środa, 10 grudnia 2014
Ogłoszenie!
Ruszył nowy blog, może także przypadnie wam do gustu. Oto coś z mojego podwórka, czyli - Świeżynka.
niedziela, 7 grudnia 2014
Rozdział 41
Darek budził się powoli z głębokiego niczym
śmierć snu. Czuł, że leży na miękkim i wygodnym łóżku. Przykryty pod samą szyję
kołdrą nadal czuł dojmujący chłód, który na wskroś go przenikał. Emanował z
jego wnętrza, z samego dna duszy i spowijał szarym obłokiem niczym jesienna
mgła. Myśli stanowiły jeden wielki chaos, nie potrafił się na żadnej skupić. Usta miał spieczone od gorączki, zwilżył
je odruchowo czubkiem języka. Bał się otworzyć oczy, bał się, że wszystko było
tylko złudzeniem. Potrząsnął głową i spróbował sobie cokolwiek przypomnieć. Z
mroków świadomości wypłynęła zmieniona szaleństwem twarz Krzysztofa. Czyżby
nadal znajdował się w leśniczówce? Strach spłynął lodowatym strumieniem wzdłuż
jego kręgosłupa. Co z Kevinem? Uchylił ostrożnie powieki i ku swojemu
zaskoczeniu zobaczył szpitalną salę. Obok na fotelu, spał najwyraźniej zupełnie
wykończony Sean, pochrapując przez rozchylone wargi. Po lewej stronie stała
szafka, a na niej butelka z wodą. Chciał jej dosięgnąć, ale okazało się to
ponad jego możliwości. Postanowił przekręcić się na wznak. Nagle świat zapłonął,
a on wstąpił do piekła.
- Aaa…! - Zakwilił bezradnie.
Niesamowity ból promieniujący od pośladków do pleców i ud niemal pozbawił go
oddechu. W tym momencie jego mózg pchnięty impulsem przyspieszył i porozrzucane,
porwane strzępki myśli wskoczyły na swoje miejsce niczym puzzle. Napływające
gwałtownie wspomnienia przeżytego koszmaru omal na powrót nie pozbawiły go przytomności.
Znowu tonął. Na powierzchni utrzymała go jedna rzecz, a właściwie osoba.
- Kevin! Gdzie Kevin? –
Wychrypiał, kiedy tylko odzyskał głos.
- Jak się czujesz kochanie? –
Sean natychmiast zerwał się na równe nogi, widząc pozycję chłopaka delikatnie
obrócił go na bok. – Postaraj się jak najmniej ruszać. Masz na pośladkach
dziesiątki szwów. Zaraz podamy ci coś przeciwbólowego. – Pogładził czule blady
policzek. Dla niego najważniejsze było, że żył, z resztą problemów jakoś sobie
poradzą.
- Najpierw Kevin! Mów! –
Krzyknął, zdjęty lękiem o los chłopca.
- Nie martw się uparciuchu. –
Usiadł na brzegu łóżka. – Z małym dzięki tobie wszystko w porządku. Rosiczka
podał mu silny narkotyk, aby mu nie przeszkadzał. Już zaczął się wybudzać, śpi
w sąsiednim pokoju. Odwiedzi cię jak dojdzie do siebie. – Podał darkowi butelkę
z wodą, którą ten zaczął łapczywie pić.
- Och… - odetchnął z ulgą, a
jego twarz nieco pojaśniała. – Ta wiadomość, to najlepsze lekarstwo…- Zaraz
jednak znowu wrócił na nią grymas cierpienia. – Wybacz mi, to wszystko moja
wina. Powinienem odejść jak tylko dowiedziałem się, że Krzysztof uciekł z więzienia.
– Jego serce ścisnęło się boleśnie. Nie potrafił sobie darować, że ściągnął na
najdroższe dla niego osoby tyle problemów.
- Głuptas… - Sean głaskał
włosy chłopaka przesuwając je między palcami. – Myślisz, że pozwoliłbym ci na
ucieczkę? Masz pojęcie jak bardzo cię kocham? Jesteś połową mojej duszy!
Sądzisz, że mógłbym bez niej żyć? – Pocałował spocone czoło. – Umarłbym z
tęsknoty.
- To ty mówisz głupstwa! Masz
dziecko, rodzinę! – Ciągnął Darek, mimo, że na myśl o rozstaniu dławiło go w gardle.
Nie chciał, być przyczyną śmierci lub kalectwa żadnego z nich. Już się nauczył,
że mafia nie wybaczała tym, którzy stanęli jej na drodze. – Weź to i odejdź dopóki
nie jest za późno! Zrywam z tobą! – Usiłował zsunąć z palca pierścionek. –
Rosiczka nie odpuści, będzie mnie prześladował do końca życia! Musisz myśleć o
Kevinie i sobie! – Z całej siły próbował się nie rozpłakać. Z całą pewnością
postępował słusznie i tego postanowił się trzymać. Nie mógł skazać ukochanych
osób na życie w ciągłym strachu przed Krzysztofem.
- A może dopuścisz mnie
wreszcie do słowa? – Odezwał się łagodnie Sean, a w jego oczach malował się
taki ogrom uczuć, że chłopak zmieszany zamilkł. – Rosiczka nie żyje, został
zastrzelony, zresztą zupełnie przypadkowo. Jego szajka siedzi w celach i śpiewa
z takim zapałem, że kapitan Żyła zaciera ręce w oczekiwaniu na awans. Podobno sypią
kompanów, aż miło posłuchać. – Ujął zimną dłoń z pierścionkiem i zaczął po
kolei całować każdy palec. – Jak tylko wyzdrowiejesz bierzemy ślub. Nawet nie próbuj
protestować. – Sean w ciągu tych długich
godzin, kiedy lekarze walczyli o życie Darka zdał sobie sprawę, że kilka
miesięcy temu, na małej stacji benzynowej, los rzucił w jego ramiona prawdziwy
skarb. Ten delikatny, jasnowłosy chłopak był naprawdę niezwykły, stworzony
przez kapryśnych bogów specjalnie dla niego. Bezcenne uczucie, które ich
połączyło było bardzo rzadkie i niewielu ludzi go doświadczało. Nawet w obliczu
największego zagrożenia Darek ani przez moment nie pomyślał, co z nim się
stanie. Jaką ceną przyjdzie mu zapłacić. Oddał całego siebie na pastwę
szaleńca, aby mały chłopiec mógł przetrwać. Kevin przeżył jedynie dzięki jego
poświęceniu.
- Naprawdę? Nie okłamujesz
mnie? – Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Był wolny? Zerwał się żeby
usiąść, zupełnie zapominając o ranach i został za to srogo ukarany. – O szlag…!
– Tyłek zapiekł go niczym oblany wrzątkiem. Zagryzł usta.
- Uspokój się raptusie, bo
każę cię związać! – Warknął Sean groźnie. – Ten świr Rosiczka zdechł i mam
nadzieję, że trafił na samo dno piekła. Jego kompani siedzą w pudle!
- Nie mów tak, to mimo
wszystko był człowiek! – Zaprotestował i wbił sobie paznokcie w dłoń, usiłując odepchnąć
od siebie napływające mu do głowy krwawe obrazy. Weszła pielęgniarka i zrobiła
mu zastrzyk, mimo jego gwałtownych protestów. Chciał być przytomny, bał się, że
kiedy zamknie oczy wszystko powróci. Ból zaczął powoli maleć, dopóki się nie
ruszał dało się go znieść.
- Zapomnij o nim. – Nie wypuszczał jego dłoni ze swoich.
Cierpiał razem z nim, patrzył bezsilnie jak jego twarz blednie i tężeje w
chłodną maskę. – Mogę dla ciebie coś zrobić? – Przybliżył twarz do jego bladej
buzi tak, że ich oddechy się zmieszały. Nie miał pojęcia jak mu pomóc, jak
wyrwać z zaklętego kręgu przeszłości.
- Hm… - Ciepło płynące od
mężczyzny wpływało na niego kojąco. Miał wrażenie, ze mgła wokół niego
zmniejsza się z każdą chwilą. Zarumienił się mimowolnie, poczuł bijące od niego
siłę i spokój. Był bezpiecznym portem do którego tyle razy chętnie zawijał.
Sean działał tak na niego w każdych, najdziwniejszych okolicznościach. Musiał pozbierać
i poukładać od nowa w całość żałosne szczątki swojej osoby dla niego i dla malucha. Uśmiechnął się z wysiłkiem samymi
kącikami ust. – Chcę się umyć, przebrać, a może nawet coś zjeść. Zbyszek robi
taką dobrą zapiekankę makaronową.
- Zaraz wszystko załatwię. –
Oczy Seana zalśniły z radości. Jego skarb wracał do zdrowia. Całą noc
zamartwiał się nie tylko stanem w jakim było ciało chłopaka, ale także
psychiką. Wiedział, że Darek był bardzo wrażliwy i przeżył straszny szok. Bał
się, jak zareaguje na to, co mu się przytrafiło. Doskonale jako lekarz zdawał sobie sprawę, że
ludzie pod wpływem takiej traumy spędzali resztę życia w zakładach
psychiatrycznych. W jego serce wstąpiła nadzieja na szczęśliwą, wspólną
przyszłość.
- Zaczekaj. Powiedz to
jeszcze raz. – Ułożył się wygodnie na brzuchu, podparł rękami brodę i nie
spuszczał z mężczyzny szmaragdowych oczu.
- Ale co? – Sean udawał, że
nie miał pojęcia, o co mu chodziło. Najwyraźniej narzeczony czuł się o wiele
lepiej niż sądził.
- Dobrze wiesz co! – Wydął
usta i zerknął na niego spod długich rzęs.
- No dobra…- Nachylił się nad
jego uchem, które natychmiast poróżowiało. – Kocham cię… - wyszeptał niemal go
dotykając.
- Jeszcze raz… - Nie odrywał
od niego roziskrzonego wzroku.
- Kocham cię… Kocham cię…
Kocham cię…
- Mało…- Lód w jego sercu
zaczął się topić. W pokoju zrobiło się o wiele cieplej.
- Kocham cię… Kocham cię…
Kocham cię…- Każde słowo zdawało się podnosić temperaturę. Darek przestał
drżeć, kołdra właściwie stała się zbędna. – Czy kiedyś ci się to znudzi? – Sean
widział, jak jego twarz ożywa i znika z niej bolesny grymas. Oczy zaszły mu
łzami radości.
- Nigdy w życiu… - Wyciągnął
ręce do mężczyzny i natychmiast został ostrożnie przytulony. – Kocham cię… -
wyszeptał nieśmiało wprost w jego usta.
***
Jarek z Henrym czuwali przy Kevinie. Mieli
do dyspozycji sporą, skórzaną kanapę.Chłopiec spał niespokojnie, podnieśli
barierki łóżeczka, by przypadkowo nie wypadł na podłogę. Kilka razy w ciągu
nocy obudził się i podawali mu sok. W białej pościeli wyglądał niesamowicie
delikatnie i krucho, niczym piękna, porcelanowa lalka. Z początku, kiedy życie Darka
zawisło na włosku, a jego serce odmówiło współpracy siedzieli obok siebie bez
słowa, trzymając się za ręce.
Na izbie przyjęć przeżyli prawdziwy koszmar.
Jarek na widok brata był przerażony, dygotał niczym w febrze. Darek cały we
krwi, blady jak duch, ledwie oddychał, a jego puls był wolny i nierówny. Kiedy
oprzytomniał zaczął krzyczeć, wymachując rękami. Nikogo nie poznawał uwięziony
we własnych koszmarach. Serce reagowało gwałtownymi skokami tętna. Lekarze
obawiali się o jego życie. Dopiero po kilku dramatycznych godzinach udało im
się ustabilizować jego stan i opatrzyć rany. Został przewieziony do izolatki
obok dyżurki pielęgniarskiej, gdzie był pod stałym nadzorem. Sean poprosił
chłopców o zajęcie się synem, którego położono w pokoju obok. Nie chciał żeby
obudził się sam w obcym miejscu, zwłaszcza po tym co przeżył.
Jarek zachowywał się jak dzikie zwierzątko
zamknięte po raz pierwszy w klatce. Chodził tam i z powrotem, co chwilę poprawiając
to poduszkę to kołdrę. Nie mógł usiedzieć na miejscu, wyłamywał sobie palce ze
zdenerwowania. Co chwilę wychodził, by sprawdzić co u brata. Nie mógł znaleźć
sobie miejsca, a jego bujne włosy splątane były niczym kudły czarownicy. Czuł
się winny temu co się stało. Powinien iść na zakupy z Darkiem, przypilnowałby
dzieci i nic by się nie stało. Tymczasem on uległ syreniemu głosowi cholernego
lordziątka.
- Usiądź proszę, bo zwariuję
od tego tuptania! – Henry złapał go za rękę. – Już wszystko dobrze, możesz się
odprężyć. – Pociągnął go na swoje kolana.
- Odczep się! – Warknął Jarek
i próbował się wyrwać. Dzisiaj o mało nie stracił jedynej rodziny jaką miał, a
ten głupek coś mu tam bulgocze za uszami. – Masz paskudny akcent.
- Bo się nie przykładasz do
uczenia mnie. – Zacisnął ramię wokół jego talii. – Przestań się miotać, w
niczym tym nie pomożesz, a tylko siebie nakręcasz.
- Co ty tam wiesz! – Burknął,
ale nieco się uspokoił. Oparł się plecami o szeroką pierś mężczyzny. Prawdę mówiąc
była całkiem wygodna. – Przestań oddychać, podrzucasz mnie i nie mogę się ułożyć.
– Przymknął na moment oczy, które zaczęły go piec.
- Pewnie, nie ma sprawy. Co
mi tam, uduszę się dla mojego księcia, byle tylko mógł sobie chrapać spokojnie.
To dla mnie drobnostka. – Marudził pod nosem Henry. – Nie zapomnij przynosić na
mój grób niezapominajek.
- Nie chrapię draniu! – Syknął
i uszczypnął go w udo.
- Jak będziesz grzeczny to
uczeszę ci ten kołtun. Jeśli się naprawdę postarasz zrobię gratis masaż głowy. –
Zmienił szybko temat, nie chcąc wywoływać niepotrzebnej kłótni ze zdenerwowanym
chłopakiem. Ostatnio poznał jego małą słabość i miał zamiar ją wykorzystać.
- Na pewno umiesz go zrobić? –
Odwrócił się i spojrzał na niego podejrzliwie.
- Słowo skauta. – Wyciągnął z
kieszeni grzebień i rozpuścił mu włosy. Jasne loki zaczęły szaleć wokoło, zaczepiając
niemal o wszystko. Mężczyzna z prawdziwie świętą cierpliwością zaczął
rozczesywać pasmo po paśmie, delikatnie przy tym masując skórę na głowie Jarka,
który już po chwili zaczął mruczeć niczym kot, wyginając się w jego stronę. Z parskającego dziko drapieżnego stworzenia, zamienił się bezwiednie w kanapowego pieszczoszka.
- Nieźle ci idzie. Może
zamiast prawnikiem, zostań fryzjerem. Masz czarodziejskie paluszki. –
Nagromadzone przez cały dzień napięcie zaczęło gdzieś odpływać. – Trochę w lewo
– zabrzmiało lekko ochryple. Usta rozciągnął mu leniwy uśmieszek. Henry
przyglądał się natchnionej minie chłopaka zupełnie urzeczony. W innych
okolicznościach kochałby się z nim do utraty tchu.
***
Zbyszek
z Różą czekali na wieści w willi Seana. Kiedy rano doktor zadzwonił, prosząc o
zrobienie zapiekanki z radości padli sobie w ramiona. Natychmiast przystąpili
do pracy i już wkrótce pachnące jedzonko było gotowe. Makaronowe muszle
nadziane mięskiem, uduszone z dwoma sosami - pomidorowym i beszamelem, posypane parmezanem,
który po zapieczeniu przybrał piękną złocistą barwę. Oczywiście nie zapomnieli
o aromatycznych pierniczkach dla Kevina. Spakowali też piżamy na zmianę i
trochę osobistych rzeczy. W porze śniadania byli już w szpitalu.
W pokoju Darka, wokół łóżka zebrała się cała rodzina. Kevin podskakiwał na fotelu, co chwilę zerkając na
mamusia, którego przeprosił już w ciągu godziny ze sześć razy. Było mu
strasznie przykro i wstyd, że go nie posłuchał i wyszedł z kolegą ze sklepu.
- Będę już grzeczny,
zobaczysz! – Chętnie wskoczyłby pod kołdrę do Darka, ale tata mu nie pozwolił.
Wytłumaczył, że na razie chłopak nie mógł się ruszać i miał na pupie opatrunki. – Czy ten
zły pan tak mocno cię zbił? Bardzo cię boli? – Dopytywał się nie rozumiejąc, że
porusza zakazane tematy.
- Lepiej coś zjedz! – Róża dała
mu do rączki talerzyk z zapiekanką. Malec na moment umilkł, zajęty
pałaszowaniem, a dorośli odetchnęli z ulgą.
- Ładnie pachnie. – Darek też
dostał swoją porcję i pociągnął nosem. Nigdy w życiu nie jadł na leżąco, nie
bardzo wiedział jak się do tego zabrać. Obrócił się na bok,wbił widelec i na widok wypływającego,
pomidorowego sosu zbladł jak ściana. Krew… krew… wszędzie krew i ból…– To jest
czer… czerwone – wyjąkał i natychmiast zwymiotował na podłogę. Talerzyk wypadł mu z
drżących rąk, z brzękiem potoczył się pod łóżko. Wszystkim na moment odebrało mowę, nie
wiedzieli jak zareagować na panikę widoczną w oczach i ruchach chłopaka.
Wyglądało na to, że się bardzo pomylili w ocenie jego zdrowia.
- Wiesz, dobrze, że mi
kupiłeś te farbki. – Kevin natychmiast ruszył na pomoc.Wziął serwetkę,
którą miał na kolanach, wytarł mu twarz i pogłaskał po policzku. Potem
bezceremonialnie wpakował się pod kołdrę, udając, że nie widzi groźnego spojrzenia taty. Delikatnie się przytulił i westchnął z zadowoleniem. – Jak
nie lubisz czerwonego jedzonka to ci je pożyczę. Pomalujemy wszystko na
niebiesko albo zielono, fioletowy też jest ładny. Te rzygi strasznie śmierdzą! –
Zmarszczył zabawnie nosek i schował buzię na piersi Darka. – Jesteś moim
najlepsiejszym mamusiem wiesz? – Nigdzie nie było tak dobrze jak w ramionach
mamusia. Były najwspanialsze na świecie. - Tatuś mówił, że się z tobą ożeni,
będziesz miał welon? Mogę ci go ponieść z Bartkiem. Będziemy drug… drużbami.
- Ty jesteś moim
najlepsiejszym synkiem, a o welonie jeszcze porozmawiamy. – Strach i mdłości,
które go ogarnęły na widok czerwonego sosu odleciały jak zaczarowane. Przysłoniła
je wizja fioletowego chleba z żółtą szynką oraz długiego, białego welonu.
………………………………………………………………………………
KONIEC
Mam nadzieję, że bawiliście
się równie dobrze jak ja podczas pisania tego opowiadania. Dalej wszyscy żyli
długo i szczęśliwe. Lubię dobre zakończenia. Pozdrawiam wszystkich, którzy
dotrwali do końca.
Subskrybuj:
Posty (Atom)