czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 30

     Róża, wbrew wszelkim dowcipom o kobietach, pierwsza zeszła do holu w pełni ubrana, elegancko umalowana, z podręczną torbą w dłoni. Prychnęła wyniośle na nadal miotających się po domu mężczyzn i wyszła na podjazd, gdzie stał zaparkowany mały van, który mógł pomieścić wszystkich mieszkańców dworu.
- Pomóc ci? - Zawołał przez okno Zbyszek, który od rana ciągle się za nią pałętał, jakoś nie potrafił nawet na moment zostawić jej samej. Zgodnie z jego kodeksem honorowym dama nie powinna sama dźwigać ciężarów.
- Masz mnie za łamagę? - Bez trudu otworzyła bagażnik. Ten facet za bardzo ją pilnował, a ona miała do wykonania małą akcję dywersyjną, którą sama sobie wcześniej obmyśliła. – Jestem nowoczesną kobietą nie jakąś mdlejącą lady! – Po takim oświadczeniu mężczyźnie nie pozostało nic innego jak wrócić do swoich zajęć, a o to właśnie chodziło Róży. Bacznie się rozejrzała i z psotnym uśmiechem podniosła maskę samochodu.
   Pół godziny później mężczyźni zastali ją drzemiącą w aucie. Zapakowali swoje torby i powsiadali do środka, lokując dzieci na specjalnych fotelikach. Niestety mimo usilnych starań zaskoczonego Zbyszka silnik nie zaskoczył.
- Niemożliwe, dopiero co wyjechałem z garażu i wszystko było w porządku!
- Rzadko go używamy, może coś zardzewiało. – Sean kochał samochody, ale na mechanice nie znał się ani trochę.
- Chodźmy na nóżkach, to blisko! – Kevin odpiął pasy.
- Ale wieje wiaterek! – zaoponował przytomnie Bartek. – Ta głupia spódniczka lata na wszystkie strony!
- No to co! – Młody Evans wyskoczył z samochodu niczym wystrzelony z karabinu pocisk. Wolał przespacerować się wokół jeziora, w którym podobno żył tajemniczy potwór, zwany przez miejscowych pieszczotliwie Nessi. - Przecież masz ładne nogi – dodał sprytnie przyszły Casanova, chcąc zachęcić przyjaciela do wyjścia. Dobrze wiedział, jak bardzo lubi takie pochwały.
- Naprawdę? – zarumieniony blondynek, trzymając rączkami nieposłuszny materiał, nieśmiało wygramolił się za nim.
- Jasne! – Zerwał rosnącą nieopodal stokrotkę i wsunął mu w jasne włosy. – Kwiatek dla najładniejszego chłopca w zerówce.
- Skąd wiesz, jeszcze nie wiemy, kto będzie chodził razem z nami do klasy! – zauważył rozsądnie Bartek.
- Dałem pierścionek pięknemu księciu, a kto temu zaprzeczy dostanie w nos! – odezwał się butnie Kevin.
- Będziesz się dla mnie bił? – Zarumienił się z emocji. Czuł, że teraz mógłby zacząć latać jak te wróżki z bajki. Miał swojego rycerza.
- Pewnie! – wypiął dumnie drobną pierś. – Najpierw podbiję oko Wojtkowi, jak się będzie na ciebie gapił!
- Hola panowie! – zaoponował Darek, który także wysiadł z samochodu. – Żadnych awantur w szkole, bo dostaniecie szlaban na to narzeczeństwo do osiemnastki!
- Co najmniej do dwudziestu jeden lat, pozwolę ci jedynie śpiewać serenady pod jego balkonem, a i to tylko od święta! – przytaknął mu poważnie Sean i spojrzał groźnie na sfochanego synka. – W takim razie idziemy pieszo, to niecały kilometr stąd. Każdy bierze swój bagaż i naprzód! – Wszyscy owszem wysiedli z samochodu, nikt jednak nie ruszył się z miejsca. Spoglądali po sobie, jakby na coś czekając. Wiatr był rzeczywiście silny i żaden z mieszkańców dworu nie miał ochoty świecić przed resztą gołym tyłkiem.
- Myślę, że przewodnikiem powinien zostać Zbyszek, podobno zna drogę i żaden halny mu niestraszny – odezwała się wesoło Róża i spojrzała wyzywająco na mężczyznę. – Pewnie tylko się chwalił, że potrafi nosić kilt.
- Pozwolisz, że pomogę – spojrzał na nią wyniośle, wziął jej torbę i ruszył przodem. Kilka kroków za nim dreptała postukując obcasikami zadowolona kobieta, nie odrywając oczu od jego pośladków. Czym wyżej latała spódnica, tym jej uśmiech stawał się szerszy. Na szczęście dla Zbyszka nie widziała jego ciemnych rumieńców, więc powstrzymała się od żartów. Mężczyzna postanowił wzorem szkockich gwardzistów zachować kamienną twarz w każdej sytuacji.
   Dzieci zbytnio nie przejęły się tymi problemami, jedynie Bartek z początku szedł nieco sztywno, ale szybko się rozluźnił i po chwili już biegł obok przyjaciela, który wpinał mu we włosy zerwane przy drodze polne kwiatki. Chichotał więc przez cały czas, bo niektóre z nich opadały mu na twarz i niemiłosiernie łaskotały.
   Darek z kolei postanowił dać Seanowi małą nauczkę, dlatego starał się opanować emocje. Podążał za dziećmi lekkim krokiem, kołysząc kusząco biodrami. Miał zamiar doprowadzić tego Ogra do szaleństwa. Był ciekawy jak długo wytrzyma udrękę, którą właściwie sam sobie zafundował.
- Całkiem fajny ten strój, tylko dziwnie się czuję z tym przeciągiem między udami. W dodatku materiał jest trochę szorstki, drapie mnie...Yhy... No mniejsza z tym... – Nieco się zająknął i przyśpieszył kroku.
- Możemy wejść w krzaki. Podmucham, pomasuję, cokolwiek tam zechcesz... – Uśmiech Seana był coraz bardziej drapieżny. Narzeczony najwyraźniej się z nim bawił w kotka i myszkę. Robił to bardzo skutecznie, bo odkąd zobaczył go w kilcie nie myślał o niczym innym, tylko jak się do niego dobrać. Niestety wyglądało na to, że prędko nie będzie miał do tego okazji, co wykorzystywał ten sprytny drań.
- Pomarzyć dobra rzecz – zachichotał Darek, w myślach planując szereg słodkich tortur. Miał niebywałą okazję podręczyć swojego mężczyznę, odpłacić mu za sceny w Urzędzie Miasta i krzakach malin.
   Za nimi wlókł się chyba najbardziej niechętny tej wyprawie uczestnik, a mianowicie Jarek. Cały czerwony na twarzy kurczowo trzymał poły spódnicy, mrucząc pod nosem niecenzuralne wyrazy, których na szczęście nie słyszał jego brat, zbyt zajęty doprowadzaniem do ostateczności doktora . W dodatku przed wyjściem godzinę męczył się z włosami, chcąc z nich zrobić jakąś sensowną fryzurę. Rozczesał wszystkie skołtunione loki i wytwornie związał zielonym rzemykiem. Uznał, że znamienite towarzystwo wymagało odpowiedniej oprawy. Niestety, ledwo dotarł do pierwszego zakrętu jego wysiłki okazały się daremne. Nawet nie wiedział, kiedy paskudnym kłakom udało się wyrwać na wolność. Teraz szalały wokół niego, czepiając się dosłownie wszystkiego. Dwa razy musiał wyplątywać je z gałęzi. Jedynym plusem tej wojny było to, iż zupełnie zapomniał o furkoczącym na wietrze kilcie. Do pałacu Attinktonów dotarł w wyjątkowo złym humorze. Stojąca na balkonie lady Agata bystrym wzrokiem natychmiast wyłuskała go z gromadki gości i uśmiechnęła się do siebie. Chłopak wyglądał jak wyjątkowo wkurzony elf, którego trafił przed chwilą piorun. Niejedna kobieta sprzedałaby duszę za takie loki, a on targał za nie bez litości, prychając ze złości. Spojrzała na syna, który omal nie wypadł za barierkę gapiąc się na Jarka. Nigdy go nie widziała tak zafascynowanego, nawet miss Szkocji z którą przez kilka miesięcy chodził nie zapalała w jego oczach takiego ognia.
***
   Oczywiście wszyscy goście zostali zaprowadzeni przez służbę do swoich pokoi, gdzie mogli przypudrować nosy i uporać się z potarganą przez wiatr garderobą. Mieli na to niecałą godzinę, jako że kolacja była zaplanowana na dwudziestą. Jarek dostał sypialnię utrzymaną w bieli i błękicie z tarasem wychodzącym na wspaniały park. Nie miał jednak czasu podziwiać krajobrazu. Pośpiesznie się umył i jęknął na widok swojego odbicia w lustrze. Miał nadzieję, że ta cała Lady nie widziała go w takim stanie. Usiadł przed toaletką i zaczął rozdzielać, a właściwie rozrywać skłębione loki.
- Cholerne kłaki, jak zwykle same z wami kłopoty! – Burcząc nieprzyjaźnie wyciągnął z szuflady nożyczki – A gdyby tak? – Przyłożył je do najbardziej splątanego pasma ze złośliwym błyskiem w oku.
- Ani się waż! – Rozległ się za jego plecami niski głos Henrego i silna dłoń chwyciła go za nadgarstek. – Są takie piękne! – Dodał już spokojniej, patrząc na głupi kołtun maślanym wzrokiem.
- Odbiło ci? To moje włosy i zrobię co zechcę! – Warknął chłopak, ale nie wypadło to zbyt przekonywująco. Cielęcy wzrok mężczyzny zupełnie go rozbroił. Jak mówiło stare przysłowie ,, o gustach nie należy dyskutować” i drugie równie akuratne ,, każda potwora ( w tym wypadku wredne kłaki) znajdzie swego amatora”. Pocieszając się w ten sposób nieco ochłonął. – Jak pójdę na tą kolację w takim stanie lady Agata dostanie zawału.
- O matkę się nie martw, jest twardsza niż na to wygląda. Pozwól, że pomogę. – Wziął do ręki szczotkę, delikatnie przeczesał kilkakrotnie płynny jedwab, który tak bardzo go fascynował i splótł go w całkiem elegancki warkocz. Nigdy nie widział czegoś równie wspaniałego. Obchodził się z włosami ostrożnie, niczym z grzywą swojej najcenniejszej klaczy medalistki. Kiedy tylko był w domu uwielbiał ją czesać.
- Rany, trafił mi się amant- fetyszysta. – Jarek obserwował go szeroko otwartymi, szmaragdowymi oczami z niejakim rozbawieniem. Tak naprawdę zachwyt mężczyzny bardzo mu pochlebiał, ale też wprawiał w zakłopotanie. Koniecznie musiał poznać kilka uroczych Szkotek, na pewno tu takich nie brakowało. Za żadne skarby, choćby były nawet tak interesujące jak znajdujące się bardzo blisko jego twarzy męskie usta, nie pozwoli się zgeić.
- No co. – Zarumienił się, złapany na gorącym uczynku Henry. – Zbrodnią byłoby obcięcie czegoś tak cudownego! – Pogłaskał czule koniec warkocza i przewiązał go czarną aksamitką znalezioną w stojącej obok komodzie. Zmieszane tym oświadczeniem zielone oczy spojrzały w niebieskie i przepadły bez reszty w bezkresnym błękicie. Pomiędzy mężczyznami zaczęły przelatywać niewidzialne iskry. Powietrze stało się gęste od niewypowiedzianych emocji.
- Wyglądam jak ta dziewczyna z bajki ,,Zaplątani” – zażartował chłopak, chcąc rozluźnić atmosferę, która z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej niebezpieczna. – Brakuje mi tylko wplecionych we włosy kwiatów.
- Niestety, spóźniłeś się z tym pomysłem. Kevin cię ubiegł – Henry ujął dłoń speszonego Jarka, przyłożył do niej usta w taki sposób, że ten doskonale odczuł kształt i bijące od nich gorąco.
- Lepiej już chodźmy – szepnął, przestraszony uczuciami, które niespodziewanie nim zawładnęły. – Czyżby jednak był bardziej podobny do brata niż myślał?
***
   Punktualnie o dwudziestej całe towarzystwo oraz lady Agata spotkało się w odświętnie przystrojonej jadalni. Zasiedli za długim, dębowym stołem, oświetlonym zabytkowymi lichtarzami i ozdobionym girlandami z kwiatów. Przy każdym nakryciu była karteczka, więc nie było problemu z tym, gdzie kto ma usiąść. Gospodyni najwyraźniej wiele wiedziała o swoich gościach, bo usadziła ich parami.  Oczywiście wszyscy najpierw zostali przedstawieni przez Henrego, złożyli solenizantce życzenia, a na bocznym stoliku wyrósł stosik prezentów. Jarek jak na niego zachował się wyjątkowo cicho i nieśmiało. Ledwie wydusił z siebie kilka słów i usiadł zmieszany obok mężczyzny. Kobieta nie spuszczała z niego bystrego wzroku, bynajmniej się nie kryjąc ze swoją ciekawością. Nie miał tylko pojęcia dlaczego przyczepiła się akurat do niego. Pewnie ten fanatyk kołtunów nagadał jej coś dziwnego.
- Uważaj młody, teściowa cię właśnie ocenia. Punkt po punkcie – wyszeptał mu do ucha nieznośny brat siedzący po jego prawej stronie, który na równi z Różą doskonale się bawił od wyjścia z domu. – Na pewno policzyła nawet piegi na twoim nosie.
- Milcz wredoto, lepiej uważaj na nurków! – Wykrzywił się do niego złośliwie chłopak, widząc dłoń Seana sunącą pod stołem w kierunku uda narzeczonego.
- Jakich nurków? – Kompletnie nie zrozumiał Darek. – Och... – pisnął cichutko, kiedy bezczelna łapa podniosła rąbek spódniczki i zaczęła gładzić nagą skórę.
- Podać ci sos kochanie? – zapytał słodko doktor. – Może lepiej ten na zimno, zrobiłeś się strasznie czerwony.
- Lepiej nóż do deserów, wygląda na ostry. – Wskazał na tacę z dodatkowymi sztućcami z groźnym błyskiem w oku.
- Do czego go potrzebujesz? – Mężczyzna spojrzał zaskoczony, bo do szparagów się go nie używało, wystarczał sam widelec.
- Chcę zapolować na pewnego złodziejaszka, który wkradł się właśnie na zakazane tereny! – Potrząsnął nożem, a zbyt śmiała ręka, natychmiast umknęła spod jego spódnicy. Chłopak wyprostował się na krześle, dumny ze swojego daru perswazji. Tą potyczkę z pewnością wygrał.
   Dokładnie po drugiej stronie stołu zostały ulokowane dzieci, bawiące się w jakąś dziwną grę, z pewnością sprowokowaną wytwornym otoczeniem. Stojący za nimi lokaj z trudem powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem. Bartek na początku siedział nieruchomo i nie wiedział jak się ma zachować. Nigdy nie widział tylu talerzyków, kieliszków, szklaneczek i sztućców. Nie miał pojęcia do czego służą.
- Mój książę, twój rycerz cię uratuje! – Kevin złożył mu głęboki ukłon, podał serwetkę i pierwszy z brzegu widelec.
- Bardzo dziękuję mój wybawco – odpowiedział równie poważnie chłopczyk, ale kąciki jego ust nieznacznie drgnęły.
- Żyję po to by ci służyć – wydeklamował dramatycznie mały Evans. Ostatnio wzorem dla niego stał się Lancelot, a kolega wydawał mu się bardzo podobny do pięknej Ginewry. Miał takie same jasne włoski i śliczny uśmiech od którego jego serduszko biło jak szalone.
- I będziesz za mną nosił kapcie jak pójdziemy do szkoły? – zapytał autentycznie zaciekawiony chłopiec.
- No co ty, przecież to obciach! – zaoponował, ale potem zaraz dodał. – Chyba, że dasz mi buzi. – Pamiętny całus w krzakach bardzo mu się spodobał i chętnie dostałby następnego. Niestety przyjaciel nie był skłonny do współpracy.
- Dać, to ja ci mogę w ucho! – Oburzył się zarumieniony Bartek. Stojący za nimi służący zaczął dziwnie bulgotać, ale pod ciężkim spojrzeniem lady Agaty natychmiast przestał i wyprostował się służbiście.
   Róża dawno nie spędziła tak miło czasu, spacer przez wrzosowisko okazał się bardzo pouczający. Dowiedziała się, że Zbyszek na pewno coś trenuje, bo miał naprawdę kształtne pośladki bez grama tłuszczyku i rzeczywiście owłosione, acz całkiem zgrabne nogi. Zachichotała na samo wspomnienie jego miny, kiedy dostojnym krokiem maszerował przed nią z kamienną twarzą. Musiała jednak przyznać, że do końca nie wypadł z roli. Niestety nadal się z niej nie wyzwolił, siedział obok sztywno jakby połknął kij, ani razu nie zerknął w jej kierunku, a przecież to dla niego założyła tę obcisłą bluzeczkę z kuszącym dekoltem i koronkowy, francuski stanik.
- Możesz już wyluzować, wyglądałeś naprawdę seksownie – szepnęła, klepiąc go przy tym po kryjomu w udo. Chciała mu dodać nieco otuchy, ale osiągnęła zupełnie odwrotny skutek.
- Och... – Biedny Zbyszek popluł się widowiskowo deserem. Od poprzedniej nocy chodził nabuzowany, niczym wulkan tuż przed wybuchem. Unikał wzroku kobiety, bojąc się własnej reakcji.
- Jej...! Aleś ty wrażliwy! Przepraszam! – Róża złapała za serwetkę i zaczęła go wycierać, przy okazji obmacując dyskretnie wszystko czego mogła dosięgnąć. Wyprawa do Szkocji z każdą chwilą podobała jej się coraz bardziej.
 - W korytarzu po lewej jest łazienka – odezwała się lady Agata – możecie tam kontynuować... sprzątanie - dodała z uśmieszkiem.
- W takim razie ja... – wyjąkał speszony mężczyzna i wstał od stołu.
- Ja też, to moja wina – Róża nie miała zamiaru dać umknąć temu spłoszonemu ptaszkowi. Podążyła za nim z miną kotki, która ma w zasięgu pazurków wyjątkowo tłuściutkiego kanarka. Po ich wyjściu przez chwilę zapadła cisza i słychać było jedynie szczęk sztućców o talerze.
   Biedny Jarek miał ochotę zapaść się pod ziemię, a przynajmniej wleźć pod stół i ukryć się pod sięgającym prawie do podłogi obrusem. Niepoprawna rodzinka, za jaką uważał wszystkich mieszkańców willi Evansów, robiła wszystko, by się całkowicie skompromitować w oczach gospodyni. To co wyprawiali podczas kolacji na pewno nie przyszłoby do głowy żadnemu eleganckiemu lordowi, no chyba, że po kilku głębszych. Nie wiadomo z jakiego powodu, a przynajmniej on nie chciał go bynajmniej znać, strasznie się denerwował tą wizytą. Zależało mu, by dobrze wypaść, a oni tu urządzali takie szopki.
- Dlaczego nie jesz? – Zapytała troskliwie lady Agata, widząc jak grzebie z markotną miną w talerzu. – Może wolisz coś innego? Nie mam pojęcia, co wy w tej Polsce jecie, oprócz oczywiście kiełbasy.
- Właściwie nie ma wielkiej różnicy – odezwał się nieśmiało. – Wszystko jest naprawdę dobre, po prostu nie mam apetytu. Pewnie przez tą podróż. –  Dodał usprawiedliwiająco. Nie miał pojęcia, dlaczego tak boi się tej kobiety i zależy mu na jej opinii, przecież zapewne nigdy więcej się nie zobaczą. Wydała mu się owszem dość groźna, ale całkiem miła. Nie miałby nic przeciwko takiej matce, za swoją nadal ogromnie tęsknił. