Kiedy Henry z Jarkiem wrócili
do domu słońce chyliło się już ku zachodowi, z otwartego okna willi Evansów dobiegły ich
karczemne wrzaski. Mama Bartka nie żałowała swojego głosu i słychać ją było w
całej okolicy. Weszli po cichutku do holu i zajrzeli przez uchylone drzwi do
pralni. Na widok rozłożonej deski do prasowania, spalonej sterty koszul i chłopców upapranych jak nieboskie stworzenia zrozumieli, że maluchy właśnie
zaczęły ,,szkolenie narzeczonej". Natomiast Sean stał z miną winowajcy i usiłował uspokoić
rozsierdzoną kobietę, wymachującą gwałtownie rękami.
- To okazja, lepszej nie
będzie – Jarek bez wahania wszedł do środka.
- Oszalałeś, pchasz się w
paszę lwa? – szepnął mu do ucha stojący za nim Henry.
- Patrz i ucz się Milordzie.
– Chłopak uśmiechnął się do brata stojącego obok doktora i szczypiącego go
ostrzegawczo w ramię, by nie palnął czegoś głupiego do wściekłej sąsiadki. –
Dzień dobry. Może zabierzemy dzieci, a wy sobie przedyskutujecie wszystko? –
Wziął za rękę Kevina i pchnął Bartka w kierunku Henrego.
- Dzień dobry – mężczyzna od
razu zrozumiał o co chodzi. Skoro rodzinka zajęta była kłótnią, istniała mała szansa,
że im się tym razem upiecze. Poza tym następnego dnia była rozprawa, więc taka
drobnostka jak pobyt w więzieniu może umknąć jej rozproszonej uwadze. – Ale z
was brudaski – zwrócił się do chłopców. – Do łazienki marsz. – Na ubrankach
rzeczywiście nie było czystego miejsca, nawet stojące na wszystkie strony
czuprynki wyglądały mocno podejrzanie. W posklejanych włosach znajdowały się niewiadomego
pochodzenia paprochy, a buzie mieli niemożliwie umorusane.
- A możemy pobawić się w
statki? – Kevinowi od razu poprawił się humor. Pobiegł w podskokach na piętro
prosto do łazienki. Jarek zatkał odpływ w dużej wannie, nalał płynu do kąpieli
i puścił wodę. Natychmiast zaczęła tworzyć się gruba warstwa niebieskiej,
pachnącej fiołkami piany. – Na co czekacie? Rozbierać się i hlup!
- Nie będę się z nim kapał na
golasa! Nie jestem maluchem! – Zarumieniony Bartek popatrzył na obu mężczyzn z
buntowniczą miną.
- No to w majtach. –
Rozstrzygnął sprawę Henry. – Macie pół godziny na doprowadzenie się do
porządku.
- Też mi coś – wykrzywił się
do przyjaciela Kevin. – Nieraz już widziałem twoją gołą pupę. Pamiętasz jak się
posikałeś się w przedszkolu? – Błyskawicznie rozebrał się i wskoczył do wody,
unikając w ten sposób wytargania za ucho.
- To było dawno! – Wydął usta
Bartek. – Teraz jestem twoim narzeczonym i rozkazuję ci o tym zapomnieć! –
Usiadł naprzeciwko i zanurzył się po samą szyję. Widać było jedynie jego
zawstydzoną buzię, zmierzwione jasne loki i błyszczące niebieskie oczka.
- Pomóc ci się umyć? –
Uśmiechnięty psotnie chłopiec zbliżył się do niego z namydloną gąbką w wesołe
żabki. Przejechał nią po policzkach kolegi, robiąc mu brodę z piany.
- Oż ty! – Bartek wziął do
ręki drugą myjkę, podsuniętą mu uprzejmie przez Henrego. – Już ja cię tak wyszoruję, że będziesz błyszczał! – Rzucił się z wojowniczym piskiem do przodu.
Jarek z Henrym wycofali się z łazienki, nie
chcąc zostać trafionymi jednym z mydlanych pocisków. Z parteru nadal dochodziły
ich odgłosy zażartej dyskusji, do której przyłączył się jeszcze mąż sąsiadki.
Wyglądało na to, że dorośli tak szybko się nie dogadają, co było im niezmiernie
na rękę.
-
Też idę pod prysznic. – Jarek przeciągnął się aż zatrzeszczały kości. –
Dzieciaki wcześniej niż za godzinę nie wyjdą. – Oparł się plecami o ścianę.
-
Zapraszam – Henry szarmancko wskazał na drzwi do swojej sypialni. – Mam sporą
kabinę i jestem doskonały w szorowaniu pleców – zamruczał do chłopaka, kładąc
dłonie po obu stronach jego głowy. Zielone oczy rozszerzyły się z wrażenia, a
na policzkach wykwitły ciemne rumieńce.
- Odsuń się, na pewno śmierdzę. – Zaniepokojony bliskością mężczyzny,
odwrócił głowę w bok, pragnąc uniknąć konfrontacji. Nie chciał, by się
zorientował jak mocno na niego działa. Nie miał pojęcia, dlaczego jego głupie
ciało reagowało akurat na tego sztywnego Anglika. Serce zaczęło mu łomotać jak
szalone.
-
Pozwól, że sprawdzę. – Oczy Henrego rozbłysły niczym latarenki, pochylił się do
przodu, zaczął obwąchiwać smukłą szyję i miziać nosem wrażliwe miejsce za uchem,
a pod Jarkiem ugięły się nogi.
-
Puszczaj! – Odwrócił się, by nakrzyczeć na bezczelnego drania i niespodziewanie
napotkał kształtne usta. Były dosłownie o milimetry od jego warg. Poczuł ich
ciepło, oddech połaskotał go w policzek i sprawił, że zadrżał. – Ale...-
wyjąkał z trudem.
-
Jeden... mały... buziak... – Każdemu słowu towarzyszyło pieszczotliwe muśnięcie
nosem delikatnej skóry. Miał wrażenie, że oszaleje jeśli ten słodki uparciuch
się nie zgodzi.
-
Rób co chcesz – wyszeptał słabym głosem i zamknął oczy. Nie miał siły się
dłużej opierać. Kręciło mu się w głowie, a całe ciało miał naprężone jak strunę, na której ten przebiegły drań,
grał niczym wirtuoz. Twarde usta natychmiast nim zawładnęły, w mocnym, pełnym
pasji pocałunku. Myśli rozpierzchły się, podobne do stada spłoszonych ptaków. Nawet
nie wiedział, kiedy zarzucił mu ręce na szyję i wtulił się w umięśniony tors.
Po raz pierwszy w życiu dał się ponieść wzburzonej fali namiętności,
zapominając o całym świecie.
***
Darek wieczorem, po tych wszystkich
awanturach był niesamowicie zmęczony. Nie mógł jednak zasnąć, obracał się z boku
na bok na łóżku, aż silne ramiona Seana złapały go i przyciągnęły do siebie. Został
mocno przytulony, a jego głowa ułożona wygodnie na potężnej piersi
narzeczonego. Zdenerwowany czekającą go następnego dnia konfrontacją uznał, że
i tak nie uda mu się zmrużyć oka. Przymknął na chwilę powieki, a kiedy je
otworzył za oknem było już zupełnie jasno. Odwrócił
się, materac po drugiej stronie okazał się pusty. Skoczył na równe nogi
przekonany, że właśnie zaspał. Zbiegł po schodach do jadalni, by zastać cała
rodzinę jedzącą spokojnie śniadanie.
-
Siadaj – Jarek złapał go za rękę - jajecznica jak marzenie.
-
Nalej mi tylko kawy, nie przełknę niczego. – Podsunął bratu kubek.
-
Masz zjeść przynajmniej kilka łyżek inaczej nie wypuszczę cię z domu. – Sean popatrzył
na niego surowo. Serce się mu krajało na widok trzęsących się rąk chłopaka. –
Nie potrzebuję żebyś mi tam potem zemdlał.
-
Jakie mi?! Jadę sam! – Zdenerwowany Darek odwrócił się do narzeczonego, nawet
nie zdawał sobie sprawy, że mówi w formie męskiej. – Nie pozwolę, abyś mieszał
się do tego!
-
Nie masz kochanie nic do powiedzenia. Albo razem, albo wcale. Zbyszek pomoże mi
cię zamknąć w piwnicy na czas rozprawy! – Gospoś natychmiast podszedł, wyrażając
skinieniem głowy chęć współpracy.
-
Nie uda wam się, brat mi pomoże!
-
Nie bądź uparciuchem! Sean ma rację! – Zdrajca Jarek poparł doktora.
-
Nienawidzę was! – Burknął po dziecinnemu Darek i napchał buzię jajecznicą. Nie
chciał by narzeczony z nim pojechał, obawiał się, żeby nie spotkały go jakieś represje
ze strony gangsterów. Nigdy by sobie nie darował, gdyby jego lub Kevina spotkało
coś złego.
-
Nie będziemy z tobą dyskutować, zostałeś przegłosowany. Idź się ubierz,
poczekam w samochodzie. – Sean uśmiechnął się pojednawczo. Chłopak nie miał
wyjścia, umknął do sypialni i pół godziny później wrócił ubrany w elegancki
garnitur. Henry na jego widok aż westchnął z wrażenia. Narzeczona kuzyna
zmieniła się nagle w narzeczonego. Niezbyt kulturalnie otwarł usta, podziwiając
smukłe ciało, doskonale się prezentujące w tym stroju. Wstał, aby lepiej się
przyjrzeć niezwykłemu zjawisku.
-
Uważaj Wasza Wysokość, bo ci tam wrzucę pająka – zaproponował uprzejmie Jarek,
zajmując miejsce obok niego. – Ślinisz się wprost nieprzyzwoicie. Nie
zapominaj, że to ciacho ma już właściciela.
-
Ale... przecież... – Mężczyzna zrobił wymowny gest na wysokości swoich piersi. –
Widziałem na własne oczy.
-
Naiwniak. Nie odróżniasz cycków od silikonów?
-
Niby jak? Chyba, że się rozbierze – zaproponował z błyskiem w oku i natychmiast
dostał solidny cios gazetą w głowę. – Ależ aniołku, to rodzinne podobieństwo
mnie tak zafascynowało. Słowo dżentelmena.
-
Przestań czytać te głupie mangi, rzeczywistość miesza ci się z fantazją.
Widzisz tu jakąś aureolkę? – Wskazał na swoją głowę.
-
Więc może ty jesteś demonem? Pozwól, że sprawdzę czy masz ogon! – Złapał go znienacka
za tyłek i zacisnął na nim palce.
-
Ty świnio! To obrzydliwe!– Wrzasnął zaczerwieniony chłopak. Ten sztywny drań ośmielił
się go dotknąć, w dodatku w obecności zaśmiewającego się Zbyszka. Dobrze, że
chociaż Kevin już wyszedł. Gorące dłonie na pośladkach dosłownie parzyły.
Złapał ze stołu jabłko, szarpnął się i pognał przed siebie, jakby go ktoś
gonił. Ścigał go chichot obu mężczyzn. Wysunął z uporem do przodu szczękę. Już
on im udowodni, że nie był żadnym gejem. W końcu we wszystkich kolorowych magazynach
pisało, że nastolatki były nadzwyczaj wrażliwe i pobudliwe. Jakieś tam hormony o
dziwnych nazwach powodowały, że podniecały ich najniewinniejsze gesty. Na
przykład zwinne palce bezczelnego, angielskiego lorda. Prychnął oburzony i
przyspieszył kroku.
***
Krzysztof był gotowy już bladym świtem, nie
mógł się doczekać rozprawy. Kiedy tylko zapadnie wyrok odzyska wolność, wszystko
było zaplanowane w najmniejszych szczegółach. Nie miał żadnych wątpliwości, że
akcja się powiedzie. Dzisiaj jednak coś ważniejszego od ucieczki zaprzątało
niepodzielnie jego umysł. Już za chwilę zobaczy Darka, będzie mógł spojrzeć w
jego zielone oczy i zobaczyć jak bardzo za nim tęsknił, o czym był głęboko
przekonany. Po chwili rozległy się kroki strażników. Został zakuty w kajdanki i
długimi, ponurymi korytarzami zaprowadzony
na salę posiedzeń sądu. Wyglądała zupełnie zwyczajnie, jak na filmach
kryminalnych, które namiętnie oglądał. Sędzia w todze przyglądał mu się uważnie
zza grubych okularów. Zlekceważył go zupełnie, szukając wzrokiem Darka. Rzędy
krzeseł powoli się wypełniały przybywającymi świadkami i ich rodzinami. Pozwolono
też na obecność prasy. Zerknął w bok, gdzie znajdowało się lustro. Wyglądał
równie przystojnie co zawsze. Chłopak na pewno będzie zachwycony. Kiedy się
spotykali, nieraz widział podziw w jego oczach.
Dobre samopoczucie mężczyzny nie trwało jednak zbyt długo.W
głowie zaczęło mu szumieć, poczuł zimny pot spływający po karku. Było duszno,
ciasno i głośno, czyli coś czego szczerze nie znosił. Ściany sali zaczęły
falować, a podłoga lekko drżeć. Wiedział, że to atak paniki spowodowany dużą
ilością ludzi w pomieszczeniu, obserwujących go niczym odrażającego karalucha,
którego chętnie zdeptaliby obcasem. Zacisnął dłonie, aby się opanować. Zawsze
uważał się za biznesmena z klasą, potrzebującego otwartej przestrzeni, ciszy i
kilku wybranych osób do towarzystwa. Takie pospólstwo jakie właśnie miał przed
sobą zawsze go denerwowało. Przymknął oczy i wyobraził sobie wybuch bomby.
Wszędzie krew, flaki i roztrzaskane kości. Jęki rannych i konających brzmiały
jak zupełnie klasyczna muzyka. Zawsze go uspokajała i przywoływała miłe wspomnienia.Wirowanie ustało.Odetchnął głęboko i
uśmiechnął się. Jego twarz dzięki temu wcale nie nabrała miłego wyrazu. Wyglądał
jak wilk obnażający w chłodnym warknięciu ostre kły, na których po dokładnym
przyjrzeniu można było zobaczyć szkarłatne plamy. Oczy sprawiające wrażenie
dwóch kryształków lodu pozostały nieruchome jak u gada.
Popatrzył
przed siebie i w drzwiach zauważył znajomą sylwetkę, wstał obdarzając ją
drapieżnym wzrokiem. To był ON, na pewno. Z nikim by nie pomylił tej zgrabnej
sylwetki i złocistych, lśniących niczym najszlachetniejszy jedwab, włosów.
Serce w nim zadrżało z radości. Nareszcie znowu się spotkali. Na jego widok
zatrzymał się w połowie sali i zbladł, jakby zobaczył ducha. To na pewno ze szczęścia,
Darek zawsze był taki wrażliwy.
Niestety nie był sam, towarzyszył mu jakiś postawny mężczyzna. Czyżby ochroniarz? Pochylił się i zaczął coś mu szeptać na ucho. Zbyt blisko i poufale, jak na pracownika. Chłopak obdarzył go promiennym uśmiechem. Nie miał prawa się tak do niego uśmiechać! Przecież należał do niego! Zobaczył jak ich dłonie splatają się w czułym uścisku, na palcach zabłysły zaręczynowe pierścionki.
Niestety nie był sam, towarzyszył mu jakiś postawny mężczyzna. Czyżby ochroniarz? Pochylił się i zaczął coś mu szeptać na ucho. Zbyt blisko i poufale, jak na pracownika. Chłopak obdarzył go promiennym uśmiechem. Nie miał prawa się tak do niego uśmiechać! Przecież należał do niego! Zobaczył jak ich dłonie splatają się w czułym uścisku, na palcach zabłysły zaręczynowe pierścionki.
Zdradził
go?! Ten mały sukinsyn go zdradził?! Kiedy on cierpiał w więzieniu znalazł
sobie pocieszyciela?! Zazgrzytał zębami, a krew zaczęła mknąć mu przez żyły
wzburzoną falą. Przed oczami zrobiło się czerwono. Świat znowu zafalował.
-
Nieee! Nie pozwalam! Jesteś MÓJ! – Zaczął wrzeszczeć niczym opętany. Szarpnął
się gwałtownie, wyrywając się z rąk strażnikom i runął do przodu z siłą taranu.
Nic nie było w stanie go zatrzymać. Zabić, zmiażdżyć, zetrzeć na krwawą miazgę!
***
Darek w gruncie rzeczy był zadowolony, że
nie pojechał do sądu sam. Obecność narzeczonego dodała mu pewności siebie.
Przed salą przeżył chwilę zwątpienia i gdyby nie mężczyzna kroczący u jego boku
uciekłby niczym największy tchórz. Zbladł i trzęsącą się ręką otarł czoło.
-
Nie musisz tego robić. Mają już twoje zeznania – powiedział łagodnie Sean, gładząc
jego sztywne plecy.Najchętniej
zabrałby go do domu i nie pozwolił na tą konfrontację. Wiedział jednak, że
chłopak tego potrzebuje, by zamknąć ten straszny etap swojego życia.
-
Chcę, dam radę. – Wyprostował się i podniósł do góry głowę. Nigdy w życiu się
tak nie bał. Chciał spojrzeć w oczy mordercy, który wywiódł go w pole niczym
dziecko, powodując, że przyczynił się do śmierci swoich kolegów. Zrobił krok w stronę
otwartych drzwi, potem następny i następny. Nogi były ciężkie, jak zrobione z
ołowiu. Serce biło gwałtownie, jakby chciało się wyrwać na wolność.
-
Oddychaj głęboko – usłyszał za sobą szept. – Nie pozwól by ten psychopata cię
pokonał.
- Dam radę – Darek nabrał odwagi i śmiało wszedł do środka. Szło mu całkiem
dobrze dopóki nie spojrzał przed siebie. Niespodziewanie napotkał wzrok
Krzysztofa, najwyraźniej zachwyconego spotkaniem. Nic się nie zmienił przez ten
czas. Może jedynie trochę wyszczuplał. Zatrzymał się niczym zamieniony w kamień
przez spojrzenie bazyliszka. Nie mógł się ruszyć, a gadzie oczy przewiercały go
na wylot. Po raz pierwszy dostrzegł ich odmienność. Wydawały się pozbawione
uczuć niczym wykute z kryształu. Twarz niby okazywała emocje, ale one nigdy nie
zmieniały wyrazu, puste i bezdenne, niczym podziemne jeziora. Zaczął drżeć, ich ciemność zaczęła go
pochłaniać.
-
Kochanie, jestem z tobą. Nie pozwolę cię skrzywdzić – czuły głos Seana był
niczym lina ratunkowa, rzucona tonącemu. Przyciągnął go do rzeczywistości, nie
pozwolił pogrążyć w mroku. Ciepła dłoń złapała jego lodowatą, natychmiast ją rozgrzewając,
palce splotły się w silny, niemożliwy do rozerwania węzeł.
-
Nieee! Nie pozwalam! Jesteś MÓJ! - Usłyszał nieludzkie wycie Krzysztofa i z
przerażeniem zobaczył jak zbliża się z siłą tornada