niedziela, 27 października 2013

Rozdział 3

   Darek postanowił tym razem ubrać się najskromniej jak potrafił. Nie chciał na siebie zwracać uwagi biurowego podrywacza. Letnia sukienka lekko dopasowana w talii i sandałki wydały mu się najlepszy wyborem. Nie bardzo znał się na kobiecej modzie. Prawdę mówiąc, nie znał się na modzie w ogóle. Jeszcze gorzej było z makijażem, nabrał już trochę wprawy, ale i tak musiał wstawać dwie godziny wcześniej. Ułożenie sięgających już do łopatek włosów też było niezłym wyzwaniem, nieraz musiał prosić chichoczącą z jego niezdarności Różę o pomoc. Udawanie kobiety było trudnym zadaniem, nieraz miał ochotę rzucić to wszystko w diabły. Powstrzymywała go tylko myśl o młodszym bracie, którego mógłby narazić na niebezpieczeństwo, gdyby został zdemaskowany.
Po przybyciu do pracy, lewo ulokował za biurkiem i zaczął rozkładać dokumenty, został zaatakowany przez ciekawskie koleżanki.
- To prawda, że dorabiasz u Bestii? – Zapytała Danusia, siadając mu na papierach.
- Podobno on morduje swoje kochanki, a potem zakopuje je w lesie. Pojawiają się i znikają po kilku dniach, niczym fatamorgana – dodała Alina.
- Jeju, co wy wymyślacie za bzdury. To normalny facet, tyle że złośliwy i z paskudnym charakterkiem – wywrócił oczami. -  Pewnie żadna biedaczka nie wytrzymuje długo jego humorków.
- Ale seksowny przyznaj, nawet z ta paskudną blizną – szturchnęła go ekonomistka. – Widziałaś go już pod prysznicem?
- Ma mięśnie jak gladiator, to musi być fascynujące – westchnęła Alina. – Też bym zerknęła jakbym miała okazję.
- Do czego wy mnie chcecie namówić napalone baby?! – warknął na nie Darek, po czym gwałtownie się zarumienił. – Mam podglądać mojego szefa jak się kąpie?
- Po pierwsze ty też baba! A po drugie mogłabyś cyknąć kilka fotek, tak na pamiątkę – dodała niewinnie Danusia.
- Nie wiedziałam, że z ciebie takie cielątko, te rumieńce strasznie słodziutkie – roześmiała się wdowa. – A może on ci się podoba co? –wbiła w chłopaka ciemne oczy.
- Odczepcie się jędze – zepchnął je z biurka. – Burmistrz Biedronka jest do wzięcia, zresztą z gosposia Zbyszka, też niezły kąsek. Evans to nie wasza liga. Pożre was żywcem przy pierwszym spotkaniu. Podobno kandydatki na sekretarkę wiały jedna po drugiej. – Upił łyk kawy. – Weźcie się lepiej do roboty zamiast mielić językami.
- Pracowita się znalazła – pokręciła głową Danusia. – Nie mów, że nie lubisz posłuchać najświeższych ploteczek z okolicy. W takim razie pewnie nie chcesz się dowiedzieć, jak narzeczona po wypadku, tak się brzydziła tych blizn doktora, że nie chciała go nawet dotknąć. Wysłała mu, tchórzliwa suka, pierścionek w kopercie. A żonka nie była wcale lepsza. Wyszła dla niego z powodu pieniędzy i zdradzała po kryjomu. Dowiedział się o tym, kiedy podsłuchał przez przypadek jej rozmowę przez telefon. Wynajął detektywa, który podobno spisał  grubą na pięćset stron księgę, tak się baba puszczała. Nie utrzymują ze sobą kontaktów. Dostała sutą odprawę, a do dzieciaka, to nawet na święta nie zadzwoni.
- Biedny facet, nic dziwnego, że taki zgryźliwy – westchnął współczująco Darek. – Ale ojciec z niego dobry, widziałam jak czyta Kevinowi bajki przed snem.
- Nawet diabeł ma bardziej ludzkie oblicze – pokiwała głową Alina. – Teraz lepiej zajmijmy się czymś pożytecznym, bo nam Biedronka da popalić. A swoją drogą słyszałam, że to nie Róża tylko ty, nosisz żelowe wkładki w staniku.
- Naprawdę? Daj pomacać! – Obie kobiety zerwały się, a potem ruszyły w jego stronę.
- Ratunku! Wariatki! – zapiszczał Darek i uciekł do łazienki, gdzie zamknął się na zasuwkę.
***
   Dwie godziny później ktoś zajechał pod Urząd Miasta z piskiem opon. Ciekawskie urzędniczki oczywiście rzuciły się do okien, które wychodziły na parking przed budynkiem. Gdyby burmistrz wiedział ile czasu w nich marnowały jego podwładne z pewnością by je kazał zabić deskami. Eleganckie, sportowe auto wyrwało z ich piersi pełne zazdrości westchnienie.
- Ale on przystojny, ta koszula omal mu na klacie nie trzaśnie – jęknęła Danusia.
- A zobacz na tyłek, nie ma to jak markowe jeansy – dorzuciła w tym samym tonie Alina. – Za taki samochodzik sprzedałabym swoją ciotkę.
- Handel ludźmi jest zabroniony! – rozległ się za nimi rozbawiony głos Biedronki. – Gdzie się podziała Daria?
- Blokuje łazienkę, chyba poprawia urodę.
- To śliczna dziewczyna, co tam jeszcze można poprawić? Pewnie jej zazdrościcie! – stwierdził mężczyzna. – Poza tym nie chcę słyszeć o takich prześladowaniach w miejscu pracy! – dorzucił groźnie.
- No te… - pomacała się wymownie po piersiach Danusia. – Nie słyszał pan o awanturze w warzywniaku? – Szef był łagodnym człowiekiem i trochę ją zdziwił jego surowy ton.
- Moja sekretarka ma sztuczny biust? – zainteresował się natychmiast wchodzący właśnie na schody Evans. Podejrzenia kobiet zgadzały się z lęgnącą się w jego głowie teorią. Miał zamiar sprawdzić jej prawdziwość przy najbliższej okazji.
- Właśnie miałyśmy to zweryfikować, kiedy zwiała i zabarykadowała się w kibelku – westchnęła Alina.
- Daria wychodź, mam do ciebie prośbę. Burmistrz cię zwolnił. Potrzebuję cię na kilka godzin. – Doktor stanął pod drzwiami łazienki.
- Nie ma mowy, słyszałam was – burknął Darek.
- Zapłacę ekstra – kusił Sean. – Mam pacjenta, mówi jakimś strasznym, włoskim dialektem. Może tobie uda się go zrozumieć.
- Wyjdę jak wszyscy przysięgniecie, że nie będziecie mnie obmacywać!
- Przysięgamy! – odezwała się zgodnym chórem niepoprawna trójka.
***

   Darek z doktorem udali się do kliniki. Kiedy zatrzymali się przed wejściem do nowoczesnego budynku, chłopak z podziwu otwarł usta. Przy jego budowie wykorzystano wszystkie najnowocześniejsze technologie, był też w 100% zgodny z ekologią. Stosowano tu eksperymentalne metody, jakich nie można było zobaczyć w żadnym innym szpitalu. Ich efekty, często okrzykiwano mianem cudów. Evans nie gardził żadnym sposobem leczenia, czy to była skomplikowana operacja, czy metody szamanów z amazońskiej dżungli. Jeśli tylko pomagały pacjentowi, były stosowane bez zmrużenia oka. Widywano tutaj najdziwniejszych specjalistów ze wszystkich stron świata. Personel był nieustannie szkolony. Sean chciał być samowystarczalny i kształcił sobie swoją kadrę. Weszli do środka i wyjechali windą na piętro.
- W czy jest problem? – zapytał Darek, kiedy szli długim korytarzem.
- Mały miał operację, był strasznie szczęśliwy, wszystko się udało, nogę ma sprawną. Aż tu nagle nie chce ćwiczyć, schował się pod kołdrę i ryczy. Jeśli nie będzie się rehabilitował, to efekty będą znikome. Nie mam pojęcia co w niego wstąpiło, to całkiem miły dzieciak.
- Dobrze spróbuję, ale pan zostaje na zewnątrz – zakomenderował chłopak, poprawił sukienkę i wszedł do wskazanego pokoju. W drzwiach minął drobnego blondynka podskakującego o kuli. W sali zobaczył ciemnowłosego chłopca w wieku około ośmiu lat. Na jego widok natychmiast schował się pod kołdrę. Darek westchnął, wziął krzesło i postawił je obok łóżka. Doskonale znał takie zachowania z rodzinnego domu, jego brat fochał się identycznie.
- Angelo, wszyscy się o ciebie martwią. Dlaczego nie chcesz ćwiczyć? – zapytał łagodnie po włosku.
- Bo nie! – padła stanowcza odpowiedź. Maluch chciał się poprawić, chora noga wysunęła się spod nakrycia i chłopak mógł zobaczyć długą bliznę, która bardzo ładnie się goiła.
- Nóżka wygląda całkiem fajnie, niedługo będziesz mógł wrócić do domu. Musisz jednak ćwiczyć mięśnie, aby nie kuleć.
- Nieprawda, jestem Frankenstein, człowiek z kawałków! – pisnął cichutko dzieciak.
- Kto ci nagadał takich bzdur? Za niedługo w miejscu operacji będzie tylko cieniutka, niczym niteczka, biała kreseczka – tłumaczył mu cierpliwie Darek.
- Akurat, Jasiek powiedział, że on by się tak w życiu na basenie nie pokazał! – wyjąkał i zaczął pochlipywać.
- Jasiek to kolega? Na pewno źle go zrozumiałeś!
- On mówi dobrze po włosku, jego tata jest z Abruzji!
- Zaraz ci udowodnię, wyłaź z tego łóżka. Idziemy! – zerwał kołdrę z malucha i podjechał z wózkiem inwalidzkim. – Siadaj! Pokaż, że jesteś facetem nie mazgajem. A ten blondynek jest śliczny – mrugnął do niego. – Jak się nie postarasz, to znajdzie sobie innego kolegę.
- No dobra – naburmuszony, zapłakany dzieciak wsiadł do szpitalnego wehikułu. – Co zrobimy?
- Najpierw umyj buzię i uczesz się. Potem ja będę gadał, a ty podsłuchiwał.- Wjechali do łazienki na korytarzu. Darek zostawił uchylone drzwi. Nie zauważył, że wcześniej w drugiej kabinie ukrył się Sean, obserwujący z zaciekawieniem rozwój wypadków. Stanął na korytarzu i zaczekał, aż poznany wcześniej blondynek zbliży się do niego. Zauważył, kiedy przejeżdżali, że ćwiczy chodzenie o kulach.
- Znasz Angelo? – Zaczepił chłopca.
- Tak proszę pani, ale chyba ma dziś zły humor. Nie chciał nawet pograć ze mną w karty – odezwał się markotnie i poprawił jasną grzywkę, wpadającą mu do oczu.
- Trzeba było się z niego nie śmiać – odezwał się surowo Darek.
- Ale ja się nie śmiałem proszę pani. Powiedziałem tylko, że wstydziłbym się pokazać z taką blizną. Podziwiam go, jest taki odważny. Nic sobie nie robi z dowcipnisiów. Nie to co ja, fajtłapa i beksa. Ćwiczy nawet jak go boli. To prawdziwy macho! Chciałbym być taki jak on – westchnął ciężko.
- Może mu to powiesz osobiście? – zapytał delikatnie.
- Umarłbym ze wstydu – pisnął zarumieniony blondynek.
- Też mi powód do umierania! – prychnął Angelo, który nie wytrzymał i wyjechał z łazienki.
- Ja cię strasznie przepraszam, wiesz, że często gadam jak nakręcony - Jasiek rzucił mu się na szyję, a potem pocałował w policzek. – Przewieziesz mnie? – Spojrzał z podziwem na nowoczesny wózek z przerzutkami.
- Pewnie siadaj! – Poklepał swoje kolana. Już po chwili chłopcy, w zupełnej zgodzie, siali popłoch na korytarzu. W końcu zostali złapani przez siostrę oddziałową i zapędzeni za karę do składani ścierek.
***

 - Jesteś aniołem – usłyszał Darek za swoimi plecami, po czym też został niespodziewanie cmoknięty w policzek przez uśmiechniętego Seana.
- Tylko mi tu bez takich. –Zaczerwienił się, a potem odpędził go jak uprzykrzoną muchę. – Zapłatę przyjmuje tylko w żywej gotówce!
- Ale się te kobiety porobiły teraz interesowne. – Wywrócił oczami Evans. W głębi duszy podziwiał sposób, w jaki dziewczyna poradziła sobie z dzieckiem. Delikatnie i taktownie wyciągnęła go z depresji, co nie udało się wcześniej ani jego rodzinie, ani doświadczonemu personelowi. Dzięki niej chłopiec już niedługo będzie zupełnie zdrowy. – W usta też się nie liczy? – zapytał z przekornym uśmieszkiem.
- Często pan tak płaci w naturze? – odpyskowała mu natychmiast smarkula, ale przezornie cofnęła się do tyłu.
- Tylko tym seksowniejszym pracownikom. Prawdę mówiąc w twoim przypadku nie jestem co do tego do końca przekonany. – Zerknął złośliwie na jej biust. 
   W tym momencie rozległ się dźwięk komórki. Darek spojrzał na telefon i chwycił się za głowę. Jak każdego dnia od jego przybycia do Pytlowic, jedne kłopoty goniły drugie.
- Zbyszek posłał mi sms’a. Kevin zniknął z domu, szukają go już od godziny. Zawiadomili już sierżanta Odrobinę. Może najpierw pojedziemy do mnie. Róża o tej porze lubi spacerować z Pleśniakiem, pewnie go gdzieś widziała – zaproponował pobladłemu doktorowi.
- Masz rację. Ciekawe co w tym czasie robiła ta niańka?! – warknął mężczyzna, wziął go za rękę i pociągnął do najbliższej windy. – Za co ja płacę tym cholernym opiekunkom?! Jedna gorsza od drugiej!
- Spokojnie, to małe miasteczko. Na pewno zaraz znajdziemy malucha – odezwał się łagodnie Darek. W duchu jednak był równie zdenerwowany jak lekarz. Niedaleko znajdował się spory las, cieszący się niezbyt dobrą sławą. Poza tym taki bogaty dzieciak, to niezły kąsek dla wszelkich kombinatorów. Nie odezwał się  jednak więcej ani jednym słowem. Widział jak Sean zaciska drżące dłonie w kieszeniach i nie chciał go jeszcze bardziej stresować.
***
   Tymczasem godzinę wcześniej, mały Kevin ogromnie się nudził. Niania kazała mu rysować, a sama zamknęła się w łazience i malowała swoje szpony dziwnym, fioletowym lakierem z drobinkami czerwieni. Chłopczyk tym razem zamiast mamusi, o której marzył każdego dnia, namalował drugiego tatusia. Mężczyzna miał jasne włosy, a na sobie elegancki, damski kostiumik w szkocką kratę. Do pewnego stopnia przypominał Darka. 
Przedniego dnia na spacerze z opiekunką spotkali panią Różę prowadzącą na smyczy dziwnego psa. Wcześniej, w aktach nowej sekretarki przeczytał, że mieszka razem z tą kobietą. Teraz postanowił odwiedzić obydwoje i tak nie miał nic lepszego do roboty. Miał nadzieję, że pozwolą mu się pobawić z Pleśniakiem. Po cichutku wymknął się z pokoju, a potem sobie tylko znanymi ścieżkami wydostał się z posesji. Drobny i zwinny beż trudu przecisnął się przez płot.
   Do domu Róży nie było daleko, w kwadrans chłopiec był już na miejscu. Zapukał, ale nikt mu nie odpowiedział. Pchnął drzwi i wszedł do środka. Przywitało go wesołe szczekanie psa. Pleśniak, merdając zawzięcie ogonem, powitał z radością kompana do figli.
- Ale z ciebie wielkolud – zachichotał lizany po twarzy maluch. - Pobawimy się w gonionego? - Rzucił się do ucieczki, a pies pobiegł w podskokach za nim. Skacząc po meblach oraz kanapach szaleli przez dobre półgodziny. W końcu zmęczonemu Kevinowi zachciało się pić, a i Pleśniakowi język wisiał aż do ziemi. Chłopiec nalał do miski wody, po czym zaczął szukać jakiegoś soczku dla siebie. W szafce nad zlewem stały butelki z kolorowymi naklejkami.
- Nalewka malinowa, nalewka wiśniowa – czytał sprawnie maluch. – O truskawkowa! – pisnął z zadowoleniem, po czym otworzył butelkę. Nie za bardzo wiedział co to nalewka, ale pachniała i smakowała wyśmienicie. Co prawda okazała się nieco ostra, ale był tak spragniony, że nie zwrócił na to większej uwagi. Wypił od razu połowę, a resztę zabrał ze sobą. Pies gdzieś go ciągnął, więc pomaszerował za nim do ogrodu.
***
   Darek z Seanem podjechali pod dom Róży. Bramka była otwarta, tak samo jak drzwi. W kuchni oraz salonie panował niesamowity bałagan. Wszystko było poprzewracane i pozrzucane na podłogę. Zupełnie jakby się ktoś włamał, a potem przeszukiwał mieszkanie w sobie tylko wiadomym celu. Chłopakowi serce podeszło do gardła, obawiał się najgorszego. Niecały gang został złapany, może któryś z bandytów trafił na jego trop.
- Zadzwońmy na policję – wyszeptał, chowając się za szerokimi plecami doktora.
- Nawet jeśli ktoś tu był, to już dawno zwiał – Sean popatrzył na pobladłą dziewczynę z politowaniem.
- Nigdy nie wiadomo – Darek na wszelki wypadek trzymał się blisko mężczyzny.
- Hau..  hau… - rozległo się z ogrodu tubalne szczekanie psa.
- Widzisz, wcale nie uciekł! – pisnął i złapał za wałek do ciasta.
- Lepiej to zostaw mała, bo zrobisz sobie krzywdę! – Posłał sekretarce pełne politowania spojrzenia. – To są Pytlowice! Najwyżej jakiś miejscowy pijak zakradł się po śliwowicę Róży.
- Myślisz, że zmieściłby się do budy? - Chłopak zauważył, że Pleśniak wyraźnie czegoś pilnuje, a w jego legowisku coś się poruszyło i zaczęło mamrotać.
- Kevin? – zawołał Sean na widok wystającego z otworu dziecinnego trampka. -Wyłaź stamtąd, jeszcze zarazisz się pchłami od tego kundla! – Podszedł bliżej, a następnie zaczął wyciągać synka z budy. Spał jak zabity i śmierdział niczym żul spod spożywczaka.
- Chyba wiem, co mu dolega. – Darek podniósł z trawnika pustą butelkę po nalewce truskawkowej. – Jeśli sam to wszystko wypił, urżnął się na amen!
- Cholera, pomóż mi – Evans wziął malucha na ręce. – Ja będę prowadził, a ty posadź go sobie na kolanach. Nie mam fotelika, nie dam sobie rady.
- Spokojnie – chłopak wsiadł do auta i zabrał od doktora dziecko. – Jak zacznie rzygać, to kupisz mi nową sukienkę.
- Nie ma sprawy, choćby i od Prady, nawet pomogę ci ją przymierzyć. – Posłał mu uśmieszek Sean. Odetchnął z ulgą, kiedy zrozumiał, że synkowi nic się nie stało. A rumieńce gniewu wpełzające właśnie na twarz sekretarki wydały mu się bardzo słodkie. Uwielbiał prowokować tą smarkulę. Jej oczy lśniły wtedy niczym klejnoty, a usta rozchylały się, ukazując perłowe ząbki.
- Faceci! – prychnął pogardliwie Darek, zapominając w tej chwili, że przecież sam do nic należy. – Choćby i wojna, a oni tylko o jednym! – Z rozmachem zapiął pasy, po czym pokazał szefowi język.
- Na twoim miejscu sprawdziłbym ten stanik, jedna pierś dziwnie ci się obniżyła –zachichotał Sean, gapiąc się bezczelnie na biust dziewczyny.
- O Boże! – pisnął spanikowany Darek i zaczerwienił się po uszy. Jedno ramiączko się oderwało, a nieszczęsna wkładka zaczęła zjeżdżać w dół.
- Wyrzuć to cholerstwo, małe cycki też są w porządku! – Sean nawet już nie próbował ukryć łez rozbawienia w oczach. – Mogę ci załatwić plastykę poza kolejnością, skoro masz takie kompleksy! - zaproponował łaskawie.

sobota, 19 października 2013

Rozdział 2

   Darek jak ostatnio każdego ranka, walczył ze swoją garderobą. W łazience było dość zimno, więc starał się wszystkie czynności wykonać najszybciej jak potrafił. Stanik pił go w klatce, dlatego nieco go poluzował wbrew zaleceniom trzech harpii, które przeistoczyły go w dziewczynę. Kiedy parę minut później wszedł do salonu był nieco zziębnięty. Z lubością zanurzył bose stopy w kudłatym, cieplutkim dywaniku, który niespodziewanie się podniósł, a zaskoczony Darek klapnął tyłkiem o podłogę. Nie zauważył, że spod bluzeczki coś mu wypadło i potoczyło się do kąta.
- Aaa…! To żyje! – pisnął chłopak, wytrzeszczając oczy na dziwne zjawisko.
- O co tyle hałasu?! – W drzwiach pojawiła się zaspana Róża i łypnęła nieprzyjaźnie na lokatora, a potem na włochacza. – Pleśniak siad! – Nagle z jednej strony dywanika wyrosła głowa, a z drugiej merdający wesoło ogon. Psina, wielkości małego kucyka, cała w długich do ziemi, szarych dredach, wypełniła grzecznie polecenie swojej pani.
- Co za kundel, w życiu takiego nie widziałem. Ale dlaczego Pleśniak? – Darek podszedł z wahaniem do zwierzaka i podrapał go za uchem.
- Znalazłam go na skraju lasu przywiązanego do drzewa kolczastym drutem, z jego właściciela musiał być niezły psychopata. Z mordy dziwnie mu śmierdziało, a sierść, wyglądała niczym kosmiczne porosty. Doprowadzenie tej kupki nieszczęścia do względnego stanu zabrało sporo czasu, biedak był wygłodzony i straszliwie zaniedbany. Stąd takie oryginalne imię.
W czasie, kiedy kobieta opowiadała chłopakowi historię psa, bohater tej opowieści czołgał się powoli w stronę dziwnie pachnącej rzeczy na podłodze. Miał pewną słabość, o której świetnie wiedziała jego pani. Lubił kolekcjonować przepocone rzeczy i chować je w swojej kryjówce. Nagle zerwał się z podłogi, porwał żelową wkładkę imitującą pierś, a potem uciekł z nią do ogrodu.
- O boże, on zeżre mojego cycka! – wrzasnął Darek i ruszył w pogoń. Za nim pobiegła, nawołując  kudłatego potwora, Róża. Pies szczęśliwy, że jego rodzina tak wspaniale się z nim bawi przeczołgał się dziurą na posesję Kwasowej. Mieli niesamowitego pecha, bo ciekawska baba zamiatała właśnie podwórko. Zwierzak na jej widok upuścił wkładkę, a ona oczywiście natychmiast ją podniosła, odganiając go miotłą.
- Sąsiadko, chyba pani coś zgubiła! – zawołała w ich stronę z tryumfalnym uśmieszkiem. Zmierzyła biust biegnącej kobiety uważnym spojrzeniem. – Zawsze wiedziałam, że nie może być prawdziwy, za bardzo sterczy – dodała z miną znawcy.
- Nie powinnam dzisiaj wstawać z łóżka – jęknęła Róża, odbierając od niej nadgryziony przez Pleśniaka przedmiot.
- A co ja teraz zrobię? – pisnął jej do ucha zmartwiony chłopak, ściskając w rękach poły szlafroka.
- Nie martw się, zrobimy ci nowy z gąbki tapicerskiej. Gorzej ze mną, wyobrażasz sobie te plotki, które dzisiaj obiegną miasteczko? – Złapała się za głowę. – Czuję, że dostanę migreny!
***

   Dwie godziny później Darek wkroczył do Urzędu Miejskiego w Pytlowicach. Skierowano go prosto do gabinetu burmistrza Biedronki, który okazał się miłym mężczyzną około pięćdziesiątki. Grzecznie się z nim przywitał, omówił z chłopakiem obowiązki i pokazał mu miejsce pracy. Zapoznał go też z koleżankami z biura. Po lewej stronie miał Alinę, czterdziestoletnią elegancką wdowę po policjancie, z prawej Danusię, więdnącą w staropanieństwie magister ekonomii. Oczywiście ledwo zamknęły się za szefem drzwi, kobiety zarzuciły go pytaniami.
- Zanudzisz się tu dziewczyno, to miasto to straszna dziura. Lepiej ci było zostać w Krakowie. – Zacmokała nad chłopakiem Alina.
- Róża zaproponowała mi mieszkanie, dom jest bardzo wygodny, a wydatki dzielą się na pół. Poza tym trafiła się tutaj posada, więc przyjechałam – czarował ją Darek. – Całe życie mieszkałam w blokowisku, a u was jest tak ładnie, zupełnie jak na wsi.
- Ona ma rację, zniszczysz tu sobie życie – przytaknęła koleżance Danusia – skończysz jak ja, mając za towarzystwo tylko z kota i kanarka. - Zaczęła nerwowo grzebać w torebce, aż w końcu wysypała całą jej zawartość na biurko. – Pożyczcie tampona, chyba zostawiłam pudełko w domu.
- Nie mam, trzeba było nie wyciągać – wzruszyła ramionami Alina.
- Ja też nie – pośpiesznie stwierdził Darek, nie mając bladego pojęcia o czym one mówią. Pewnie jeszcze jedno babskie dziwactwo.
- Nie wiedziałam, że jesteś taka skąpa – rzuciła do niego obrażona Danusia. – Widziałam, że masz jak otwarłaś torebkę. Idę do sklepu, skoro nikt nie chce mi pomóc – dodała wyniośle i wyszła z pokoju.
- Trzeba było jej dać, bywa okropnie pamiętliwa – odezwała się cicho Alina.
- Podobno mamy tu jakąś nową ślicznotkę – usłyszeli za sobą czyjś głos. Darek odwrócił głowę i zobaczył w drzwiach wysokiego, dobrze zbudowanego szatyna, który bezczelnie gapił się na jego piersi. – Pójdziemy potem na kawę maleńka? – podszedł bliżej do chłopaka i ujął go pod brodę.
- A wie pan, że to się nazywa molestowanie w miejscu pracy? – zapytał zdenerwowany, po czym odsunął się od natręta.
- Jestem Marcin, najlepszy towar w okolicy. Nie bądź taka nieśmiała. – Nie zamierzał ustąpić mężczyzna.
- Mam nieco większe…  standardy – wypowiedział wyuczoną formułkę Darek i zerknął między jego nogi.
- Myślisz, że jak z dużego miasta to jesteś za dobra dla miejscowych? – wykrzywił się złośliwie mężczyzna. – Jeszcze się zobaczymy! - Odwrócił się na pięcie, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
- Nie przejmuj się, to głupek. W dodatku uważa się za co najmniej Casanovę. – Kobieta podała roztrzęsionemu chłopakowi kubek z kawą. – Przejdzie mu jak spotka inną ładną dziewczynę, co tydzień zmienia obiekt zainteresowań.
- Niezbyt udał mi się ten pierwszy dzień - westchnął ciężko i z trudem uśmiechnął się do nowej koleżanki.
  ***

   O piętnastej Darek wyszedł z biura. Szybko dotarł do domu, zjadł naprędce obiad przygotowany przez Różę, podczas którego w skrócie zrelacjonował jej swoje problemy w pracy. Kobieta bez słowa wzięła od niego torebkę i wyciągnęła z niej za sznureczek coś, co wyglądało jak biały pocisk w celofanowym opakowaniu.
- To jest tampon ciemnoto, a to… – podała mu mały kwadratowy pakiecik, również szczelnie opakowany – podpaska. Kobiety używają tego podczas okresu.  Taka informacja na przyszłość. – Roześmiała się z nieszczęśliwej miny chłopaka. Siedział czerwony jak pomidor i ogromnie zmieszany, przyglądał się leżącym przed nim akcesoriom.
- Macie naprawdę skomplikowane życie, ciężko za tym wszystkim nadążyć – pokręcił głową. Zerknął na zegar, po czym zerwał się od stołu. – Muszę lecieć, nie mogę się spóźnić w pierwszy dzień. Nie dam temu doktorkowi okazji do narzekań. - Złapał pośpiesznie torebkę, a potem wybiegł z domu. Po kwadransie był już na miejscu. Na ścieżce prowadzącej do willi spotkał małego Kevina, syna Evansa, taszczącego wielkie wiadro z pokrywką. Najwyraźniej chłopczyk miał kłopot z doniesieniem go do domu.
- Co ty tam dźwigasz? Może ci pomóc? – zaproponował Darek, uśmiechając się do malucha.
- Bardzo proszę. To niespodzianka dla mojej nowej niani – zaszczebiotało dziecko. Miało śliczne ciemne oczy i włoski kręcone niczym spiralki. Wyglądało niewinnie i słodko jak aniołek. – A pani jest nową sekretarką tatusia?
- Tak, może jakoś się dogadamy – Darek wziął do ręki wiadro. Ruszył przodem, zataszczył je do sypialni Kevina i tam się z nim pożegnał. Czekało na niego z zagracone biuro, wyglądające zupełnie jak po przejściu huraganu. Wkrótce zajęcia wciągnęły go tak bardzo, że nawet nie zauważył upływającego czasu. Z transu wyrwał go dopiero Gospoś doktora, stawiając przed nim filiżankę herbaty oraz talerz ciasteczek z czekoladą.
- Powinna pani coś zjeść. Nie należy pracować o pustym żołądku – uśmiechnął się serdecznie do chłopaka, który z lubością powąchał łakocie.
- Wielkie dzięki, bosko pachną. – Od razu sięgnął po jedno i włożył całe do buzi. Ponownie zatonął w papierach na długi czas. Nagle usłyszał czyjś przeraźliwy krzyk, który wcale nie milknął, tylko coraz bardziej przybierał na sile. Potem na schodach załomotały szybkie kroki. Do gabinetu wbiegł z rozwianymi lokami i nieco przestraszoną miną Kevin, padł na kolana, na czworakach wczołgał się pod jego biurko. Usiadł w kąciku, po czym położył palec na ustach. Kobiecy wrzask ustał, za to z korytarza słychać było nawoływania wściekłego doktora.
- Wyłaź mały diable, tym razem dostaniesz takie lanie, że popamiętasz! Odechce ci się głupich kawałów! – Głos zbliżał się do pokoju, aż drzwi się otwarły i Sean wszedł do środka. – Nie widziała pani mojego nieznośnego syna?
- Nie widziałam. Jak będzie pan tak się zachowywał, to nigdy go nie znajdzie. Biedny maluch pewnie umiera ze strachu! Co z pana za ojciec?! – Darek popatrzył na mężczyznę z naganą.
- Zobaczymy, co pani powie jak jej zrobi podobny dowcip i czy też będzie wtedy taka wyrozumiała. – Usiadł przy sąsiednim biurku, a potem zaczął grzebać w szufladzie. Włączył swojego laptopa, cały czas jednak obserwował dyskretnie nową sekretarkę. Chłopak ukradkiem wziął ze stołu kilka ciasteczek i podał małemu, aby go trochę uspokoić. Po chwili talerzyk był już zupełnie pusty.
- Na pewno nie będę znęcać się nad dzieckiem – mruknął pod nosem Darek.
- Szybko pani poszło, niezły apetyt jak na taką chudzinę – rzucił złośliwie Sean. W tym momencie spod biurka rozległo się chrupanie. – Czyżby miała pani wspólnika? – Zwinnie wstał, zerknął pod blat i wyciągną stamtąd malucha, dojadającego właśnie ostatnie ciastko. Kevin natychmiast schował się za plecami sekretarza, który z bojową miną stanął naprzeciwko pracodawcy.
- Nie pozwolę panu uderzyć takiego aniołka! – popatrzył odważnie wielkoludowi prosto w oczy, co wymagało od niego sporej determinacji i wspięcia się na czubki palców.
- A wiesz ty, co on zrobił? – Sean bezwiednie przeszedł na ty. – Oboje marsz na górę! – zakomenderował. Darek z Kevinem, czując respekt przed rozgniewanym mężczyzną, posłusznie ruszyli po schodach na piętro. Doktor otworzył łazienkę, a oczom chłopaka ukazał się dość niecodzienny widok. Na środku stało znane mu wiaderko z pokrywką. Za to na podłodze, szafkach, w wannie i pod prysznicem, jednym słowem po całym pomieszczeniu, skakało spore stadko żab, rechocząc wesoło do siebie, jakby wymieniały uwagi na temat nowego mieszkania.
- O boże! – jęknął, a potem zrobił krok do tyłu. Prawdę mówiąc nieco się brzydził tych oślizgłych stworzonek.
- No właśnie, a biedna Melania omal nie dostała zawału. Siedziała na pralce i piszczała jak oszalała. Musiałem ją stąd wynieść na rękach i zaaplikować nervosol, bo nie mogła się uspokoić. – Spojrzał groźnie na synka, który kurczowo trzymał się nogi Darka.
- Chyba jest w tym trochę mojej winy – odezwał się słabym głosem chłopak. – Pomogłem mu wnieść to wiadro, ale nie wiedziałem co jest w środku. – Dorzucił zmieszany.
- W takim razie chyba wiecie, co trzeba zrobić?! Pojemnik już macie. Wyłapać to towarzystwo, co do jednego, pokrytego brodawkami osobnika!
- Nie wezmę tego gołą ręką za żadne skarby!- wyszeptał Darek.
- Nie musisz, moja ty obrończyni uciśnionych, dam ci rękawiczki. – Wyciągnął z szafki małe pudełko i podał z uśmieszkiem pobladłej sekretarce. Z satysfakcją patrzył jak je nakłada, po czym osuwa się za przykładem malucha na podłogę. Już po chwili oboje biegali na czworakach, od czasu do czasu rzucając się ofiarnie do przodu. 
Mina Darii, która dwoma palcami wrzucała do wiaderka dorodne ropuchy była naprawdę bezcenna. Sean stanął w progu i obserwował całą akcję mrużąc szare oczy.  Musiał przyznać, że dawno tak dobrze się nie bawił. Gniew już dawno mu przeszedł, a na widok wypiętego tyłka dziewczyny, kręcącego się na wszystkie strony, raz po raz robiło mu się gorąco. Żałował, że nosiła takie długie spódnice, tylko dwa razy udało mu się dostrzec kawałek smukłego uda. Pół godziny później wiaderko było pełne.
- To chyba wszyscy zbiegowie? – zapytał Darek i pojękując wstał z podłogi. – Moje biedne kolana, chyba już nigdy nie będę takie same.
- Nie ma Pana Ropucha – oświadczył z powagą Kevin, rozglądając się dookoła. – Nie martw się, tatuś da ci maść, a potem podmucha i przestanie boleć.
- Trudno, może uciekł przez balkon w sypialni. – Chłopak udawał, że nie słyszał ostatniej uwagi. Podniósł głowę i zobaczył wbite w jego nogi oczy Seana.
- Chętnie posmaruję, jako pracodawca powinienem udzielić wszelkiej pomocy. – Uśmiechnął się do spłoszonej sekretarki, po czym zrobił gest jakby chciał ją chwycić za kolano. Darek odskoczył z piskiem do tyłu, zdjął rękawiczki z drżących dłoni, opłukał je dokładnie i uciekł do biura jakby go ktoś gonił. Za sobą złośliwy słyszał chichot wstrętnego doktora, a policzki piekły go niemiłosiernie. Dobrze, że przynajmniej przestał się wściekać, więc Kevinowi chyba już nic nie groziło. Zerknął na zegar i z ulgą zauważył, że jego czas pracy dawno minął. Niestety torebka została na piętrze. Na palcach wszedł na górę i po cichutku otworzył drzwi do sypialni malucha. Zobaczył słodką scenkę, jakiej nigdy nie spodziewał by się po porywczym doktorze.
Sean leżał z dzieckiem na łóżku, który ufnie tuliło się do niego i wysokim głosikiem domagało bajki na dobranoc. Mężczyzna pogłaskał go delikatnie po ciemnych włoskach, pocałował czule w podrapane czółko, a potem zaczął czytać historię Jasia i Małgosi. Darek, nie chcąc zakłócać tej sielanki ostrożnie zabrał torebkę, która leżała na szafeczce blisko drzwi i wycofał się bez słowa. W życiu by nie pomyślał, że ten ostrodzioby drań potrafi być takim opiekuńczym ojcem. Z każdego gestu emanowała ogromna miłość do syna. 
***
   Kiedy wrócił do domu Róża siedziała przed kominkiem z bardzo niewyraźną miną. Ubrana w kraciastą piżamę, popijała mocnego drinka. Nawet nie podniosła głowy, by zobaczyć kto przyszedł. Najwidoczniej również miała ciężki dzień.
- Coś się stało? – zapytał zatroskany Darek, natychmiast zapominając o swoich smutkach.
- E… nic takiego… - westchnęła smętnie kobieta. - Jestem głupia i tyle.
- No powiedz, widać, że masz jakiegoś zgryza. – Darek usiadł obok niej na kanapie. – Na pewno nie zrobiłaś ze siebie większego kretyna niż ja.
- A założysz się? Te dwie plotkary tak mnie wyprowadziły z równowagi swoimi opowieściami o moich sztucznych piersiach, że zwyczajnie wyszłam z siebie. Paplały w warzywniaku, wszystkim którzy chcieli słuchać, że noszę silikonowe wkładki, aby je powiększyć i kusić nimi biednych facetów.
- Każdy by się zdenerwował – próbował zbagatelizować sprawę chłopak, który po trosze czuł się winny całej sytuacji.
- Ale nie każdy pokazałby cycki całemu sklepowi! – pisnęła cicho zażenowana Róża i schowała płonącą twarz w poduszce. – Już nigdy nie wyjdę z domu!
- Naprawdę to zrobiłaś?! – Darek wytrzeszczył na nią oczy.
- W chwili zaćmienia umysłu chwyciłam za bluzkę, jednym szarpnięciem rozpięłam i ją, i stanik. Naga prawda wyszła na jaw, a sprzedawca omal nie udławił się bananem – wymamrotała cicho w materiał.
- To może kupię ci maskę i będę wyprowadzać wieczorami na spacer? – zaproponował Darek, dusząc się ze śmiechu. Otworzył torebkę w poszukiwaniu chusteczki, bo łzy same popłynęły mu po twarzy. Jednak zamiast na nie, trafił na coś miękkiego i jakby wilgotnego. Zacisnął na tym rękę i ku swojemu przerażeniu wyciągnął ogromną ropuchę.
- Kerk … kerk… - zaskrzeczał przyjaźnie Pan Ropuch.
- Cholera jasna! – wrzasnął chłopak, po czym upuścił oślizgłe paskudztwo. Żaba w poskokach ruszyła w stronę tarasu. Wydała jeszcze kilka radosnych rechotów i znalazła się na wolności.

- Może to nie była naga prawda, ale też niezłe – usłyszał śmiech niepoprawnej Róży, która krztusząc się drinkiem biła się z uciechy po udach.

środa, 16 października 2013

Rozdział 1

      Darek stanął przed furtką, prowadzącą do niesamowicie zarośniętego ogródka. Pytlowice ulica Długa numer 10, to tu mieszkała ekscentryczna krewna kapitana Żyły o wonnym imieniu - Róża. Wszedł do środka i z zaskoczeniem stwierdził, że po obu stronach ścieżki, zajmując całą wolną przestrzeń między drzewami, rosły wyjątkowo bujne pokrzywy w różnych, ciekawych odmianach. Co dziwniejsze, każde drzewo było śliwą. Doszedł do wniosku, że gospodyni musiała być wyjątkowo oryginalną osóbką. Zapukał do drzwi niewielkiego domku. Otworzyła mu kobieta niewidomego wieku i wyglądu, bo ubrana niczym szalony naukowiec, w jakieś wielkie gogle oraz zabytkowy kombinezon.
- Dzień dobry, jestem Daria – przedstawił się niepewnym głosem chłopak.
- Właź i zamknij drzwi, jeszcze tu licho jakiegoś sąsiada przyniesie. A ja właśnie śliwowicę do butelek rozlewam – uśmiechnęła się do niego, po czym wskazała na schody prowadzące na piętro. - Pierwsze drzwi po lewej. Rozgość się kwiatuszku. Będziemy musieli ci zmienić image, bo wpadniesz w kłopoty. - Przyjrzała mu się uważnie. - Policja nieco przesadziła, widać gustują w takich laleczkach.
- Eh, ma pani rację. Po drodze miałem kilka niemiłych starć – westchnął chłopak.
- Jaka pani, Róża jestem – podała mu rękę, która kleiła się od lepkiego syropu. – Za jakąś godzinę skończę i zjemy kolację.
 
   Darkowi pokój bardzo się spodobał, był duży i  widny, miał własną łazienkę oraz niewielki balkon. Porozkładał rzeczy w szafie, wziął prysznic i założył krótką sukienkę w stokrotki. Te diablice zaopatrzyły go jedynie w damskie fatałaszki, zero jeansów, dresów czy  jakichkolwiek wygodniejszych ciuszków. Ze swoimi niewielkimi funduszami, mógł jedynie udać się do lumpeksu, żeby kupić sobie coś domowego. Postanowił zapytać o to Różę, jeśli jeszcze będzie trzeźwa, po tej degustacji 70 % wódeczki. Kiedy zszedł na dół po kuchni krzątała się całkiem zgrabna, ciemnowłosa kobieta z włosami z upiętymi w warkocz.
- Siadaj, dzisiaj w menu gulasz. Umiesz gotować? – Nałożyła mu na talerz smakowicie wyglądającej potrawy.
- Tylko jeśli coś jest z czekoladą. – Uśmiechnął się do niej z pełną buzią Darek.
- Nałogowiec?
- Czekoladoholik – przytaknął, energicznie kiwając głową.
- Z taką figurą? Życie nie jest sprawiedliwe – westchnęła z zazdrością kobieta i zmierzyła go wzrokiem. – Jutro pójdziemy na zakupy, nie możesz tak iść do biura. Miejscowy klub moherowy zjadłby cię żywcem.
- Byłbym wdzięczny, to miasteczko jest pełne oryginałów – odezwał się, przypominając sobie przygodę na stacji benzynowej..
- Mianowicie? – zapytała zaciekawiona.
- Niedaleko, kiedy piłem sobie spokojnie napój, napadał na mnie taki jeden wielkolud z blizną. Chyba nie lubi blondynek. Więc odpyskowałem, że mu cały rozum w mięśnie poszedł.
- No… no… - roześmiała się rozbawiona Róża. – Pierwszy dzień, a ty już się miejscowej znakomitości naraziłeś. A facet jest do wzięcia, co prawda mordka nieco pokiereszowana, ale bogaty i ustosunkowany, a płeć jest mu obojętna, jak mówią plotki.
- Za to język ma niczym jadowita żmija – odgryzł się Darek.
- Co prawda, to prawda. – Pokiwała głową Róża. - Wczoraj już siódma sekretarka od niego uciekła. Nianie też zmienia jak rękawiczki, podobno ten jego synek, kropka w kropkę do tatusia podobny z charakteru. Będzie mieć kłopot ze znalezieniem nowej, bo wymagania ma spore, a w Pytlowicach wyrobił sobie paskudną opinię.
- Kim on właściwie jest?
- Sean Evans , właściciel jednej z najlepszych klinik w Europie, dzięki niemu to miasteczko coraz lepiej prosperuje. Jeśli pójdziesz dwa kilometry tą ulicą w dół, zobaczysz na wzgórzu ogromny kompleks szpitalny. Przyjeżdżają tu się leczyć ludzie z całego świata. Doktor podobno wykorzystuje eksperymentalne metody, jakich nie zobaczysz nigdzie indziej i dosłownie czyni cuda. Cała okolica u niego pracuje, bo świetnie płaci. Inna sprawa, że wszyscy boją się go jak ognia i za plecami nazywają Bestią o Magicznych Dłoniach.
- Gdybym to wszystko wiedział, trzymałbym gębę na kłódkę – westchnął ciężko Darek. – Nawet ja o nim słyszałem, ciągle się nim zachwycają w telewizji i gazetach.
- Nie przejmuj się, nie będziesz miał z nim zbyt wiele do czynienia. Rzadko można go spotkać, to bardzo zajęty człowiek – Róża pocieszająco poklepała go po ramieniu.
***
   Tymczasem doktor Evans powrócił właśnie do domu z dość markotną miną. Zwabiony kuszącym zapachem smażonego mięska skierował się wprost do kuchni. Jego pięcioletni synek Kevin, siedział przy stole i wycinał gwiazdki z kruchego ciasta. Był tak zaaferowany pasjonującym zajęciem, że nawet go nie zauważył. Zbyszek, zwany przez domowników Gosposiem, kończył właśnie przygotowywać kolację. Wysoki, lekko szpakowaty, wyprostowany jak struna kroił grzyby, ubrany w białą koszulę i ciemne spodnie. Sean często się zastanawiał, jak on to robi, że nigdy się nie brudzi przy takich zajęciach. Zawsze wyglądał nienagannie. Usiadł obok chłopczyka i cmoknął go w umazane mąką czółko.
- Cześć tatusiu, zgłosiła się już nowa sekretarka? – Kevin doskonale orientował się w problemach ojca.
- Na razie nikt kto by się nadawał, a korespondencja już wysypuje się z pudła, nie mówiąc o stercie dokumentów na moim biurku – jęknął mężczyzna.
- Trzeba było wykazać się uprzejmością w stosunku do Majerowej – machnął na niego ścierką Zbyszek i postawił przed nim na stole filiżankę z kawą. – W pana gabinecie jest istne śmietnisko.
- Ciekawe co ty byś powiedział, jakby cię ciągle swatała ze swoim zezowatym synem, którego jedynym zajęciem jest oglądanie telewizji i picie piwa na koszt matki?
- Że wolę młodszych facetów? Albo, że jestem zaręczony? – rzucił beztrosko Gospoś.
- I akurat by ci ta plotkara uwierzyła! Stuknij się w głowę!
- Tatusiu, może kup kwiatki i przeproś panią Majerową – zaproponował poważnie Kevin.  – Ale z tym panem się nie żeń, jak kiedyś tu przyszedł, to strasznie śmierdział.
- Moja ty mądralo, sam idź przeproś swoją nianię – mruknął do syna Sean.
- Nigdy w życiu – nadął się chłopiec. – Kazała mi jeść szpinak i mówiła do mnie żabulku!
- To rzeczywiście tragedia – pogroził mu ojciec. – Na szczęście wakacje się niedługo skończą i pójdziesz do zerówki. Tam jak będziesz niegrzeczny, postawią cię do kąta.
- Kłamiesz, to na pewno nieprawda! – usta Kevina ułożyły się w podkówkę. Wstał i obrażony uciekł z kuchni do swojego pokoju.
- To nie było zbyt pedagogiczne – pokręcił głową Zbyszek. – Powinien się pan ożenić, ten dom potrzebuje kobiecej ręki.
- Nigdy w życiu – rzucił podobnie jak syn doktor  i również uciekł z kuchni.
***

   Następnego dnia, późnym popołudniem Darek razem z Różą, przytaszczyli pod dom kilka wypchanych toreb z zakupami. Już mieli otworzyć furtkę do swojego ogródka, kiedy szczęście ich opuściło.
- Boże ratuj, to Kwasowa z Antosiową! – jęknęła desperacko Różą.
- Widzę tylko biegnące w naszym kierunku, dwie korpulentne baby. – Chłopak popatrzył na nią z niezrozumieniem.
- To nie baby, tylko dwie ciekawskie żmije z piekła rodem – syknęła cicho kobieta. – Witam sąsiadki, czy coś się stało? – zerknęła na ich falujące piersi.
- Chciałyśmy tylko przywitać się z twoja krewniaczką. – Mniejsza dosłownie przewierciła Darka małymi oczkami. Czuł jakby rozebrała go wzrokiem do samej skóry, a nawet włamała się do mózgu.
- Panienka na długo? – dopytywała się druga. - Słyszałam, że ledwo przyjechała, a już posadę w urzędzie dostała, musi mieć niezłe chody.
- Ale ja…- zaczął nieporadnie chłopak, ale nie dały mu dojść do słowa.
- A moja biedna kuzynka nadal bez pracy – mruknęła zazdrośnie Kwasowa. – Burmistrz to pewnie dobry znajomy, co?
- Musimy już wracać, lody nam się rozpuszczą – rzuciła w przypływie natchnienia Róża, złapała Darka za rękę i wciągnęła go do domu, z ulgą zatrzaskując za sobą drzwi.
- Co to u licha było?! – zdezorientowany popatrzył na gospodynię.
- Dwie największe plotkary w mieście. Unikaj ich jak ognia, wyciągną z ciebie duszę przez nogi!

   Zanieśli zakupy do sypialni chłopaka i rzucili torby na łóżko. Zaczęli rozpakowywać jedną po drugiej, wyciągając coraz to inne zestawy ubrań.
- Teraz tylko trzeba to wszystko uprać i w poniedziałek będziesz gotowy, podjąć pracę w urzędzie miasta – stwierdziła z zadowoleniem kobieta.
- Niby tak, ale wydaliśmy całą moją kasę. Za co ja przeżyję ten miesiąc?
- Hm… taa… - zaczęła zastanawiać się Róża. – Właściwie masz jedno wyjście, ale nie wiem czy będziesz chciał skorzystać.
- Przydałoby się jakieś dodatkowe zajęcie, żeby wyjść na prostą – westchnął chłopak.
- Pamiętasz te ogłoszenia, które czytaliśmy obok sklepu? Tam było takie o sekretarce na pół etatu – uśmiechnęła się do niego podstępnie.
- Ciekawe ile płacą? I czy zgodzili by się na pracę popołudniami? – Rybka chwyciła przynętę.
- Dzisiaj miały się stawić kandydatki, idź, co ci szkodzi. Napiszę ci adres – Róża nagryzmoliła coś na karteczce. To taka duża willa na końcu ulicy, na pewno trafisz. Zapytaj o Zbyszka, on cię pokieruje. Musisz się jednak pospieszyć, załóż jakiś kostium i ruszaj.
- No dobra już, dobra – Darek pobiegł do łazienki. Po kwadransie wyszedł stamtąd jako idealna sekretarka. Ubrany w skromny, ale dobrze dopasowany kostium i sandałki na niskim obcasie. Włosy zaplótł w schludny warkocz. – I jak?
- Perfekcyjnie, w dodatku spełniasz wszystkie podane wymagania, zobaczysz, że się uda. Poproś o zaliczkę – pouczyła go kobieta. Oczy jej jakoś podejrzanie błyszczały, ale zaaferowany możliwością dodatkowego zarobku chłopak, nie zwrócił na to większej uwagi.
***
   Kiedy Darek dotarł do pięknej willi, był spóźniony już prawie godzinę. Całą drogę poprawiał dyskretnie stanik, który niemiłosiernie pił go pod łopatką. Nie miał wielkiej nadziei na zdobycie posady, ale śmiało wszedł do środka, wpuszczony przez eleganckiego, starszego mężczyznę, który zmierzył go wzrokiem od stóp do głów.
- Pani też w sprawie pracy?
- Tak, ale pewnie już nieaktualne – westchnął Darek.
- Gdzie tam, wygląda na to, że nadal jest szansa – uśmiechnął się do niego nieznajomy. – Dwie wybiegły z płaczem, ze trzy wyszły czerwone jak pomidory, a ta ostatnia przysięgła, że jej noga nigdy tu nie postanie - zachichotał.
- Aż tak źle? – chłopak zaczął cofać się do wyjścia.
- Szef ma chyba zły humor – machnął lekceważąco ręką. – Ale ty chyba nie masz zamiaru uciec, co? Wyglądasz na odważną dziewczynę!
- A będzie pan tutaj, by podać mi szklankę wody? Tak na wszelki wypadek – uśmiechnął się do niego niepewnie Darek, a mężczyzna zatrzymał się w miejscu, oczarowany ciepłem, które pojawiło się w jego oczach. Ta panienka spodobała mu się od pierwszego wejrzenia, wyglądała na miłą, inteligentna i pracowitą osóbkę. Poza tym przypominała mu jego nieboszczkę żonę. U niej też pod pozorami łagodności czaił się stalowy charakter.
- Zaczekam pod drzwiami, jakby coś, to wkroczę i uratuje panią – powiedział niespodziewanie dla samego siebie.
- Dziękuję –  odezwał się z wdzięcznością chłopak. Zapukał do drzwi gabinetu, postukując obcasami wszedł do środka.  O mało nie przepadł przez próg. Cholerne buty złożone z samych cienkich paseczków, ślizgały się na wszystkie strony. Podniósł głowę i stanął jak wryty. Za biurkiem siedział nie kto inny jak jego znajomy ze stacji benzynowej. Ta sama przystojna gęba, która powinna należeć do szefa gangu, a nie do szanowanego lekarza. Teraz zrozumiał, dlaczego ta podstępna małpa Róża miała taką dziwną minę i nie powiedziała mu nazwiska pracodawcy. Postanowił zadusić ją własnymi rękami zaraz po powrocie i właśnie ta myśl spowodowała, że nie odwrócił się, a potem nie zwiał na widok uśmiechającego się drwiąco wielkoluda. Miał niewielką nadzieję, że może go nie poznał w nowym uczesaniu. Zaraz jednak został wyprowadzony z błędu.
- Może Panna Dobra Rada się przedstawi. Zapomniałem ostatnio podziękować za troskę o moje zdrowie – rzucił złośliwie Sean. Na widok pyskatej blondynki humor od razu mu się poprawił. Życie było jednak piękne. Właśnie ma okazję poznęcać się trochę nad tym głupiutkim maleństwem, które właśnie stało z otwartymi ustami i lekko wytrzeszczonymi oczętami, najwyraźniej przerażone samym jego widokiem. Na dźwięk jego głosu dziewczyna drgnęła, jakby dźgnięta ostrogą. W zielonych oczach zapaliły się iskry, a jej twarz natychmiast przestała mu się kojarzyć z popularną lalką. Zacisnęła dumnie usta i zaczęła bezwiednie tupać zgrabną nóżką.
- A właściwie po co, skoro i tak mnie pan nie zatrudni? – rzuciła, zadzierając nos do góry.
- Boisz się? Masz zamiar uciec z piskiem jak wszystkie twoje poprzedniczki? – zapytał zaczepnie z przyjemnością patrząc, jak rumieńce gniewu zaczynają wpełzać na jej ładną buzię.
- Dar… Daria Lustrzańska. – Mała złośnica skinęła mu wyniośle głową. – Do niezobaczenia. – Ruszyła energicznie do drzwi.
- Spokojnie, co za charakterek! – Mężczyzna przechylił się przez biurko i złapał dziewczynę za rękę. – Usiądź, jeszcze nie wiem, czy spełniasz moje wymagania.
- To jakaś dziwna gra? – zapytał Darek, czerwieniejąc jeszcze bardziej. Evans denerwował go samym swoim wyglądem, a jak się odzywał, dosłownie natychmiast, podnosił mu ciśnienie. W dodatku, chyba z nerwów, zaczęły swędzieć go nogi. Te rajstopy, to był jakiś następny, diabelski, babski wynalazek. Nie mógł przecież przy tym facecie włożyć ręki pod spódnicę i zacząć drapać się po udach. Darek nie miał pojęcia co w niego wstąpiło, ale chyba miał jakąś dziwną alergię na tego osobnika. Normalnie nigdy się tak nie zachowywał, z natury był spokojnym i łagodnym człowiekiem. W duchu wyobrażał sobie męki, jakie zastosuje wobec swojej wrednej gospodyni za ten wstrętny numer, który mu wycięła.
- Żadna gra, jestem tylko zdesperowanym pracodawcą, który tonie w papierach. – Sean wskazał ręką na sąsiednie biurko, którego praktycznie nie było widać oraz stojące obok, dwa wielkie pudła z korespondencją.
- Umiem obsługiwać komputer i programy pisarskie. Poza tym znam biegle angielski, niemiecki i włoski – wywarczał w stronę lekarza chłopak. – Mogę jednak pracować tylko popołudniami. Zresztą po co ja to wszystko mówię – poderwał się z krzesła i ruszył ponownie do drzwi. Sean zerknął rozpaczliwie na góry korespondencji, doskonale wiedział, że za żadne skarby nie przebrnie przez to sam.
- Cztery godziny, pięć dni w tygodniu, płacę tysiąc złotych za miesiąc - rzucił za wychodzącą, wkurzoną blondynką.
- Też coś! Należy się coś ekstra za pracę w uciążliwych warunkach – Darek odwrócił się i zerknął wymownie na Seana. – Dwa tysiące i tysiąc zaliczki z góry. – Spojrzał mu twardo w oczy i to był jego błąd. Były zadziwiająco ładne, srebrnoszare, z długimi zakręconymi rzęsami. Potrząsnął głową, chcąc się otrząsnąć spod ich uroku.
- Umowa stoi! Od poniedziałku zaczynasz próbny tydzień, jeśli się spiszesz, dam ci stałą umowę o pracę – kusił mężczyzna. Widział jak dziewczyna zaczyna się wahać i przygryza kształtne usta. O czym on właściwie myśli? Od tak dawna był sam, że chyba zaczyna mu odbijać. W tej blondynce było coś intrygującego i nie chodziło wcale o jej niewątpliwą urodę, coś mu się tu nie zgadzało. Najwidoczniej potrzebowała tej pracy, więc postanowił ją przyjąć. Lubił tajemnice, chętnie bawił się w detektywa, z drobiazgów, na które inni nie zwracali uwagi trafnie oceniał charakter. Miał naturalny talent do wynajdywania prawdziwych perełek, potrafił świetnie dobierać sobie współpracowników i prawie nigdy się nie mylił. To była jedna z przyczyn jego spektakularnego sukcesu.
- W takim razie widzimy się pojutrze. – Darek podał dłoń mężczyźnie, który delikatnie ją uścisnął. Czuł się nieco niepewnie pod tym uważnym spojrzeniem. Bał się, by jego sekret nie wyszedł na jaw, a ten cały doktor wyglądał na wyjątkowo przebiegłego osobnika. Jednak pusta kiesa skłoniła go do zgody. Doszedł do wniosku, że w razie problemów, najwyżej nie wróci tutaj po tygodniu.
***
   Godzinę później był już w domu. Róża czekała w salonie, popijając herbatkę. Na widok chłopaka pisnęła podekscytowana i rzuciła się w jego stronę z ciekawością wymalowaną na twarzy. Wypadki potoczyły się tak szybko, że nadal był w lekkim szoku. Dłonią pomacał kieszeń, w której tkwiła zaliczka.
- Daj mi coś mocniejszego, bo ledwo żyję – usiadł na kanapie. Postanowił potrzymać jędzę w niepewności.
- Proszę. – Nalała przeźroczystego płynu z karafki. Pachniał przyjemnie suszonymi śliwkami. Przechylił szklaneczkę, pociągnął spory łyk i oczy wyszły mu z orbit. Zaczął się krztusić, cały czerwony na twarzy. Babsko jak nic chciało się go pozbyć.
Róża tylko się uśmiechnęła z politowaniem, a potem z rozmachem przywaliła mu w plecy, aż zadudniło i podała kubek wody do przepicia.
- Co to u licha było? – wycharczał po chwili chłopak.
- Moja domowa wódeczka. Najlepsza śliwowica w okolicy. – Wypięła dumnie bujną pierś. – A teraz gadaj jak było?
- Nic ci nie powiem zdrajczyni! Posłałaś mnie prosto w paszczę lwa i to bez uprzedzenia!
- Nie przesadzaj, przecież nic ci nie zrobił. Jakbym ci powiedziała u kogo ta posada, to byś nie poszedł – dodała filozoficznie.
- O mały włos, a doszłoby znowu do awantury.
- Ale dostałeś tę pracę, prawda?
- Tak, ale jak kiedyś nie wrócę na noc, to szukaj moich doczesnych szczątków w okolicznych lasach! – jęknął, złapał się za gardło i nalał sobie drugą szklankę wody. – Ten facet to złośliwy trol! Ktoś na górze paskudnie się pomylił, dając mu takie fascynujące oczy!
- Fascynujące oczy? – zapytała zaintrygowana Róża. – Może powinieneś wziąć u niego cały etat?
- Chyba już się położę. – Darek dopiero teraz zrozumiał co palnął. Zaczerwienił się po uszy i uciekł z salonu, zanim padły następne podchwytliwe pytania z ust nachalnej wiedźmy.

niedziela, 13 października 2013

Prolog

   Mamy tu historię odrobinę kryminalną. Zwyczajny chłopak zastaje wmieszany w przestępstwo i staje się świadkiem koronnym. Musi uciekać przed gangsterami w przebraniu kobiety. Jego świat staje na głowie. Spotyka na swojej drodze dwóch mężczyzn.  Krzysztofa alias Rosiczkę, znanego w całej Europie oszusta i gangstera oraz sławnego neurochirurga Seana zwanego Bestią o magicznych  dłoniach. Żaden z nich nie przypomina niestety księcia z bajki.

   Darka obudził dźwięk komórki. Sięgnął po nią i spojrzał na zegarek. Była dopiero siódma rano. Wrzucił więc wyjące urządzenie pod poduszkę. Młody mężczyzna nie był bynajmniej śpiochem, ale budzenie kogoś w sobotę o tej porze wydawało mu się grubą przesadą. Niestety telefon był nieustępliwy.  Piał niczym przechodzący właśnie mutację, zawiany kogut. Sam ustawił taki paskudny dzwonek. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wytrzymałby długo tego zawodzenia.
- Czego?! – warknął nieprzyjaźnie szeroko ziewając.
- Humorek nie dopisuje? – odezwał się wesoło kapitan Żyła. – Wszystko już gotowe, zapraszam na komendę. Od dzisiaj zaczyna pan nowe życie!
- Nie wiem czy jestem na to gotowy – mruknął Darek. Żeby coś w jego mózgu zaiskrzyło musiał wypić poranną kawkę. Udał się więc do kuchni, wsypał do filiżanki dwie łyżeczki neski, zalał ją wodą i usiadł za stołem. Nad parującym, aromatycznym płynem zaczął się zastanawiać nad wiadomością, dostarczoną mu tak radośnie, przez zwykle ponurego policjanta. Czuł przez skórę, że ten stary wyga wymyślił coś naprawdę dziwnego, co niekoniecznie przypadnie mu do gustu. Ostatnio jego świat stanął na głowie i miał tego całego zamieszania naprawdę dość. Tęsknił za swoim zwyczajnym, uporządkowanym życiem. Wszystko co się stało było winą jego głupoty i naiwności, więc nie miał innego wyjścia jak wypić piwo jakiego nawarzył. Historia dwu ostatnich miesięcy jego życia nadawałaby się na kiepski, gangsterski film.
***
   Darek zawsze uważał się za przeciętnego, prowadzącego nudne, monotonną egzystencję faceta. Czasami, oglądając w telewizji filmy, zazdrościł ich bohaterom fantastycznych przygód. Często przed snem wyobrażał sobie siebie w różnych, niezwykłych rolach. Ale potem brał się w garść, bo odkąd umarła mama, przejął obowiązki głowy rodziny i musiał zająć się młodszym bratem. Renta nie starczała na zbyt wiele, więc jak tylko ukończył licencjat z bankowości i finansów, podjął pracę, którą po znajomości załatwił mu wujek. Zaczął pracować w banku, w punkcie informacyjnym i odkładać na magisterkę. Tam poznał swoją Nemezis, czyli Krzysztofa Porębskiego alias Rosiczka. Gdy go zobaczył po raz pierwszy, wyglądał zupełnie jak biznesmen z najwyższej półki. Wysoki, dobrze zbudowany, ubrany w elegancki, drogi garnitur roztaczał wokół siebie aurę zamożności i siły. Chciał wyrobić nową kartę bankomatową, a przy okazji wypytywał o kredyt studencki dla jakiegoś krewnego. Okazał się bardzo miłym i inteligentnym rozmówcą, któremu chłopak najwyraźniej wpadł w oko. Darek nie zgodził się iść z nim na kawę. Krzysztof nie poddał się jednak tak łatwo. Postanowił nastawić do się przychylnie chłopaka przy pomocy romantycznych gestów. Przez kilka następnych dni przychodził do banku posłaniec i przynosił dla niego szkarłatną różę z bilecikiem. Kiedy więc po tygodniu mężczyzna zjawił się ponownie w banku chłopak umówił się z nim na randkę, a potem na następną i następną. Naprawdę dobrze czuł się w towarzystwie nowego znajomego, traktującego go z najwyższym szacunkiem, niczym kogoś niesamowicie wartościowego. Pocałunki na dobranoc, z początku bardzo niewinne, stawały się coraz bardziej namiętne, ale tak naprawdę Darek nie miał nic przeciwko. Z każdym dniem, oczarowany przystojnym Krzysztofem, zakochiwał się coraz bardziej. Mężczyzna swoim zachowaniem niezmiernie różnił się od jego rówieśników, którzy już na drugim spotkaniu oczekiwali dowodów miłości. Chodzili razem do kina, teatru, drogich restauracji, nieraz przesiadywali prawie do rana, a tematy do rozmowy nigdy im się nie kończyły. Podobało mu się, że interesuje się jego pracą i lubi słuchać historyjek o banku, sam go zresztą często zachęcał do tych opowieści. Skryty z natury chłopak, nie mówił jednak niczego o swojej rodzinie, uważając, że przyjdzie na to czas, kiedy się lepiej poznają. Jednym słowem miał cichą nadzieję, że to właśnie ON przez duże O.
   Tego dnia, kiedy doszło do katastrofy, Darek miał wyjechać na trzydniowe szkolenie. Poinformował o tym wcześniej Krzysztofa. Niestety rano, gdy już był spakowany, zadzwonił szef i musiał stawić się w pracy. Koleżanka się nagle rozchorowała i przyniosła długie zwolnienie lekarskie. Chcąc nie chcąc, udał się do banku. Właśnie zaczął porządkować papiery na biurku, kiedy trzasnęły drzwi i zapadła niezwykła na tą porę dnia cisza. Podniósł głowę i zobaczył  sześciu uzbrojonych po zęby, zamaskowanych mężczyzn. Idący na końcu zablokował drzwi. Kątem oka widział, że światła rozmieszonych dyskretnie kamer wcale się nie świecą, ktoś musiał je wyłączyć.
- Ręce za głowę i wychodzimy na środeczek! – zabrzmiał w jego uszach znajomy mu głos. Napotkał spojrzenie mężczyzy i teraz był już pewien z kim ma do czynienia. – Ruszać się!
   Darkowi zakręciło się w głowie, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Nacisnął ukryty pod blatem przycisk alarmowy, łączący bank bezpośrednio z policją. To był zupełnie nowy system, zainstalowany dopiero dwa dni temu. Przerażeni koledzy, pewnie nie zdążyli z niego skorzystać, ale jego stanowisko było najdalej od drzwi. Bandyci zagonili wszystkich do jednego pomieszczenia i ich tam zamknęli. Zaczęli ładować do przyniesionych z sobą worków pieniądze. Dwóch próbowało się dobrać do głównego sejfu. Po kilku minutach zawyły policyjne syreny. Przerażeni niespodziewanym obrotem sprawy przestępcy rzucili się do drzwi. Niestety udało im się zbiec, zabijając jednego z ochroniarzy oraz ciężko raniąc kilka osób, które pechowo znalazły się na ich drodze. Mieli jednak paskudnego pecha. Przebiegły i doskonale znany w gangsterskim światku Porębski, nie wiedział o pewnym małym szczególe, który zadecydował o jego dalszym losie. Darek może był naiwny, ale posiadał pewien rzadki talent. Miał fotograficzną pamięć, wystarczyło jedno spojrzenie, by jego mózg zakodował coś na zawsze. Kiedy zaczęto przesłuchiwać świadków przyznał się do znajomości z Krzysztofem i ku ogromnemu zadowoleniu przedstawicieli prawa, zaczął sypać jak z rękawa danymi na temat przestępców. Dzięki policyjnym kartotekom szybko ustalono skład bandy, miejsce pobytu wszystkich jej członków i ujęto prawie cały gang z Rosiczką na czele.
   Niestety dla pozostającego nadal w szoku Darka, problemy bynajmniej się nie skończyły. Nie miał zbytnio czasu na rozpacz.  Dopadała go jedynie w czasie bezsennych nocy. Płakał wtedy nie tylko nad swoją głupotą i utraconą miłością, ale także nad nieżyjącym ochroniarzem oraz walczącymi o zdrowie przypadkowymi przechodniami. Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju, a złamane serce odzywało się co chwilę dojmującym bólem.
   Już po tygodniu od aresztowań ktoś próbował go przejechać, potem dwukrotnie do niego strzelano. Na szczęście były już wakacje, więc jego brat przebywał u ciotki w Gdyni. Zresztą gangsterzy raczej nie wiedzieli o jego istnieniu. Dano jednak znać do tamtejszej komendy, by mieli na chłopca i kobietę oko. Również Darkowi policja przydzieliła ochronę i przyznała status świadka koronnego. Jeśli jednak miał dożyć rozprawy musieli szybko coś wymyślić, bo najwyraźniej przebywający na wolności koledzy Krzysztofa usiłowali się go pozbyć, aby nie mógł zeznawać.
***
   Darek powlókł się więc na komisariat, mając nadzieję, że będzie mógł zacząć wszystko od nowa. Zapomni o przeżytej tragedii, a po procesie i schwytaniu reszty bandy, zabierze do siebie brata. Ciotka obiecała się nim zająć, miał na razie mieszkać u niej i tam chodzić do szkoły. Po przybyciu na miejsce od razu poproszono chłopaka do gabinetu kapitana. Uśmiechnięty od ucha do ucha mężczyzna wskazał mu krzesło, a potem z błyskiem w oku podał nowy dowód.
- To dla ciebie, jestem pewny, że nikt cię nie rozpozna. – Chłopak rzucił okiem na swoją nową tożsamość i aż go podniosło.
- Chyba pan żartuje?! Tu pisze Daria, Daria Lustrzańska! – wywarczał do policjanta, który bynajmniej nie stracił humoru. – Jestem facetem do jasnej cholery!
- Nie gorączkuj się dzieciaku – podał  wściekłemu Darkowi kubek z kawą. – Długo nad tym dyskutowaliśmy. Masz na głowie najniebezpieczniejszy gang w tej części Europy i nie tak łatwo go będzie oszukać. Pojedziesz na prowincję do mojej dalekiej kuzynki. Będziesz pracował u burmistrza, który wie kim naprawdę jesteś, na stanowisku sekretarki.
- Ale dlaczego jako dziewczyna?! – jęknął chłopak i uderzył desperacko głową o biurko, mając nadzieję, że obudzi się jakoś z tego koszmaru, w którym właśnie się znalazł.
- Musisz mieć, że tak powiem, kobiece wsparcie. Nie martw się, z takimi oczami i włosami będzie z ciebie niezła laska. – Kapitan nie mógł się już powstrzymać i zachichotał. – Zrobiliśmy symulację, może chcesz zobaczyć?
- Za żadne skarby! – prychnął na niego urażony Darek.
- W takim razie pozwól, że przedstawię ci nasze charakteryzatorki. Nazywamy je trzema Gracjami. – Wziął pod ramię zapierającego się podopiecznego, po czym zaprowadził go do ustronnego pokoju na zapleczu. Czekające już tam pewnie od jakiegoś czasu znudzone dziewczyny, rzuciły się od razu na Darka, obracając nim niczym manekinem.
- Jestem Ania i zrobię ci cud fryzurę. Masz piękne, jasne włosy, więc nie będzie z tym problemu. Na szczęście są dość długie, tylko nieco je pocieniujemy. Mężczyźni lubią długowłose laseczki – posłała mu rozbawiony uśmieszek, a potem posadziła na krześle przed dużym lustrem, które jednak od razu zasłoniła dużą chustą.
- Ej, chcę wiedzieć co ze mną wyprawiasz! – mruknął pod nosem naburmuszony chłopak.
- Tak będzie lepiej, zaufaj nam księżniczko. – Skinęła koleżankom.
- Mam na imię Asia, nauczę cię, jak się umalować. Wyregulujemy te krzaczki – postukała palcem w jego brwi oraz wydepilujemy co trzeba. 
Miał wrażenie, że zobaczył dziwny błysk w jej oku.
- A ja Lola – niska brunetka podała mu po męsku rękę. – Ubiorę cię kwiatuszku od stóp do głów. Pod spodem też – mlasnęła językiem. – Nosisz stringi?
- Kapitanie, chyba nie ma pan zamiaru mnie zostawić z tymi wiedźmami?! – krzyknął desperacko za wychodzącym mężczyzną struchlały chłopak .
- Przyjdę ocenić efekty męskim okiem, a one nie są takie złe. Czasami tylko ogarnia je szał twórczy, wtedy nie ma przebacz – rzucił kapitan i szybko zamknął za sobą drzwi, aby biedna ofiara czasem im nie umknęła. Pogwizdując cicho wrócił do swojego gabinetu. Mimo, że był wyciszony, przez otwarte okno po jakimś czasie zaczęły go dochodzić przeraźliwe piski chłopaka. Skrzywił się ze współczuciem. Kiedyś próbował wydepilować sobie co nieco i wiedział jak to boli.

  Tymczasem Darek odbywał chyba karę za wszystkie grzechy, jakie popełnił w swoim  krótkim życiu. Małe jędze wzięły go w obroty. Nie wiedział, która z nich była gorsza.        Anka powyrywała mu chyba wszystkie włosy, ciągła za nie bez litości na wszystkie strony. Miał wrażenie, że został łysy i bolał go nawet mózg. Na pewno go uszkodziła kręcą jego głową niczym piłką.
   Aśka była urodzoną sadystką. Najpierw dorwała się do jego brwi. Wyskubała z czarującym uśmiechem każdy najmniejszy, zbędny włosek. Potem zabrała się za jego nogi i pachy. Na koniec odbył darmowy kurs makijażu. Paskudna perfekcjonistka dręczyła go co najmniej przez godzinę.
   Lola jednak okazała się najgorsza z nich. Obmacała go bezwstydnie, jako pretekst, trzymając w ręce centymetr. Potem zaczęło się przymierzanie. Miała ze sobą maszynę i poprawiała od razu wszelkie niedociągnięcia. Zmusiła go do ubrania ściągających majtek spłaszczających jego penisa tak, by się nie odznaczał pod ubraniami. Chciała mu go nawet poprawić, ale pacną ją w łapkę. Potem założyła mu stanik, który następnie wypchała żelowymi wkładkami, imitującymi piersi. Na koniec ubrała go w krotką, sięgającą przed kolana spódniczkę i obcisłą bluzeczkę z niewielkim dekoltem. Na nogi włożyła mu buciki na niewielkich, szerokich obcasach.
- Gotowy, a właściwie gotowa. – Wredna małpa była z siebie naprawdę dumna. Odsłoniła lustro i popchnęła w jego kierunki chłopaka. – Patrz i podziwiaj dzieło najlepszych artystek w Krakowie. Przedstawiam ci Darię. Niezła z niej laseczka.
 Darek patrzył w szklaną taflę z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Naprzeciwko, widział kogoś zupełnie mu nieznanego. Delikatną, smukłą blondynkę z włosami o barwie lipowego miodu, opadającymi swobodnie na ramiona. Miała piękne, szmaragdowe oczy okolone miękkimi, złotymi rzęsami i wydatne usta. Ponętną, szczupłą figurę i długie, zgrabne nogi. Wyglądała jak jakaś modelka z kolorowego magazynu dla pań.
- I jak…  i jak… ? – Dopytywała się podskakując niecierpliwie niczym pięciolatka Asia.
- Chyba trochę przesadziłyście, wolałbym nie rzucać się za bardzo w oczy – odpowiedział po chwili, zszokowany swoim wyglądem chłopak.
- Nie bądź taki drętwy – uśmiechnęła się do niego łagodnie Ania i poklepała go po ramieniu. – Uroda bardzo pomaga w życiu, zwłaszcza dziewczynom. Jeszcze się o tym przekonasz.
- A co zrobię jak ktoś się zacznie do mnie przystawiać? – zapytał speszony ich natarczywymi spojrzeniami.
- Spójrz prosto między jego nogi i powiedz idiocie, że masz… nieco większy standard… Uwierz mi, działa na 90 % facetów. Znikają niczym mgła i nigdy nie wracają. – Zachichotała niepoprawna Lola.
- Wspaniale! – rozległ się za ich plecami pełen podziwu głos kapitana. – Spisałyście się na medal! – Dziewczęta na ten rzadki z ust przełożonego komplement, omal nie pękły z dumy. – Pani Dario – zwrócił się rycersko do chłopaka, który zarumienił się po same uszy  – pozwoli pani, że ją odprowadzę do samochodu. Nasz funkcjonariusz odwiezie panią na dworzec kolejowy. – Wziął od rozbawionej Loli pękatą walizkę i poprowadził go do wyjścia.
- Jeszcze torebka – podbiegła do nich Asia. – Tu masz dokumenty, pieniądze oraz trochę babskich drobiazgów. – Podała ją Darkowi.
- Dziękuję, bardzo wam dziękuję za wszystko – odezwał się cicho do dziewczyn. – Przepraszam, że byłem taki nieznośny, dla mnie to dość trudne.
- Tylko się nam tu nie rozpłacz ślicznotko – ustawiła go do pionu Lola – makijaż ci się rozmaże.
- Bądź bardzo ostrożna, jakby coś, to natychmiast dzwoń – pomachał do niego kapitan, kiedy już usadowił się w samochodzie.
***
   Podróż minęła Darkowi bez większych przeszkód, jeśli nie liczyć kilku bezczelnych samców, którzy usiłowali go poderwać. Istne końskie zaloty. Teraz zaczynał rozumieć dziewczyny z uniwerka, kiedy wściekały się na głupie komplementy jego kolegów. Doświadczył tego na własnej skórze na stacji, a potem w pociągu. Nawet konduktor usiłował się z nim umówić na kawę. Odczepił się dopiero po zastosowaniu triku Loli. Wyglądał zabawnie, kiedy tak umykał czerwony niczym pomidor. Policja zaopatrzyła go w mapkę, jak dojść do domu kuzynki. Nie było to zbyt daleko, chcąc więc oszczędzić skromne fundusze, podążył tam na piechotę, ciągnąc za sobą wielką walizę. Zachciało mu się pić. Zatrzymał się obok stacji benzynowej. Kupił puszkę coli i spragniony, przyłożył ją do ust. Niestety zagapił się na wystrzałowy samochód podjeżdżający właśnie do dystrybutora. Zrobił krok do tyłu i przepadł przez coś miękkiego.
- Co robisz niezdaro?! Skąd się na świecie bierze tyle durnych blondynek? Chyba ktoś specjalnie klonuje te najgłupsze okazy! – usłyszał za sobą czyjś zgryźliwy wu głos. Odwrócił się i stanął oko w oko z mierzącą z jakieś metr dziewięćdziesiąt górą mięśni, odzianą w jedwabną koszulę i dopasowane jeansy. Przystojną twarz mężczyzny przecinała paskudna blizna, biegnąca od podbródka przez lewe oko, aż do wysokiego czoła, a druga, o wiele mniejsza przez usta. Szare oczy patrzyły na niego kpiąco, czarne przydługie włosy miał związane do tyłu w kitkę. Na szerokim torsie widać było wielką plamę z benzyny. Widocznie nalewał ją właśnie do baku, kiedy chłopak potknął się o węża. W pierwszej chwili Darek miał zamiar przeprosić mężczyznę, ale jego chamskie słowa przelały czarę. Od kilku godzin zaczepiany i obrażany przez napalonych facetów, widzących w nim tylko pustą lalę, dostał autentycznej wścieklizny. Od tego osobnika emanowała taka pewność siebie i poczucie wyższości, że zazgrzytał zębami.
- Może coli? – zaproponował złośliwie. – Chyba potrzebujesz dużo energii. Wszystko zużywają te napompowane sterydami, bezużyteczne muły, dla mózgu już nic nie zostaje – syknął patrząc mu zaczepnie prosto w oczy.
- Umiesz nawet mówić? Jednak w klonowaniu nastąpił jakiś postęp. – Sean nie znosił tego rodzaju wymalowanych kretynek. Na sam widok coś go zakuło w sercu, a ta nie dość, że wytapetowana, to jeszcze pyskata. Zupełnie jak jego była żona.
- Niech pan się tak nie gorączkuje, w tym wieku to grozi wylewem – rzucił, wydymając usta Darek i odwrócił się bokiem do mężczyzny, przy okazji uderzając go w twarz długimi włosami. – Zdrowia życzę – wziął do ręki walizę i pomaszerował z tryumfującą miną do domu kuzynki Kapitana. To starcie niewątpliwie udało mu się wygrać. Najwyraźniej nabierał wprawy w postępowaniu z bezczelnymi osobnikami.

****************************************************************
Podziękowania dla Mikiego za ogromną cierpliwość do marudzącej autorki i zrobienie obrazka, który symbolizuje wszystko to, co zawiera powyższa historia.