Sean opętany wizją wypiętego tyłka
narzeczonego roztaczaną przez jego ogłupiony pożądaniem mózg, parł przez krzaki
niczym taran, nie zważając na zniszczenia jakie po sobie zostawia. Darek umykał
jak potrafił najszybciej, ale w końcu złapany przez jakąś gałąź za koszulkę
musiał się zatrzymać. Ten moment wykorzystał mężczyzna, by powalić go na trawę.
-
Głupi trollu zostaw mnie w spokoju! – Wił się chłopak, przygniatany do ziemi
niemałym ciężarem. Za nic nie pozwoli mu na żadną podejrzaną terapię, doskonale widział ten błysk w jego oczach, kiedy mówił o zakładaniu maści.
-
Nie bądź taki, będę delikatny. – Ulokował się między smukłymi udami. – Obróć się
na brzuch i zaczniemy operację ,,zdrowa dupcia". - Uniósł się na rękach, aby
ułatwić mu zadanie. Prychający, zarumieniony chłopak leżący wśród rozkwitłych
stokrotek stanowił naprawdę podniecający widok.
-
Spadaj! – Warknął i poczerwieniał, kiedy poczuł dużą dłoń skradającą się do
zamka od spodni. Napiął się i przekręcił ich ciała tak, że teraz był na górze.
Odsunął się na bok i zepchnął Seana z górki, prosto w grządki z kwiatami. –
Ciągle myślisz tylko o bzykaniu!
-Aaa...!
Zabiłeś mnie! – zawył mężczyzna, który wylądował na brzuchu w ulubionych kaktusach
Zbyszka. Cienka, bawełniana koszulka nie stanowiła żadnej osłony. Drobne kolce,
natychmiast puściły sok, a skóra wokół nich zaczęła palić i swędzieć.
-
Jak na trupa masz niezłą parę w płucach. – Darek wyciągnął do niego rękę i
pomógł wstać. – Zdaje się, że to ja tym razem będę doktorem. Chodźmy do kuchni. W
apteczce mamy chyba pensetę?
- Pewnie tak. – Seanowi wszystkie rozkoszne obrazki uleciały z głowy w przysłowiową siną dal.
Kuśtykał za chłopakiem, który beztrosko kręcił pośladkami, oczywiście bardzo uważając, by pozostać poza
zasięgiem jego rąk. Najwyraźniej poczuł się lepiej i humor mu wyraźnie
dopisywał.
-
To kara – mądrował się nieznośny smarkacz. – Gdybyś nie był takim napaleńcem,
nie miałbyś teraz problemów. – Pchnął go na krzesło, delikatnie zdjął upapraną
na zielono koszulkę, po czym wyciągnął apteczkę z kredensu i postawił na stole.
-
Jesteś pewny, że umiesz to zrobić? – Sean popatrzył na niego sceptycznie.
-
Nie takie rany się opatrywało, nie zapominaj, że mam młodszego, wybitnie wkurzającego
brata. – Tym razem to Darek uklęknął między szeroko rozsuniętymi udami
mężczyzny. Nos miał na wysokości, opalonego, ładnie umięśnionego brzucha, teraz
pokrytego czerwonymi plamkami. Sytuacja zaczęła mu się coraz bardziej podobać.
Doszedł do słusznego wniosku, że powinien najpierw dokładnie obejrzeć
nieszczęsnego pacjenta, najlepiej chyba zacząć od góry. Przygryzł wargę,
prześlizgując się wzrokiem po tym cudzie niesprawiedliwej natury. Nawet, gdyby
całymi dnami nie wychodził z siłowni, na pewno nie dorobiłby się takiej
muskulatury. Nie miał pojęcia, że co chwilę się oblizuje, a jego gorący oddech
sprawia, że twarz narzeczonego robi się coraz czerwieńsza. Powoli, samymi opuszkami
palców obmacywał lśniącą, śniadą skórę, zatoczył kręgi wokół sutków i zjechał
niżej, na napięty mocno brzuch.
-
Masz zamiar wyciągnąć je zębami, czy jesteś krótkowidzem? – zapytał słabym
głosem doktor. Pojawił się kolejny, nabrzmiały problem, rósł w siłę, pomimo bólu i swędzenia.
-
Nie bój się, mam zręczne paluszki – odpowiedział wesoło Darek, nie zdając sobie
sprawy, jak dwuznacznie i podniecająco zabrzmiało to w uszach Seana.
-
Nie wątpię. – Zacisnął ręce na poręczach fotela, a rozkoszne tortury
trwały nadal. Chciało mu się śmiać z samego siebie. Darek był stosunkowo
niewinny i pewnie nie miał pojęcia, jakie ekstremalne przeżycia mu właśnie
funduje. Wiedział jedno, spali się ze wstydu, jeśli zacznie sugestywnie jęczeć przy
wyciąganiu nieszczęsnych kolców. Jasna czupryna w pobliżu jego penisa i ramiona
ocierające się, co chwilę o uda doprowadzały go do szału. Dobrze, że miał na
sobie luźne spodnie, nieco ukrywające sporu już kłopot. Nie chciał wyjść
przed chłopakiem na zboczeńca, podniecającego się przy najmniejszej okazji.
-
Dobra, przygotuj się. – Darek zmarszczył nos i wyciągnął pierwszy kolec.
-
Yy...- usłyszał cichy pomruk.
-
To może ja nie przeszkadzam? – Rozległ się od drzwi głos zaskoczonego Zbyszka.
Nie spodziewał się zobaczyć podobnej sceny o tej porze dnia w swojej kuchni.
-
Nie gadaj głupot, tylko przynieś szkło powiększające, niektóre z tych skubańców
są strasznie małe – odezwał się Darek, nie zaprzestając zabiegu. Po chwili
zmieszany gospoś wrócił, rzucił mu lupę jakby była co najmniej trująca i wybiegł w
popłochu, widząc ciemne rumieńce na twarzy swojego pracodawcy. – A temu co się
stało? – Nie miał pojęcia, dlaczego Zbyszek tak dziwnie się zachowywał. Spojrzał
na napiętą twarz Seana i coś go tknęło, zjechał wzrokiem w dół, prosto na twardy
dowód swojej głupoty.
-
Może skończ, co zacząłeś – doktor postanowił walczyć do końca. To niemożliwe,
żeby mężczyzna w jego wieku nie umiał nad sobą zapanować. Popełniał ten sam
błąd, co wcześniej jego młodziutki narzeczony, ale nawet nie przyszło mu to do
głowy.
-
Dobrze, zostały tylko cztery – ręka mu lekko drżała, ale sprawnie wyciągnął
pozostałe kolce, zdezynfekował miejsce i nałożył maść łagodzącą podrażnienia. –
Liczysz skaczące barany? – Popatrzył rozbawiony na zaciętą minę Seana, świadczącą o oślim
uporze.
-
Jeśli nawet, to co? – łypnął na niego jednym okiem.
-
Nie przeszkadzaj sobie. – Z diabelskim uśmieszkiem jednym ruchem zsunął mu
spodnie, wydobywając na światło dzienne, zmaltretowanego członka, sączącego już
pierwsze krople. – Uważaj na biedne owieczki, o ile pamiętam, ten płotek był dość wysoki. – Trącił
palcem końcówkę i z zafascynowaniem patrzył, jak zwiększa jeszcze swoją objętość.
-Aaa...!
– Doktora zapowietrzyło z wrażenia. Mały łobuz igrał z nim ponownie. Prawdę
mówiąc było mu już wszystko jedno, byle nie przestawał.
-
Taki gratis za to, że wepchnąłem cię w kaktusy. – Podciągnął się do góry i
pocałował namiętnie w rozchylone wargi, wsuwając śmiało język do środka.
Szczupła dłoń zacisnęła się tymczasem na sterczącym zawadiacko penisie i
zaczęła go powoli pieścić, zahaczając przy tym o napięte jądra. Mężczyźnie
pozostało się jedynie poddać, jęcząc w utalentowane usta. Biodra same wyrywały
się do przodu, dążąc do wyzwolenia. Rytm był coraz szybszy, a oddechy kochanków
głośne i urywane. Nie trzeba było długo czekać, żeby Sean wystrzelił obfitym strumieniem spermy i opadł bez sił na fotel.
-
Jak tam owieczki? – Zapytał niewinnie Darek i podał mu papierowy ręcznik.
-
Chyba zaginęły bez wieści – wyszeptał doktor, zupełnie wykończony nie wiadomo
którym już tego dnia orgazmem. Nie miał ochoty nawet kiwnąć palcem, ale tutaj
nie mógł niestety zostać. W każdej chwili mogli wrócić chłopcy, a wtedy już
kompletnie straciłby u nich autorytet. Mentor ze spuszczonymi spodniami nie przedstawiał
na pewno zbyt budującego obrazu.
-
Chodźmy stąd, zanim ktoś nas przyłapie. – Darek jakby czytając w jego myślach
podał mu rękę.
***
Bratek z Kevinem szli powoli ulicami
Pytlowic, zbliżała się pora obiadu. Chłopcy jednak zajęci sobą zupełnie o nim
zapomnieli, dopiero burczące brzuszki sprawiły, że przyspieszyli kroku.
Mama już od godziny wyglądała swojego synka,
wiedziała, że Zbyszek na pewno nie spuścił go z oczu, ale posiłek rzecz święta.
Zniecierpliwiony mąż zasiadł za stołem i dobrał się do wazy z zupą ogórkową.
Skoro dzieciak wolał się bawić niż jeść to jego sprawa, on nie miał zamiaru
czekać w nieskończoność, tym bardziej, że w warsztacie czekało kolejne auto do
naprawy.
- Gdzie oni są tak długo? – denerwowała się kobieta.
- Zgłodnieją to wrócą. – Ze stoickim spokojem nalał sobie pełny talerz. Jako ojciec trójki pomysłowych pociech
już dawno przestał się przejmować bzdurami.
- Och nareszcie! – wychyliła się przez okno na widok małych
wędrowników. – Ruszajcie się, obiad stygnie!
Chłopcy zatrzymali się przed domem nadal żywo
dyskutując. Po drodze zastanawiali się, co zrobić. Obgadali wszystkie bajki i
filmy, które pokazywały takie sytuacje. Nie było ich niestety zbyt wiele i
przedstawiały sprawę niezbyt dokładnie.
- Chyba powinienem to załatwić jak należy – Kevi spojrzał na
przyjaciela. - Zacznę od twoich rodziców. – Poprawił spodnie i przygładził
sterczące włosy. Wiedział, że w uroczystych chwilach wygląd był bardzo ważny. –
Powinienem wrócić po krawat?
- Po co? Pożyczę ci swój – Bartek poprowadził go do przedpokoju,
gdzie z szuflady wyciągnął co trzeba. – Zawiążę ci – popchnął kolegę przed duże
lustro. Mama zawsze tak robiła, kiedy tata wybierał się do dziadków z wizytą.
Węzeł nie wyszedł mu równo, ale kto by sobie w takiej chwili zawracał głowę
drobiazgami. Kevin odetchnął kilka razy, aby się uspokoić, jak nauczył go
gospoś i podniósł głowę do góry. Niespodziewanie poczuł na policzku miękkie
usteczka.
- To na odwagę! – powiedział poważnie blondynek i wziął go za
rękę. Ojciec bywał czasami groźny i nie chciał, żeby nastraszył mu
narzeczonego. Razem wkroczyli do jadalni, gdzie pan domu właśnie nakładał sobie
kartofle.
- Dlaczego nie siadacie? – Mama popatrzyła na nich zaskoczona, że
zamiast jak zwykle pogalopować do stołu i rzucić na jedzenie niczym młode
wilczki, zatrzymali się na środku pomieszczenia.
- Musimy coś powiedzieć! – Zaczął zmieszany chłopczyk i szturchnął
przyjaciela.
- Chcę prosić o rękę Bartka, kiedy dorośniemy weźniemy ślub! –
oświadczył dumnie Kevin. – Będę dobrym mężem, pójdę do pracy i zarobię dużo
pieniędzy.
- Ee...? – Mężczyzna upuścił na podłogę trzymanego na widelcu
kotleta. Pierwszy raz był w takiej sytuacji i raczej nie spodziewał się, że to
akurat najmłodsza latorośl znajdzie sobie narzeczonego. Miał ochotę parsknąć
śmiechem, zwłaszcza na widok uroczystej miny i krzywo zawiązanego krawata
przyszłego zięcia, ale zagryzł w porę usta. Spojrzał na żonę, która dławiła się
jedzoną właśnie czekoladką i najwyraźniej nie miała zamiaru wybawić go z
opresji. – Skoro mój syn się zgadza, to jestem na tak – odpowiedział równie
poważnie.
- Czy twój tata już wie? – udało się w końcu wykrztusić kobiecie.
Wiele by dała za zobaczenie miny sąsiada.
- Nie, ale po obiedzie mu powiemy – Kevin usiadł za stołem.
- Musimy? – Bartek żywił wyjątkowy respekt do doktora. Ten wielki
mężczyzna zrobił na nim ogromne wrażenie. Zwłaszcza, że większość Pytlowian
panicznie się go bała, nawet jego tata wyrażał się o nim z szacunkiem.
- Pewnie, nie bój się, będę cię mocno trzymał za rękę. Daria wie,
że cię lubię i obiecała pomóc – uśmiechnął się do przyjaciela.
- Dobrze – szepnął nieśmiało Bartek. Skoro będą
razem nie miał powodu do strachu. Najwyżej schowa się za narzeczonego, który był od niego sporo wyższy.
***
Na komisariacie było dość tłoczno i sierżant wychodził z siebie.
Kłębiący się w poczekalni głośny tłumek doprowadzał go do szału, a popsuta w
biurze klimatyzacja jeszcze podkręcała atmosferę. Od rana miał prawdziwe
urwanie głowy, było już późne popłynie, burczało mu w brzuchu, a końca
syzyfowej pracy nie było widać. Na widok czterech nowych aresztantów skrzywił
się jak po zjedzeniu cytryny.
- Nie mogliście gdzieś pojechać na wakacje, najlepiej baaardzo
daleko! – Łypnął na nich groźnie i wskazał miejsca naprzeciwko biurka.
- Przecież pojechaliśmy – odezwał się Jarek, patrząc na niego spod
długich rzęs. – Gdyby nie ci dwaj, zwiedzalibyśmy właśnie Kraków. –
Wykrzywił się do siedzącego obok niego mięśniaka.
- Mały strasznie nerwowy jakiś, stąd cały ambaras – wzruszył
ramionami osiłek.
- Ty Batman nie rób mi tu za uciśnioną niewinność. Już dawno
powinieneś być na państwowym wikcie – warknął w jego stronę policjant.
- Ale my nic nie zrobiliśmy, to ten paniczyk nas zaatakował –
chudzielec wskazał na siedzącego sztywno Henrego.
- Pajęczak, ty po namalowaniu bluszczu na Wieży Mariackiej masz u
mnie przerąbane. Proboszcz przez trzy godziny prawił mi kazanie o opieszałości
służb mundurowych!
- Ale ona była taka szara – chłopak skulił się w sobie. – A liście
wyglądały jak żywe, wszyscy mi to mówili. – Miał jeszcze coś dodać, ale został
kopnięty przez kolegę w kostkę i umilkł.
- Ci panowie zachowali się wyjątkowo niekulturalnie, napastowali
mojego przyjaciela i czynili mu obsceniczne propozycje – wtrącił się Henry.
Odsunął się przy tym nieco do tyłu z krzesłem, bo dwaj chuligani nie pachnieli
bynajmniej różami. Poprzedniego dnia musieli sobie urządzić niezłą libację,
ponieważ alkohol nadal z nich parował, a w ciasnym pomieszaniu razem z potem
tworzył naprawdę paskudną mieszankę.
- A co, księciuniowi śmierdzi? – Batman bezczelnie chuchnął mu
prosto w nos, za co został stanowczo odepchnięty i poleciał na podłogę razem z
krzesłem, wymachując rękami i nogami niczym żuk, którego ktoś odwrócił do góry
nogami. Pajęczak oczywiście skoczył na pomoc, ale nie udało mu sie dosięgnąć
Henrego, bo Jarek podstawił mu nogę i runął obok kumpla, całując ofiarnie
posadzkę.
- No zaraz mnie tu szlag trafi! Wszyscy czterej do aresztu! Może
wspólna noc w celi nauczy was rozumu! – Sierżant wściekł się nie na żarty i
zadzwonił po posiłki. Piętnaście minut później wszyscy siedzieli już na
pryczach w niewielkim pomieszczeniu z zakratowanym oknem. Patrzyli na siebie
ponuro, mamrocząc pod nosem wyzwiska. Zamiast dobrze się bawić, spędzili na
komisariacie dobrych kilka godzin i zapadał już zmierzch. Henry zlustrował
niedowierzająco pokój, w głowie się mu nie mieściło, że musieli tu zostać i to
jeszcze w takim towarzystwie.
- To nieludzkie, mamy tylko dwa łóżka. Nie ma też łazienki –
odsunął się jak najdalej mógł od miejscowego elementu.
- Nie martw się księciuniu, niczym się od nas nie zarazisz –
odezwał się złośliwie chudzielec.
- Nie byłbym tego taki pewien, od samych oparów można się upić –
odciął się mężczyzna.
- Daj spokój – Jarek zadygotał – robi się zimno. - Stara kamienica
miała grube mury, które pomimo panującego upału pozostały zimne i wilgotne.
- Ogrzejemy cię aniołku – Batman posłał mu szczerbaty uśmiech.
- Chcesz stracić jeszcze jednego zęba? – zaperzył się chłopak, ale
został złapany za pasek od spodni przez Henrego.
- Spokojnie śliczny, masz tu kocyk i bądź grzeczny. Musimy
wymyślić jakąś bajkę dla rodziny, inaczej zamkną nas w piwnicy na resztę
wakacji – otulił ściągniętym z łóżka pledem prychającego Jarka.
- Jeszcze raz powiesz do mnie śliczny i nie ręczę za siebie! – Nie
wiedział biedak, że kiedy się złości wygląda wyjątkowo apetycznie, przynajmniej
tak sądził siedzący obok niego mężczyzna. Błyszczące zielone oczy i
zarumienione z emocji policzki sprawiały, że miał ochotę wziąć go w ramiona i
całować do utraty tchu.
- Odpocznij, będę cię chronił – odezwał się rycersko. Bohatersko
usiadł na zimnej jak lód, betonowej podłodze. Oparł się plecami o łóżko i
przymknął oczy.
– Przestań pieprzyć, sam sobie dam radę. – Przeciągnął się i
ziewnął. - Rany, zmarnowaliśmy tu cały dzień, za chwilę będzie zupełnie ciemno
– westchnął i zwinął się w kłębek na pryczy. Przewracał się jednak z boku na
bok dobrą godzinę, nie mogąc zasnąć. Dwaj chuligani nadal nie spuszczali z
niego wzroku. – Wasza wysokość?
- Yhy... – wymamrotał niezbyt przytomnie Anglik.
- Śpisz? – zapytał cichutko.
- Nie do końca – uśmiechnął się do chłopaka.
- Może wejdziesz na łóżko, będzie ci wygodniej – zaproponował
łaskawie. Prawdę mówiąc bał się sam spać, ale za nic by się do tego nie
przyznał.
- Już dobrze, posuń się – mężczyzna położył się obok i mocno objął
w pasie. – Przytul się, będzie ci cieplej – przygarnął go do siebie. Jarek miał
zaprotestować, ale niespodziewanie w silnych ramionach lordziątka poczuł się
wyjątkowo dobrze. Zamruczał i potarł policzkiem o jego pierś szukając
najwygodniejszego miejsca. Usłyszał spokojny rytm serca i zaczął się w niego
wsłuchiwać, po kilku minutach odpłynął w krainę marzeń.
Na sąsiednim łóżku nadal wierciły się dwie postacie,
co chwilę się poszturchując.
- Widzisz, mały już chrapie! Jakbyś mnie tak przytulił też bym
zasnął – szeptał do ucha Bartmana chudzielec, naciągając na siebie koc.
- Przestań się kręcić kościsty idioto, zabierz te kwadratowe
kolana! – Warknął mężczyzna. – Żaden z ciebie milusi aniołek!
- To wszystko dlatego, że brak ci wyobraźni! – Pajęczak próbował
ogrzać swoje zimne dłonie na brzuchu kumpla.
- Rany boskie, zupełnie jakbym leżał z nieboszczykiem – wzdrygnął
się i wypiął pośladki, przygniatając żartownisia do ściany.
- Uważaj lepiej! Ostatnio zaliczyłem z tydzień temu, a po ciemku
nawet twoja włochata dupa wygląda atrakcyjnie! – Burknął i zacisnął palce na
tyłku kolegi.
- Nawet o tym nie myśl! – pisnął niezbyt męsko mięśniak i odsunął
się przezornie na sam skraj pryczy.
Super rozdział :) czekam na next :*
OdpowiedzUsuńUroczy rozdział:) Najbardziej podobała mi się końcówka w celi. Bardzo zgrabnie to wyszło i ciekawe co dalej. Kevin i Bartek już myślą o ślubie no tego się nie spodziewałam całe to proszenie o rękę wyszło świetnie tak poważnie:)
OdpowiedzUsuńNasi narzeczeni jak zwykle w kłopotach akcja z kaktusami uśmiałam się
Już czekam na kolejną notkę:)
Dużo dużo weny i chęci:)
Zaczynając od początku. Sean biedak, oberwał z kaktusa, ja serio myślałam, że Darek zrobi mu dobrze ustami, a tu nie, ręka tylko. Ale i tak się chłopak rozkręca xD Oni są super narzeczeństwem.
OdpowiedzUsuńBartek i Kevin- oooo matko, oni są tacy słodcy i w ogóle oh i ah, a Kevin zachował sie tak dorośle prosząc rodziców Bartka o rękę ukochanego. Mam nadzieję,że jak dorosną to wezmą ślub. :) nie możesz im tego zepsuć xD
Henry i Jarek oni też są słodcy, ta scenka na pryczy cudowna. Tulą sie do siebie. Jarek go chce tylko jeszcze o tym nie wie. Oby się szybko dowiedział ;P Fajną byliby parą. Lordziątko jest takie urocze w tej swojej lordości, że aż boki zrywać xD
hah, pomadka- ciekawe określenie na czekoladę xD nie powiem ;P
Biedny Sean, kaktusy nieco ostudziły jego zapał, ale na szczęście Darek ładnie go przeprosił ;)
OdpowiedzUsuńMartwi mnie tylko, że wszystko jest zbyt wspaniałe i spokojne... To jak cisza przed burzą.
Krzysztof w końcu już wie gdzie jest chłopak. Ty tam nie skrzywdź Dareczka! Trollu masz go chronić!
Bartek zachował się stosownie haha:D jacy oni słodcy aawww<3 I kotlet na podłodze xD haha
Co do Jarka ajjj <3 ciekawe jak wytłumaczą, że nie było ich całą noc... Wszyscy będą się martwić...
Jarek tak słodko się w niego wtulił, udaje twardziela a tak naprawdę jest taki uroczy i delikatny. Przyda mu się ktoś taki jak Henry <3
Twoja Maru;3
super notka
OdpowiedzUsuńJacki Perła
;)
Jak zwykle pięknie ^^ :) Książę i Księżniczka razem na łóżeczku! *.* Mrr... a końcówka muszę przyznać, że obiecująca. xD Mam nadzieję, że rozwiniesz temat. ;)
OdpowiedzUsuńMłodzi są słodcy! Kawaii!! Ślub chcą brać, ten spadający kotlet był super ^^
... Kaktusiki bywają bardzooo bardzo złe... doktorek powinien wiedzieć, że swojej kochanej nie powinien denerwować. ;P
WENY!! :)
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział bardzo dobry, Sean wpadł w kaktusy, no i ta akcja lecznicza Darka, Kevin jak wspaniale się zachował, ciekawe jaka będzie reakcja Seana...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńach wspaniale, to jednak Darek pobawił się w pana doktora, biedny Zbyszek chyba teraz to będzie widział zawsze tą scenę w kuchni... miła noc czeka na nich w tym areszcie... a Kevin o tak tata Bartka się zgadza, a co Sean będzie myślał jak usłyszy o zaręczynach...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka