Kiedy wrócił do celi zastał całe
towarzystwo siedzące na podłodze i umilające sobie czas pudełkiem od zapałek.
Prosta gra z czasów dzieciństwa bawiła te stare konie do łez. Trzech dryblasów zachowywało się niczym przedszkolaki. Jarek popatrzył na nich z góry i już chciał rzucić jakieś pogardliwe
zdanie na temat stanu ich inteligencji, kiedy...
- Bulb... bulb... mrr... –
rozległy się kompromitujące odgłosy z jego brzucha. Pokój miał niezłą akustykę
i doskonale było słychać, że dawno nic nie miał w ustach.
- Kiepsko się zajmujesz tym
słodziakiem. – Pajęczak zwrócił się do Henrego, który właśnie podrzucał pudełko
z niezwykle skupioną miną.
- Też jestem głodny. Znacie w pobliży jakiś dobry bar? – Złapał nadąsanego chłopaka za rękę i pociągnął
na swoje kolana. Właśnie miał zamiar go objąć, kiedy został boleśnie
uszczypnięty w bok.
- Za co? – jęknął i zamrugał
długimi rzęsami.
- Jeszcze się pytasz? Trzymaj
te lepkie łapy przy sobie! – Burknął nieprzyjaźnie Jarek, po czym pomasował się
po nadal piszczącym żałośnie i wydającym dziwne odgłosy zdrajcy.
- Zadziorna sztuka z tej
twojej księżniczki – roześmiał się Pajęczak.
- Chcesz stracić swoje
odnóża?! – Chłopak zamachnął się na niego, ale został schwytany przez Henrego,
mocno objęty ramionami i siłą posadzony na podłodze.
- Zupełnie jak ty, pewnie
mieliście wspólną małpę za przodka. Najpierw rozrabia, potem myśli. – Wykrzywił
się do kumpla Batman. – Mały ma rację, kolacja była rzadziutka. Jak tylko nas
wypuszczą idziemy do mleczaka.
Zazgrzytały stare drzwi i pojawiła się w
nich głowa strażnika, który z niesmakiem zlustrował wnętrze celi. Był przeciwny
wychowawczym zapędom sierżanta i przetrzymywaniu w więzieniu takich małolatów.
Niczego dobrego nie mogli się tutaj nauczyć.
- Brać ciuchy i won mi stąd!
W biurze dostaniecie dokumenty i pieniądze!
- Królu złoty, kochamy cię! –
wrzasnął uradowany Pajęczak piskliwym głosem, a mężczyźnie zjeżyły się włosy na
karku.
- A ty co, flet połknąłeś? –
pogroził chudzielcowi.
- Już nas nie ma – odezwał
się spokojnie Henry, chcąc załagodzić rodzący się konflikt. – Dziękujemy za wszystko. –
Ukłonił się elegancko i popędził nieznośne stadko przed sobą. Czym prędzej stąd
wyjdą, tym lepiej. Nie wiadomo, co jeszcze wymyślą jego psotni towarzysze. Gdyby tu zostali jeszcze jeden dzień, wyprowadzony z równowagi Sean mógłby
zawiadomić jego dostojną matkę. Nawet Pytlowice, zaprawione w wielu bojach,
mogłyby nie przeżyć przyjazdu lady Elviry.
Godzinę później cała czwórka siedziała już w
barze ,, Pod Smerfetką”. Jak można się domyślić stoliki przypominały
muchomorki, a na ścianach szalały niebieskie stworzonka. Namalowane sceny z
popularnej bajki miały pewnie przyciągnąć tutaj dzieci, bliskość uniwersytetu
jednak sprawiła, że przybywający tłumnie klienci byli wyrośnięci i brodaci.
Pyskata właścicielka, zawsze uzbrojona w solidną miotłę świetnie dawała sobie z
nimi radę. Niejeden dostał nią po głowie lub został zapędzony do zmywaka za
niezapłacony rachunek. Kobieta wspaniale gotowała i miała dobre serce, dlatego
nicponie z całego miasta, nazywały ją mamą Smerf, a nawet żeby się podlizać kupiły pod choinkę błękitny
fartuszek, na którym wszyscy powpisywali swoje złote myśli, co bardziej utalentowani nawet dodali
obrazki. Lokal serwował proste, tanie dania dotowane przez urząd miasta, słusznie mniemający, że uczącą się młodzież należy dobrze odżywiać, dlatego
zawsze pękał w szwach.
Czwórka naszych bohaterów usiadła cichutko w
kąciku. Natychmiast podeszła do nich piegowata kelnerka, gapiąc się bezwstydnie
na Henrego. Kręciła przy tym tyłkiem i cmokała plastikowymi ustami, jak
wyciągnięty z wody monstrualny karp.
-
Co podać przystojniaku? – zagruchała i otarła się biodrem o mężczyznę.
-
Na początek kubełek lodu – zaproponował niewinnie Jarek. Dawno nie widział tak
bezczelnej dziewuchy i chętnie by zapłacił za zamówienie. Potem wsypałby jej zawartość wiaderka do majtek, może przestałaby tak drobić nogami. – Masz jakiś tik
nerwowy? – Wskazał na jej wargi układające się w idealne O.
-
Nie martw się mały, Lilka to taki pustak nastawiony na zagranicznych gości –
uśmiechnął się do niego Pajęczak. – Nie ma z tobą żadnych szans.
-
O czym ty...- zaperzył się chłopak.
-
Cztery razy danie dnia – przerwał ich sprzeczkę Batman. – A pustak to taka
cegła, wydrążona w środku – dodał wyjaśniającym tonem. Ukradkiem zerknął jednak na
pośladki opięte kusą spódniczką.
-
Kiedy ona raczej przypomina klepsydrę. – Wzrok Henrego prześlizgnął się aprobująco
po kształtnej sylwetce kelnerki.
-
Może i tak, ale w środku nawet piaseczku nie uświadczysz, jedynie wielkie NIC –
Chudzielec wykrzywił się pogardliwie, nie lubił konkurencji.
-
Ty sobie lepiej menu poczytaj! – Jarek podał Lordowi wielką książkę,
zasłaniając nią skutecznie cały bar. – Słownictwo poćwiczysz!
-
Słuszna uwaga słodziaku. – Przytaknął mu Pajęczak i też wręczył kumplowi spis
potraw.
-
Powinniśmy się umówić na wspólny wypad na miasto – Henry mrugnął
porozumiewawczo do osiłka, który uśmiechnął się szeroko. Nic tak nie zbliża
ludzi jak pobyt w jednej celi.
-
Racja Wasza Wysokość, znam taką jedną panienkę z baru ,, Hula” i ma fajną
koleżankę... - Nie mógł jednak dokończyć zdania, bo kolega zatkał mu usta bułką,
a Jarek wepchnął ją jeszcze głębiej.
-
Ej ty, Casanova z Pytlowic, zastanów się raczej, co powiemy Seanowi i Darkowi – prychnął
na niego chłopak. Nie podobało mu się, że Henry zamiast się nim opiekować, jak
to przyrzekł kuzynowi, strzela oczami za jakąś wymalowaną małpą.
-
Nie martw się słodziaku, to ty zostaniesz moją lady – mężczyzna przyłożył rękę
do serca w teatralnym geście. – Czy wiesz, że z zazdrości psuje się cera i wyskakują piegi?
-
A czy ty wiesz, że jak ci teraz wybiję zęba, to będziesz tak chodził do
poniedziałku, bo dziś jest wolna sobota? – burknął groźnie cały czerwony Jarek.
-
A będziesz mnie potem głaskał, tulił, pieścił i karmił z ust do ust? – zapytał uprzejmie
mężczyzna, patrząc mu prosto w oczy i wyobrażając sobie chłopaka w kusym
fartuszku pokojówki, najlepiej w samej bieliźnie z tacą pysznych kanapek w rękach.
-
Nie patrz tak na mnie angielski zboczeńcu! Ta wasza mgła pewnie powoduje, że rdzewieją
mózgi i macie tam tylko kilka szarych komórek nastawionych na podstawowe potrzeby! –
Pokazał mu język i zasłonił się menu. Odsunął się z krzesłem na bok, tak na
wszelki wypadek. Zapowiadał się bardzo upalny dzień, bo w sali zrobiło się nagle
strasznie gorąco.
-
To znaczy jakie? – Batman nie miał pojęcia o czym nawija maluch. Wiedział, że w
Anglii często padało i było dość wilgotno, ale o tej dziwnej chorobie słyszał po
raz pierwszy.
-
Do niego trzeba wyraźnie – pokiwał z politowaniem głową Pajęczak. – Chodzi tu o
jedzenie, picie, spanie i bzykanie. Jeśli nadal nie rozumiesz, chętnie
wytłumaczę ci ręcznie – złapał mężczyznę za kolano.
***
Bartek zadzwonił do Kevina zaraz po
śniadaniu. Miał do wypełnienia bardzo ważne zadanie, które mogło zaważyć na ich
przyszłości. Skoro byli narzeczonymi, powinni sobie pomagać. Mama poszła do koleżanki, więc pewnie tak szybko nie wróci. Zapracowany tata zniknął w
garażu, a wścibskie rodzeństwo wybrało się do Krakowa na zakupy. Mieli więc dom
tylko dla siebie.
-
Co robimy? – zapytał od progu mały Evans.
-
Jak to co? Jajecznicę! Znalazłem w Internecie przepis – dodał z dumą Bartek.
-
To daj na stół, najpierw wyciągniemy wszystko co potrzebne. – Zakomenderował i
zaczął szukać odpowiedniej patelni. Wiedział, że będzie potrzebna do smażenia. –
Gdzie masz fartuszek?
-
A zawiążesz mi? – blondynek nie mógł dosięgnąć troczków.
-
Pewnie – Kevin już dawno posiadł tę umiejętność. Udało mu się nawet zrobić
piękną kokardkę. Poza tym szyja przyjaciela pachniała tak słodko, że pomiział
ją noskiem i zachichotał.
-
Rany, zupełnie jak nasz Azor – pisnął zarumieniony Bartek i uciekł. Gonili się przez chwilę wokół stołu, strącając przy okazji kilka rzeczy na podłogę.
Wkrótce jednak się zmęczyli, wypili więc po Kubusiu i zajęli gotowaniem. Podpalili
kuchenkę, wlali do naczynia wszystkie potrzebne składniki, doprawili jak należy, przynajmniej tak im się wydawało.
Chłopczyk podstawił sobie krzesło, wziął wielką drewnianą łyżkę i powoli
mieszał kluchowatą breję. Musiał się nauczyć robić to porządnie, żeby doktor przyjął go do
rodziny.
-
Trochę śmierdzi, jakby się przypalało – stwierdził po chwili Kevin. - Spróbuj
szybciej.
-
No dobra. – Przycisnął zbyt mocno, zahaczył o rączkę patelni i wszystko się
wylało na piec. – Ale katastrofa! – jęknął. – Nie nadaję się na narzeczoną –
pisnął i usteczka zaczęły mu drżeć.
-
Nie przejmuj się, zrobimy od nowa. – Pobiegł do lodówki po składniki i
wrócił z pudełkiem jajek i kiełbasą. Trudzili się jeszcze wiele razy, aż
skończyły się im potrzebne produkty.
-
I co teraz? – Bartkowi zrzedła mina.
-
Idziemy do mnie, tata ma mnóstwo koszul do prasowania. Ostatnio strasznie się
stroi, chce wyglądać ładnie dla mamusi - wyszczerzył się do niego Kevin. – Ale chyba
powinniśmy posprzątać?
-
Potem, najpierw nauczę się prasować. – W blondynka wstąpił nowy duch. Ta praca
domowa wydawała się o wiele łatwiejsza. – A Zbyszek nam pozwoli? – Wziął kolegę
za rękę.
-
Coś robi ze swoimi kwiatkami. Wtedy zapomina o całym świecie, tak zawsze mówi
tata. – Dłoń przyjaciela była taka ciepła. Lubił z nim spacerować, zawsze
chodzili razem w parze. Już od maluchów nie pozwalał, by ktokolwiek odebrał mu
ten przywilej.
-
A gdzie tata z mamą? – zainteresował sie blondynek. Dumnie maszerował obok
przyjaciela, zadzierając wysoko nosek, kiedy tylko spotkali znajome dziecko. Miał
najwspanialszego narzeczonego na świecie, czuł się naprawdę wyróżniony i bardzo ważny.
-
Zamknęli się w sypialni, kiedy tak robią słychać stamtąd dziwne odgłosy. Gospoś
powiedział, że dorośli mają swoje zabawy i mam im nie przeszkadzać. Nie chciał
jednak powiedzieć co to za gry. Myśli, że nadal jestem przedszkolakiem i nic
nie rozumiem. Mam już sześć lat – prychnął oburzony Kevin.
***
Darek
od rana był markotny, nie pomogły nawet naleśniczki z sosem klonowym, które na
śniadanie zaserwował Zbyszek. Krzysztof nie wychodził mu z głowy. Nie miał pojęcia
jak jutro spojrzy w twarz tego bandyty, winnego śmierci kilku kolegów z pracy.
Nadal czuł się winny, swoją naiwnością przyczynił się do tragedii. Nie mógł
pojąć, dlaczego się nie zorientował, czego od niego oczekuje tak naprawdę
Rosiczka, przecież był inteligentną osobą, a dał się nabrać jak dziecko. Poza
tym rozmyślając o minionych wydarzeniach zauważył coś, z czego wcześniej nie
zdawał sobie sprawy. Po dramacie jaki rozegrał się w banku, uznał, że bandyta
go wykorzystał i porzucił, jak tylko przestał być potrzebny. Teraz jednak nie
był już tego taki pewny. Krzysztof wydawał się bardzo szczery w swoich zapewnieniach
o uczuciu jakie do niego żywił. Czy był aż tak dobrym aktorem, że on nie wyczuł
nawet nutki fałszu? Darek wiele w swoim życiu przeszedł i nie należał do zbyt ufnych
osób. Mając na głowie dom i młodszego brata nie lgnął zbytnio do obcych. Jeśli jego podejrzenia były słuszne i mężczyzna coś do niego czuł, to obawiał się, że wtedy tak łatwo mu nie odpuści. Miał wielu znajomych i nawet w więzieniu mógł być niebezpieczny.
Był też incydent w kinie, tak dziwny i niepokojący, że wymazał go z pamięci. Ostatnio jednak miał wrażenie, że otworzyła się zapomniana szuflada i zaczęły z niej wypadać
różne, niechciane fragmenty wspomnień. Poszedł wtedy z Krzysztofem do kina na jakiś
niszowy horror. Spodziewał się głupawej historyjki o zombii, ale film
przeszedł jego najśmielsze oczekiwania. Pełen krwi, przemocy i cierpienia
niewinnych ofiar wydał mu się wyjątkowo obrzydliwy. Chciał wyjść i spojrzał na siedzącego
w ciemnościach sali mężczyznę, który nie odrywał oczu od ekranu wyraźnie
zafascynowany. Oczy lśniły mu jak u dzikiego zwierzęcia, co chwilę się oblizywał
i zaciskał uda. Wydawało mu się, że widzi jego nabrzmiałą z podniecenia
męskość. Kogo mogłoby kręcić coś tak
paskudnego, jedynie jakiegoś psychopatę. Kiedy dotknął jego ręki gwałtownie
podskoczył i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem. Chwilę trwało zanim
zapytał o co chodzi. Całe to wydarzenie zamienił potem w żart, twierdząc , że
przestraszony rozgrywającymi się scenami chłopak nieco spanikował i poniosła go
wyobraźnia. Wtedy się z nim zgodził, ale teraz widział to zupełnie w innym świetle.
Jakim naprawdę człowiekiem był Krzysztof, bo, że nie dżentelmenem za jakiego go na początku uważał wiedział na sto procent. Przedtem myślał, że ludzie którzy zginęli byli
przypadkowymi ofiarami. Teraz nie był tego pewien. Może nawet Rosiczka zaplanował
ich śmierć, była wliczona w napad jak zakup worków na pieniądze.
Darek
miotał się po domu od okna do okna, zaczynał i nie kończył wielu zajęć. Kevin
poszedł do kolegi, a gospoś szalał z kopaczką i grabiami w ogrodzie. Został ze
swoimi myślami zupełnie sam. Sean musiał jechać do kliniki, pozałatwiać kilka
długo odkładanych spraw. Obiecał
szybko wrócić, ale chłopak doskonale wiedział, że jak już go tam dopadną, nie
uwolni się tak łatwo.
-
Chyba pójdę do Róży po flaszkę śliwowicy – westchnął i ruszył do drzwi. Nie zauważył, że już od dłuższej chwili ktoś mu się uważnie przygląda.
-
Ani się waż, chcesz jutro z kacem gigantem iść na rozprawę. Jeszcze ten durny
bandyta pomyśli, że jesteś blady bo tak za nim tęskniłeś, albo, że się go boisz
– Sean wziął w ramiona mocno podenerwowanego narzeczonego i przytulił do
siebie. Wrócił wcześniej niż zamierzał, coś ciągnęło go do domu. Martwił się jak chłopak poradzi sobie z niemałym stresem.
-
Boję się, prawdę mówiąc jestem przerażony – szepnął i ukrył twarz na jego
piersi.
-
Głuptas, jestem przy tobie. Kiedy ten koszmar się skończy wyjedziemy na wakacje,
należy się nam odpoczynek w jakimś miłym miejscu. – Ujął chłopaka pod brodę i
czule pocałował. Darek zarzucił mu ręce
na szyję i przywarł całym ciałem do twardego torsu.
-
Kochaj się ze mną, jakby miał przestać istnieć świat. Spraw, abym zapomniał o
Krzysztofie na zawsze. – Podskoczył i objął go w tali nogami, zaplatając je na
plecach. Został natychmiast przyciśnięty do ściany w holu i twarde wargi drapieżnie
na niego naparły.
-
Wyrzucę go z twojej pamięci raz na zawsze. Jesteś mój! – Mężczyzna zacisnął
dłonie na pośladkach kochanka. Miał ogromną ochotę wziąć go tu gdzie stali,
sprawić by krzyczał z rozkoszy i powtarzał tylko jego imię. Po chwili słychać
już było jedynie przyspieszone oddechy i ciche jęki. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, błądzące gorączkowo dłonie rozpalały krew i mamiły zmysły. Wszystko
znikło, zostały tylko dwa drżące z pożądania, pełne pasji ciała.
-
Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam sprawę nie cierpiącą zwłoki – rozległ się
za ich plecami głos mamy Bartka.
-
Och...- Darek natychmiast stanął na nogi i obciągnął sukienkę. Jego twarz
przypominała kolorem dojrzałego pomidora. Niczym dziecko schował się za plecami
doktora, łypiąc na rozsierdzoną sąsiadkę zza jego ramienia.
-
Witam panią. – Sean rozbawiony reakcją narzeczonego uniósł do góry brwi. – Czyżby wybrała
się pani na wojnę? – Wskazał na trzymaną przez nią zwęgloną patelnię.
-
Może niezupełnie, ale mam wrażenie, że wróciłam z pola bitwy. – Odezwała się uprzejmie kobieta, ale jej oczy ciskały iskry. – Proszę za mną. –
Poprowadziła ich prosto do swojego domu. Kiedy weszli do kuchni natychmiast zrozumieli
o co jej chodziło. Pomieszczenie wyglądało jak po przejściu tornada,
a pieca nie było widać spod czegoś, co było prawdopodobnie jajecznicą z kiełbasą,
w ilości mogącej nakarmić małą armię. Wszystko zapieczone, zbrązowiałe i
zestalone na kamień. Podłoga pokryta była jakąś mieszanką mąki, kaszy
i chyba mleka. Kuchenne szafki i ściany nie prezentowały się wiele lepiej.
