Róża, wbrew wszelkim dowcipom o kobietach,
pierwsza zeszła do holu w pełni ubrana, elegancko umalowana, z podręczną torbą
w dłoni. Prychnęła wyniośle na nadal miotających się po domu mężczyzn i wyszła
na podjazd, gdzie stał zaparkowany mały van, który mógł pomieścić wszystkich
mieszkańców dworu.
- Pomóc ci? - Zawołał przez
okno Zbyszek, który od rana ciągle się za nią pałętał, jakoś nie potrafił nawet
na moment zostawić jej samej. Zgodnie z jego kodeksem honorowym dama nie
powinna sama dźwigać ciężarów.
- Masz mnie za łamagę? - Bez
trudu otworzyła bagażnik. Ten facet za bardzo ją pilnował, a ona miała do
wykonania małą akcję dywersyjną, którą sama sobie wcześniej obmyśliła. – Jestem
nowoczesną kobietą nie jakąś mdlejącą lady! – Po takim oświadczeniu mężczyźnie
nie pozostało nic innego jak wrócić do swoich zajęć, a o to właśnie chodziło
Róży. Bacznie się rozejrzała i z psotnym uśmiechem podniosła maskę samochodu.
Pół godziny później mężczyźni zastali ją
drzemiącą w aucie. Zapakowali swoje torby i powsiadali do środka, lokując
dzieci na specjalnych fotelikach. Niestety mimo usilnych starań zaskoczonego
Zbyszka silnik nie zaskoczył.
-
Niemożliwe, dopiero co wyjechałem z garażu i wszystko było w porządku!
-
Rzadko go używamy, może coś zardzewiało. – Sean kochał samochody, ale na
mechanice nie znał się ani trochę.
-
Chodźmy na nóżkach, to blisko! – Kevin odpiął pasy.
-
Ale wieje wiaterek! – zaoponował przytomnie Bartek. – Ta głupia spódniczka lata
na wszystkie strony!
-
No to co! – Młody Evans wyskoczył z samochodu niczym wystrzelony z karabinu pocisk.
Wolał przespacerować się wokół jeziora, w którym podobno żył tajemniczy potwór,
zwany przez miejscowych pieszczotliwie Nessi. - Przecież masz ładne nogi –
dodał sprytnie przyszły Casanova, chcąc zachęcić przyjaciela do wyjścia. Dobrze
wiedział, jak bardzo lubi takie pochwały.
-
Naprawdę? – zarumieniony blondynek, trzymając rączkami nieposłuszny materiał,
nieśmiało wygramolił się za nim.
-
Jasne! – Zerwał rosnącą nieopodal stokrotkę i wsunął mu w jasne włosy. –
Kwiatek dla najładniejszego chłopca w zerówce.
-
Skąd wiesz, jeszcze nie wiemy, kto będzie chodził razem z nami do klasy! – zauważył
rozsądnie Bartek.
-
Dałem pierścionek pięknemu księciu, a kto temu zaprzeczy dostanie w nos! –
odezwał się butnie Kevin.
-
Będziesz się dla mnie bił? – Zarumienił się z emocji. Czuł, że teraz mógłby
zacząć latać jak te wróżki z bajki. Miał swojego rycerza.
-
Pewnie! – wypiął dumnie drobną pierś. – Najpierw podbiję oko Wojtkowi, jak się
będzie na ciebie gapił!
-
Hola panowie! – zaoponował Darek, który także wysiadł z samochodu. – Żadnych awantur
w szkole, bo dostaniecie szlaban na to narzeczeństwo do osiemnastki!
-
Co najmniej do dwudziestu jeden lat, pozwolę ci jedynie śpiewać serenady pod
jego balkonem, a i to tylko od święta! – przytaknął mu poważnie Sean i spojrzał
groźnie na sfochanego synka. – W takim razie idziemy pieszo, to niecały
kilometr stąd. Każdy bierze swój bagaż i naprzód! – Wszyscy owszem wysiedli z
samochodu, nikt jednak nie ruszył się z miejsca. Spoglądali po sobie, jakby na
coś czekając. Wiatr był rzeczywiście silny i żaden z mieszkańców dworu nie miał
ochoty świecić przed resztą gołym tyłkiem.
