niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 25

     Kiedy Henry z Jarkiem wrócili do domu słońce chyliło się już ku zachodowi, z  otwartego okna willi Evansów dobiegły ich karczemne wrzaski. Mama Bartka nie żałowała swojego głosu i słychać ją było w całej okolicy. Weszli po cichutku do holu i zajrzeli przez uchylone drzwi do pralni. Na widok rozłożonej deski do prasowania, spalonej sterty koszul i chłopców upapranych jak nieboskie stworzenia zrozumieli, że maluchy właśnie zaczęły ,,szkolenie narzeczonej". Natomiast Sean stał z miną winowajcy i usiłował uspokoić rozsierdzoną kobietę, wymachującą gwałtownie rękami.
- To okazja, lepszej nie będzie – Jarek bez wahania wszedł do środka.
- Oszalałeś, pchasz się w paszę lwa? – szepnął mu do ucha stojący za nim Henry.
- Patrz i ucz się Milordzie. – Chłopak uśmiechnął się do brata stojącego obok doktora i szczypiącego go ostrzegawczo w ramię, by nie palnął czegoś głupiego do wściekłej sąsiadki. – Dzień dobry. Może zabierzemy dzieci, a wy sobie przedyskutujecie wszystko? – Wziął za rękę Kevina i pchnął Bartka w kierunku Henrego.
- Dzień dobry – mężczyzna od razu zrozumiał o co chodzi. Skoro rodzinka zajęta była kłótnią, istniała mała szansa, że im się tym razem upiecze. Poza tym następnego dnia była rozprawa, więc taka drobnostka jak pobyt w więzieniu może umknąć jej rozproszonej uwadze. – Ale z was brudaski – zwrócił się do chłopców. – Do łazienki marsz. – Na ubrankach rzeczywiście nie było czystego miejsca, nawet stojące na wszystkie strony czuprynki wyglądały mocno podejrzanie. W posklejanych włosach znajdowały się niewiadomego pochodzenia paprochy, a buzie mieli niemożliwie umorusane.
- A możemy pobawić się w statki? – Kevinowi od razu poprawił się humor. Pobiegł w podskokach na piętro prosto do łazienki. Jarek zatkał odpływ w dużej wannie, nalał płynu do kąpieli i puścił wodę. Natychmiast zaczęła tworzyć się gruba warstwa niebieskiej, pachnącej fiołkami piany. – Na co czekacie? Rozbierać się i hlup!
- Nie będę się z nim kapał na golasa! Nie jestem maluchem! – Zarumieniony Bartek popatrzył na obu mężczyzn z buntowniczą miną.
- No to w majtach. – Rozstrzygnął sprawę Henry. – Macie pół godziny na doprowadzenie się do porządku.
- Też mi coś – wykrzywił się do przyjaciela Kevin. – Nieraz już widziałem twoją gołą pupę. Pamiętasz jak się posikałeś się w przedszkolu? – Błyskawicznie rozebrał się i wskoczył do wody, unikając w ten sposób wytargania za ucho.
- To było dawno! – Wydął usta Bartek. – Teraz jestem twoim narzeczonym i rozkazuję ci o tym zapomnieć! – Usiadł naprzeciwko i zanurzył się po samą szyję. Widać było jedynie jego zawstydzoną buzię, zmierzwione jasne loki i błyszczące niebieskie oczka.
- Pomóc ci się umyć? – Uśmiechnięty psotnie chłopiec zbliżył się do niego z namydloną gąbką w wesołe żabki. Przejechał nią po policzkach kolegi, robiąc mu brodę z piany.
- Oż ty! – Bartek wziął do ręki drugą myjkę, podsuniętą mu uprzejmie przez Henrego. – Już ja cię tak wyszoruję, że będziesz błyszczał! – Rzucił się z wojowniczym piskiem do przodu.
   Jarek z Henrym wycofali się z łazienki, nie chcąc zostać trafionymi jednym z mydlanych pocisków. Z parteru nadal dochodziły ich odgłosy zażartej dyskusji, do której przyłączył się jeszcze mąż sąsiadki. Wyglądało na to, że dorośli tak szybko się nie dogadają, co było im niezmiernie na rękę.
- Też idę pod prysznic. – Jarek przeciągnął się aż zatrzeszczały kości. – Dzieciaki wcześniej niż za godzinę nie wyjdą. – Oparł się plecami o ścianę.
- Zapraszam – Henry szarmancko wskazał na drzwi do swojej sypialni. – Mam sporą kabinę i jestem doskonały w szorowaniu pleców – zamruczał do chłopaka, kładąc dłonie po obu stronach jego głowy. Zielone oczy rozszerzyły się z wrażenia, a na policzkach wykwitły ciemne rumieńce.
- Odsuń się, na pewno śmierdzę. – Zaniepokojony bliskością mężczyzny, odwrócił głowę w bok, pragnąc uniknąć konfrontacji. Nie chciał, by się zorientował jak mocno na niego działa. Nie miał pojęcia, dlaczego jego głupie ciało reagowało akurat na tego sztywnego Anglika. Serce zaczęło mu łomotać jak szalone.
- Pozwól, że sprawdzę. – Oczy Henrego rozbłysły niczym latarenki, pochylił się do przodu, zaczął obwąchiwać smukłą szyję i miziać nosem wrażliwe miejsce za uchem, a pod Jarkiem ugięły się nogi.
- Puszczaj! – Odwrócił się, by nakrzyczeć na bezczelnego drania i niespodziewanie napotkał kształtne usta. Były dosłownie o milimetry od jego warg. Poczuł ich ciepło, oddech połaskotał go w policzek i sprawił, że zadrżał. – Ale...- wyjąkał z trudem.
- Jeden... mały... buziak... – Każdemu słowu towarzyszyło pieszczotliwe muśnięcie nosem delikatnej skóry. Miał wrażenie, że oszaleje jeśli ten słodki uparciuch się nie zgodzi.
- Rób co chcesz – wyszeptał słabym głosem i zamknął oczy. Nie miał siły się dłużej opierać. Kręciło mu się w głowie, a całe ciało miał naprężone jak strunę,  na której ten przebiegły drań, grał niczym wirtuoz. Twarde usta natychmiast nim zawładnęły, w mocnym, pełnym pasji pocałunku. Myśli rozpierzchły się, podobne do stada spłoszonych ptaków. Nawet nie wiedział, kiedy zarzucił mu ręce na szyję i wtulił się w umięśniony tors. Po raz pierwszy w życiu dał się ponieść wzburzonej fali namiętności, zapominając o całym świecie.
***
   Darek wieczorem, po tych wszystkich awanturach był niesamowicie zmęczony. Nie mógł jednak zasnąć, obracał się z boku na bok na łóżku, aż silne ramiona Seana złapały go i przyciągnęły do siebie. Został mocno przytulony, a jego głowa ułożona wygodnie na potężnej piersi narzeczonego. Zdenerwowany czekającą go następnego dnia konfrontacją uznał, że i tak nie uda mu się zmrużyć oka. Przymknął na chwilę powieki, a kiedy je otworzył za oknem było już zupełnie jasno. Odwrócił się, materac po drugiej stronie okazał się pusty. Skoczył na równe nogi przekonany, że właśnie zaspał. Zbiegł po schodach do jadalni, by zastać cała rodzinę jedzącą spokojnie śniadanie.
- Siadaj – Jarek złapał go za rękę - jajecznica jak marzenie.
- Nalej mi tylko kawy, nie przełknę niczego.  – Podsunął bratu kubek.
- Masz zjeść przynajmniej kilka łyżek inaczej nie wypuszczę cię z domu. – Sean popatrzył na niego surowo. Serce się mu krajało na widok trzęsących się rąk chłopaka. – Nie potrzebuję żebyś mi tam potem zemdlał.
- Jakie mi?! Jadę sam! – Zdenerwowany Darek odwrócił się do narzeczonego, nawet nie zdawał sobie sprawy, że mówi w formie męskiej. – Nie pozwolę, abyś mieszał się do tego!
- Nie masz kochanie nic do powiedzenia. Albo razem, albo wcale. Zbyszek pomoże mi cię zamknąć w piwnicy na czas rozprawy! – Gospoś natychmiast podszedł, wyrażając skinieniem głowy chęć współpracy.
- Nie uda wam się, brat mi pomoże!
- Nie bądź uparciuchem! Sean ma rację! – Zdrajca Jarek poparł doktora.
- Nienawidzę was! – Burknął po dziecinnemu Darek i napchał buzię jajecznicą. Nie chciał by narzeczony z nim pojechał, obawiał się, żeby nie spotkały go jakieś represje ze strony gangsterów. Nigdy by sobie nie darował, gdyby jego lub Kevina spotkało coś złego.
- Nie będziemy z tobą dyskutować, zostałeś przegłosowany. Idź się ubierz, poczekam w samochodzie. – Sean uśmiechnął się pojednawczo. Chłopak nie miał wyjścia, umknął do sypialni i pół godziny później wrócił ubrany w elegancki garnitur. Henry na jego widok aż westchnął z wrażenia. Narzeczona kuzyna zmieniła się nagle w narzeczonego. Niezbyt kulturalnie otwarł usta, podziwiając smukłe ciało, doskonale się prezentujące w tym stroju. Wstał, aby lepiej się przyjrzeć niezwykłemu zjawisku.
- Uważaj Wasza Wysokość, bo ci tam wrzucę pająka – zaproponował uprzejmie Jarek, zajmując miejsce obok niego. – Ślinisz się wprost nieprzyzwoicie. Nie zapominaj, że to ciacho ma już właściciela.
- Ale... przecież... – Mężczyzna zrobił wymowny gest na wysokości swoich piersi. – Widziałem na własne oczy.
- Naiwniak. Nie odróżniasz cycków od silikonów?
- Niby jak? Chyba, że się rozbierze – zaproponował z błyskiem w oku i natychmiast dostał solidny cios gazetą w głowę. – Ależ aniołku, to rodzinne podobieństwo mnie tak zafascynowało. Słowo dżentelmena.
- Przestań czytać te głupie mangi, rzeczywistość miesza ci się z fantazją. Widzisz tu jakąś aureolkę? – Wskazał na swoją głowę.
- Więc może ty jesteś demonem? Pozwól, że sprawdzę czy masz ogon! – Złapał go znienacka za tyłek i zacisnął na nim palce.
- Ty świnio! To obrzydliwe!– Wrzasnął zaczerwieniony chłopak. Ten sztywny drań ośmielił się go dotknąć, w dodatku w obecności zaśmiewającego się Zbyszka. Dobrze, że chociaż Kevin już wyszedł. Gorące dłonie na pośladkach dosłownie parzyły. Złapał ze stołu jabłko, szarpnął się i pognał przed siebie, jakby go ktoś gonił. Ścigał go chichot obu mężczyzn. Wysunął z uporem do przodu szczękę. Już on im udowodni, że nie był żadnym gejem. W końcu we wszystkich kolorowych magazynach pisało, że nastolatki były nadzwyczaj wrażliwe i pobudliwe. Jakieś tam hormony o dziwnych nazwach powodowały, że podniecały ich najniewinniejsze gesty. Na przykład zwinne palce bezczelnego, angielskiego lorda. Prychnął oburzony i przyspieszył kroku.
***
   Krzysztof był gotowy już bladym świtem, nie mógł się doczekać rozprawy. Kiedy tylko zapadnie wyrok odzyska wolność, wszystko było zaplanowane w najmniejszych szczegółach. Nie miał żadnych wątpliwości, że akcja się powiedzie. Dzisiaj jednak coś ważniejszego od ucieczki zaprzątało niepodzielnie jego umysł. Już za chwilę zobaczy Darka, będzie mógł spojrzeć w jego zielone oczy i zobaczyć jak bardzo za nim tęsknił, o czym był głęboko przekonany. Po chwili rozległy się kroki strażników. Został zakuty w kajdanki i długimi, ponurymi  korytarzami zaprowadzony na salę posiedzeń sądu. Wyglądała zupełnie zwyczajnie, jak na filmach kryminalnych, które namiętnie oglądał. Sędzia w todze przyglądał mu się uważnie zza grubych okularów. Zlekceważył go zupełnie, szukając wzrokiem Darka. Rzędy krzeseł powoli się wypełniały przybywającymi świadkami i ich rodzinami. Pozwolono też na obecność prasy. Zerknął w bok, gdzie znajdowało się lustro. Wyglądał równie przystojnie co zawsze. Chłopak na pewno będzie zachwycony. Kiedy się spotykali, nieraz widział podziw w jego oczach.
Dobre samopoczucie mężczyzny nie trwało jednak zbyt długo.W głowie zaczęło mu szumieć, poczuł zimny pot spływający po karku. Było duszno, ciasno i głośno, czyli coś czego szczerze nie znosił. Ściany sali zaczęły falować, a podłoga lekko drżeć. Wiedział, że to atak paniki spowodowany dużą ilością ludzi w pomieszczeniu, obserwujących go niczym odrażającego karalucha, którego chętnie zdeptaliby obcasem. Zacisnął dłonie, aby się opanować. Zawsze uważał się za biznesmena z klasą, potrzebującego otwartej przestrzeni, ciszy i kilku wybranych osób do towarzystwa. Takie pospólstwo jakie właśnie miał przed sobą zawsze go denerwowało. Przymknął oczy i wyobraził sobie wybuch bomby. Wszędzie krew, flaki i roztrzaskane kości. Jęki rannych i konających brzmiały jak zupełnie klasyczna muzyka. Zawsze go uspokajała i przywoływała miłe wspomnienia.Wirowanie ustało.Odetchnął głęboko i uśmiechnął się. Jego twarz dzięki temu wcale nie nabrała miłego wyrazu. Wyglądał jak wilk obnażający w chłodnym warknięciu ostre kły, na których po dokładnym przyjrzeniu można było zobaczyć szkarłatne plamy. Oczy sprawiające wrażenie dwóch kryształków lodu pozostały nieruchome jak u gada.
Popatrzył przed siebie i w drzwiach zauważył znajomą sylwetkę, wstał obdarzając ją drapieżnym wzrokiem. To był ON, na pewno. Z nikim by nie pomylił tej zgrabnej sylwetki i złocistych, lśniących niczym najszlachetniejszy jedwab, włosów. Serce w nim zadrżało z radości. Nareszcie znowu się spotkali. Na jego widok zatrzymał się w połowie sali i zbladł, jakby zobaczył ducha. To na pewno ze szczęścia, Darek zawsze był taki wrażliwy.
Niestety nie był sam, towarzyszył mu jakiś postawny mężczyzna. Czyżby ochroniarz? Pochylił się i zaczął coś mu szeptać na ucho. Zbyt blisko i poufale, jak na pracownika. Chłopak obdarzył go promiennym uśmiechem. Nie miał prawa się tak do niego uśmiechać! Przecież należał do niego! Zobaczył jak ich dłonie splatają się w czułym uścisku, na palcach zabłysły zaręczynowe pierścionki.
Zdradził go?! Ten mały sukinsyn go zdradził?! Kiedy on cierpiał w więzieniu znalazł sobie pocieszyciela?! Zazgrzytał zębami, a krew zaczęła mknąć mu przez żyły wzburzoną falą. Przed oczami zrobiło się czerwono. Świat znowu zafalował.
- Nieee! Nie pozwalam! Jesteś MÓJ! – Zaczął wrzeszczeć niczym opętany. Szarpnął się gwałtownie, wyrywając się z rąk strażnikom i runął do przodu z siłą taranu. Nic nie było w stanie go zatrzymać. Zabić, zmiażdżyć, zetrzeć na krwawą miazgę!
***
    Darek w gruncie rzeczy był zadowolony, że nie pojechał do sądu sam. Obecność narzeczonego dodała mu pewności siebie. Przed salą przeżył chwilę zwątpienia i gdyby nie mężczyzna kroczący u jego boku uciekłby niczym największy tchórz. Zbladł i trzęsącą się ręką otarł czoło.
- Nie musisz tego robić. Mają już twoje zeznania – powiedział łagodnie Sean, gładząc jego sztywne plecy.Najchętniej zabrałby go do domu i nie pozwolił na tą konfrontację. Wiedział jednak, że chłopak tego potrzebuje, by zamknąć ten straszny etap swojego życia.
- Chcę, dam radę. – Wyprostował się i podniósł do góry głowę. Nigdy w życiu się tak nie bał. Chciał spojrzeć w oczy mordercy, który wywiódł go w pole niczym dziecko, powodując, że przyczynił się do śmierci swoich kolegów. Zrobił krok w stronę otwartych drzwi, potem następny i następny. Nogi były ciężkie, jak zrobione z ołowiu. Serce biło gwałtownie, jakby chciało się wyrwać na wolność.
- Oddychaj głęboko – usłyszał za sobą szept. – Nie pozwól by ten psychopata cię pokonał.
- Dam radę – Darek nabrał odwagi i śmiało wszedł do środka. Szło mu całkiem dobrze dopóki nie spojrzał przed siebie. Niespodziewanie napotkał wzrok Krzysztofa, najwyraźniej zachwyconego spotkaniem. Nic się nie zmienił przez ten czas. Może jedynie trochę wyszczuplał. Zatrzymał się niczym zamieniony w kamień przez spojrzenie bazyliszka. Nie mógł się ruszyć, a gadzie oczy przewiercały go na wylot. Po raz pierwszy dostrzegł ich odmienność. Wydawały się pozbawione uczuć niczym wykute z kryształu. Twarz niby okazywała emocje, ale one nigdy nie zmieniały wyrazu, puste i bezdenne, niczym podziemne jeziora. Zaczął drżeć, ich ciemność zaczęła go pochłaniać.
- Kochanie, jestem z tobą. Nie pozwolę cię skrzywdzić – czuły głos Seana był niczym lina ratunkowa, rzucona tonącemu. Przyciągnął go do rzeczywistości, nie pozwolił pogrążyć w mroku. Ciepła dłoń złapała jego lodowatą, natychmiast ją rozgrzewając, palce splotły się w silny, niemożliwy do rozerwania węzeł.
- Nieee! Nie pozwalam! Jesteś MÓJ! - Usłyszał nieludzkie wycie Krzysztofa i z przerażeniem zobaczył jak zbliża się z siłą tornada 

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 24

      Kiedy wrócił do celi zastał całe towarzystwo siedzące na podłodze i umilające sobie czas pudełkiem od zapałek. Prosta gra z czasów dzieciństwa bawiła te stare konie do łez. Trzech dryblasów zachowywało się niczym przedszkolaki. Jarek popatrzył na nich z góry i już chciał rzucić jakieś pogardliwe zdanie na temat stanu ich inteligencji, kiedy...
- Bulb... bulb... mrr... – rozległy się kompromitujące odgłosy z jego brzucha. Pokój miał niezłą akustykę i doskonale było słychać, że dawno nic nie miał w ustach.
- Kiepsko się zajmujesz tym słodziakiem. – Pajęczak zwrócił się do Henrego, który właśnie podrzucał pudełko z niezwykle skupioną miną.
- Też jestem głodny. Znacie w pobliży jakiś dobry bar? – Złapał nadąsanego chłopaka za rękę i pociągnął na swoje kolana. Właśnie miał zamiar go objąć, kiedy został boleśnie uszczypnięty w bok.
- Za co? – jęknął i zamrugał długimi rzęsami.
- Jeszcze się pytasz? Trzymaj te lepkie łapy przy sobie! – Burknął nieprzyjaźnie Jarek, po czym pomasował się po nadal piszczącym żałośnie i wydającym dziwne odgłosy zdrajcy.
- Zadziorna sztuka z tej twojej księżniczki – roześmiał się Pajęczak.
- Chcesz stracić swoje odnóża?! – Chłopak zamachnął się na niego, ale został schwytany przez Henrego, mocno objęty ramionami i siłą posadzony na podłodze.
- Zupełnie jak ty, pewnie mieliście wspólną małpę za przodka. Najpierw rozrabia, potem myśli. – Wykrzywił się do kumpla Batman. – Mały ma rację, kolacja była rzadziutka. Jak tylko nas wypuszczą idziemy do mleczaka.
   Zazgrzytały stare drzwi i pojawiła się w nich głowa strażnika, który z niesmakiem zlustrował wnętrze celi. Był przeciwny wychowawczym zapędom sierżanta i przetrzymywaniu w więzieniu takich małolatów. Niczego dobrego nie mogli się tutaj nauczyć.
- Brać ciuchy i won mi stąd! W biurze dostaniecie dokumenty i pieniądze!
- Królu złoty, kochamy cię! – wrzasnął uradowany Pajęczak piskliwym głosem, a mężczyźnie zjeżyły się włosy na karku.
- A ty co, flet połknąłeś? – pogroził chudzielcowi.
- Już nas nie ma – odezwał się spokojnie Henry, chcąc załagodzić rodzący się konflikt. – Dziękujemy za wszystko. – Ukłonił się elegancko i popędził nieznośne stadko przed sobą. Czym prędzej stąd wyjdą, tym lepiej. Nie wiadomo, co jeszcze wymyślą jego psotni towarzysze. Gdyby tu zostali jeszcze jeden dzień, wyprowadzony z równowagi Sean mógłby zawiadomić jego dostojną matkę. Nawet Pytlowice, zaprawione w wielu bojach, mogłyby nie przeżyć przyjazdu lady Elviry.
   Godzinę później cała czwórka siedziała już w barze ,, Pod Smerfetką”. Jak można się domyślić stoliki przypominały muchomorki, a na ścianach szalały niebieskie stworzonka. Namalowane sceny z popularnej bajki miały pewnie przyciągnąć tutaj dzieci, bliskość uniwersytetu jednak sprawiła, że przybywający tłumnie klienci byli wyrośnięci i brodaci. Pyskata właścicielka, zawsze uzbrojona w solidną miotłę świetnie dawała sobie z nimi radę. Niejeden dostał nią po głowie lub został zapędzony do zmywaka za niezapłacony rachunek. Kobieta wspaniale gotowała i miała dobre serce, dlatego nicponie z całego miasta, nazywały ją mamą Smerf, a nawet żeby się podlizać kupiły pod choinkę błękitny fartuszek, na którym wszyscy powpisywali swoje złote myśli, co bardziej utalentowani nawet dodali obrazki. Lokal serwował proste, tanie dania dotowane przez urząd miasta, słusznie mniemający, że uczącą się młodzież należy dobrze odżywiać, dlatego zawsze pękał w szwach.
   Czwórka naszych bohaterów usiadła cichutko w kąciku. Natychmiast podeszła do nich piegowata kelnerka, gapiąc się bezwstydnie na Henrego. Kręciła przy tym tyłkiem i cmokała plastikowymi ustami, jak wyciągnięty z wody monstrualny karp.
- Co podać przystojniaku? – zagruchała i otarła się biodrem o mężczyznę.
- Na początek kubełek lodu – zaproponował niewinnie Jarek. Dawno nie widział tak bezczelnej dziewuchy i chętnie by zapłacił za zamówienie. Potem wsypałby jej zawartość wiaderka do majtek, może przestałaby tak drobić nogami. – Masz jakiś tik nerwowy? – Wskazał na jej wargi układające się w idealne O.
- Nie martw się mały, Lilka to taki pustak nastawiony na zagranicznych gości – uśmiechnął się do niego Pajęczak. – Nie ma z tobą żadnych szans.
- O czym ty...- zaperzył się chłopak.
- Cztery razy danie dnia – przerwał ich sprzeczkę Batman. – A pustak to taka cegła, wydrążona w środku – dodał wyjaśniającym tonem. Ukradkiem zerknął jednak na pośladki opięte kusą spódniczką.
- Kiedy ona raczej przypomina klepsydrę. – Wzrok Henrego prześlizgnął się aprobująco po kształtnej sylwetce kelnerki.
- Może i tak, ale w środku nawet piaseczku nie uświadczysz, jedynie wielkie NIC – Chudzielec wykrzywił się pogardliwie, nie lubił konkurencji.
- Ty sobie lepiej menu poczytaj! – Jarek podał Lordowi wielką książkę, zasłaniając nią skutecznie cały bar. – Słownictwo poćwiczysz!
- Słuszna uwaga słodziaku. – Przytaknął mu Pajęczak i też wręczył kumplowi spis potraw.
- Powinniśmy się umówić na wspólny wypad na miasto – Henry mrugnął porozumiewawczo do osiłka, który uśmiechnął się szeroko. Nic tak nie zbliża ludzi jak pobyt w jednej celi.
- Racja Wasza Wysokość, znam taką jedną panienkę z baru ,, Hula” i ma fajną koleżankę... - Nie mógł jednak dokończyć zdania, bo kolega zatkał mu usta bułką, a Jarek wepchnął ją jeszcze głębiej.
- Ej ty, Casanova z Pytlowic, zastanów się raczej, co powiemy Seanowi i Darkowi – prychnął na niego chłopak. Nie podobało mu się, że Henry zamiast się nim opiekować, jak to przyrzekł kuzynowi, strzela oczami za jakąś wymalowaną małpą.
- Nie martw się słodziaku, to ty zostaniesz moją lady – mężczyzna przyłożył rękę do serca w teatralnym geście. – Czy wiesz, że z zazdrości psuje się cera i wyskakują piegi?
- A czy ty wiesz, że jak ci teraz wybiję zęba, to będziesz tak chodził do poniedziałku, bo dziś jest wolna sobota? – burknął groźnie cały czerwony Jarek.
- A będziesz mnie potem głaskał, tulił, pieścił i karmił z ust do ust? – zapytał uprzejmie mężczyzna, patrząc mu prosto w oczy i wyobrażając sobie chłopaka w kusym fartuszku pokojówki, najlepiej w samej bieliźnie z tacą pysznych kanapek w rękach.
- Nie patrz tak na mnie angielski zboczeńcu! Ta wasza mgła pewnie powoduje, że rdzewieją mózgi i macie tam tylko kilka szarych komórek nastawionych na podstawowe potrzeby! – Pokazał mu język i zasłonił się menu. Odsunął się z krzesłem na bok, tak na wszelki wypadek. Zapowiadał się bardzo upalny dzień, bo w sali zrobiło się nagle strasznie gorąco.
- To znaczy jakie? – Batman nie miał pojęcia o czym nawija maluch. Wiedział, że w Anglii często padało i było dość wilgotno, ale o tej dziwnej chorobie słyszał po raz pierwszy.
- Do niego trzeba wyraźnie – pokiwał z politowaniem głową Pajęczak. – Chodzi tu o jedzenie, picie, spanie i bzykanie. Jeśli nadal nie rozumiesz, chętnie wytłumaczę ci ręcznie – złapał mężczyznę za kolano.
***
   Bartek zadzwonił do Kevina zaraz po śniadaniu. Miał do wypełnienia bardzo ważne zadanie, które mogło zaważyć na ich przyszłości. Skoro byli narzeczonymi, powinni sobie pomagać. Mama poszła do koleżanki, więc pewnie tak szybko nie wróci. Zapracowany tata zniknął w garażu, a wścibskie rodzeństwo wybrało się do Krakowa na zakupy. Mieli więc dom tylko dla siebie.
- Co robimy? – zapytał od progu mały Evans.
- Jak to co? Jajecznicę! Znalazłem w Internecie przepis – dodał z dumą Bartek.
- To daj na stół, najpierw wyciągniemy wszystko co potrzebne. – Zakomenderował i zaczął szukać odpowiedniej patelni. Wiedział, że będzie potrzebna do smażenia. – Gdzie masz fartuszek?
- A zawiążesz mi? – blondynek nie mógł dosięgnąć troczków.
- Pewnie – Kevin już dawno posiadł tę umiejętność. Udało mu się nawet zrobić piękną kokardkę. Poza tym szyja przyjaciela pachniała tak słodko, że pomiział ją noskiem i zachichotał.
- Rany, zupełnie jak nasz Azor – pisnął zarumieniony Bartek i uciekł. Gonili się przez chwilę wokół stołu, strącając przy okazji kilka rzeczy na podłogę. Wkrótce jednak się zmęczyli, wypili więc po Kubusiu i zajęli gotowaniem. Podpalili kuchenkę, wlali do naczynia wszystkie potrzebne składniki, doprawili jak należy, przynajmniej tak im się wydawało. Chłopczyk podstawił sobie krzesło, wziął wielką drewnianą łyżkę i powoli mieszał kluchowatą breję. Musiał się nauczyć robić to porządnie, żeby doktor przyjął go do rodziny.
- Trochę śmierdzi, jakby się przypalało – stwierdził po chwili Kevin. - Spróbuj szybciej.
- No dobra. – Przycisnął zbyt mocno, zahaczył o rączkę patelni i wszystko się wylało na piec. – Ale katastrofa! – jęknął. – Nie nadaję się na narzeczoną – pisnął i usteczka zaczęły mu drżeć.
- Nie przejmuj się, zrobimy od nowa. – Pobiegł do lodówki po składniki i wrócił z pudełkiem jajek i kiełbasą. Trudzili się jeszcze wiele razy, aż skończyły się im potrzebne produkty.
- I co teraz? – Bartkowi zrzedła mina.
- Idziemy do mnie, tata ma mnóstwo koszul do prasowania. Ostatnio strasznie się stroi, chce wyglądać ładnie dla mamusi - wyszczerzył się do niego Kevin. – Ale chyba powinniśmy posprzątać?
- Potem, najpierw nauczę się prasować. – W blondynka wstąpił nowy duch. Ta praca domowa wydawała się o wiele łatwiejsza. – A Zbyszek nam pozwoli? – Wziął kolegę za rękę.
- Coś robi ze swoimi kwiatkami. Wtedy zapomina o całym świecie, tak zawsze mówi tata. – Dłoń przyjaciela była taka ciepła. Lubił z nim spacerować, zawsze chodzili razem w parze. Już od maluchów nie pozwalał, by ktokolwiek odebrał mu ten przywilej.
- A gdzie tata z mamą? – zainteresował sie blondynek. Dumnie maszerował obok przyjaciela, zadzierając wysoko nosek, kiedy tylko spotkali znajome dziecko. Miał najwspanialszego narzeczonego na świecie, czuł się naprawdę wyróżniony i bardzo ważny.
- Zamknęli się w sypialni, kiedy tak robią słychać stamtąd dziwne odgłosy. Gospoś powiedział, że dorośli mają swoje zabawy i mam im nie przeszkadzać. Nie chciał jednak powiedzieć co to za gry. Myśli, że nadal jestem przedszkolakiem i nic nie rozumiem. Mam już sześć lat – prychnął oburzony Kevin.
***
    Darek od rana był markotny, nie pomogły nawet naleśniczki z sosem klonowym, które na śniadanie zaserwował Zbyszek. Krzysztof nie wychodził mu z głowy. Nie miał pojęcia jak jutro spojrzy w twarz tego bandyty, winnego śmierci kilku kolegów z pracy. Nadal czuł się winny, swoją naiwnością przyczynił się do tragedii. Nie mógł pojąć, dlaczego się nie zorientował, czego od niego oczekuje tak naprawdę Rosiczka, przecież był inteligentną osobą, a dał się nabrać jak dziecko. Poza tym rozmyślając o minionych wydarzeniach zauważył coś, z czego wcześniej nie zdawał sobie sprawy. Po dramacie jaki rozegrał się w banku, uznał, że bandyta go wykorzystał i porzucił, jak tylko przestał być potrzebny. Teraz jednak nie był już tego taki pewny. Krzysztof wydawał się bardzo szczery w swoich zapewnieniach o uczuciu jakie do niego żywił. Czy był aż tak dobrym aktorem, że on nie wyczuł nawet nutki fałszu? Darek wiele w swoim życiu przeszedł i nie należał do zbyt ufnych osób. Mając na głowie dom i młodszego brata nie lgnął zbytnio do obcych. Jeśli jego podejrzenia były słuszne i mężczyzna coś do niego czuł, to obawiał się, że wtedy tak łatwo mu nie odpuści. Miał wielu znajomych i nawet w więzieniu mógł być niebezpieczny.
   Był też incydent w kinie, tak dziwny i niepokojący, że wymazał go z pamięci. Ostatnio jednak miał wrażenie, że otworzyła się zapomniana szuflada i zaczęły z niej wypadać różne, niechciane fragmenty wspomnień. Poszedł wtedy z Krzysztofem do kina na jakiś niszowy horror. Spodziewał się głupawej historyjki o zombii, ale film przeszedł jego najśmielsze oczekiwania. Pełen krwi, przemocy i cierpienia niewinnych ofiar wydał mu się wyjątkowo obrzydliwy. Chciał wyjść i spojrzał na siedzącego w ciemnościach sali mężczyznę, który nie odrywał oczu od ekranu wyraźnie zafascynowany. Oczy lśniły mu jak u dzikiego zwierzęcia, co chwilę się oblizywał i zaciskał uda. Wydawało mu się, że widzi jego nabrzmiałą z podniecenia męskość. Kogo mogłoby kręcić coś tak paskudnego, jedynie jakiegoś psychopatę. Kiedy dotknął jego ręki gwałtownie podskoczył i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem. Chwilę trwało zanim zapytał o co chodzi. Całe to wydarzenie zamienił potem w żart, twierdząc , że przestraszony rozgrywającymi się scenami chłopak nieco spanikował i poniosła go wyobraźnia. Wtedy się z nim zgodził, ale teraz widział to zupełnie w innym świetle. Jakim naprawdę człowiekiem był Krzysztof, bo, że nie dżentelmenem za jakiego go na początku uważał wiedział na sto procent. Przedtem myślał, że ludzie którzy zginęli byli przypadkowymi ofiarami. Teraz nie był tego pewien. Może nawet Rosiczka zaplanował ich śmierć, była wliczona w napad jak zakup worków na pieniądze.
   Darek miotał się po domu od okna do okna, zaczynał i nie kończył wielu zajęć. Kevin poszedł do kolegi, a gospoś szalał z kopaczką i grabiami w ogrodzie. Został ze swoimi myślami zupełnie sam. Sean musiał jechać do kliniki, pozałatwiać kilka długo odkładanych spraw. Obiecał szybko wrócić, ale chłopak doskonale wiedział, że jak już go tam dopadną, nie uwolni się tak łatwo.
- Chyba pójdę do Róży po flaszkę śliwowicy – westchnął i ruszył do drzwi. Nie zauważył, że już od dłuższej chwili ktoś mu się uważnie przygląda.
- Ani się waż, chcesz jutro z kacem gigantem iść na rozprawę. Jeszcze ten durny bandyta pomyśli, że jesteś blady bo tak za nim tęskniłeś, albo, że się go boisz – Sean wziął w ramiona mocno podenerwowanego narzeczonego i przytulił do siebie. Wrócił wcześniej niż zamierzał, coś ciągnęło go do domu. Martwił się jak chłopak poradzi sobie z niemałym stresem.
- Boję się, prawdę mówiąc jestem przerażony – szepnął i ukrył twarz na jego piersi.
- Głuptas, jestem przy tobie. Kiedy ten koszmar się skończy wyjedziemy na wakacje, należy się nam odpoczynek w jakimś miłym miejscu. – Ujął chłopaka pod brodę i czule pocałował.  Darek zarzucił mu ręce na szyję i przywarł całym ciałem do twardego torsu.
- Kochaj się ze mną, jakby miał przestać istnieć świat. Spraw, abym zapomniał o Krzysztofie na zawsze. – Podskoczył i objął go w tali nogami, zaplatając je na plecach. Został natychmiast przyciśnięty do ściany w holu i twarde wargi drapieżnie na niego naparły.
- Wyrzucę go z twojej pamięci raz na zawsze. Jesteś mój! – Mężczyzna zacisnął dłonie na pośladkach kochanka. Miał ogromną ochotę wziąć go tu gdzie stali, sprawić by krzyczał z rozkoszy i powtarzał tylko jego imię. Po chwili słychać już było jedynie przyspieszone oddechy i ciche jęki. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, błądzące gorączkowo dłonie rozpalały krew i mamiły zmysły. Wszystko znikło, zostały tylko dwa drżące z pożądania, pełne pasji ciała.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam sprawę nie cierpiącą zwłoki – rozległ się za ich plecami głos mamy Bartka.
- Och...- Darek natychmiast stanął na nogi i obciągnął sukienkę. Jego twarz przypominała kolorem dojrzałego pomidora. Niczym dziecko schował się za plecami doktora, łypiąc na rozsierdzoną sąsiadkę zza jego ramienia.
- Witam panią. – Sean rozbawiony reakcją narzeczonego uniósł do góry brwi. – Czyżby wybrała się pani na wojnę? – Wskazał na trzymaną przez nią zwęgloną patelnię.
- Może niezupełnie, ale mam wrażenie, że wróciłam z pola bitwy. – Odezwała się uprzejmie kobieta, ale jej oczy ciskały iskry. – Proszę za mną. – Poprowadziła ich prosto do swojego domu. Kiedy weszli do kuchni natychmiast zrozumieli o co jej chodziło. Pomieszczenie wyglądało jak po przejściu tornada, a pieca nie było widać spod czegoś, co było prawdopodobnie jajecznicą z kiełbasą, w ilości mogącej nakarmić małą armię. Wszystko zapieczone, zbrązowiałe i zestalone na kamień. Podłoga pokryta była jakąś mieszanką mąki, kaszy i chyba mleka. Kuchenne szafki i ściany nie prezentowały się wiele lepiej.
- Czyżby nasi chłopcy coś tu gotowali? - Zapytał z niepewną miną Sean, unikając starannie wzroku sąsiadki.
- Ja bym tego tak nie nazwała, powiedziałabym raczej, że rozpętali trzecią wojnę światową! – Warknęła. – A to moja najlepsza patelnia, zbierałam na nią pół roku!
- To tylko dzieci, pewnie się bawiły. – Mężczyzna nieumiejętnie próbował załagodzić sytuację. – Czasem mają niemądre pomysły.
- To dwa diabły z piekła rodem! Będą sobie dzisiaj robić okłady na tyłki! – błysnęła dziko oczami. – Cała kuchnia do remontu, a piec do wyrzucenia!
- Może chodźmy do nas, porozmawiamy o odszkodowaniu za straty – zaproponował łagodnie Darek. Śmiać mu się chciało z Seana, który niewątpliwie był winien całemu zamieszaniu. Teraz szedł obok wściekłej sąsiadki nie mając odwagi przyznać się do swojej głupoty. Chłopak cieszył się, że dzieciakom nic się nie stało, w innym wypadku na pewno przybiegłyby po pomoc.
- Najlepiej w salonie. – Doktor wskazał kobiecie najwygodniejszy fotel i nalał jej kieliszek wina. – Chyba... yhy... musimy porozmawiać...
- Chwila! – Darek zerwał się z kanapy na której właśnie usiadł. – Lepiej najpierw znajdźmy dzieciaki! – Na myśl o tym, co jeszcze mogły wymyślić, zrobiło mu się ciemno przed oczami.
- Ale gdzie mogą być? – Sean ruszył za nim.
- Nie pamiętasz, co wczoraj mówiłeś? Oczywiście, że w pralni! – Mama Bartka podążyła za nimi, mocno zaniepokojona.
   Obaj narzeczeni oczywiście tam byli, już z daleka czuć było swąd palonego materiału. Deska do prasowania została całkiem sprawnie rozłożona, a żelazko włączone na len. Na podłodze walały się najlepsze koszule Seana, większość z nich miała gdzieś brązową dziurę lub ładnie odbity, znajomy kształt. Bartek ze skupioną miną i zmarszczką między brwiami maltretował właśnie następną, Kevin mu sekundował i doradzał, pomagał obracać materiał.
- Co wy tu wyprawiacie?! Poparzycie sobie palce! – Mama natychmiast zabrała synowi żelazko. – Zupełnie poszaleliście?
- Ale ja muszę, żeby wejść do rodziny! – W oczach Bartka pojawiły się łzy. – Prawie mi się udało – pokazał z dumą pierwszą niespaloną koszulę.
- Do licha, nie macie sumienia małe dranie! Nawet moja ulubiona od Prady! – Doktor jęcząc oglądał rozmiar zniszczeń.
- To tylko dzieci, pewnie się bawiły – rzuciła złośliwie sąsiadka, biorąc się pod boki.
- Wcale nie – Oświadczył poważnie Kevin. – Tatuś wczoraj powiedział, że jego synowa musi umieć zrobić jajecznicę i uprasować koszulę. My się tutaj uczymy, bo Bartuś musi wejść do naszej rodziny, skoro jest moim narzeczonym.
- Czyli to wszystko twoja sprawka?! I jeszcze śmiałeś mnie pouczać! – W oczach kobiety pojawiła się furia, a doktor zaczął się przezornie cofać się w kierunku drzwi.
- Tylko spokojnie, przecież będziemy rodziną – zaoponował, zastanawiając się nad jak najkrótszą drogą ewakuacji.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 23

     Kwasowa po wyjątkowo stresującym dniu usiadła w końcu na tarasie przed domem. Zrobiła sobie nawet mocnego drinka na uspokojenie. Nawet w najgorszych koszmarach nigdy by nie pomyślała, że dojdzie do czegoś podobnego. Patrząc na swoją ulubioną ławeczkę w ogrodzie, wróciła myślami do wydarzeń z poranka.
  Mimo ostrzeżeń, obie panie z portalu Złote Lilie wciąż się sprzeczały, nawet zimne napoje nie ostudziły ich temperamentu. Aby przerwać ich wzajemne poszturchiwanie się i obrzucenie epitetami, zaproponowała spacer po świeżym powietrzu. Nic to jednak nie pomogło, a dziewczyny w końcu zmęczone sprzeczkami, wskazały na ławeczkę i zaproponowały odpoczynek. Usiadły po bokach, Joli pozostawiając miejsce pośrodku.
- Ale przecież... – krygowała się gospodyni – jesteście moimi gośćmi.
- Królowej należy się wszystko co najlepsze – brunetka przesunęła się, sama skromnie przysiadając na brzeżku. Szturchnęła przy tym z tyłu wytapirowaną blondynkę, puszczając do niej oczko.
- To niewątpliwie prawda. Nawet wiedźmy – tu pokazała język rywalce – mają czasem dobre pomysły.
- W takim razie zostańmy tu chwilę – Kwasowa wreszcie odetchnęła z ulgą. Chwila błogiego spokoju była bardzo pożądana. Przymknęła oczy wystawiając twarz do słońca. Miała nadzieję, że już wkrótce pozbędzie się tych wariatek i będzie mogła wrócić do swojego ustabilizowanego, choć nieco nudnego życia.
- Ja muszę zadzwonić – barbi poderwała się gwałtownie na nogi, a brunetka nacisnęła pupą skraj  ławki. Spowodowała tym jej gwałtowne przechylenie się i niespodziewająca się niczego Jola poleciała do tyłu, prosto w swój wymuskany trawnik, fikając w powietrzu zgrabnymi nogami. Cienka sukienka zadarła się wysoko do góry i wyszczerzone radośnie diablice mogły zobaczyć słynną, francuską bieliznę.
- Aaa...! – wrzasnęła na cały głos nieszczęsna ofiara żartu.
- Majtasy pierwsza klasa. Marnuje się dziewczyna na tej prowincji.- Brunetka poruszyła wymownie brwiami, a kolczyki, którymi była obwieszona, wydały cichy brzęk.
- Myślisz, że poda mi adres swojego sklepu? – Obie kobiety wpatrywały się z wielkim zainteresowaniem i błyskiem w oczach w Jolę, no może nie całkiem w Jolę, a w niższe partie jej ciała, które okazały się całkiem atrakcyjne.
   Czerwona ze wstydu i wściekła Kwasowa, miała tego naprawdę dość, tym bardziej, że za krzakami agrestu mignęło jej kilka znajomych sylwetek. Prawdopodobnie paskudni sąsiedzi nadal się nieźle bawili jej kosztem. Zerknęła w bok i zauważyła idealne narzędzie zemsty. Nadal nie wstając z trawnika sięgnęła po nie powoli, przekręciła zawór i skierowała wylot ogrodowego węża wprost na wredne małpy, gapiące się bezczelnie między jej nogi. Silny strumień lodowatej wody pod ciśnieniem uderzył w zaśmiewające się jędze. Piszczac i prychając rzuciły się do ucieczki.
- Jakie z was tam lilie, prędzej diabelskie ziele! Zabierajcie te pokraczne maszyny sprzed mojego domu i jazda mi stąd! – Darła się Jola ile sił w płucach, naciskając raz po raz spust. Może ten dzień nie był wcale taki zły, pomijając zawstydzające szczegóły dawno tak dobrze się nie bawiła.
***
    Darek i Sean siedzieli wieczorem przy wyjątkowo pustym stole. Zbyszek nadal uwijał się w kuchni przygotowując coś na następny dzień. Nawet Kevina nie było widać, jakoś nie mógł rozstać się z przyjacielem. Dopiero po telefonicznej interwencji doktora, że posiada jednak własny dom i łóżko, zgodził się wrócić. Nie przyszedł jednak sam, jak się tego spodziewał ojciec, zważając na późną porę, ale przytargał za sobą czerwonego i zawstydzonego Bartka. Obaj w długich do pasa, męskich krawatach w kolorowe ciapki, pożyczonych zapewne z szafy sąsiada, stanęli przed nim z uroczystymi minami.
- Mamo, tato, przedstawiam wam mojego narzeczonego – Kevin wyrecytował kwestię zapamiętaną z jakiegoś filmu. Nie puszczał przy tym trzęsącej się ręki przyjaciela, który pod groźnym spojrzeniem doktora miał duszę na ramieniu. Schował się przezornie za plecami przyszłego męża, widać było jedynie jego wielkie, błękitne ślepka i jasną czuprynkę.
- Mam nadzieję, że moja przyszła synowa umie przynajmniej usmażyć jajecznicę i wyprasować koszulę. Taki staruszek jak ja, może potrzebować kiedyś jej pomocy. – Uśmiechnął się do chłopczyka, który popatrzył na niego strapiony.
- Nie umiem – pisnął żałośnie – ale się nauczę, na pewno – dodał po chwili.
- W takim razie, kiedy zaprezentujesz mi swoje umiejętności, przyjmę cię do rodziny – zgodził się łaskawie mężczyzna, robiąc surową minę.
- Bardzo dziękuję – Bartek natychmiast się rozpromienił. Miał zamiar poprosić mamę o pomoc i jakoś to będzie. Dla Kevina gotów był na wiele poświęceń,bo przecież w bajkach zanim książę z księżniczką mogli żyć długo i szczęśliwie, musieli przejść wiele prób. Usmażenie jajecznicy wydało mu się łatwiejsze niż zabicie smoka lub pokonanie złej czarownicy.
- Ja za to jestem ciekawy, gdzie się podziali ci starsi milusińscy. Próbowałem się do nich dodzwonić na komórki, ale żaden nie raczył odebrać – odezwał się Darek, spoglądając w okno.
- Pewnie się dobrze bawią, nie przesadzaj – Sean uspokajająco położył mu rękę na ramieniu.
- Kraków nocą bywa niebezpieczny, a Jarek jest strasznie wyrywny – westchnął i zerknął na zegar. Dochodziła już dwudziesta, a chłopcy ani razu się nie oddzwonili. Zaczynał się coraz bardziej denerwować.
- Yhy... yhy... – rozległo się chrząkanie Zbyszka. – Właściwie to dwie godziny temu telefonowali z komisariatu. Nie wiedziałem jak wam to przekazać.
- Jak to z komisariatu?! – Darek poderwał się od stołu.
- Spokojnie, zamknęli ich za jakąś bójkę w parku, a ponieważ źle się zachowywali zostawili na noc. Wrócą jutro cali i zdrowi. – Gospoś na wszelki wypadek nie podchodził bliżej. Widział jak jego szef zaczyna zgrzytać zębami, a w jego oczach zapalają się czerwone błyski.
- Jak dorwę tego angielskiego przygłupa, to zrobię niego pasztet! Miał się opiekować twoim bratem, a siedzi razem z nim w więzieniu! Biedny dzieciak pewnie jest przerażony! – Wściekł się doktor.
- Nie rób z Jarka niewiniątka, on tylko wygląda jak cielątko, ale do awantur był zawsze pierwszy. Mogę się założyć, że narozrabiał. Spiorę gówniarza na kwaśne jabłko, tym razem nic go nie uratuje! – Zacisnął dłonie w pięści.  Nie dość, że pojutrze będzie rozprawa i będzie musiał stanąć twarzą w twarz z Krzysztofem, to jeszcze brat podnosi mu ciśnienie.  
                                                           ***
    Tymczasem Krzysztof im bliżej dnia rozprawy, tym lepiej się czuł, przynajmniej w swoim przekonaniu. Myśl, że znowu zobaczy Darka, nie pozwalała mu już tkwić w łóżku twarzą do ściany. Depresja przeszła jak ręką odjął, kazał przynieść sobie eleganckie garnitury i koszule, żeby dobrze się zaprezentować na przesłuchaniach. Chciał, żeby chłopak nadal widział w nim biznesmena z klasą, w którym był zadurzony. Mimo całej swojej inteligencji nie zdawał sobie, a może nie chciał zdawać sobie sprawy, że nie można wejść dwa razy do tej samej wody, a to co było już nigdy nie wróci. Codziennie golił się i czesał przed lustrem, sprawdzając dokładnie, czy jego twarz nadal była przystojna i czy pobyt w więzieniu nie zaszkodził jego urodzie. Każdego wieczora stroił się i żałował, że nie pozwolono mu używać perfum, by potem godzinami rozmawiać ze swoimi wizjami. Siadał na pryczy, naprzeciwko jedynego w celi krzesła i tłumaczył Darkowi, jakie przyjemne życie już niedługo będą prowadzić. Chłopak zazwyczaj uśmiechał się do niego słodko i przytakiwał.
- Widzisz, już pojutrze będzie rozprawa, a potem wyjedziemy gdzieś daleko. Na moje usługi wszędzie jest ogromny popyt. Cieszysz się prawda?
-.................
- Musisz tylko mnie słuchać, nie będę tolerował żadnych głupich wyskoków jak ten z policją. – Zjawa kiwnęła głową i wyciągnęła do niego rękę.
- .................
- Będziemy codziennie się kochać, pokażę ci wszystko.
- .................
- Ból bywa przyjemny, pewnie o tym nie wiesz. Mój ojciec był mistrzem w jego zadawaniu, po jednej sesji z nim, nawet największy twardziel opowiadał swoje największe sekrety. Szefowie go uwielbiali i dobrze płacili. Wiele się od niego nauczyłem, jak miałem osiem lat zaczął mnie zabierać ze sobą do pracy. – Jego oczy przybrały błędny wyraz, przebywał we własnym świecie, który jedynie on mógł zobaczyć.
- .................
- Kiedy byłem starszy uwielbiałem patrzyć jak ich torturuje. Najpierw płakali i krzyczeli, a potem doznawali oszałamiającego orgazmu. Potrafił wepchnąć im w tyłek gruby, żelazny pręt, jednocześnie pieszcząc i stymulując. Oczy wychodziły im z orbit, a członki stawały się grube i bordowe od napływającej krwi. To był taki piękny widok – westchnął i dotknął swojego krocza, czując coraz większe podniecenie.
- .............
- Zajmę się tobą kochanie, zajmę najlepiej jak potrafię. – Włożył rękę do spodni.
   Stojący pod drzwiami strażnik westchnął z obrzydzenia, już kilkakrotnie mówił swoim przełożonym o niepokojącym zachowaniu Krzysztofa alias Rosiczki, ale został zignorowany. Ostatnio zaczął się nawet zastanawiać, czy nie pójść z tym wyżej. Miał wrażenie, że ktoś grubo posmarował, by ekscesy gangstera pozostały niezauważone. Facet wyraźnie sfiksował, widział już takich przestępców wielokrotnie, byli ogromnie niebezpieczni, przy tym bardzo inteligentni i pomysłowi, w dodatku całkowicie nieprzewidywalni.
***
    Pajęczak wzdychał niczym lokomotywa, a serce biło mu jak oszalałe. Właśnie siedział ze swoim ulubionym koreańskim aktorem Jang Geun Suk na Diabelskim Młynie. Zamknięci w ciasnym wagoniku, ponad pogrążonym we śnie, migającym światłami miastem, patrzyli sobie w oczy.
- Mój ty słodki Pajączku. – Mężczyzna po raz pierwszy był tak rozmowny. Zazwyczaj ograniczał się tylko do uśmiechania. Tym razem chłopak mógłby przysiąc, że to wszystko dzieje się na jawie. Przybliżył się do niego, niemal stykali się nosami, poczuł  niezbyt świeży oddech na szyi, jedna dłoń zaczęła obmacywać mu kościstą pierś, a druga powędrowała śmiało między nogi.
- Myślałem, że najpierw pójdziemy na spacer, wypijemy parę piwek, a potem...
- To niepotrzebne zawracanie głowy, pokaże ci jak namiętny potrafi być prawdziwy mężczyzna ... Basiu... – Głos aktora brzmiał dziwnie ochryple.
- Jaka Basiu? – Zaskoczony chudzielec natychmiast otrzeźwiał i usiadł na pryczy.
- Gdzie się podziały twoje cycki? – Równie zbity z tropy Batman, zamrugał rzęsami. Zamiast piersiastej kelnerki z baru ,, Hula”  zobaczył wytrzeszczone oczy kumpla.
- Chcesz buziaczka? – zagruchał natychmiast Pajęczak i zrobił dziubek.
- Ty ohydny bałwanie, zaraz zwymiotuję! Jak śmiałeś się odszywać pod moją królową? – Odwrócił się zbyt gwałtownie na bok i spadł na podłogę.
- A jak ty śmiałeś robić za mojego ślicznego Suka? Z taką mordą możesz jedynie zostać wykidajłą w jakiejś spelunie! – Wykrzywił się i zadarł do góry nos. Ogłupiała mina przyjaciela była bardzo komiczna. Trzymał się jednak dzielnie, walcząc z całej siły z rozbawieniem.
- Spróbuj się uśmiechnąć, a dostaniesz w paszczę! – Popatrzył groźnie na idiotę, który zasłonił sobie twarz poduszką i zaczął kwiczeć. Doskonale wiedział, że skoro był w takim stanie nie warto z nim dyskutować. Dobrze znał jego napady głupawki.
- Jak mogłeś nie doceniać mojego skromnego wyposażenia? – Pajęczak rozpiął koszulę, ukazując bladą klatkę piersiową, na której można było policzyć wszystkie żebra. – Małe czy duże, cycki to cycki! Nie bądź taki wybredny! – Rechotał już na całego. Złapany za nogę przez kolegę spadł z łóżka, nie zwrócił na to jednak uwagi, tylko nadal tarzał się po podłodze.
***
   Jarek został obudzony bladym świtem krzykami i piskami dobiegającymi z sąsiedniej pryczy. Najwyraźniej te dwa głupki doskonale się bawiły, mimo niesprzyjających warunków. Nie chciało mu się jednak wstawać, dawno tak dobrze nie spał. Pierwszy raz od wielu miesięcy nie śniły mu się żadne koszmary. Ciepłe ramiona mocno go obejmowały...
- Jasny gwint! – wyszeptał speszony i otworzył oczy, by spotkać się z rozbawionym, niebieskim spojrzeniem. – Puszczaj! – Zarumienił się ogniście i zaczął kręcić, usiłując uciec.
- Podobam ci się prawda? – W głosie Henrego zabrzmiała niesamowita pewność siebie.
- A co tu jest do podobania? Facet jak facet, każdy taki sam. – Chłopak wzruszył ramionami, unikając starannie wzroku bezczelnego lordziątka. – Głowa, ręce nogi, co w tym ekscytującego?
- Usta, zapomniałeś o ustach. – Mężczyzna zwinnie się nachylił, musnął pełne wargi i odskoczył do tyłu, bojąc się odwetu zadziornego aniołka.
- Pokręciło cię? Bleee... – wytarł się ostentacyjne rękawem koszulki. W głowie miał jednak zamęt, bo skradziony pocałunek okazał się bardzo przyjemny. Twarde wargi naparły na niego stanowczo, wzbudzając nieznane emocje. Coś małego i drżącego, ocknęło się na dnie serca i przeraziło nie na żarty. Chciał być zwyczajnym chłopakiem, takim jak jego koledzy. Podrywać dziewczyny, chodzić do klubów, założyć kiedyś rodzinę. Akceptował orientację brata, ale nie miał zamiaru iść w jego ślady. Wstał i podszedł do drzwi, byle jak najdalej od sprawcy zamieszania. – Jest tam ktoś?! Chcemy do domu! – W celi zrobiło się dla niego zbyt ciasno i duszno. Musiał wyjść choć na chwilę i zebrać rozbiegane myśli.
- Cisza tam smarki! Sierżant przychodzi o ósmej, musicie poczekać! – odezwał się strażnik. – Po jaka cholerę wstaliście o szóstej rano?
- Ale ja muszę siusiu! – Nie odpuszczał chłopak.
- No dobra, co za przedszkole! – Otworzył drzwi i wypuścił ściskającego ostentacyjnie nogi Jarka, który od razu pogalopował do wskazanych drzwi. W łazience natychmiast puścił zimną wodę i ochlapał nią płonącą twarz. Odetchnął głęboko, poklepał policzki i skorzystał z ubikacji. Te kilka cennych minut pozwoliło mu odzyskać jako tako równowagę. Spojrzał w lustro i dotknął swoich ust. Były takie wrażliwe i zaróżowione, nadal czuł na nich wargi angielskiego złodzieja.
- Szkoda, że nie mogę umyć zębów. – Posłał sobie krzywe spojrzenie. – Powinienem zmyć wszelkie ślady Jego Wysokości. Pewnie myśli, że oczaruje mnie byle jakim buziakiem? Nie ze mną te numery! – Buntowniczo podniósł głowę i wyszedł z łazienki.   

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 22

       Sean opętany wizją wypiętego tyłka narzeczonego roztaczaną przez jego ogłupiony pożądaniem mózg, parł przez krzaki niczym taran, nie zważając na zniszczenia jakie po sobie zostawia. Darek umykał jak potrafił najszybciej, ale w końcu złapany przez jakąś gałąź za koszulkę musiał się zatrzymać. Ten moment wykorzystał mężczyzna, by powalić go na trawę.
- Głupi trollu zostaw mnie w spokoju! – Wił się chłopak, przygniatany do ziemi niemałym ciężarem. Za nic nie pozwoli mu na żadną podejrzaną terapię, doskonale widział ten błysk w jego oczach, kiedy mówił o zakładaniu maści.
- Nie bądź taki, będę delikatny. – Ulokował się między smukłymi udami. – Obróć się na brzuch i zaczniemy operację ,,zdrowa dupcia". - Uniósł się na rękach, aby ułatwić mu zadanie. Prychający, zarumieniony chłopak leżący wśród rozkwitłych stokrotek stanowił naprawdę podniecający widok.
- Spadaj! – Warknął i poczerwieniał, kiedy poczuł dużą dłoń skradającą się do zamka od spodni. Napiął się i przekręcił ich ciała tak, że teraz był na górze. Odsunął się na bok i zepchnął Seana z górki, prosto w grządki z kwiatami. – Ciągle myślisz tylko o bzykaniu!
-Aaa...! Zabiłeś mnie! – zawył mężczyzna, który wylądował na brzuchu w ulubionych kaktusach Zbyszka. Cienka, bawełniana koszulka nie stanowiła żadnej osłony. Drobne kolce, natychmiast puściły sok, a skóra wokół nich zaczęła palić i swędzieć.
- Jak na trupa masz niezłą parę w płucach. – Darek wyciągnął do niego rękę i pomógł wstać. – Zdaje się, że to ja tym razem będę doktorem. Chodźmy do kuchni. W apteczce mamy chyba pensetę?
- Pewnie tak. – Seanowi wszystkie rozkoszne obrazki uleciały z głowy w przysłowiową siną dal. Kuśtykał za chłopakiem, który beztrosko kręcił pośladkami, oczywiście bardzo uważając, by pozostać poza zasięgiem jego rąk. Najwyraźniej poczuł się lepiej i humor mu wyraźnie dopisywał.
- To kara – mądrował się nieznośny smarkacz. – Gdybyś nie był takim napaleńcem, nie miałbyś teraz problemów. – Pchnął go na krzesło, delikatnie zdjął upapraną na zielono koszulkę, po czym wyciągnął apteczkę z kredensu i postawił na stole.
- Jesteś pewny, że umiesz to zrobić? – Sean popatrzył na niego sceptycznie.
- Nie takie rany się opatrywało, nie zapominaj, że mam młodszego, wybitnie wkurzającego brata. – Tym razem to Darek uklęknął między szeroko rozsuniętymi udami mężczyzny. Nos miał na wysokości, opalonego, ładnie umięśnionego brzucha, teraz pokrytego czerwonymi plamkami. Sytuacja zaczęła mu się coraz bardziej podobać. Doszedł do słusznego wniosku, że powinien najpierw dokładnie obejrzeć nieszczęsnego pacjenta, najlepiej chyba zacząć od góry. Przygryzł wargę, prześlizgując się wzrokiem po tym cudzie niesprawiedliwej natury. Nawet, gdyby całymi dnami nie wychodził z siłowni, na pewno nie dorobiłby się takiej muskulatury. Nie miał pojęcia, że co chwilę się oblizuje, a jego gorący oddech sprawia, że twarz narzeczonego robi się coraz czerwieńsza. Powoli, samymi opuszkami palców obmacywał lśniącą, śniadą skórę, zatoczył kręgi wokół sutków i zjechał niżej, na napięty mocno brzuch.
- Masz zamiar wyciągnąć je zębami, czy jesteś krótkowidzem? – zapytał słabym głosem doktor. Pojawił się kolejny, nabrzmiały problem, rósł w siłę, pomimo bólu i swędzenia.
- Nie bój się, mam zręczne paluszki – odpowiedział wesoło Darek, nie zdając sobie sprawy, jak dwuznacznie i podniecająco zabrzmiało to w uszach Seana.
- Nie wątpię. – Zacisnął ręce na poręczach fotela, a rozkoszne tortury trwały nadal. Chciało mu się śmiać z samego siebie. Darek był stosunkowo niewinny i pewnie nie miał pojęcia, jakie ekstremalne przeżycia mu właśnie funduje. Wiedział jedno, spali się ze wstydu, jeśli zacznie sugestywnie jęczeć przy wyciąganiu nieszczęsnych kolców. Jasna czupryna w pobliżu jego penisa i ramiona ocierające się, co chwilę o uda doprowadzały go do szału. Dobrze, że miał na sobie luźne spodnie, nieco ukrywające sporu już kłopot. Nie chciał wyjść przed chłopakiem na zboczeńca, podniecającego się przy najmniejszej okazji.
- Dobra, przygotuj się. – Darek zmarszczył nos i wyciągnął pierwszy kolec.
- Yy...- usłyszał cichy pomruk.
- To może ja nie przeszkadzam? – Rozległ się od drzwi głos zaskoczonego Zbyszka. Nie spodziewał się zobaczyć podobnej sceny o tej porze dnia w swojej kuchni.
- Nie gadaj głupot, tylko przynieś szkło powiększające, niektóre z tych skubańców są strasznie małe – odezwał się Darek, nie zaprzestając zabiegu. Po chwili zmieszany gospoś wrócił, rzucił mu lupę jakby była co najmniej trująca i wybiegł w popłochu, widząc ciemne rumieńce na twarzy swojego pracodawcy. – A temu co się stało? – Nie miał pojęcia, dlaczego Zbyszek tak dziwnie się zachowywał. Spojrzał na napiętą twarz Seana i coś go tknęło, zjechał wzrokiem w dół, prosto na twardy dowód swojej głupoty.
- Może skończ, co zacząłeś – doktor postanowił walczyć do końca. To niemożliwe, żeby mężczyzna w jego wieku nie umiał nad sobą zapanować. Popełniał ten sam błąd, co wcześniej jego młodziutki narzeczony, ale nawet nie przyszło mu to do głowy.
- Dobrze, zostały tylko cztery – ręka mu lekko drżała, ale sprawnie wyciągnął pozostałe kolce, zdezynfekował miejsce i nałożył maść łagodzącą podrażnienia. – Liczysz skaczące barany? – Popatrzył rozbawiony na zaciętą minę Seana, świadczącą o oślim uporze.
- Jeśli nawet, to co? – łypnął na niego jednym okiem.
- Nie przeszkadzaj sobie. – Z diabelskim uśmieszkiem jednym ruchem zsunął mu spodnie, wydobywając na światło dzienne, zmaltretowanego członka, sączącego już pierwsze krople. – Uważaj na biedne owieczki, o ile pamiętam, ten płotek był dość wysoki. – Trącił palcem końcówkę i z zafascynowaniem patrzył, jak zwiększa jeszcze swoją objętość.
-Aaa...! – Doktora zapowietrzyło z wrażenia. Mały łobuz igrał z nim ponownie. Prawdę mówiąc było mu już wszystko jedno, byle nie przestawał.
- Taki gratis za to, że wepchnąłem cię w kaktusy. – Podciągnął się do góry i pocałował namiętnie w rozchylone wargi, wsuwając śmiało język do środka. Szczupła dłoń zacisnęła się tymczasem na sterczącym zawadiacko penisie i zaczęła go powoli pieścić, zahaczając przy tym o napięte jądra. Mężczyźnie pozostało się jedynie poddać, jęcząc w utalentowane usta. Biodra same wyrywały się do przodu, dążąc do wyzwolenia. Rytm był coraz szybszy, a oddechy kochanków głośne i urywane. Nie trzeba było długo czekać, żeby Sean wystrzelił obfitym strumieniem spermy i opadł bez sił na fotel.
- Jak tam owieczki? – Zapytał niewinnie Darek i podał mu papierowy ręcznik.
- Chyba zaginęły bez wieści – wyszeptał doktor, zupełnie wykończony nie wiadomo którym już tego dnia orgazmem. Nie miał ochoty nawet kiwnąć palcem, ale tutaj nie mógł niestety zostać. W każdej chwili mogli wrócić chłopcy, a wtedy już kompletnie straciłby u nich autorytet. Mentor ze spuszczonymi spodniami nie przedstawiał na pewno zbyt budującego obrazu.
- Chodźmy stąd, zanim ktoś nas przyłapie. – Darek jakby czytając w jego myślach podał mu rękę.
***
    Bratek z Kevinem szli powoli ulicami Pytlowic, zbliżała się pora obiadu. Chłopcy jednak zajęci sobą zupełnie o nim zapomnieli, dopiero burczące brzuszki sprawiły, że przyspieszyli kroku. 
   Mama już od godziny wyglądała swojego synka, wiedziała, że Zbyszek na pewno nie spuścił go z oczu, ale posiłek rzecz święta. Zniecierpliwiony mąż zasiadł za stołem i dobrał się do wazy z zupą ogórkową. Skoro dzieciak wolał się bawić niż jeść to jego sprawa, on nie miał zamiaru czekać w nieskończoność, tym bardziej, że w warsztacie czekało kolejne auto do naprawy.
- Gdzie oni są tak długo? – denerwowała się kobieta.
- Zgłodnieją to wrócą. – Ze stoickim spokojem nalał sobie pełny talerz. Jako ojciec trójki pomysłowych pociech już dawno przestał się przejmować bzdurami.
- Och nareszcie! – wychyliła się przez okno na widok małych wędrowników. – Ruszajcie się, obiad stygnie!
   Chłopcy zatrzymali się przed domem nadal żywo dyskutując. Po drodze zastanawiali się, co zrobić. Obgadali wszystkie bajki i filmy, które pokazywały takie sytuacje. Nie było ich niestety zbyt wiele i przedstawiały sprawę niezbyt dokładnie.
- Chyba powinienem to załatwić jak należy – Kevi spojrzał na przyjaciela. - Zacznę od twoich rodziców. – Poprawił spodnie i przygładził sterczące włosy. Wiedział, że w uroczystych chwilach wygląd był bardzo ważny. – Powinienem wrócić po krawat?
- Po co? Pożyczę ci swój – Bartek poprowadził go do przedpokoju, gdzie z szuflady wyciągnął co trzeba. – Zawiążę ci – popchnął kolegę przed duże lustro. Mama zawsze tak robiła, kiedy tata wybierał się do dziadków z wizytą. Węzeł nie wyszedł mu równo, ale kto by sobie w takiej chwili zawracał głowę drobiazgami. Kevin odetchnął kilka razy, aby się uspokoić, jak nauczył go gospoś i podniósł głowę do góry. Niespodziewanie poczuł na policzku miękkie usteczka.
- To na odwagę! – powiedział poważnie blondynek i wziął go za rękę. Ojciec bywał czasami groźny i nie chciał, żeby nastraszył mu narzeczonego. Razem wkroczyli do jadalni, gdzie pan domu właśnie nakładał sobie kartofle.
- Dlaczego nie siadacie? – Mama popatrzyła na nich zaskoczona, że zamiast jak zwykle pogalopować do stołu i rzucić na jedzenie niczym młode wilczki, zatrzymali się na środku pomieszczenia.
- Musimy coś powiedzieć! – Zaczął zmieszany chłopczyk i szturchnął przyjaciela.
- Chcę prosić o rękę Bartka, kiedy dorośniemy weźniemy ślub! – oświadczył dumnie Kevin. – Będę dobrym mężem, pójdę do pracy i zarobię dużo pieniędzy.
- Ee...? – Mężczyzna upuścił na podłogę trzymanego na widelcu kotleta. Pierwszy raz był w takiej sytuacji i raczej nie spodziewał się, że to akurat najmłodsza latorośl znajdzie sobie narzeczonego. Miał ochotę parsknąć śmiechem, zwłaszcza na widok uroczystej miny i krzywo zawiązanego krawata przyszłego zięcia, ale zagryzł w porę usta. Spojrzał na żonę, która dławiła się jedzoną właśnie czekoladką i najwyraźniej nie miała zamiaru wybawić go z opresji. – Skoro mój syn się zgadza, to jestem na tak – odpowiedział równie poważnie.
- Czy twój tata już wie? – udało się w końcu wykrztusić kobiecie. Wiele by dała za zobaczenie miny sąsiada.
- Nie, ale po obiedzie mu powiemy – Kevin usiadł za stołem.
- Musimy? – Bartek żywił wyjątkowy respekt do doktora. Ten wielki mężczyzna zrobił na nim ogromne wrażenie. Zwłaszcza, że większość Pytlowian panicznie się go bała, nawet jego tata wyrażał się o nim z szacunkiem.
- Pewnie, nie bój się, będę cię mocno trzymał za rękę. Daria wie, że cię lubię i obiecała pomóc – uśmiechnął się do przyjaciela.
- Dobrze – szepnął nieśmiało Bartek. Skoro będą razem nie miał powodu do strachu. Najwyżej schowa się za narzeczonego, który był od niego sporo wyższy.

***
 Na komisariacie było dość tłoczno i sierżant wychodził z siebie. Kłębiący się w poczekalni głośny tłumek doprowadzał go do szału, a popsuta w biurze klimatyzacja jeszcze podkręcała atmosferę. Od rana miał prawdziwe urwanie głowy, było już późne popłynie, burczało mu w brzuchu, a końca syzyfowej pracy nie było widać. Na widok czterech nowych aresztantów skrzywił się jak po zjedzeniu cytryny.
- Nie mogliście gdzieś pojechać na wakacje, najlepiej baaardzo daleko! – Łypnął na nich groźnie i wskazał miejsca naprzeciwko biurka.
- Przecież pojechaliśmy – odezwał się Jarek, patrząc na niego spod długich rzęs. – Gdyby nie ci dwaj, zwiedzalibyśmy właśnie Kraków.  – Wykrzywił się do siedzącego obok niego mięśniaka.
- Mały strasznie nerwowy jakiś, stąd cały ambaras – wzruszył ramionami osiłek.
- Ty Batman  nie rób mi tu za uciśnioną niewinność. Już dawno powinieneś być na państwowym wikcie – warknął w jego stronę policjant.
- Ale my nic nie zrobiliśmy, to ten paniczyk nas zaatakował – chudzielec wskazał na siedzącego sztywno Henrego.
- Pajęczak, ty po namalowaniu bluszczu na Wieży Mariackiej masz u mnie przerąbane. Proboszcz przez trzy godziny prawił mi kazanie o opieszałości służb mundurowych!
- Ale ona była taka szara – chłopak skulił się w sobie. – A liście wyglądały jak żywe, wszyscy mi to mówili. – Miał jeszcze coś dodać, ale został kopnięty przez kolegę w kostkę i umilkł.
- Ci panowie zachowali się wyjątkowo niekulturalnie, napastowali mojego przyjaciela i czynili mu obsceniczne propozycje – wtrącił się Henry. Odsunął się przy tym nieco do tyłu z krzesłem, bo dwaj chuligani nie pachnieli bynajmniej różami. Poprzedniego dnia musieli sobie urządzić niezłą libację, ponieważ alkohol nadal z nich parował, a w ciasnym pomieszaniu razem z potem tworzył naprawdę paskudną mieszankę.
- A co, księciuniowi śmierdzi? – Batman bezczelnie chuchnął mu prosto w nos, za co został stanowczo odepchnięty i poleciał na podłogę razem z krzesłem, wymachując rękami i nogami niczym żuk, którego ktoś odwrócił do góry nogami. Pajęczak oczywiście skoczył na pomoc, ale nie udało mu sie dosięgnąć Henrego, bo Jarek podstawił mu nogę i runął obok kumpla, całując ofiarnie posadzkę.
- No zaraz mnie tu szlag trafi! Wszyscy czterej do aresztu! Może wspólna noc w celi nauczy was rozumu! – Sierżant wściekł się nie na żarty i zadzwonił po posiłki. Piętnaście minut później wszyscy siedzieli już na pryczach w niewielkim pomieszczeniu z zakratowanym oknem. Patrzyli na siebie ponuro, mamrocząc pod nosem wyzwiska. Zamiast dobrze się bawić, spędzili na komisariacie dobrych kilka godzin i zapadał już zmierzch. Henry zlustrował niedowierzająco pokój, w głowie się mu nie mieściło, że musieli tu zostać i to jeszcze w takim towarzystwie.
- To nieludzkie, mamy tylko dwa łóżka. Nie ma też łazienki – odsunął się jak najdalej mógł od miejscowego elementu.
- Nie martw się księciuniu, niczym się od nas nie zarazisz – odezwał się złośliwie chudzielec.
- Nie byłbym tego taki pewien, od samych oparów można się upić – odciął się mężczyzna.
- Daj spokój – Jarek zadygotał – robi się zimno. - Stara kamienica miała grube mury, które pomimo panującego upału pozostały zimne i wilgotne.
- Ogrzejemy cię aniołku – Batman posłał mu szczerbaty uśmiech.
- Chcesz stracić jeszcze jednego zęba? – zaperzył się chłopak, ale został złapany za pasek od spodni przez Henrego.
- Spokojnie śliczny, masz tu kocyk i bądź grzeczny. Musimy wymyślić jakąś bajkę dla rodziny, inaczej zamkną nas w piwnicy na resztę wakacji – otulił ściągniętym z łóżka pledem prychającego Jarka.
- Jeszcze raz powiesz do mnie śliczny i nie ręczę za siebie! – Nie wiedział biedak, że kiedy się złości wygląda wyjątkowo apetycznie, przynajmniej tak sądził siedzący obok niego mężczyzna. Błyszczące zielone oczy i zarumienione z emocji policzki sprawiały, że miał ochotę wziąć go w ramiona i całować do utraty tchu.
- Odpocznij, będę cię chronił – odezwał się rycersko. Bohatersko usiadł na zimnej jak lód, betonowej podłodze. Oparł się plecami o łóżko i przymknął oczy.
 – Przestań pieprzyć, sam sobie dam radę. – Przeciągnął się i ziewnął. - Rany, zmarnowaliśmy tu cały dzień, za chwilę będzie zupełnie ciemno – westchnął i zwinął się w kłębek na pryczy. Przewracał się jednak z boku na bok dobrą godzinę, nie mogąc zasnąć. Dwaj chuligani nadal nie spuszczali z niego wzroku. – Wasza wysokość?
- Yhy... – wymamrotał niezbyt przytomnie Anglik.
- Śpisz? – zapytał cichutko.
- Nie do końca – uśmiechnął się do chłopaka.
- Może wejdziesz na łóżko, będzie ci wygodniej – zaproponował łaskawie. Prawdę mówiąc bał się sam spać, ale za nic by się do tego nie przyznał.
- Już dobrze, posuń się – mężczyzna położył się obok i mocno objął w pasie. – Przytul się, będzie ci cieplej – przygarnął go do siebie. Jarek miał zaprotestować, ale niespodziewanie w silnych ramionach lordziątka poczuł się wyjątkowo dobrze. Zamruczał i potarł policzkiem o jego pierś szukając najwygodniejszego miejsca. Usłyszał spokojny rytm serca i zaczął się w niego wsłuchiwać, po kilku minutach odpłynął w krainę marzeń.
   Na sąsiednim łóżku nadal wierciły się dwie postacie, co chwilę się poszturchując.
- Widzisz, mały już chrapie! Jakbyś mnie tak przytulił też bym zasnął – szeptał do ucha Bartmana chudzielec, naciągając na siebie koc.
- Przestań się kręcić kościsty idioto, zabierz te kwadratowe kolana! – Warknął mężczyzna. – Żaden z ciebie milusi aniołek!
- To wszystko dlatego, że brak ci wyobraźni! – Pajęczak próbował ogrzać swoje zimne dłonie na brzuchu kumpla.
- Rany boskie, zupełnie jakbym leżał z nieboszczykiem – wzdrygnął się i wypiął pośladki, przygniatając żartownisia do ściany.
- Uważaj lepiej! Ostatnio zaliczyłem z tydzień temu, a po ciemku nawet twoja włochata dupa wygląda atrakcyjnie! – Burknął i zacisnął palce na tyłku kolegi.
- Nawet o tym nie myśl! – pisnął niezbyt męsko mięśniak i odsunął się przezornie na sam skraj pryczy.