-
Czyżby nasi chłopcy coś tu gotowali? - Zapytał z niepewną miną Sean, unikając starannie
wzroku sąsiadki.
-
Ja bym tego tak nie nazwała, powiedziałabym raczej, że rozpętali trzecią wojnę
światową! – Warknęła. – A to moja najlepsza patelnia, zbierałam na nią pół
roku!
-
To tylko dzieci, pewnie się bawiły. – Mężczyzna nieumiejętnie próbował
załagodzić sytuację. – Czasem mają niemądre pomysły.
-
To dwa diabły z piekła rodem! Będą sobie dzisiaj robić okłady na tyłki! –
błysnęła dziko oczami. – Cała kuchnia do remontu, a piec do wyrzucenia!
-
Może chodźmy do nas, porozmawiamy o odszkodowaniu za straty – zaproponował łagodnie Darek. Śmiać mu się chciało z Seana, który niewątpliwie był winien całemu
zamieszaniu. Teraz szedł obok wściekłej sąsiadki nie mając odwagi przyznać się
do swojej głupoty. Chłopak cieszył się, że dzieciakom nic się nie stało, w innym
wypadku na pewno przybiegłyby po pomoc.
-
Najlepiej w salonie. – Doktor wskazał kobiecie najwygodniejszy fotel i nalał
jej kieliszek wina. – Chyba... yhy... musimy porozmawiać...
-
Chwila! – Darek zerwał się z kanapy na której właśnie usiadł. – Lepiej najpierw
znajdźmy dzieciaki! – Na myśl o tym, co jeszcze mogły wymyślić, zrobiło mu się
ciemno przed oczami.
-
Ale gdzie mogą być? – Sean ruszył za nim.
-
Nie pamiętasz, co wczoraj mówiłeś? Oczywiście, że w pralni! – Mama Bartka
podążyła za nimi, mocno zaniepokojona.
Obaj narzeczeni oczywiście tam byli, już z
daleka czuć było swąd palonego materiału. Deska do prasowania została całkiem
sprawnie rozłożona, a żelazko włączone na len. Na podłodze walały się najlepsze
koszule Seana, większość z nich miała gdzieś brązową dziurę lub ładnie odbity,
znajomy kształt. Bartek ze skupioną miną i zmarszczką między brwiami maltretował
właśnie następną, Kevin mu sekundował i doradzał, pomagał obracać materiał.
-
Co wy tu wyprawiacie?! Poparzycie sobie palce! – Mama natychmiast zabrała
synowi żelazko. – Zupełnie poszaleliście?
-
Ale ja muszę, żeby wejść do rodziny! – W oczach Bartka pojawiły się łzy. –
Prawie mi się udało – pokazał z dumą pierwszą niespaloną koszulę.
- Do licha, nie macie sumienia małe dranie! Nawet moja ulubiona od Prady! –
Doktor jęcząc oglądał rozmiar zniszczeń.
-
To tylko dzieci, pewnie się bawiły – rzuciła złośliwie sąsiadka, biorąc się pod
boki.
-
Wcale nie – Oświadczył poważnie Kevin. – Tatuś wczoraj powiedział, że jego
synowa musi umieć zrobić jajecznicę i uprasować koszulę. My się tutaj uczymy,
bo Bartuś musi wejść do naszej rodziny, skoro jest moim narzeczonym.
-
Czyli to wszystko twoja sprawka?! I jeszcze śmiałeś mnie pouczać! – W oczach kobiety
pojawiła się furia, a doktor zaczął się przezornie cofać się w kierunku
drzwi.
-
Tylko spokojnie, przecież będziemy rodziną – zaoponował, zastanawiając się nad
jak najkrótszą drogą ewakuacji.
No tak nie ma to jak bratać się z chuliganami.:) W tych scenkach jednak zabrakło mi trochę podrywania Jarka chociaż zazdrosny był uroczy.
OdpowiedzUsuńWzmianki o Krzysztofie mrożą krew w żyłach. Aż się boję co będzie dalej. Szkoda że sąsiadka im przerwała ale te małe urwisy narozrabiały.
Było bardzo zabawni. To palenie jajecznicy i koszul.
Rozdział bardzo mi się podobał i już czekam na kolejny.
Dużo dużo weny i chęci:)
Rozkręca się. :D jarek zazdrosny o Waszą Wysokość :D
OdpowiedzUsuńDobrze im zrobiło to mizdrzenie się kelnerki do Henry'ego :D
Ciekawe kiedy Jarek w końcu załapie, że podoba mu się "ten" chłopak.
Ciekawych sobie przyjaciół znaleźli nie ma co xD haha Ale zawsze jakby mieli kłopoty to na takich goryli będą mogli liczyć jak nic :D
Bartek i Kevin są po prostu rozkoszni xD 3 wojna światowa? Normalnie wyobraziłam aż sobie wyrządzone przez nich szkody :D
Głupiutcy... Bartuś tak się starał ale nie wyszło. Ważne, że nikomu nic się nie stało xD
Ale biedny los Trolla kiedy sąsiadka z nim skończy xD
Twoja Maru;3
OMG. Kobieto, ty mnie kiedyś zabijesz. Bartek i Kevin znów się popisali. Najpierw demolując kuchnię w domu Bartka, później niszcząc koszule Seana... Biedny doktor, dostał nauczkę na całe życie, by nie żartować sobie z dzieci, szczególnie, gdy są ona poważne.
OdpowiedzUsuńNo i powrócił temat Krzysztofa. Darek się martwi i z tego zmartwienia najpierw zastanawia się nad tym, czy aby Rosiczka nie darzył go szczerym uczuciem, a później, jakby na potwierdzenie tych podejrzeń pisze, że gangster podniecał się w kinie oglądając pełne przemocy sceny. Wybacz, moja droga, ale zapisane w takiej kolejności, tak to rozumiem.
Jak widzę nasze lordziatko zawiera cichy pakt z pospólstwem. Czyżby kroiła się wielka przyjaźń, podszyta chęcią wzbudzenia zazdrości u wybranków serca?
Ach, no i znowu wspomnienie o lady Elwirze. Ta pani może być niezłym postrachem. Aż nie mogę się doczekać jej poznania.
Wiem, że truję, ale czy będzie mpreg? Proszę, proszę, proszę. Uwielbiam twoje mpregi.
Weny i do następnego rozdziału,
Ariana
O Boże popłakałam się że śmiechu. Hahaha Bartek I Kevin są genialni. Szkoda mi Sean. Jak sąsiadka go dopadnie to pozamiatane. Jarek niby nie interesuje się Henrym a jaki był zazdrosny. Dużo weny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga. Jutro pierwsza notatka
ofeliaroseopyaoi.blogspot.com
Uwielbiam Kevina i Bartka, prawie się popłakałam ze śmiechu gdy rozrabiali w kuchni. Sean już wie, że nie należy żartować z maluchów :-)
OdpowiedzUsuńPolubiłam bardzo Jarka i Henrego, cieszę się, że wyszli już z komisariatu. Zazdrosny Jarek jest uroczy. Liczę, że chłopak przyzna sam przed sobą, iż podoba mu się Lord. W dodatku nie spodziwałam się, że Henry będzie bratał się z pospólstwem :-)
Pozdrawiam i dużo weny
ayane
No proszę, Sean tchórząc zastosował taktykę wycofania się z pola walki - wróg okazał się zbyt silny, bo wściekła matka potrafi być straszna he he. W sumie, chłopcy nie oszczędzali na niczym podczas treningu Bartka.
OdpowiedzUsuńBiedny Darek jest zestresowany, katującymi go myślami i wspomnieniami o Krzysztofie. Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze i chłopak na rozprawie po raz ostatni spotka tego psychopatę.
Jarek z Henrym zyskali dwóch dość nietuzinkowych kolegów. Noc w jednej celi nieco ich do siebie zbliżyło. Nie zdziwię się, że będą mieć niezłą zadymę po powrocie do domu.
Znalazłam kilka drobnych błędów i literówek.
*A ty co flet połknąłeś? – powoził chudzielcowi. - Hm, nie wiem, czy to błąd, ale chciałam jedynie rozwiać swoje wątpliwości. Czy miało być "powoził" czy "pogroził"?
*Lokal serwował proste, tanie dania, dotowane przez urząd miasta słusznie mnie mający że uczącą sie młodzież należy dobrze odżywiać, dlatego zawsze pękał w szwach. - Tu chyba powinno być "mniemając". Po prostu spacja Ci się wcisnęła podczas pisana ^^.
*Racja Wasza Wysokość, znam taka jedną panienkę z baru ,, Hula” i ma fajną koleżankę... - zgubił się ogonek w słowie "taką".
*Wiedział, że w Anglii często padał i było dość wilgotno, ale o tej dziwnej chorobie słyszał po raz pierwszy. - Chyba miało być "padało".
*Idziemy do mnie, tata mam mnóstwo, koszul do prasowania. - "tata ma" i przecinek jest raczej zbędny tuż po "mnóstwo".
*Mając na głowie dom i młodszego brata nie lgnął do zbytnio do obcych. - Tu wyrzuciłabym pierwsze "do".
*Kogo mogłoby kręcić tak paskudnego, jedynie jakiegoś psychopatę. - Hm, tu wtrąciłabym słówko "coś", co w efekcie dałoby takie zdanie: "Kogo mogłoby kręcić coś tak paskudnego, jedynie jakiegoś psychopatę"
*Darek zarzucił mu ręce na szyję i przywarł do całym ciałem do twardego torsu. - Wywaliłabym tutaj to pierwsze "do".
*Bartek ze skupioną miną i zmarszczą między brwiami maltretował właśnie następną, Kevin mu sekundował i doradzał, pomagał obracać materiał. - Chyba zmarszczką.
To tyle. Mam nadzieję, że nie pomyślisz, że się czepiam. Rozdział naprawdę mi się podobał i nieźle się naśmiałam podczas jego czytania. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Życzę Ci dużo, dużo weny i pozdrawiam ^^.
Nigdy się nie gniewam jeśli ktoś pokazuje mi konkretne błędy. Napracowałaś się z ich wypisywaniem, a ja wszystko poprawiłam. :))
UsuńDługo zastanawiałam się co napisać. Bardzo mi się ten rozdział podobał. Sean w końcu dostał za swoje. Nagadał Bartkowi, to teraz ma za swoje! Obie rodziny poszkodowane xD Ale jakoś na pewno się dogadają.
OdpowiedzUsuńDarek, ooooh oby on poradził sobie w tym sądzie u boku Seana. Musi dać radę, musi być silny! Trochę zabrakło mi uwodzenia Jarka, ale zazdrosny też jest niezły. Oj, Henry go kręci jak cholera. A tych dwóch meneli zaczynam lubić xD
Popłakałam się ze śmiechu <3
OdpowiedzUsuńKocham twój styl pisania XD
Rozdział był super i prześmieszny <3
Czekam na kolejne XD
i życzę dużo dużo weny <3
Chciałam zaprosić ciebie i wszystkich czytelników na mojego niedawno założonego bloga , do tego chcę uprzedzić ,że jestem zielona w pisaniu i proszę o łaskawą ocenę ...Dziękuje
Usuńhttp://bl-love-is-like-fire-and-ash-by-mito.blogspot.com/
Poezja *-*
OdpowiedzUsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcała czwórka się dość zakumplowała, jak dobrze, że dzieciakom się nic nie stało, ale Bartek bardzo się starał i to się liczy..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, czyżby choć trochę się zaprzyjaźnili z naszymi menelami, Bartek bardzo się stara wejść do rodziny, chociaż jak to nikt nie zauważył jak maluchy do domu się dostały...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka