lewego policzka, bo prawy czuje się opuszczony. – Głos Seana był tak aksamitny, że chłopak chętnie by się w niego wtulił niczym w puchową kołderkę. Jak zahipnotyzowany przyłożył usta we wskazane miejsce.
- Coś czuję, że te zaręczyny będą mnie drogo kosztować. – Zaczerwieniony Darek odsunął się na drugi koniec kanapy. Jeszcze chwila i rzuciłby się mu w ramiona z okrzykiem – ,,bierz co chcesz".
   Sean obserwował jego manewry z nieodgadnioną miną. Nie rozumiał, dlaczego nie ucieka z krzykiem na widok jego blizn, a przynajmniej nie krzywi się z odrazy. Często spotykał się z takimi właśnie reakcjami. Ten delikatny chłopak był dla niego kompletną zagadką. Ze swoich dwóch, dłuższych związków wyniósł tę naukę, że ludzie zdawali się z nim jedynie dla jego sławy lub pieniędzy. Sekretarz jednak nie wyglądał na kogoś, kto umiałby tak perfekcyjnie grać. Doktor doskonale znał się na ludziach i już od wielu lat nie pozwolił się nikomu oszukać. Czasy, kiedy wierzył w miłość i tym podobne bzdury minęły bezpowrotnie.
- Nie brzydzisz się moich blizn? – zapytał zaciekawiony. Ujął rękę Darka i dotknął czubkami jego palców swoich pokiereszowanych ust. Młody mężczyzna nie spuszczał z niego roziskrzonego wzroku. Kilka razy bezwiednie się oblizał. Nie cofnął dłoni, a wręcz przeciwnie, zaczął sam gładzić miękkie wargi, jakby chciał poznać na pamięć ich fakturę i kształt.
- Jakich znowu blizn? – wymamrotał niezbyt przytomnie. – Chodzi ci o te seksowne kreseczki? – wymknęło mu się niespodzianie. Zarumienił się po same uszy i miał ochotę zapaść się pod ziemię. Właśnie zachował się jak jakiś niewyżyty nastolatek. Szef będzie miał się z czego nabijać przez najbliższy tydzień. – To ja już może lepiej pójdę, zanim całkiem się skompromituję – wyjąkał.
                                                                       ***
    Do domu wlókł się prawie godzinę. Nie mógł uwierzyć, że tak dał się podejść temu draniowi. Na pewno teraz śmieję się tam z jego naiwności. Mało brakowało, a podałby mu się sam na srebrnej tacy. Jeśli ma jakoś przetrwać narzeczeństwo w nienaruszonym stanie, muszą ustalić twarde zasady. Inaczej wpełznie Seanowi do łóżka podczas jakiejś upalnej nocy, a potem umrze ze wstydu.
- A ty coś taki czerwony? Przeziębiłeś się, boli cię gardło? – Róża obrzuciła go zatroskanym wzrokiem jak tylko przekroczył próg domu.
- Nic mi nie jest, ale będziemy się zaręczać, jak tylko doktor dostanie ten przeklęty pierścionek. – Wszedł do kuchni i usiadł ciężko na krześle. Nie miał zamiaru niczego przed nią ukrywać.
- Jesteś pewny swojej decyzji? – Popatrzyła na niego zaniepokojona.
- Raczej nie mamy wyboru, nie chcę mu sprawiać problemów. Był dla mnie bardzo miły i wyrozumiały – westchnął cicho.
- Chłopcze, czy ty coś piłeś?! Mówimy o tym samym Evansie zwanym Bestią o Magicznych Dłoniach, którego zawsze nazywasz paskudnym trollem?! – Kobieta podparła się pod boki i popatrzyła na niego z góry.
- Ale ty lubisz dramatyzować! My tylko mamy wspólny cel, możesz to nawet uznać za interes – tłumaczył jej rozsądnie Darek. Nie chciał by nabrała podejrzeń i zaczęła snuć te swoje spiskowe teorie, wystarczyło mu, że Kevin dziwne się ostatnio zachowywał.
- Ja niby przesadzam? Dobre sobie, widziałam jak się na ciebie gapi, tymi swoimi zimnymi ślepiami. Przy najbliższej okazji włoży ci te magiczne łapki pod spódnicę i zapomnisz z jak się nazywasz. Zawsze możesz potem powiedzieć, że zostałeś zaczarowany! – Zaczęła chichotać jak szalona na widok jego speszonej miny.
- Jesteś wstrętną jędzą! – Chłopak zerwał się od stołu i popędził do swojego pokoju. Ta okropna baba, zamiast mu pomóc, świetnie się bawiła jego zmieszaniem. Do tej pory jakoś sobie radził i teraz też nie pozwoli sobie złamać serca jakiemuś łapiduchowi. Rozebrał się i poszedł do łazienki z mocnym postanowieniem zapanowania jakoś nad swoim ogłupiałym ciałem. Ledwie zdążył wziąć kolejny prysznic, w tym dwa zimne, zadzwonił telefon. Sean poinformował go, że przesyłka z Amsterdamu właśnie do niego dotarła., poczym umówił się z nim na wieczór w miejscowej kawiarence.
                                                                        ***
    Po dobrych dwóch godzinach przygotowań, Darek, a raczej Daria zamieniła się w prawdziwą piękność. Róża pomogła mu upiąć włosy w elegancki węzeł, umalowała delikatnie twarz, podkreślając jej walory. Pożyczyła też trochę skromnej, srebrnej biżuterii. Stała teraz kilka kroków od wiercącego się chłopaka i podziwiała swoje dzieło.
- Marnuję się tutaj, powinnam zostać stylistką – rzuciła z uśmiechem.
- Niezła robota. – Pochwalił ją chłopak. – Mam nadzieję, że nie zapomniałaś rozreklamować dzisiejszego doniosłego wydarzenia – dorzucił z przekąsem.
- Za kogo ty mnie masz?! Wystarczyło, że wspomniałam o tym Kwasowej, ona już zajęła się resztą. Na pewno całe Pytlowice ruszyły właśnie na kawę do Jutrzenki.
- Nienawidzę swojego życia! – zajęczał żałośnie Darek. Na szczęście chwilę potem usłyszał na podjeździe pisk opon. To Sean zajechał swoim czerwonym ferrari, pewnie uznał, że zaręczyny muszą mieć odpowiednią oprawę, bo zwykle tłukł się starym dżipem. Chłopak z duszą na ramieniu zszedł na dół i spotkał się z aprobującym spojrzeniem szefa.
- No, no. – Pokręcił z rozbawieniem głową. – Trafiła mi się prawdziwa ślicznotka. – Ujął rękę chłopaka i ucałował ją po dżentelmeńsku. Oczywiście nie odmówił sobie skubnięcia zębami jej wrażliwego wnętrza. Z przyjemnością zobaczył jak na twarz wpełza mu słodki rumieniec. – Pani pozwoli – poprowadził go do samochodu niczym damę i otworzył przed nim drzwiczki.
- Widzę, że wczułeś się w rolę – prychnął Darek jak tylko ruszyli z miejsca. – Czy ty nie za dobrze się bawisz?
- Wyluzuj kochanie – wyszczerzył się do niego Sean.
 
 
                                                


                                        Mniej więcej tak wygląda Sean

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 7


   Seanowi nie pozostało nic innego, jak samemu zająć się poszukiwaniami rzeczy potrzebnych do przetrwania w zimnej piwnicy. Po kilku minutach znalazł świeczki, a przy ich pomocy dwie butelki wina porzeczkowego i pęto suszonej kiełbasy, schowanej tu przez zapobiegliwego Zbyszka na święta. Z głodu więc w najbliższym czasie nie umrą, jeszcze tylko kilka pledów, z których mogli sobie uwić cieplutkie gniazdko i wrócił do Darka. Chłopak nie kiwnął nawet palcem, by mu pomóc, siedział skulony na stole i bacznie wpatrywał się w podłogę.
- Liczysz, że zostaniemy tu do Bożego Narodzenia? – zapytał na widok obładowanego Seana.
- Ja tylko dbam o naszą wygodę. Skoro musimy tu tkwić, to przynajmniej spędźmy miło ten czas. – Mężczyzna z niewinną miną zaczął układać na stole pledy. Po czym nakrył ich obu i otworzył wino. – Na rozgrzewkę – podał jedną butelkę speszonemu Darkowi, który na wszelki wypadek nieco się odsunął.
- Sądzisz, że jestem łatwiejszy po pijaku? – pociągnął spory łyk.
- A jesteś? – Przysunął się do chłopaka i wtulił w jego ciepły bok.
- Co ty wyprawiasz? – pisnął zaskoczony jego manewrami i zaczął się niespokojnie wiercić.
- A jak myślisz? Jesteś jedyną ciepłą rzeczą w tej zimnicy – Sean przyciągnął go do siebie i mocno objął ramionami. – Mhm… - wymamrotał, owiewając oddechem jego szyję. – Niezły z ciebie kaloryferek.
- Nie chuchaj na mnie! – Próbował się wyswobodzić, ale kiepsko mu to wychodziło. Wino grzało go od środka, a kocyki od zewnątrz. Z każdą minutą robiło mu się coraz przyjemniej. Przymknął oczy i oparł się plecami o szeroką pierś doktora. Doszedł do wniosku, że mała chwila zapomnienia nie powinna nikomu zaszkodzić. Miał nadzieję, że już niedługo skończy z tą maskaradą i będzie mógł w końcu swobodnie żyć. Bardzo potrzebował silnego ramienia, które zapewniłoby mu poczucie bezpieczeństwa oraz odrobinę czułości. Zmęczony nieustanną czujnością, przebierankami pragnął spokoju i stabilizacji. – Nie ruszaj się, tak jest dobrze – szepnął cicho wprost do ucha mężczyzny.
- Nie mam zamiaru – odpowiedział tym samym tonem Sean. Nie pamiętał kiedy ostatnio przy kimś czuł się taki rozluźniony i odprężony. Duże dłonie mężczyzny zaczęły gładzić napięte plecy chłopaka naciskając wrażliwe punkty.
- Mrr… Masz magiczne łapki, ludzie mają rację…– wymruczał niczym zadowolony kot Darek, przypominając sobie krążące o jego szefie plotki. Ciekawskie, zwinne palce przesunęły się do przodu na jego klatkę piersiową, a kciuk  niby przypadkiem zahaczył kilkakrotnie o sutki. Cienka koszula stanowiła marną osłonę, mimowolnie zadrżał i odchylił się jeszcze bardziej do tyłu ułatwiając Seanowi dostęp do swojego napiętego brzucha.
- Nie bój się – usłyszał aksamitny głos, a w sekundę później twarde usta mężczyzny spoczęły na jego rozchylonych wargach. Zawładnęły nimi zaborczo w namiętnej pieszczocie. Jedna z ciepłych dłoni gładziła uspokajająco kark Darka, a druga wślizgnęła się pod koszulę i zataczała kółeczka wokół pępka. Pocałunki z początku delikatne stawały się coraz bardziej śmiałe. Język doktora stanowczo naparł na dolną wargę chłopaka, po czym wsunął się do środka w poszukiwaniu swojego towarzysza, który wyszedł mu na spotkanie i nadzwyczaj chętne reagował na każdy czuły gest. – Mój słodki… - ochrypły szept mężczyzny spowodował, że  chłopak rozchylił jeszcze szerzej usta ulegle mu się poddając. Natychmiast skorzystał z zaproszenia wsuwając się głębiej i splatając się z nim w szalonym tańcu. Liczył się tylko ten moment, Darek pierwszy raz zaufał komuś do tego stopnia, zupełnie zapominając o zdrowym rozsądku i swoich problemach.
- Chodź do mnie – niski głos Seana kusił niczym śpiew syreny. Podniósł go bez najmniejszego wysiłku, obrócił twarzą do siebie i posadził na swoich kolanach. Został natychmiast objęty smukłymi nogami w pasie, a szczupłe ramiona owinęły się wokół jego szyi. Zdawał sobie sprawę, że podniecony pieszczotami, niedoświadczony chłopak niezupełnie wiedział co się z nim dzieje. Nie miał zamiaru wykorzystywać jego słabości, ale to było takie dobre i bardzo chciał, by ta chwila trwała jak najdłużej. Oderwał się od słodkich ust, a potem zassał się na smukłej szyi tuż za uchem. Kilka razy ukąsił i polizał wrażliwe miejsce. Zsunął dłonie niżej, po czym zaczął gładzić krągłe pośladki przez spodnie. – Wspaniałe – zamruczał i zacisnął na nich palce.
- Och… - pisnął Darek. – D-dość! – wyjąkał nieco przestraszony śmiałymi poczynaniami mężczyzny oraz obezwładniającą przyjemnością, która wprawiła w drżenie jego ciało. Szarpnął się zbyt gwałtownie, rozległ się trzask i kilka sekund potem siedzieli na kamiennej posadzce piwnicy wśród szczątków połamanego stołu.
- Będę mieć siniaka wielkości talerza – zajęczał doktor i pomasował tyłek. – Jesteś cały? – zapytał krzywiącego się chłopaka.
- Nic mi nie będzie, ale zabierz to kościste kolano, wbija się mi w plecy – wystękał.

   Ich mała krakasa miała jednak swoje dobre strony. Po chwili usłyszeli na schodach czyjeś szybkie kroki oraz zgrzyt klucza w zamku. Z ulgą odetchnęli na widok Zbyszka, który włożył głowę do środka, poświecił latarką i zaczął się z ciekawością rozglądać.
- Właśnie miałem was zacząć szukać. Macie naprawdę dziwne upodobania – zachichotał na widok ich pomiętych ubrań, rozczochranych włosów i świeżych malinek na szyi chłopaka. – Któreś z was jest spokrewnione z Addamsami?
- On – wskazał na Seana Darek – podniecają go zimne, wilgotne piwnice i w dodatku gryzie. – Podniósł się z posadzki i prychnął wyniośle na mężczyznę. – Chciał mnie przekupić winem i kiełbasą.
- Ożesz ty przewrotny… – Doktor próbował go złapać, ale niestety mu umknął. Wyminął zwinne gosposia i uciekł schodami na górę. – Człowiek się stara, chroni smarkacza przed chłodem i głodem, a tu taka wdzięczność! – Burcząc pod nosem stanął na nogach.
- Jakoś nie wygląda pan na zbytnio poszkodowanego. – Zbyszek spojrzał wymownie na opuchnięte usta swojego szefa. Może niepotrzebnie tak bardzo śpieszył na ratunek, mógł im dać jeszcze z godzinkę albo i dwie, jak to miał wcześniej w planie. Doskonale przejrzał podstępne manewry małego łobuza i tak naprawdę nie widział w nich nic złego. Obaj mężczyźni byli sobą wyraźnie zauroczeni, ale mieli twarde łebki, nieskłonne do współpracy. Niestety huk i trzask przestraszył go na tyle, że pognał do piwnicy. Mimo wszystko mógł się mylić, poza tym nie chciał ich mieć na sumieniu w  razie, gdyby to był jednak poważny wypadek.
                                                                          ***
   Tymczasem Kevin, przestraszony nieco tym co zrobił, pobiegł do domu Róży. Miał zamiar tam się ukryć. Zanim tata z Darią go znajdą, to gniew im trochę przejdzie. Co prawda był przygotowany na poświecenie swojej skóry dla sprawy, ale może nie będzie musiał jeszcze tym razem nadstawiać pupy do lania. Wpakował się bez słowa do salonu kobiety i tam wczołgał pod wielką, zabytkową szafę. Za nim wlazł Pleśniak przekonany, że to jakaś nowa, dziwna zabawa. Dla swojego nowego pana gotów był na każdą głupotę i dzielnie, jak na porządnego psa przystało, towarzyszył mu we wszystkich psotach.
- Dawno nie wycierałam tam kurzu - mruknęła Róża na widok tej dwójki wycierających własnymi ciałami jej podłogę, ale szybko machnęła na nich ścierką. Właśnie robiła nowy, pokrzywowy krem w swoim laboratorium i babcina receptura całkowicie zaprzątała jej głowę.
- Jakby ktoś pytał, to mnie tu nie ma – usłyszała jeszcze za sobą cienki głosik Kevina. Doszła do wniosku, że pewnie znowu nabroił, ale w końcu miał ojca. Zadzwoniła więc do willi i poinformowała Zbyszka, że gdyby szukali małego zbiega, to siedzi u niej pod szafą, po czym zamknęła się w tajnym pokoju i zapomniała o całym świecie.
    Oczywiście w niedługim czasie pojawiła się grupa egzekucyjna w osobach Seana i Darka, z bardzo zaciętymi, surowymi minami. Na widok ich zaciśniętych w wąskie kreski ust, maluch wsunął się głębiej pod mebel, a serduszko zaczęło mu gwałtownie bić.
- To było bardzo głupie i nieodpowiedzialne zachowanie! – zaczął podniesionym głosem doktor, łypiąc groźnie na syna.
- O mało nie zostałem zjedzony przez szczury, niczym książę Popiel! – dorzucił swoje trzy gorsze Darek.
- Ale on został przecież pożarty przez myszy – pisnął rozsądnie chłopczyk i złapał się obiema rączkami za nogę szafy z zamiarem stawiania czynnego oporu. Był przecież Evansem, a oni nie poddają się bez walki.
- Wyłaź stamtąd, zanim się naprawdę zdenerwuję! – Sean podszedł bliżej, po czym schylił się pod mebel. Złapał synka za łydkę i dosłownie sekundę potem poczuł zaciskające się na jego ramieniu potężne szczęki Pleśniaka. Wielkolud krzyczał na jego szczeniaczka, więc upomniał go na swój sposób. – To bydlę mnie użarło! – Doktor puścił dziecko i odsunął się na bezpieczną odległość.
- Po coś się tam pchał, to logiczne, że broni swojego stada – popukał go w czoło Darek. – Kevin wyjdź, nie zostaniesz tam przecież na zawsze.
- Umrę tu z głodu, będę was potem straszył – dramatyzował maluch, chcąc wzbudzić w mężczyznach współczucie. – Tata ostatnio powiedział, że złoi mi skórę, a to na pewno boli. Lepiej tu zostanę, chociaż brzuszek już zaczyna wołać o kolacyjkę. - poskarżył się pociągając noskiem.
- Tata cię tylko straszył, bo był na ciebie zły – spojrzał karcąco na mężczyznę. – Kara cię nie minie, ale na pewno nikt cię nie będzie bił – tłumaczył spokojnie chłopcu.
- Wyjdę jak poda warunki zawarcia pokoju – stwierdził uroczyście Kevin, po czym wyciągnął z kieszeni chusteczkę. Ostatnio ciągle oglądał filmy historyczne i motyw białej flagi bardzo mu się spodobał.
- No dobra, pomyślmy... – Sean wzniósł oczy do nieba i ciężko westchnął. Wychowanie dzieci było najcięższą, najbardziej skomplikowaną pracą jaką znał. – Szlaban na Bartka, Pleśniaka i telewizję przez tydzień.
- Yhy … - spod szafy rozległ się aprobujący pisk. Prawdę mówić, maluch spodziewał się czegoś znacznie gorszego. Zaczął wyczołgiwać się powoli, a Pleśniak zrobił to samo, nie spuszczając z niego brązowych ślepi. Stanęli obaj ze spuszczonymi głowami jak prawdziwi winowajcy, chłopczyk machał przy tym chusteczką niczym flagą, tak jak to widział w telewizji.
- Aha, komórka wędruje do mojej szuflady – dodał z uśmieszkiem Sean, widząc, że pomysłowy dzieciak zrobił sobie z całej sprawy zabawę.
- To nie w porządku, nie wolno niczego dodawać! – popatrzył na ojca buntowniczo.
- Koniec dyskusji, podajemy sobie ręce – rzucił stanowczo doktor. – Chyba o czymś zapomniałeś?
- Przepraszam ciebie i Darię, że zamknąłem was w piwnicy – powiedział natychmiast poważnie chłopczyk. – Nie powinnaś się martwić, szczury zjadłyby najpierw kiełbasę, bardzo ją lubią – uśmiechnął się nieśmiało do chłopaka, który z całej siły starał się nie roześmiać. Małemu niezbyt dobrze wychodziło udawanie skruszonego winowajcy.
- Do samochodu, ale już! – huknął na synka Sean.
- Chyba się jeszcze gniewa, ale na pewno niedługo mu przejdzie. – Kevin przytulił się do Darii. – Fajnie było? Tata się tobą zaopiekował? Dał ci buzi, żebyś się nie bała? – zaczął zarzucać go pytaniami maluch, ciekawy czy jego misja się powiodła.
- Ty się lepiej dokładnie zapnij pasem – rzucił do dziecka zmieszany chłopak. Ten aniołek był strasznym łobuzem i teraz nie spuszczał z niego ciemnych oczek, świdrując go nimi niemal na wylot. Na widok jego czerwonej twarzy uśmiechnął się szeroko i pomachał mu radośnie na dowidzenia.
- Tym razem dobrze to załatwiłem! – Sean wypiął dumnie pierś z przyjemnością patrząc na zarumienioną sekretarkę. - Bardzo chętnie jeszcze się gdzieś z tobą zamknę, wolałbym jednak, żeby trwało to nieco dłużej – szepnął jej na ucho.
- Nie wiem, który z was jest gorszy! – prychnął na widok zadowolonej miny szefa. – Ty też o czymś zapomniałeś, nie dałeś mu szlabanu na komputer i Internet. Pewnie przez najbliższy tydzień mały będzie wisiał na Skype – roześmiał się na widok zaskoczenia widocznego w oczach mężczyzny.
Najwyraźniej nie wziął tej możliwości pod uwagę.
                                                                                    ***
    Następnego dnia był poniedziałek i zaczęła się Darkowa droga przez mękę. Plotkary na każdym kroku nie dawały mu spokoju. Bezczelne i natrętne zadawały intymne pytania oraz posyłały domyślne uśmieszki. Zaczęło się już w spożywczaku, dokąd udał się rano po bułki na śniadanie. Uprzejma sprzedawczyni nie spuszczała oczu z rąk chłopka, kiedy podawał jej pieniądze.
- Są czyste, niczym się pani nie zarazi – opatrznie zrozumiał jej intencje.
- Nie kupił jeszcze pierścionka? – odezwała się kobieta z głębokim rozczarowaniem w głosie. – Taka śliczna panienka, a ten drań pewnie się jeszcze namyśla! – Pokiwała z ubolewaniem głową. Darek chciał się cofnąć do tyłu, odwrócił głowę i ku swojemu przerażeniu zobaczył uśmiechniętą twarz Kwasowej.
- Pewnie żal mu pieniędzy, wiecie jakie te chłopy są teraz wyrachowane. – Oczywiście nie zawahała się dołożyć swoich trzech groszy. Małe, ruchliwe ślepka natychmiast wyszpiegowały dorodną malinkę na szyi dziewczyny. – Dostał co chciał, więc teraz mu się nie śpieszy!
- Ach ta dzisiejsza młodzież! – przytaknęła jej sprzedawczyni. – Ja zawsze tłumaczę swoim dziewuchom,, polubię to po ślubie". Ale żadna mnie nie słuchała. Dopiero jak już brzuch pod nosem, a po narzeczonym ani śladu, to do matki po ratunek – pokiwała smętnie głową.
- Ja tylko te bułeczki. – Czerwony niczym pomidor Darek porwał zakupy i ruszył do drzwi.
- Biedna dziewczyna, przeleciał niczym wschodni wiatr i już pewnie nie wróci – odezwała się filozoficznie Kwasowa.
- Oby tylko śladu po sobie nie zostawił – dodała druga kobieta.
    W biurze nie było wcale lepiej, urzędniczkom dosłownie nie zamykały się usta, a kiedy zorientowały się, że pierścionka nie ma, dopiero zaczęły się plotki. Gdy Darek wchodził do jakiegoś pomieszczenia wszyscy nagle milkli, patrzyli na niego współczująco, jakby był co najmniej trędowaty, albo umarł mu ktoś z bliskiej rodziny. Ledwie wytrzymał do piętnastej. Do domu niemal biegł, unikając spojrzeń przechodniów, a w środku mu się dosłownie wrzało. Miał ochotę kogoś zabić i najlepiej by było, gdyby udusił tego porywczego paplę Seana. Z takim nastawieniem, nie jedząc nawet obiadu, ruszył do willi doktora.
                                                                         ***
    W południe Evans poczuł nikotynowy głód, ruszył więc do pobliskiego baru po ulubione cygara. Po drodze widział wpatrzone w niego oskarżycielsko oczy mieszkańców Pytlowic. Nie miał pojęcia o co znowu im chodzi, ale znał już te spojrzenia, najwyraźniej ktoś rozpuścił na jego temat świeże plotki.
- Poproszę paczkę tego co zwykle – rzucił do barmana.
- To pan nie w Krakowie? – zdziwił się uprzejmie mężczyzna.
- A dlaczego miałbym tam być? – zaczął ostrożnie doktor. Z doświadczenia wiedział, że im mniej mówi tym lepiej.
- No tak, pan pewnie po ten pierścionek pojedzie do Paryża, u nas takich brylantów nie kupi – uśmiechnął się do niego sprzedawca. – Moja baba to od rana mi suszy głowę, że powinienem brać z pana przykład i kupić jej chociaż taki malutki.
- Co ty tam wiesz! – Wtrącił się do rozmowy zawiadowca stacji i postawił na ladzie pusty kufel po piwie. – Doktor się nie będzie żenił, zaliczył naiwną gęś i wystarczy. Poszuka sobie jakieś modelki czy aktorki, jak to robią teraz wszyscy bogaci. Moja usłyszała to dzisiaj w sklepie. Nawet śniadania mi nie zrobiła, twierdząc, że męski ród, to sami zdradliwi poganie.
    W Seanie na jego słowa, aż się zagotowało, już miał zdzielić plotkarza w nos, kiedy przypomniał sobie identyczną sytuację sprzed dwóch dni i paplającego bezmyślnie Marcina. Sam był sobie winien i będzie musiał to jakoś odkręcić. Na myśl o tym, czego teraz musi wysłuchiwać w pracy biedny Darek, zrobiło mu się zimno. Pośpiesznie ruszył do domu, obmyślając strategię. Już po chwili miał opracowany plan działania. Wyciągnął z kieszeni komórkę i wykręcił numer swojego przyjaciela, który obecnie mieszkał w Amsterdamie.
- Olaf, idź do jakiegoś porządnego jubilera i kup mi pierścionek zaręczynowy. Musi być z ogromnym brylantem, takim rzucającym się w oczy.
- Spokojnie do soboty coś wykombinuję. A przedstawisz mi wybrankę? – zapytał zaciekawiony mężczyzna. Dobrze znał przyjaciela i jego negatywny stosunek do małżeństwa
- Jakiej soboty?! Dzisiaj wieczorem chcę go mieć w domu! Leć natychmiast i poślij go najbliższym lotem do Polski! – zdenerwował się Evans. Miał dzisiaj chyba zły dzień, nic nie szło po jego myśli.
- Spróbuję, zadzwonię jak tylko uda mi się coś zdziałać. Ale cię przycisnęła, musi być z niej niezła laska – zachichotał po czym wyłączył telefon.
    Sean tymczasem wykręcił numer swojej sekretarki. Tę sprawę musieli załatwić jak najszybciej, inaczej nie zaznają spokoju. Fikcyjne zaręczyny powinny uspokoić plotkarzy. Spotkają się kilka razy i po sprawie. Na pewno wkrótce wydarzy się coś ciekawszego, co odciągnie od nich uwagę mieszkańców Pytlowic. Wtedy po cichu się rozstaną i nikt nawet nie zwróci na to uwagi. Evans miał już za sobą dwa poważne związki, które zakończyły się kompletnym fiaskiem. Nie miał najmniejszej ochoty wiązać się z kimś na stałe i jak podejrzewał, Darek czuł to samo. Swoją drogą był ciekawy, co takiego spotkało tego chłopaka, że tak bardzo starał trzymać się wszystkich na dystans.
 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 6

   Darek mimo przeżytego koszmaru, miał całkiem przyjemny sen. Leżał właśnie na łące, zioła wokół pachniały oszałamiająco, w zasięgu ręki płynął wartko niewielki, kryształowo czysty strumień. Uśmiechnął się i zasłonił dłonią oczy przed słońcem. Stało już wysoko na niebie i świeciło mu prosto w twarz.
- Tato, chyba się budzi, zobacz jak macha łapką – usłyszał znajomy głosik.
- Ale ma mocny sen, chyba przesadziłem wczoraj z tą tabletką – dodał drugi, jakby nieco zaniepokojony.
- Mam pomysł. – W tym momencie chłopak poczuł jak cos łaskocze go po nosie. Pierwsza myśl która mu przyszła do głowy to były pająki. Nie cierpiał ich i teraz leżał dosłownie sparaliżowany ze strachu. Bał się otworzyć oczy, niepewny co zobaczy. Ostatnio widział w telewizji wielką tarantulę i na samo wspomnienie zadrżał. Ostrożnie uchylił powieki, ale zamiast włochatego potwora zobaczył nad sobą rozbawione twarze obu Evansów, każdy z nich trzymał w ręce puszystą trawkę i miział go nią po policzkach.
- Wynocha – mruknął, po czym usiadł gwałtownie na łóżku.
- Jesteś głodny? – pisnął Kevin. – Mamy naleśniczki. Z kitką to był mój pomysł, tata chciał cię wrzucić do wanny z lodowatą wodą. – Relacjonował zadowolony z siebie maluch.
- I bardzo ci za to dziękuję – pocałował dzieciaka w oba zarumienione policzki. Zastanowiło go, że odezwał się do niego jak do mężczyzny, ale być może tylko się przejęzyczył.
- A ja? – upomniał się natychmiast Sean nadstawiając twarz.
- Zimny prysznic co? – Darek opatrzył na niego buro. – Nie zasłużyłeś na nic sadysto jeden. – Odwrócił się jeszcze do dziecka. – Zaraz zejdę na dół, tylko się ubiorę i zjemy razem – uśmiechnął się do niego ciepło.
- Dwa do zera – wykrzyknął Kevin i spojrzał tryumfalnie na ojca, który w tym momencie trochę zmarkotniał. Właśnie przegrywał z własnym synem. Chyba faktycznie stał się nieatrakcyjnym odludkiem, jak to mu ostatnio wytknął jego brat. Podreptał do kuchni, zaczął z chirurgiczną precyzją nadziewać i składać naleśniczki. Wcześniej przygotował sobie kilka rodzajów sosów – karmelowy, czekoladowy, malinowy oraz bitą śmietanę, bakalie oraz pokrojone owoce. Śniadanko wyglądało i pachniało znakomicie. Tak przynajmniej uważał Darek, który przebrany w sukienkę i starannie uczesany wszedł do pomieszczenia. Usiadł obok Kevina, po czym zaczął się opychać z błogą miną.
- Przepyszne – zlizał z ust czekoladę mrużąc z przyjemności oczy, a Sean upuścił talerz na podłogę.
- Tatusiu, straszna z ciebie niezdara – zachichotał maluch. – Teraz to chyba masz… no ten… minus…
- Czy wy gracie w coś dziwnego? – zapytał Darek, mierząc obu podejrzliwym wzrokiem zmieszanych Evansów.
- Skąd ci to przyszło do głowy – wzruszył ramionami Sean, mrugając energicznie do synka, ten jednak wcale nie zwrócił na niego uwagi, wpatrzony jak w tęczę w chłopaka.
- Bartek mnie nauczył w zerówce – pochwalił się natychmiast Kevin, z ekscytacji nie mógł usiedzieć na krześle i wiercił się na wszystkie strony. – To na punkty, za każdy uśmiech mamusi dostajesz jeden, a jak narozrabiasz minus. Tatuś jeszcze nie łapie o co chodzi, ale się nauczy zobaczysz. Wygrywam, mam aż dwa punkty!
- Jak to? – Nie zrozumiał go do końca chłopak.
- No… uśmiechnąłeś się do mnie, a do niego ani razu – cieszył się maluch.
- A całusy są po ile? - Zapytał Darek, zerkając na wyjątkowo niemądrą minę Seana. Wyglądał zupełnie jak zawstydzony miś, którego złapano na dobieraniu się do ula.
- Chyba po trzy, trudniej na niego zasłużyć - odparł poważnie Kevin.
- W takim razie – podszedł do mężczyzny, po czym wspiął się na palce. Wycisnął na jego kształtnych ustach słodkiego buziaka, a potem zaraz się odsunął i ruszył do drzwi wejściowych. – Rumienisz się jak panienka – zachichotał na widok czerwonych policzków doktora. Stał zupełnie oniemiały i palcami dotykał swoich warg. Większość osób bała się do niego zbliżyć, a ten delikatny chłopak odważył się nawet na coś więcej, w dodatku z własnej inicjatywy. Nie mógł uwierzyć w to co się stało. – Wiem, że jesteś w szoku po moim nieziemskim pocałunku, ale otwórz mi bramę, żebym mogła wyjść. Róża i tak pewnie mnie tam ubije, za to, że nawet nie zadzwoniłam. - Odezwał się uśmiechając się przekornie Darek. Sean dopiero w tym momencie odzyskał władzę w nogach.
***
    Skończyło się na tym, że we trójkę weszli do domku Róży. Evansowie odwieźli Darka pod samą bramkę, a teraz kroczyli po jego obu stronach w charakterze ochroniarzy. Kobieta na widok zmieszanej gromadki stanęła na progu i wzięła się pod boki, mierząc ich kpiącym spojrzeniem.
- Proszę, proszę Evansovie, jak miło wiedzieć, że żyjecie. Pewnie piorun wam trafił w telefony! – warknęła nieprzyjaźnie.
- Nie złość się na nich, to moja wina – zaczął ugodowym tonem Darek.
- O… jest i sama pani doktorowa… - spojrzała z ukosa na chłopaka – jak się weszło do śmietanki towarzyskiej, zapomina się o rodzinie! – Przepuściła ich w drzwiach. Wszyscy skierowali się wprost do salonu, z którego wybiegł zachwycony przybyciem gości Pleśniak i z radosnym szczekaniem rzucił się na Kevina, przewracając go na dywan.
- Do budy kudłata paskudo! – Krzyknęła na dokazującego psa. Ten widać znał mores przed swoją panią, bo natychmiast zwiał do ogrodu. Trzej mężczyźni usiedli grzecznie na kanapie, nie śmiejąc jej spojrzeć w oczy.
- O co chodzi z tą doktorową? – wyszeptał nieśmiało Darek.
- O to spytaj tego pana – Róża popatrzyła zezem na Seana. – Dał wczoraj niezły popis w karczmie. Był tak ciekawy, że ludziska nawet przestali oglądać serial, co się im naprawdę rzadko zdarza.
- Dałem tylko Marcinowi w nos, co w tym takiego fascynującego? – odezwał się niepewnym głosem Evans.
- Jak byłam dzisiaj w sklepie, przedstawiono mi to zupełnie inaczej.
,,,Wpadłeś do karczmy z rozwianym włosem i płonącymi oczami, rycząc się na cały bar niczym wściekły Minotaur.
- Moja ci ona, moja! Nie waż się do niej zbliżać potworze! – Po czym rzuciłeś się na Marcina, prawie go zabijając. A kiedy ci powiedział, że jej dotykał, omal go nie zadusiłeś jadem zazdrości, który kapał ci z pyska. Niektórzy widzieli nawet kilkucentymetrowe kły. Podobno czuć było siarkę oraz ognie piekielne. Potem rzuciłeś na Casanovę czarnomagiczna klątwę, że niby już żadna baba na niego nie spojrzy bez obrzydzenia”.
- Co takiego?! – Sean wytrzeszczył na Różę oczy.
- M- moja?! – wyjąkał Darek.
- Moja czyli twoja – podskoczył radośnie Kevin. – Daria jest już nasza i możemy ją na zawsze zabrać do domu, prawda?
- Kochanie, może pójdziesz do ogrodu i poszukasz z Pleśniakiem jego zaginionej piłeczki? Bardzo ją lubi, a my tu skończymy rozmawiać – zaproponowała kobieta, zaskoczona tokiem rozumowania dziecka.
- Aha, będzie pani kląć… Dorośli zawsze mnie wtedy wyrzucają. - Chłopczyk zapiął sweterek i wybiegł z domu, nawołując psa.
- Cholera… - jęknął Darek.
- O tak, jasna cholera… - przytaknął mu Evans.
- Ktoś tu ma niewyparzoną buzię! – Róża popatrzyła na doktora z politowaniem. – Witam w rodzinie drogi panie. Pierścionek zaręczynowy ma być porządny, bo panu nie oddam ręki Darii! – popatrzyła na niego kpiąco. – Swoim niemądrym wystąpieniem zepsuł pan dziewczynie opinię. Wszyscy myślą, że jesteście parą i sypiacie ze sobą. Trzeba było iść na policję, a nie robić burdę!
***
   Krzysztof, znany też pod pseudonimem Rosiczka siedział już w więzieniu prawie miesiąc. Z początku myślał, że uda mu się wyjść za kaucją, ale zeznania świadków, zwłaszcza Darka, zupełnie go pogrążyły i sędzia nie przychylił się do prośby adwokata. W małej celi czuł się coraz gorzej, był postawnym mężczyzną i potrzebował przestrzeni, a nie puszczano go nawet na spacery. Czasami, zwłaszcza wieczorami, miał wrażenie, że ściany pokoiku zbliżają się do siebie, a sufit zaczyna go przygniatać. Zaczynał się wtedy pocić, robiło mu się duszno, ale wstydził się zawołać strażnika. W swoim środowisku, zasłużył sobie na opinię zimnego drania bez skrupułów. Nie chciał tego zepsuć, prosząc o pomoc niczym małe dziecko. W tym światku plotki rozchodziły się równie szybko jak gdzie indziej.
Za każdym razem, kiedy miał odwiedziny, kolejni goście opowiadali mu o zeznaniach Darka. Krzysztofowi z trudem przychodziło uwierzyć, że taki dzieciak doprowadził do jego aresztowania. Ciągle analizował wszystkie ich spotkania, rozmowy. Chłopak śnił mu się prawie każdej nocy. Kilka razy złapał się nawet na tym, że próbuje z nim rozmawiać także na jawie. Zaczął gadać do swoich myśli, jakby były żywym człowiekiem. Tak bardzo chciał go zobaczyć. Zacisnąłby palce na smukłej szyi i wycisnął z niego wszystko, co wiedział na ich temat. Powoli, dzień po dniu, niedoszły kochanek stawał się jego obsesją. Krzysztof zatracał gdzieś swój słynny rozsądek i spryt, z którego słynął w przestępczym środowisku. Dopadnięcie Darka, zemsta na nim, stawały się celem jego życia. Nie ważne jak trudne i bezsensowne byłoby to w tej chwili. Do każdego kto chciał słuchać mówił tylko o tym, co zrobi jak go w końcu złapie. Drobny chłopak, mający być tylko niewielkim epizodem w jego karierze, w krótkim czasie przysłonił mu cały świat.
***
   Zmęczony bieganiem za psem dzieciak wpadł do domu. Dorośli nadal debatowali w salonie, wywijając rękami. Należało skończyć z tymi kłótniami, które w niczym nie pomagały. Kevin może był jeszcze mały, ale doskonale wiedział, że jeśli będą się dalej sprzeczać, nic z tego dobrego nie wyniknie. Pani w przedszkolu jak się bili zawsze ich rozdzielała i rozstawiała po kątach. Postanowił zrobić to samo.
- Chce mi się pić! – zawołał od progu.
- W kuchni na stole jest sok – odpowiedziała mu Róża.
- Ale ja chcę kaktusowy… - pisnął z uporem w głosie. – Jest w warzywniaku za rogiem – popatrzył błagalnie na Darka.
- No dobra, ja z nim pójdę – podniósł się chłopak i wziął Kevina za rękę. Nawet mu przez myśl nie przeszło, że właśnie bierze udział w przewrotnym planie pt., Mamusia”. Maluch podczas zabawy z Pleśniakiem wpadł na kilka pomysłów, zdążył je nawet skonsultować przez komórkę z Bartkiem.
- Loda też mi kupisz? – Podskakiwał u boku chłopaka, który w krótkiej jeansowej spódniczce i podkoszulku wyglądał naprawdę ładnie. Kiedy dotarli do sklepu, Kevin zaczął szukać swojego soczku, ale niestety nigdzie go nie było. Zwrócił się więc do sprzedawczyni, która była najlepszą przyjaciółką Kwasowej, największej plotkary w mieście.
- Czy jest kaktusowy, taki z Tymbarku? – zapytał, uśmiechając się niewinnie.
- Zaraz ci poszukam. Nie ma tatusia? – Kobieta popatrzyła zaciekawiona w kierunku Darii, który właśnie wybierała najładniejsze pomarańcze.
- Został w domku, bo mamusia powiedziała, że ze mną pójdzie - zaszczebiotał chłopczyk. – Niedługo z nami zamieszka i tata kupi jej pierścionek z wielkim diamentem. Róża powiedziała, że byle komu Darii nie odda i musi się odpowiednio oświadczyć – paplał jak nakręcony. – Juro pojedziemy razem do … - W tym momencie czerwona jak burak Daria zatkała małemu gadule usta, zapłaciła za sprawunki i wybiegła z warzywniaka jakby goniło ją siedem furii. W sumie to była ich wina, nie powiedzieli małemu, żeby niczego nie opowiadał znajomym. Teraz już po obiedzie, do poniedziałku wszyscy w Pytlowicach się dowiedzą, że zostanie doktorową.
***
   Następnego dnia Kevin bawił się przed domem z Bartkiem. Budowali zamek z piasku, przynajmniej tak to wyglądało dla obserwujących ich z okna gabinetu Seana i Darka. Dzieci miały jednak poważniejsze problemy niż to czy brama z patyków prosto stoi.
- Na pewno się pobiorą, wszyscy już wiedzą, że Daria jest tatusia – oświadczył z dumą Kevin.
- No nie wiem, moja mama mówiła, że narzeczeni muszą się kochać. Na filmie widziałem jak trzymają się za ręce i całują. – Tłumaczył mu Bartek.
- Tak przy wszystkich? Fe..
- Aleś ty głupi, pewnie że nie, muszą być sami w pokoju, najlepiej po ciemku.
- Jak będzie ciemno, to jak się pocałują? - Zauważył rozsądnie Kevin. – Będą się macać jak niewidomi?
- Chyba tak – zaczerwienił się Bartek. – Nie wiem, jeszcze się nie całowałem. – Pochylił jasną główkę i długie do ramion włoski zasłoniły mu zarumienioną buzię.
- A chciałbyś spróbować? – Kevin nagle zainteresował się ustami kolegi. Były bardzo ładne, różowe i delikatne.
- A chcesz dostać łopatką?! – Zamierzył się na niego chłopiec.
***
   Wieczorem mężczyźni nadal pracowali, mieli sporo zaległości. Zbyszek już wrócił z wycieczki, więc zrobił im kanapki oraz miał oko na Kevina. Chłopczyk był wyjątkowo grzeczny, układał sobie klocki, coś tam rysował. W końcu zabawa mu się znudziła i poszedł do kuchni.
 - Mogę ci przynieść wino do kolacji? Wiem, gdzie jest – zaproponował krzątającemu się gosposiowi.
- Dobrze, ale bądź ostrożny, nie biegaj z butelką – zgodził się mężczyzna. Malucha nie było dobry kwadrans, przybiegł zdyszany i zamiast do kuchni udał się do gabinetu.
– Tatusiu, w piwnicy jest potwór, może to mutant? Musisz tam iść i zrobić mu zdjęcie! – opowiadał z przejęciem.
- Idź do Zbyszka, nie mamy czasu – machnął na niego mężczyzna.
- Robi jedzonko, jak mu przeszkodzę nie będzie kolacji – zaprotestował rozsądnie dzieciak. – Daria, ty też chodź, będziesz mieć super fotkę! – wziął za rękę dziewczynę.
- Dobrze, tylko szybko, nie mamy czasu robić sesji fotograficznej – westchnął Sean, po czym ruszył do piwnicy, a zanim reszta gromadki. Dom stał na miejscu przedwojennych magazynów i posiadał rozległe, pełne zakamarków piwnice. Były tak duże, że można by po nich jeździć samochodem. Stojaki z winem stały w małym pomieszczeniu przypominającym więzienna celą z jednym zakratowanym okienkiem pod samym sufitem.
- To tam pod ścianą – wskazał na stojącą w kącie sporą beczkę Kevin. Kiedy mężczyźni weszli do środka wspiął się na palce, zgasił światło i zatrzasną za nimi drzwi na metalowy skobel.
- Co ty wyprawiasz łobuzie?! – Krzyknął Sean, ale już było za późno. Byli uwięzieni w niewielkim pomieszczeniu w zupełnych ciemnościach. – A to drań, zrobił to specjalnie.
- Tu nie ma szczurów prawda – pisnął Darek i poświecił sobie komórką. Niestety okazało się, że nie mają tu zasięgu. Wdrapał się więc na stojący pod ścianą duży, dębowy stół i tam się skulił. – Zrób coś, jesteś w końcu mężczyzną!
- Tylko co? – Evans namacał w końcu wyłącznik światła i pstryknął. Żarówka pod sufitem pyknęła, zadymiła i skończyła swój żywot. – Znajdź świece, gdzieś powinny być, a ja zdejmę z szafy stare derki, strasznie tu zimno.
- Nie ma mowy, tam coś się poruszyło – Darek nie miał najmniejszego zamiaru zejść na ziemię, gdzie z pewnością łaziło coś kudłatego z cienkim ogonkiem. Mężczyzna spojrzał na niego i już miał zamiar wytłumaczyć głuptasowi, że z tą plagą dawno się rozprawił, ale się rozmyślił. Chłopak z tymi pajęczynami we włosach wyglądał niesamowicie uroczo. Kilka godzin przytulania, zanim ktoś ich znajdzie powinno być dość przyjemne.

piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 5

   Pani Stenia właśnie kończyła sprzątać gabinet burmistrza, kiedy do jej uszu dobiegło zduszone wołanie o pomoc. Pracowała tu już od czterdziestu lat i niejedno widziała. Wzięła wiadro z wodą oraz mopa, po czym na palcach ruszyła w stronę odgłosów szamotania. Z daleka poznała tego zboczeńca Marcina, jak zwykle molestował kolejną niewinną ofiarę. Najpierw  cyknęła mu kilka zdjęć telefonem komórkowym, tak jak to uczyła ją wnuczka. Potem zakradała się od tyłu, podniosła wiadro do góry, wylała jego zawartość na  bezczelnego drania, mocno waląc go przy tym w głowę. Osunął się bez przytomności na podłogę, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
- Już dobrze dziecko, możesz otworzyć oczy – zwróciła się łagodnie do roztrzęsionej dziewczyny. To była nowa urzędniczka, o której ostatnio ciągle plotkowano.
- Bardzo pani dziękuję – wyszeptał słabym głosem Darek. – Uratowała mi pani życie.
- Ma się jeszcze tą krzepę. – Uśmiechnęła się do niego staruszka, prężąc szczupłe ramię, niczym kulturysta na wybiegu. – Tego chama od dawna mam na oku, powinnaś udać się z tym na policję. Na pewno zgłosi się niejedna poszkodowana. Jakby co, mamy dowody. –  Dumnie pomachała do chłopaka telefonem.
- Nigdy bym nie pomyślała, że posunie się do czegoś podobnego. Sądziłam, że to zwykły podrywacz – Chłopak chwiejnym krokiem podszedł do stojącego w kącie krzesła i usiadł na nim z ulgą. Trochę kręciło mu się w głowie i zrobił się blady jak ściana.
- Zaczekaj, powinnaś się czegoś napić, bo mi tu jeszcze zemdlejesz. – Kobieta przyjrzała się mu uważnie, podreptała do stojącego w holu automatu i wróciła po chwili z kubkiem gorącej herbaty. – Ja się jeszcze przebiorę i możemy iść do domu. Odprowadzę cię, mieszkam niedaleko Evansa.
- A co z nim? – Darek wskazał na leżącego na podłodze mężczyznę, który zaczynał się właśnie wiercić i mamrotać coś do siebie.
- Nie przejmuj się, zadzwoniłam po pogotowie, już ich słychać – odpowiedziała beztrosko staruszka. – Nie martw się, ten Casanova nie odważy się niczego powiedzieć.
Rzeczywiście w drzwiach budynku minęły się z ratownikami. Wskazały im jeszcze miejsce, gdzie leżał poszkodowany i ruszyły do domu. Po kwadransie były już pod bramką, prowadzącą na posesję doktora. Pożegnały się serdecznie i Darek udał się od razu do gabinetu, gdzie czekała na niego sterta dokumentów oraz korespondencji. Mimo, że nadal się źle czuł postanowił zostać choć na dwie godziny. Zajęty pracą nie zauważył jak do pokoju wszedł Sean. Stanął za piszącą pracowicie sekretarką i przez chwilę przyglądał się smukłej szyi, która nagle wydała mu się niesamowicie kusząca.
- A o której to się przychodzi?! – huknął niespodziewanie za plecami Darka. Biedny chłopak aż podskoczył, złapał się za serce i przypadkowo trącając ręką klawiaturę, zmazał wszystko co napisał do tej pory.
- Dobrze się pan bawi co? – mruknął pod nosem.
- Co było ważniejsze od pracy? Zakupy, plotki z przyjaciółką, czy randka z miejscowym uwodzicielem? – zapytał jak zwykle z kpiną w głosie. Ze zdumieniem zobaczył jak zielone oczy napełniają się łzami, a chłopak zaczyna się cały trząść. Nerwowym ruchem miął w drobnych dłoniach spódniczkę, próbując się opanować.
- Ch- chyba.. nie powinienem był przychodzić…  - wyjąkał z trudem Darek, dopiero po kilku sekundach, zdając sobie sprawę, że zaczyna o sobie mówić w formie męskiej. – Odrobię to innego dnia. - Podniósł się zbyt gwałtownie i gdyby nie silne ramię Seana, które go objęło, byłby upadł na posadzkę.
- Spokojnie. – Mężczyzna, widząc co się dzieje wziął go na ręce, zaniósł do gościnnej sypialni i położył na łóżku. Zdjął mu buty, nakrył kołderką, po czym na moment wyszedł, by wrócić ze szklanką wody oraz tabletką. – Połknij.
- Co to? – chłopak usiadł i nieufnie spojrzał na lekarstwo.
- Hydroxyzyna na uspokojenie, na pewno trochę pomoże. – Cierpliwie czekał, aż zdecyduje się wziąć od niego lek. – Zadzwoniłem do Róży i powiedziałem, że zostaniesz tu na noc.
Darek położył się i nakrył pod samą brodę kołdrą, nadal lekko drżał. Oczy co chwilę napełniały mu się łzami. Miał wrażenie, że jego ciało odreagowuje nie tylko tą historię z Marcinem, ale wszystkie stresy, które przeżył od przyjazdu do Pytlowic. Sean zachował się dzisiaj wobec niego wyjątkowo opiekuńczo, pewnie włączył mu się instynkt alfy, nakazujący mu bronić stada. Chociaż bywał wredny i złośliwy, w jego obecności czuł się zawsze bezpiecznie. Miał nadzieję, że nie zauważył jego przejęzyczenia.
- Co się stało? – zapytał po chwili doktor widząc, że chłopak nieco się uspokoił. Serce mu się ściskało na widok łez w tych pięknych oczach. Mały kłamczuch wydawał mu się niesamowicie kruchy i bezbronny.
- Mamy w pracy takiego podrywacza, któremu się wydaje, że jest co najmniej Bradem Pittem. Zaczaił się na mnie w korytarzu i gdyby nie nasza sprzątaczka, mogłoby to się dla mnie źle skończyć. – Opisał Seanowi całą sytuację.
- Czy on wie, że jesteś mężczyzną? – Na to niespodziewane pytanie Darek aż podskoczył na łóżku.
- Skąd wiesz? – wyszeptał, nie śmiejąc spojrzeć na Evansa. – Jeśli nie chcesz bym tu pracował to powiedz, nie mogę ci nic więcej powiedzieć ponadto, że ta maskarada na razie jest konieczna. – Usiadł na łóżku, przyciskając do klatki kołdrę kurczowym ruchem.
- Jestem lekarzem głuptasie, od początku coś mi nie pasowało. Nie mówiąc już o tym, że piersi ci ciągle wędrują, a między nogami masz męskie organy. Widziałem przypadkowo, słowo daję i tylko przez bokserki – dodał na widok rumieńców na twarzy chłopka i jego speszonego spojrzenia.
- Ciężko w to uwierzyć. – Popatrzył na mężczyznę podejrzliwie.
- Sypiasz na kołdrze, wyglądasz wtedy słodko i prezentujesz wszystkie swoje wdzięki – posłał mu kpiący uśmieszek.
- Och! – Czerwony jak burak Darek zanurkował cały pod nakrycie. – Nie wiedziałem, że męskie wdzięki też cię interesują – wymamrotał niewyraźnie.
- Jak widzisz jestem pełen niespodzianek, zupełnie jak ty. A Marcinem się nie martw, trzeba będzie mu raz na zawsze wybić z głowy podboje. Śpij spokojnie śliczny. – ,,Najlepiej ręcznie wytłumaczyć mu różnicę miedzy zalotami, a molestowaniem’’.- Dodał już w myślach.
- Podrywasz mnie? – rozległo się spod kołdry.
- Troszeczkę – uśmiechnął się pod nosem Sean i wyszedł z pokoju. Na korytarzu jego twarz natychmiast zmieniła swój wyraz, a w szarych oczach zapłonęła furia. Postanowił przejść się do miejscowego baru, aby kupić sobie paczkę papierosów. Było już późno i okoliczne sklepy na pewno już zamknięto. Zawsze jak był zdenerwowany chciało mu się palić. Jeśli nawet zobaczy tam Marcina, to będzie to zupełnie przypadkowe spotkanie. Prawda?
***
   Po kwadransie Evans, w mocno bojowym nastroju, dotarł do baru. Podszedł do bufetu i zamówił kufelek piwa. Dyskretnie rozglądał się dookoła w poszukiwaniu swojego celu. W duchu uknuł paskudny plan. Od dziecka ćwiczył sztuki walki, a w zawodach przestał startować dopiero wtedy, gdy wybrał specjalizacje chirurgiczną. Nadal jednak codziennie trenował przynajmniej przez godzinę. Zwykły, miejscowy osiłek nie stanowił dla niego żadnego wyzwania. O tym zboczeńcu słyszał już niejedno, doskonale wiedział, że Darek nie był jego jedyną ofiarą. Postanowił na zawsze wyłączyć go z gry i przywrócić mu właściwy światopogląd, zaburzony przez zakochaną w swoim przystojnym synku mamusię, która od niemowlęctwa wbijała go w pychę.
- Szklankę piwa z lodem – wychrypiał za nim mocno zawiany głos. Odwrócił się i zobaczył obiekt swoich rozmyślań. Na jego czole widział spory guz, do którego natychmiast przyłożył sobie podany przez barmana kufel.
- A kto cię tak urządził? - Zagadał do niego spokojnie, starając się zapanować nad głosem.
- Evns? – wyjąkał mężczyzna lekko się zacinając. Widać było, że już wychylił niejedno piwko. – Twoja sekretarka! Straszna z niej suka, najpierw mnie prowokowała, kręciła tyłkiem, a potem napuściła na mnie tę starą ropuchę. – Po pijaku Marcin był bardzo wylewny i skłonny do zwierzeń.
- Chcesz powiedzieć, że się dobierałeś do Darii, mimo, że protestowała? – zapytał lodowatym głosem Sean. Gdyby w mężczyźnie telepały się jakieś resztki rozsądku, w tym momencie odwróciłby się na pięcie i zwiał.
- E tam, wszystkie najpierw piszczą, a potem same rozkładają nogi – zachichotał obleśnie. – Ta niczym się nie różni od innych! – Chciał jeszcze zrobić jakąś inteligentną w jego pojęciu uwagę, ale doktor nie wytrzymał i walną go pięścią prosto w nos. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie, a nieszczęsny organ przekrzywił się dziwnie na lewo.
- Złamałeś mi nos debilu! – wycharczał Marcin, tamując chusteczką krew.
- Trzymaj się z daleka od tego co moje! – warknął do niego Sean.
- Nie wiedziałem, że ją posuwasz. Udało mi się włożyć jej rękę pod kieckę – wykrzywił się do mężczyzny złośliwie. – Ciebie z takim pyskiem na pewno żadna nie chce!
- Ale ja ci gwarantuję, że na ciebie też już żadna nie spojrzy! – Evns przyłożył my z rozmachu jeszcze dwukrotnie twarz, za każdym razem rozlegał się nieprzyjemny odgłos. – Będziesz zboczeńcu pił przez rurkę długi czas!
- Załatwię cię, pozwę do sądu! – Mamrotał z trudem Marcin, plując krwią.
- Z przyjemnością zapłacę za każdą operację, sądzę, że koledzy przyłożą się do pracy – Sean posłał my wyjątkowo wredny uśmieszek. Był ciekaw, czy jakikolwiek chirurg podejmie się poskładać tego śmiecia. Sam trzymał się za policzek, bo drań jednak go trafił. Gniew tak go zaślepił, że nie zdążył się odsunąć.
***
   Darek po wyjściu lekarza przebrał się w falbaniastą, błękitną piżamkę, należącą pewnie do którejś z byłych niań Kevina, na którą składały się kuse krótkie spodenki w misie i koszulka z dekoltem. Stanik z wkładkami schował pod poduszką.Wyglądał w niej nieco dziwnie, ale lepsze to, niż położenie się do łóżka w uwierającej go pod pachami sukience. Zasnął prawie natychmiast, lek najwidoczniej zaczął działać. Spał dość mocno przez kilka godzin. Była już noc, kiedy obudziły go hałasy dobiegające z gabinetu Evansa, które po chwili przeniosły się do kuchni. Złapał za leżącą na stoliku, ciężką encyklopedię i tak uzbrojony zszedł na parter. Ostrożnie otworzył drzwi do kuchni, świeciła się tylko mała lampka w kontakcie. W jej blasku zobaczył wysoką, ciemną sylwetkę. Przestraszony, zamachną się książką, celne waląc intruza w głowę.
- Oż cholera… – wyjęczał mężczyzna i osunął się na najbliższe krzesło. – Darek, ty idioto, chciałeś mnie dobić?
- Sean…? – Chłopak zapalił światło i zrobiło mu się głupio. Jego szef siedział za stołem z podbitym okiem oraz rosnącą śliwą na głowie. – Ja cię strasznie przepraszam – pisnął ogromnie zmieszany. – Nie ruszaj się, przyniosę apteczkę i lód. – Po chwili wrócił obładowany, rozłożył akcesoria na stole. Sprawnie obmył oraz opatrzył rany mężczyzny, który syczał i krzywił się niczym małe dziecko. – No już – uśmiechnął się do niego, kiedy skończył. – Nie wygląda tak najgorzej, ale siniak pod okiem, to nie moja zasługa. Z kim się pan bił?
- A kto podmucha i pocałuje, żeby nie bolało? – Sean zrobił minę skrzywdzonego niedźwiadka. Tyłeczek chłopaka w kusych szortach oraz doskonale widoczne zgrabne nogi przyciągały jego oczy jak magnes. – Poza tym należy mi się odszkodowanie za poniesione straty – zajęczał żałośnie, łapiąc się za guza.
- No dobra – Darek popatrzył na niego nieco sceptycznie – ale łapy przy sobie! – Podszedł bliżej, położył dłonie na szerokich ramionach mężczyzny i delikatnie wpierw podmuchał zranione miejsce, a potem pocałował go dwukrotnie w poszkodowany policzek.
Evans bał się nawet drgnąć, by go nie spłoszyć, ale natura była silniejsza, a słodkie usta tak blisko. Odwrócił powoli głowę i musnął pieszczotliwie kuszące wargi. Raz, drugi, trzeci – z każdym kolejnym pocałunkiem nabierał ochoty na więcej. Niestety chłopak, który w pierwszym odruchu mu uległ, po chwili odzyskał panowanie nad sobą i stanowczo się odsunął.
- Mało – odezwał się doktor z miną dziecka, któremu właśnie odebrano pysznego cukierka. – Nie wolno się znęcać nad chorymi.
- Ty się już lepiej nie odzywaj! – Zarumieniony chłopak zajął miejsce pod drugiej stronie stołu, tak na wszelki wypadek, jakby go coś jednak kusiło. – Ja bym powiedział, że bezczelnie wziąłeś nie tylko zapłatę, ale również premię.
- Jeśli pozwolę ci nabić sobie jeszcze jednego guza, to dostanę kilka tych słodkich buziaków? – zapytał Evans z uśmieszkiem.
- Chyba jednak walnąłem cię zbyt mocno, najwyraźniej coś ci zaszkodziło. – Darek pogroził draniowi, który próbował się do niego przysunąć z krzesłem. – Ty mi lepiej powiedz z kim się biłeś! – Chłopak miał złe przeczucia.
- Zaraz tam biłeś, to była tylko mała sprzeczka prowadzona przy pomocy pięści – argumentował mężczyzna z niewinną miną.
- Faceci! – Przewrócił oczami Darek. –Nie można było tego rozwiązać, rozmawiając jak ludzie?
- Nie rozmawiałem z człowiekiem, tylko tym zboczeńcem Marcinem. Myślę, że po dzisiejszej dyskusji szybko dojdzie do właściwych wniosków.
- To kretyn, pozwie cię o odszkodowanie. Niepotrzebnie się wtrącałeś! Będziesz mieć teraz mnóstwo kłopotów. – Zdenerwował się chłopak.
- Spokojnie mój piękny. Te całusy były tego warte – zachichotał beztrosko. Został za to pociągnięty za ucho przez Darka.
- Jaki twój, trollu jeden?! Co by było, gdyby złamał ci rękę? Nie mógłbyś operować! – Nie miał do tego bałwana siły. Typowy macho, zaznaczył swój teren i był sobą zachwycony. Zachował się idiotycznie, a teraz jeszcze oczekuje za to nagrody. – Lepiej już pójdę, bo jeszcze naprawdę zrobię ci krzywdę.
- Nie złość się, nie mogłem pozwolić, by ktoś niszczył opinię mojej jasnowłosej księżniczki – posłał mu szelmowski uśmiech.
- Kogo? – Nie zrozumiał w pierwszej chwili chłopak. – Zupełnie zwariowałeś?! Zrób sobie jutro lepiej tomograf tego czerepu! – Czerwony na twarzy Darek umknął z kuchni. Złośliwy szef był już wystarczająco ciężkostrawny, ale flirtujący szef był ponad jego wątłe siły. Nie chciał nawet myśleć, jakie plotki będą krążyły rano po Pytlowicach. Na szczęście zaczął się weekend, więc miał dwa dni spokoju, zanim dopadną go ciekawskie współpracowniczki. Zamknął drzwi od sypialni i spojrzał w lustro. Wargi wydawały się nieco opuchnięte. Drań maksymalnie wykorzystał okazję. Na samo wspomnienie jego pocałunków zrobiło mu się gorąco, z piskiem rzucił się na łóżko i zagrzebał w kołderce. Solennie sobie postanowił, trzymać się od tego trolla z daleka. Nie będzie mu jakiś prowincjonalny konował mieszał w głowie!

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 4

   Tymczasem wiele kilometrów dalej, w krakowskim areszcie dla groźnych przestępców, siedział Krzysztof Porębski i rozmyślał nad swoim pokręconym losem. Za godzinę miał widzenie ze swoim adwokatem. Nie mógł się już doczekać wieści z zewnątrz. Dziwnie się czuł w tym maleńkim pokoiku, niczym tygrys wsadzony do zbyt ciasnej klatki. Był wysokim, postawnym mężczyzną z brązowymi włosami i niebieskimi, przenikliwymi oczami. Silny, inteligentny, świetnie wyszkolony w sztukach walki, szybko piął się do góry w gangsterskim światku. Zresztą nie znał innego, w nim się wychował, a rodzice należeli do zorganizowanych grup przestępczych. Miał szesnaście lat, kiedy założył swoją pierwszą bandę. Teraz był już prawie na samym szczycie, ten skok na bank miał być ostatnim tego typu wyczynem. Przemyt, narkotyki i prostytucja zaczynały mu już przynosić takie dochody, że miał zamiar zrezygnować z kradzieży. Były zbyt ryzykowne, choć przynosiły niezłe zyski.
   Z początku nie mógł zrozumieć, jak to się stało, że wpadli i zostali aresztowani. Wszystko było świetnie zorganizowane, dopięte na przysłowiowy ostatni guzik. Po szeregu godzin rozmyślań zdał sobie sprawę, że to Darek go wydał. Wyglądał tak niewinnie i słodko, kiedy go pierwszy raz zobaczył siedzącego w bankowej kasie. Zdawał się wprost stworzony na informatora. Nie było się łatwo z nim umówić, nieśmiały dzieciak wcale nie kwapił się do zawarcia znajomości. W końcu, po wielu próbach, zgodził się z nim spotkać. Krzysztof był profesjonalistą i szybko wyciągnął z chłopaka wszystko, co było mu potrzebne do napadu. Poza tym całkiem miło spędzali razem czas. Okazało się, że mieli wiele wspólnych zainteresowań, lubili oglądać podobne filmy, śmiali się z tych samych dowcipów. Jednym słowem Darek wpadł w oko, na ogół nieczułemu na wdzięki, gangsterowi. Po skoku chciał zabrać małego do siebie, spędzić z nim kilka upojnych chwil. Zamiast tego siedział w więzieniu i zastanawiał się, który z śledczych miał ich na oku. Krzysztof był przekonany, że ktoś musiał ich od dawna śledzić, bo skąd by miał tak dokładne dane i rysopisy. Zgarnęli prawie wszystkich jego chłopaków.
   Zazgrzytały drzwi od celi i do środka wszedł jego adwokat. Od lat pracował dla organizacji i niejednego z braci wyciągnął z więzienia.
- Panie Porębski. – Usiadł na podsuniętym mu krześle. – Tym razem paskudnie się pan wpakował. Nie ma szans  na wyjście za kaucją.
- Wie pan, kto nas tak załatwił? – zapytał Krzysztof, wyciągając długie nogi przed siebie. - Pewnie przysłali jakiegoś starego wygę z Warszawy.
- Akurat, nigdy pan nie zgadnie. Ta informacja kosztowała mnie sporo zachodu i pieniędzy.
- Gadaj, wiesz, że wszystko ci zwrócę.
- Pokpiłeś sprawę, ten dzieciak z którym się zadawałeś, doniósł policji wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Numery telefonów, rysopisy, rejestracje tak dokładne, jakby nakręcił o was film. Niestety zniknął i nikt nie wie, gdzie się zapodział. Zrobili z niego świadka koronnego. Miałeś niesamowitego pecha, chłopak ma fotograficzną pamięć.
- Szlag, skąd miałem to wiedzieć! Musicie go znaleźć, nie może zeznawać!
- Wiemy, ale to nie takie proste - westchnął adwokat.
- Kończyć te pogaduszki! – Do celi wszedł strażnik. Był zaskoczony, że taki niebezpieczny więzień dostał pozwolenie na widzenie. Nie miał jednak zamiaru wtrącać się w decyzje przełożonych. Pewne ktoś tam na górze dobrze posmarował właściwą rękę.
   Krzysztof został sam i usiadł na wąskim łóżku. Przez niewielkie, zakratowane okno wpadało już niewiele świtała. Zacisnął dłonie na metalowej ramie w bezsilnym gniewie. Dopadnie małego drania, a potem wyciśnie z tego zdrajcy ostatnie soki. Zrobi z niego swoją dziwkę, będzie go pieprzył dzień i noc aż zdechnie. Nie miał pojęcia jak mógł się tak pomylić w ocenie tego dzieciaka. Wyglądał na słabego, bezbronnego i niesamowicie naiwnego. Pierwszy raz w życiu popełnił tak poważny błąd, a teraz przyjdzie mu za niego drogo zapłacić. Musiał się stąd wydostać, czym prędzej tym lepiej. Doskonale wiedział, że nie ma więzienia z którego nie można by uciec. Policja nie miała pojęcia jak grubą był rybą i nie pilnowała go aż tak bardzo. Już wkrótce zgniecie słodki uśmiech na tych różowych ustach, a jego dłonie wymalują rozległe sińce na krągłych pośladkach. Z tą pocieszającą myślą zasnął, a jasna twarz Darka prześladowała go całą noc.
***
   Sean poprzedniego wieczoru, kiedy już ułożył do snu swojego pijanego synka, udał się do pokoju niani. Po krótkiej wymianie zdań kobieta wyleciała z domu jak wystrzelona z procy, nie spakowała nawet swoich rzeczy. Doktor mocno zdenerwowany jej beztroską oraz brakiem profesjonalizmu nie przebierał w słowach. Nadał durnemu babiszonowi od  szponiastych kretynek i bezmyślnych małp. Skutek tej całej awantury był taki, że znowu został bez opiekunki do dziecka, a za dwie godziny musiał udać się na cały dzień do kliniki. Była niestety sobota i nawet Zbyszek miał wolne. Zresztą już porządnie nadużył cierpliwości gosposia, należało mu się trochę odpoczynku. W końcu po chwili wahania wziął do ręki komórkę.
- Daria? Tu Sean, mam do ciebie prośbę. Może chcesz dodatkowo zarobić?
- To znowu pan? Jest dopiero siódma rano – wymamrotał sennie chłopak.
- Mógłbyś zająć się Kevinem?
- Jeśli pan obieca, że będzie trzymał język za zębami – odezwał się po minucie namysłu.
-Słowo skauta! – Sean odetchnął z ulgą. – Mały cię lubi na pewno sobie jakoś poradzisz.
   Dopiero po godzinie Darek przyszedł do domu Evansa, zjedzenie śniadania i przemienienie się w kobietę zabrało mu trochę czasu. Kiedy otwarł furtkę zobaczył jak mężczyzna niecierpliwie spaceruje po żwirowej ścieżce. Na widok dziewczyny w kwiecistej spodniczce wyraźnie poweselał i niespodziewanie pocałował ją w oba policzki. Odskoczyła natychmiast do tyłu, a na jej twarzy wykwitły ciemne rumieńce.
- Co pan znowu wyprawia?!
- Cieszę się z pani przybycia – odpowiedział Sean z niewinną miną. – Jak tam rynsztunek, nie będzie znowu obsuwu? – spojrzał na jej biust.
- Chyba pójdę do domu – Darek zrobił tył zwrot.
- Już się zamykam, wrócę późno, więc nie czekajcie na mnie – pomachał dziewczynie i zanim się rozmyśliła pomaszerował szybkim krokiem do garażu. Nie miał pojęcia dlaczego drażnienie się z nią sprawiało mu taką przyjemność.

   Darek spędził całkiem przyjemny dzień z Kevinem, dzieciak był strasznie ruchliwy,  nie posiedział ani minuty w jednym miejscu, ciężko więc było za nim nadążyć. Za to posiadał niesamowita wyobraźnię i świetnie się razem bawili, demolując przy tym odrobinę dom doktora. Wieczorem jeszcze upiekli całą blaszkę ciastek o najdziwniejszych kształtach i ładnie poukładali je na ozdobnym talerzu. Maluch był już tak zmęczony, że ziewał raz po raz, zakrywając rączką upapraną czekoladą buzię.
- Chodź, wykąpiemy się – wziął go na barana Darek. – Założymy ci piżamkę w samochodziki – wyciągnął  ubranko z szuflady w sypialni chłopca.
- Wolę tą w jeżyki, a poczytasz mi potem? – Szybko się rozebrał, a potem z radosnym piskiem wskoczył do wanny, rozchlapując wodę na lewo i prawo.
- Dobrze, ale jak się wyszorujesz w ciągu kwadransa. – Chłopak siadł na pralce z zegarkiem w ręce. – Czas, start!
- Ale za dwie bajki! – Targował się dzieciak, myjąc całkiem sprawnie włosy. Dotrzymał słowa i niedługo potem był już ubrany w ulubioną piżamkę. Czarne sprężynki stały mu na głowie we wszystkie strony. – Zaniesiesz mnie do łóżeczka? Chyba mam już słabe nóżki. - Kiedy Darek wziął go na ręce, natychmiast skorzystał z okazji i ufnie się do niego przytulił. Miział go noskiem po bluzeczce, szukając najcieplejszego miejsca. Tak musiała pachnieć mamusia. Był o tym absolutnie przekonany. Zaczął się zastanawiać, jak zatrzymać tą nową nianię, najlepiej na zawsze. Miała takie miękkie, jasne włoski i śliczne oczy, uśmiechała się serdecznie za każdym razem kiedy na niego spojrzała.
- Ale z ciebie leniuszek – zachichotał chłopak, położył dziecko na łóżku i przykrył kołderką, po czym ulokował się obok z książką w ręce.
- Jak wygląda prawdziwa mamusia? – rzucił niespodziewane pytanie maluch. Darek zamyślił się na chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Widział ciemne oczka wlepione w niego z powagą. Doskonale pamiętał, jak bardzo tęsknił z początku za swoją.
- Moja miała zielone oczy, jasny jak len warkocz i zawsze mnie całowała, kiedy wychodziłem do szkoły. Rzadko na mnie krzyczała, jak coś narozrabiałem robiła się smutna, a mnie pękało z żalu serce. Nosiła puszyste moherowe swetry, bo ciągle było jej zimno. – Pogłaskał w zadumie główkę Kevina, a on położył mu ją na ramieniu i przymknął powieki. Długie rzęsy rzucały cienie na jego delikatne policzki. Wyglądał jak piękna, porcelanowa lalka, którą bardzo łatwo można stłuc.
- Jesteś do niej podobny, prawda? – wyszeptał sennie chłopczyk. – Też chciałbym taką mieć, ale tata nie chce się ożenić. – Po chwili słychać było tylko jego posapywanie. Darek miał zamiar wstać, liczył na to, że Evans niedługo wróci i będzie mógł iść do domu.  Zmęczenie jednak przeważyło i już po kilku minutach dołączył do malucha.

   Sean miał nadprogramową operację, dopiero po dziesiątej wieczór skończył pracę. Obawiał się, że czeka go porządna bura od Darii za taki późny powrót. Po drodze zastanawiał się czym ją udobrucha. Miał nadzieję, że synek nie narozrabia zbytnio, jak to miał w zwyczaju. Uwielbiał testować cierpliwość, każdej nowej opiekunki. Wszedł na placach do domu i kierując się węchem trafił najpierw do kuchni. Napakował sobie usta smakowicie pachnącymi ciastkami, po czym ruszył do sypialni Kevina. Na wąskim łóżeczku niespodziewanie zobaczył, leżące na  boku twarzami do siebie, dwie wtulone w swoje ramiona postacie. Maluch obejmował nóżkami i rączkami dziewczynę, a szczęśliwy uśmiech na jego usteczkach mówił sam za siebie. Evans z początki miał zamiar obudzić swoją sekretarkę, ale zaraz potem machnął na to ręką. Miała na twarzy smugi z czekolady i zmierzwione, jasne włosy. Spódniczka zadarła jej się do góry, ukazując odziany w obcisłe majteczki zgrabny tyłeczek. Sapnęła, obróciła się na wznak i Sean ku swojemu zdumieniu zauważył między udami dziewczyny coś, czego nie powinno tam absolutnie być. Przez chwilę stał z otwartymi niemądrze ustami, a potem uśmiechnął się pod nosem.
- Daria czy Darek, a co to u licha za różnica? – mruknął po cichu do siebie. Podniósł kołdrę, aby ją przykryć, ale zwykła ludzka ciekawość przeważyła. Odchylił dekolt w bluzeczce i zobaczył zupełnie płaską klatkę piersiową, tymczasem  stanik wypełniały, znane mu z Pytlowickich plotek, żelowe wkładki. – Śliczna a raczej śliczny, jesteś pełny niespodzianek – zachichotał cicho. – Ciekawe po co ta cała maskarada?
Nie miał zamiaru awanturować się o tą mała tajemnicę. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. To co robił chłopak nie było łatwe i wymagało sporo zachodu. Na pewno miał ważny powód, aby tak się zachowywać. Będzie miał jeszcze jeden pretekst do żartów ze smarkacza. Z przyjemnością popatrzy jak jego twarz robi się purpurowa.
                                                               ***
    Następnego dnia rano Sean z Kevinem odwieźli Darka do domu. Doktor całą drogę jakoś dziwnie mu się przyglądał, kierując tym razem wzrok nie na biust, z którego do tej pory zawsze żartował, tylko między jego nogi. Chłopak zaczął się nawet poważnie zastanawiać, czy czasem nie dostrzegł przez spódniczkę czegoś niepokojącego, ale to przecież było niemożliwe.
 - Mam tam jakąś plamę? – Nie wytrzymał w końcu Darek.
- Jakoś dziwnie się układa, jakby miała dodatkowy fałd. – Evans popatrzył na niego kpiąco szarymi oczami.
- Od kiedy pan jest takim znawcą mody? – zdenerwował się chłopak. Samochód zatrzymał się właśnie przed furtką do ogrodu Róży. Nie był już potrzebny, więc ten trol znowu sobie na nim ostrzył zęby. Cmoknął w policzek na pożegnanie malucha, który natychmiast posmutniał.
- Gdzieżbym śmiał – Doktor pomógł mu wysiąść. – Wszystkie kobiety w waszej rodzinie mają takie szerokie ramiona? – Zmierzył uważnym wzrokiem jego sylwetkę.
- Chce pan mnie wkurzyć prawda?! Nie dam się! – Prychnął Darek i bez pożegnania ruszył do domu. Po co on się dał wmanewrować temu draniowi w niańczenie dzieciaka? Tego aniołka na pewno znalazł w kapuście, taki łajdak nie mógł spłodzić podobnego słodziaka.
- Nie powinieneś denerwować niani, tatusiu – usłyszał jeszcze za sobą cieniutki głosik Kevina. Odwrócił się i pomachał mu na dowidzenia. Biedny maluch ma za ojca złośliwego stwora, ale przecież to nie jego wina.
***
    W poniedziałek w biurze nie było burmistrza Biedronki, więc panowało bezkrólewie. Oczywiście plotkowano bezustannie w małych grupkach, przekazując sobie co lepsze kąski z minionego weekendu. Nikt specjalnie nie przejmował się obowiązkami. Darek trzymał się na uboczu i starał nie brać udziału w tych debatach. Zawzięcie wypełniał statystyki, udając, że nie widzi zaczepnych spojrzeń koleżanek.
- No, nie bądź taka pracowita – Alina podeszła do biurka i szturchnęła go w plecy. – Powiedz jak to było z nianią Evansów, na pewno coś wiesz!
- Nie mam pojęcia o co wam chodzi – wzruszył ramionami. Kevin co nieco mu opowiedział, bo podsłuchiwał pod drzwiami przez całą awanturę, ale nie miał zamiaru się tym dzielić z tymi babiszonami. Tym bardziej, że dzieciak był pijany i nie wiadomo było co mu się uroiło, a co naprawdę usłyszał.
- Podobno uciekła w kapciach, nawet torebki nie zabrała. – Danuta omal nie wpakowała mu się na kolana.
- Spytajcie doktora o co się wściekł, mnie tam wtedy nie było – wziął gazetę i przy jej pomocy przegonił ciekawskie urzędniczki.
- Jak jesteś taka, to zrób to także. - Rzuciła mu stertę dokumentów wdowa. - Biedronka kazał to zrobić na jutro. – Zadarła nos i wyszła do łazienki. W związku z dodatkową pracą, Darek został w biurze do późna. Był wdzięczny burmistrzowi za to jak go przyjął, więc chciał się jakoś zrewanżować. Zapadał już zmierzch, kiedy skończył i wyłączył komputer. W urzędzie nie było już nikogo, miał jednak klucze, więc się tym nie przejmował. Wziął torebkę, gasząc po drodze światła, ruszył długim korytarzem do wyjścia.
- Kogo my tu mamy? – usłyszał za sobą głos miejscowego amanta. Od początku mieli ze sobą na pieńku. – Może pomogę odnaleźć w ciemnościach drogę ? – Bezczelny cham złapał go za ręce, a potem przycisnął do ściany swoim potężnym ciałem. – I co teraz księżniczko? Już nie jesteś taka harda! – Złapał za podbródek pobladłego chłopaka, po czym wycisnął na jego ustach obleśnego całusa.
- Puść mnie, bo pożałujesz! – pisnął niezbyt przekonująco Darek. Zimne oczy Marcina, od razu skojarzyły mu się z kawałkami lodowatego błękitu, należącymi do Krzysztofa. Nogi się pod nim ugięły i zrobiło mu się słabo na przypomnienie ich ostatniego spotkania w banku.
- Zrobimy sobie małe macanko – zarechotał mężczyzna. – Suka, czy z dużego czy z małego miasta, niczym się nie różni. Wystarczy jej włożyć rękę do majtek, a od razu mięknie i robi się mokra!
- Ratunku! – zdołał krzyknąć chłopak, zanim wielki jęzor wdarł się między jego wargi. Z tym niedźwiedziowatym durniem nie miał żadnych szans, jeśli ktoś mu nie pomoże, źle się to dla niego skończy. Zwłaszcza, gdy odkryje jego tajemnicę. Dobrze wiedział, że ten typ facetów nie znosi gejów i bywa wobec nich niesamowicie agresywny.