-
Myślę, że przewodnikiem powinien zostać Zbyszek, podobno zna drogę i żaden
halny mu niestraszny – odezwała się wesoło Róża i spojrzała wyzywająco na
mężczyznę. – Pewnie tylko się chwalił, że potrafi nosić kilt.
-
Pozwolisz, że pomogę – spojrzał na nią wyniośle, wziął jej torbę i ruszył
przodem. Kilka kroków za nim dreptała postukując obcasikami zadowolona kobieta,
nie odrywając oczu od jego pośladków. Czym wyżej latała spódnica, tym jej
uśmiech stawał się szerszy. Na szczęście dla Zbyszka nie widziała jego ciemnych
rumieńców, więc powstrzymała się od żartów. Mężczyzna postanowił wzorem
szkockich gwardzistów zachować kamienną twarz w każdej sytuacji.
Dzieci zbytnio nie przejęły się tymi
problemami, jedynie Bartek z początku szedł nieco sztywno, ale szybko się
rozluźnił i po chwili już biegł obok przyjaciela, który wpinał mu we włosy
zerwane przy drodze polne kwiatki. Chichotał więc przez cały czas, bo niektóre z
nich opadały mu na twarz i niemiłosiernie łaskotały.
Darek z kolei postanowił dać Seanowi małą
nauczkę, dlatego starał się opanować emocje. Podążał za dziećmi lekkim krokiem,
kołysząc kusząco biodrami. Miał zamiar doprowadzić tego Ogra do szaleństwa. Był
ciekawy jak długo wytrzyma udrękę, którą właściwie sam sobie zafundował.
-
Całkiem fajny ten strój, tylko dziwnie się czuję z tym przeciągiem między udami.
W dodatku materiał jest trochę szorstki, drapie mnie...Yhy... No mniejsza z
tym... – Nieco się zająknął i przyśpieszył kroku.
-
Możemy wejść w krzaki. Podmucham, pomasuję, cokolwiek tam zechcesz... – Uśmiech
Seana był coraz bardziej drapieżny. Narzeczony najwyraźniej się z nim bawił w
kotka i myszkę. Robił to bardzo skutecznie, bo odkąd zobaczył go w kilcie nie
myślał o niczym innym, tylko jak się do niego dobrać. Niestety wyglądało na to,
że prędko nie będzie miał do tego okazji, co wykorzystywał ten sprytny drań.
-
Pomarzyć dobra rzecz – zachichotał Darek, w myślach planując szereg słodkich
tortur. Miał niebywałą okazję podręczyć swojego mężczyznę, odpłacić mu za sceny
w Urzędzie Miasta i krzakach malin.
Za nimi wlókł się chyba najbardziej
niechętny tej wyprawie uczestnik, a mianowicie Jarek. Cały czerwony na twarzy
kurczowo trzymał poły spódnicy, mrucząc pod nosem niecenzuralne wyrazy, których
na szczęście nie słyszał jego brat, zbyt zajęty doprowadzaniem do ostateczności
doktora . W dodatku przed wyjściem godzinę męczył się z włosami, chcąc z nich
zrobić jakąś sensowną fryzurę. Rozczesał wszystkie skołtunione loki i wytwornie
związał zielonym rzemykiem. Uznał, że znamienite towarzystwo wymagało
odpowiedniej oprawy. Niestety, ledwo dotarł do pierwszego zakrętu jego wysiłki
okazały się daremne. Nawet nie wiedział, kiedy paskudnym kłakom udało się
wyrwać na wolność. Teraz szalały wokół niego, czepiając się dosłownie wszystkiego.
Dwa razy musiał wyplątywać je z gałęzi. Jedynym plusem tej wojny było to, iż
zupełnie zapomniał o furkoczącym na wietrze kilcie. Do pałacu Attinktonów
dotarł w wyjątkowo złym humorze. Stojąca na balkonie lady Agata bystrym
wzrokiem natychmiast wyłuskała go z gromadki gości i uśmiechnęła się do siebie.
Chłopak wyglądał jak wyjątkowo wkurzony elf, którego trafił przed chwilą
piorun. Niejedna kobieta sprzedałaby duszę za takie loki, a on targał za nie
bez litości, prychając ze złości. Spojrzała na syna, który omal nie wypadł za
barierkę gapiąc się na Jarka. Nigdy go nie widziała tak zafascynowanego, nawet
miss Szkocji z którą przez kilka miesięcy chodził nie zapalała w jego oczach
takiego ognia.
***
Oczywiście wszyscy goście zostali
zaprowadzeni przez służbę do swoich pokoi, gdzie mogli przypudrować nosy i
uporać się z potarganą przez wiatr garderobą. Mieli na to niecałą godzinę, jako
że kolacja była zaplanowana na dwudziestą. Jarek dostał sypialnię utrzymaną w
bieli i błękicie z tarasem wychodzącym na wspaniały park. Nie miał jednak czasu
podziwiać krajobrazu. Pośpiesznie się umył i jęknął na widok swojego odbicia w
lustrze. Miał nadzieję, że ta cała Lady nie widziała go w takim stanie. Usiadł
przed toaletką i zaczął rozdzielać, a właściwie rozrywać skłębione loki.
-
Cholerne kłaki, jak zwykle same z wami kłopoty! – Burcząc nieprzyjaźnie wyciągnął
z szuflady nożyczki – A gdyby tak? – Przyłożył je do najbardziej splątanego
pasma ze złośliwym błyskiem w oku.
-
Ani się waż! – Rozległ się za jego plecami niski głos Henrego i silna dłoń
chwyciła go za nadgarstek. – Są takie piękne! – Dodał już spokojniej, patrząc
na głupi kołtun maślanym wzrokiem.
-
Odbiło ci? To moje włosy i zrobię co zechcę! – Warknął chłopak, ale nie wypadło
to zbyt przekonywująco. Cielęcy wzrok mężczyzny zupełnie go rozbroił. Jak
mówiło stare przysłowie ,, o gustach nie
należy dyskutować” i drugie równie akuratne ,, każda potwora ( w tym wypadku
wredne kłaki) znajdzie swego amatora”. Pocieszając się w ten sposób nieco
ochłonął. – Jak pójdę na tą kolację w takim stanie lady Agata dostanie zawału.
-
O matkę się nie martw, jest twardsza niż na to wygląda. Pozwól, że pomogę. – Wziął
do ręki szczotkę, delikatnie przeczesał kilkakrotnie płynny jedwab, który tak bardzo go fascynował i splótł
go w całkiem elegancki warkocz. Nigdy nie widział czegoś równie wspaniałego. Obchodził się z włosami ostrożnie, niczym z grzywą swojej najcenniejszej klaczy medalistki. Kiedy tylko był w domu uwielbiał ją czesać.
-
Rany, trafił mi się amant- fetyszysta. – Jarek obserwował go szeroko otwartymi,
szmaragdowymi oczami z niejakim rozbawieniem. Tak naprawdę zachwyt mężczyzny
bardzo mu pochlebiał, ale też wprawiał w zakłopotanie. Koniecznie musiał poznać kilka uroczych Szkotek, na pewno tu takich nie brakowało. Za żadne skarby, choćby były nawet tak interesujące jak znajdujące się bardzo blisko jego twarzy męskie usta, nie pozwoli się zgeić.
-
No co. – Zarumienił się, złapany na gorącym uczynku Henry. – Zbrodnią byłoby obcięcie czegoś tak cudownego!
– Pogłaskał czule koniec warkocza i przewiązał go czarną aksamitką znalezioną w
stojącej obok komodzie. Zmieszane tym oświadczeniem zielone oczy spojrzały w niebieskie i przepadły bez
reszty w bezkresnym błękicie. Pomiędzy mężczyznami zaczęły przelatywać niewidzialne
iskry. Powietrze stało się gęste od niewypowiedzianych emocji.
-
Wyglądam jak ta dziewczyna z bajki ,,Zaplątani” – zażartował chłopak, chcąc
rozluźnić atmosferę, która z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej
niebezpieczna. – Brakuje mi tylko wplecionych we włosy kwiatów.
-
Niestety, spóźniłeś się z tym pomysłem. Kevin cię ubiegł – Henry ujął dłoń
speszonego Jarka, przyłożył do niej usta w taki sposób, że ten doskonale odczuł
kształt i bijące od nich gorąco.
-
Lepiej już chodźmy – szepnął, przestraszony uczuciami, które niespodziewanie
nim zawładnęły. – Czyżby jednak był bardziej podobny do brata niż myślał?
***
Punktualnie o dwudziestej całe towarzystwo
oraz lady Agata spotkało się w odświętnie przystrojonej jadalni. Zasiedli za
długim, dębowym stołem, oświetlonym zabytkowymi lichtarzami i ozdobionym
girlandami z kwiatów. Przy każdym nakryciu była karteczka, więc nie było
problemu z tym, gdzie kto ma usiąść. Gospodyni najwyraźniej wiele wiedziała o
swoich gościach, bo usadziła ich parami.
Oczywiście wszyscy najpierw zostali przedstawieni przez Henrego, złożyli
solenizantce życzenia, a na bocznym stoliku wyrósł stosik prezentów. Jarek jak
na niego zachował się wyjątkowo cicho i nieśmiało. Ledwie wydusił z siebie
kilka słów i usiadł zmieszany obok mężczyzny. Kobieta nie spuszczała z niego
bystrego wzroku, bynajmniej się nie kryjąc ze swoją ciekawością. Nie miał tylko
pojęcia dlaczego przyczepiła się akurat do niego. Pewnie ten fanatyk kołtunów
nagadał jej coś dziwnego.
-
Uważaj młody, teściowa cię właśnie ocenia. Punkt po punkcie – wyszeptał mu do
ucha nieznośny brat siedzący po jego prawej stronie, który na równi z Różą
doskonale się bawił od wyjścia z domu. – Na pewno policzyła nawet piegi na
twoim nosie.
-
Milcz wredoto, lepiej uważaj na nurków! – Wykrzywił się do niego złośliwie
chłopak, widząc dłoń Seana sunącą pod stołem w kierunku uda narzeczonego.
-
Jakich nurków? – Kompletnie nie zrozumiał Darek. – Och... – pisnął cichutko,
kiedy bezczelna łapa podniosła rąbek spódniczki i zaczęła gładzić nagą skórę.
-
Podać ci sos kochanie? – zapytał słodko doktor. – Może lepiej ten na zimno,
zrobiłeś się strasznie czerwony.
-
Lepiej nóż do deserów, wygląda na ostry. – Wskazał na tacę z dodatkowymi
sztućcami z groźnym błyskiem w oku.
-
Do czego go potrzebujesz? – Mężczyzna spojrzał zaskoczony, bo do szparagów się
go nie używało, wystarczał sam widelec.
-
Chcę zapolować na pewnego złodziejaszka, który wkradł się właśnie na zakazane
tereny! – Potrząsnął nożem, a zbyt śmiała ręka, natychmiast umknęła spod jego
spódnicy. Chłopak wyprostował się na krześle, dumny ze swojego daru perswazji.
Tą potyczkę z pewnością wygrał.
Dokładnie po drugiej stronie stołu zostały ulokowane dzieci, bawiące się w jakąś dziwną grę, z pewnością sprowokowaną wytwornym
otoczeniem. Stojący za nimi lokaj z trudem powstrzymywał się od parsknięcia
śmiechem. Bartek na początku siedział nieruchomo i nie wiedział jak się ma
zachować. Nigdy nie widział tylu talerzyków, kieliszków, szklaneczek i
sztućców. Nie miał pojęcia do czego służą.
-
Mój książę, twój rycerz cię uratuje! – Kevin złożył mu głęboki ukłon, podał
serwetkę i pierwszy z brzegu widelec.
-
Bardzo dziękuję mój wybawco – odpowiedział równie poważnie chłopczyk, ale kąciki
jego ust nieznacznie drgnęły.
-
Żyję po to by ci służyć – wydeklamował dramatycznie mały Evans. Ostatnio wzorem
dla niego stał się Lancelot, a kolega wydawał mu się bardzo podobny do pięknej
Ginewry. Miał takie same jasne włoski i śliczny uśmiech od którego jego
serduszko biło jak szalone.
-
I będziesz za mną nosił kapcie jak pójdziemy do szkoły? – zapytał autentycznie zaciekawiony chłopiec.
-
No co ty, przecież to obciach! – zaoponował, ale potem zaraz dodał. – Chyba, że
dasz mi buzi. – Pamiętny całus w krzakach bardzo mu się spodobał i chętnie
dostałby następnego. Niestety przyjaciel nie był skłonny do współpracy.
-
Dać, to ja ci mogę w ucho! – Oburzył się zarumieniony Bartek. Stojący za nimi
służący zaczął dziwnie bulgotać, ale pod ciężkim spojrzeniem lady Agaty natychmiast
przestał i wyprostował się służbiście.
Róża dawno nie spędziła tak miło czasu, spacer
przez wrzosowisko okazał się bardzo pouczający. Dowiedziała się, że Zbyszek na
pewno coś trenuje, bo miał naprawdę kształtne pośladki bez grama tłuszczyku i
rzeczywiście owłosione, acz całkiem zgrabne nogi. Zachichotała na samo
wspomnienie jego miny, kiedy dostojnym krokiem maszerował przed nią z kamienną
twarzą. Musiała jednak przyznać, że do końca nie wypadł z roli. Niestety nadal
się z niej nie wyzwolił, siedział obok sztywno jakby połknął kij, ani razu nie
zerknął w jej kierunku, a przecież to dla niego założyła tę obcisłą bluzeczkę z
kuszącym dekoltem i koronkowy, francuski stanik.
-
Możesz już wyluzować, wyglądałeś naprawdę seksownie – szepnęła, klepiąc go przy
tym po kryjomu w udo. Chciała mu dodać nieco otuchy, ale osiągnęła zupełnie
odwrotny skutek.
-
Och... – Biedny Zbyszek popluł się widowiskowo deserem. Od poprzedniej nocy
chodził nabuzowany, niczym wulkan tuż przed wybuchem. Unikał wzroku
kobiety, bojąc się własnej reakcji.
-
Jej...! Aleś ty wrażliwy! Przepraszam! – Róża złapała za serwetkę i zaczęła go
wycierać, przy okazji obmacując dyskretnie wszystko czego mogła dosięgnąć.
Wyprawa do Szkocji z każdą chwilą podobała jej się coraz bardziej.
-
W korytarzu po lewej jest łazienka – odezwała się lady Agata – możecie tam kontynuować...
sprzątanie - dodała z uśmieszkiem.
-
W takim razie ja... – wyjąkał speszony mężczyzna i wstał od stołu.
-
Ja też, to moja wina – Róża nie miała zamiaru dać umknąć temu spłoszonemu ptaszkowi.
Podążyła za nim z miną kotki, która ma w zasięgu pazurków wyjątkowo
tłuściutkiego kanarka. Po ich wyjściu przez chwilę zapadła cisza i słychać było
jedynie szczęk sztućców o talerze.
Biedny
Jarek miał ochotę zapaść się pod ziemię, a przynajmniej wleźć pod stół i ukryć
się pod sięgającym prawie do podłogi obrusem. Niepoprawna rodzinka, za jaką uważał
wszystkich mieszkańców willi Evansów, robiła wszystko, by się całkowicie
skompromitować w oczach gospodyni. To co wyprawiali podczas kolacji na pewno nie
przyszłoby do głowy żadnemu eleganckiemu lordowi, no chyba, że po kilku
głębszych. Nie wiadomo z jakiego powodu, a przynajmniej on nie chciał go bynajmniej
znać, strasznie się denerwował tą wizytą. Zależało mu, by dobrze wypaść, a oni
tu urządzali takie szopki.
-
Dlaczego nie jesz? – Zapytała troskliwie lady Agata, widząc jak grzebie z
markotną miną w talerzu. – Może wolisz coś innego? Nie mam pojęcia, co wy w tej
Polsce jecie, oprócz oczywiście kiełbasy.
-
Właściwie nie ma wielkiej różnicy – odezwał się nieśmiało. – Wszystko jest
naprawdę dobre, po prostu nie mam apetytu. Pewnie przez tą podróż. – Dodał usprawiedliwiająco. Nie miał pojęcia, dlaczego tak boi się tej kobiety i zależy mu na jej
opinii, przecież zapewne nigdy więcej się nie zobaczą. Wydała mu się owszem dość groźna, ale całkiem miła. Nie miałby nic przeciwko takiej matce, za swoją nadal ogromnie tęsknił. Może i
sprawiała wrażenie stosunkowo chłodnej, ale w niebieskich oczach, tak podobnych do Henrego, zobaczył prawdziwą mądrość,
nie brak jej też było poczucia humoru, sądząc po reakcji na wyczyny tych beztroskich
drani, do których sam należał. Resztę wieczoru bardzo się pilnował, na
wszystkie pytania mówił jedynie - tak lub nie, choć pani w szkole od podstawówki
tłukła mu do głowy, że odpowiada się całym zdaniem.
Lady Agata była nieco zaskoczona jego
zachowaniem. Spodziewała się rezolutnego i energicznego chłopaka, ale
najwyraźniej się pomyliła. Wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach, doskonale
rozumiała zauroczenie swojego syna. Kłopot w tym, że młodziutki Polak wydał jej
się zbyt delikatny i nieśmiały. Kiedyś Henry miał odziedziczyć całą posiadłość
wraz z należącym do niej ogromnym majątkiem. Potrzebował kogoś silnego i
odważnego, kto stanowiłby dla niego wsparcie w każdej sytuacji. Ten chłopak
jednak nie wyglądał na osobę, która stawiłaby czoło rekinom finansjery i
złośliwym plotkarzom z wyższych sfer. Miała jeszcze dwa dni na dalszą
obserwację, ale już zaczęła się martwić, co z tego wyniknie. Pragnęła szczęścia
swojego syna, ale nie miała zamiaru oddać go w ręce jakiegoś słabeusza, który
byłby mu jedynie zawadą.
I spotkanie wypadło znakomicie. Mam nadzieje że Lady Agata szybko ich połączy. Kevin jest taki uroczy i opiekuńczy aż się rozpływam. Cieszę się że dajesz też trochę uwagi Róży bo i u niej tworzy się wybuchowa parka.
OdpowiedzUsuńNo i nasze postacie główne. To już po porostu mistrzostwo.
Boję się jednak że ta sielanka szybko się skoczy.
Dużo dużo weny i chęci:)
Ojej, szkoda że Jarek nie zaprezentował całego swojego temperamentu, bo teraz Lady Agatha uważa, że nie jest dla niego dostatecznie dobry. Szkoda, bo widać, że między nimi bardzo iskrzy. Jarek mimo, że chciał zaprezentować się od jak najlepszej strony, to mu nie wyszło akurat.
OdpowiedzUsuńAkurat Róża i Zbyszek to mnie zadziwili, nie posądzałabym ani jednego ani drugiego o tak wielką śmiałość względem siebie.
Dodatkowo Sean i Darek... oni to jak zwykle, jeden napalony... drugi się opiera... Jak dzieci. Chociaż Kevin i Bartek jak zwykle słodcy i uroczy.
Naprawdę super rozdział, tylko szkoda że Jarek się opiera Henremu.
Jaruś, pokaż swój cham forever and ever... Lordziku, pomóż mu pokazać temperament!
OdpowiedzUsuńJakiś krótki ten rozdział. ; cc
/ Ruda.
Ruda, normalnej długości ten rozdział jest xD
UsuńNo i kolejny rozdział za nami.
OdpowiedzUsuńCo tez ta Róża zrobiła z samochodem? Odłączyła jakiś przewodzik, czy może poszła na całość i, wzorując się na serialach, nasypała cukru do baku? ;)
Jak widzę szkockie spódniczki zrobiły furorę. Każda z par znalazła w nich coś dobrego. Ach, jakie to szczęście, że Darek twardo się trzymał i nie pozwolił na żadne zbaczanie z drogi. W innym wypadku Sean narobiłby mu wstydu i w Szkocji. Chociaż... bez klaksonu może by wielu osób nie zwabił ;)
Mrau, Henry z rozdziału na rozdział coraz bardziej u mnie plusuje. To rozczesywanie włosów Jarka... Boże, jak ja lubię, gdy facet bawi się moimi włosami...
Lady Agata zaczyna mieć wątpliwości... Oj, coś czuję, że niedługo znikną zupełnie. Jarek nie będzie za długo potrafił zgrywać cichego i spokojnego. Ciekawe jak oceni naszego pyskacza, gdy pokaże pazurki.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział,
Anka
Z Róży to przebiegła kobieta jest, wspaniale to wymyśliła i pomyśleć, że nikt nie zajrzał pod maskę, ale chociaż niektórzy mieli wspaniały ubaw. Mam nadzieję, że Jarek pokarze jeszcze swój charakterek lady a Darek nie da się Seanowi. Nie zapominajmy o małych bohaterach, którzy są boscy.
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Świetny rozdział. Nieźle się ubawiłam go czytając. Wiem, piszę z małą zwłoką, ale lepiej później niż wcale he he.
OdpowiedzUsuńZabiegi Róży są przezabawne. Zbyszek ma żelazne nerwy, że jeszcze nie oszalał, choć jest już na krawędzi postawionej granicy he he. Ta kobieta zaczyna dorównywać Seanowi i Henremu. Trik z autkiem był dobrym tego przykładem.
Kevin i Bartek są uroczy w swojej relacji, a porównanie do Lancelota i Ginewry nawet do nich pasuje.
Darek próbuje pomęczyć Seana, ale żeby to kuszenie nie obróciło się przeciwko niemu. Doktorek nie przepuści żadnej okazji, więc chłopak musi na to baczyć he he.
No i Jarek z Henrym. Ich relacje są naprawdę ciekawe, a upór tego pierwszego coraz bardziej się wykrusza.
Lady Agata pewnie niedługo doświadczy w praktyce, że pierwsze wrażenie nie jest poprawne i że nie powinno się na nim opierać. Kolejne dni obserwacji z pewnością to wykażą. Jarek dobrze odzwierciedla w tym przypadku "cichą wodę", która zresztą "brzegi rwie".
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i z tego powodu życzę Tobie dużo, ale to dużo weny.
Pozdrawiam ^^.
O boski rozdzialik!!! *.* Och ... Jarek pokaże jeszcze jaki z niego diabelski anioł! ^^
OdpowiedzUsuńWeny ;)
Witam,
OdpowiedzUsuńKevin to prawdziwy cassanowa, Darek postanowił trochę podrażnić Seana, Jarek jak na siebie zachowuje się dość cicho i spokojnie, ale powinien być sobą, pokazać ten pazur.... bo nie wyjdzie z tego nic dobrego
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo sprytna Róża, och Lady Agatho Jarek nie jest taki nieśmiały on po prostu chcę dobrze wypaść...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka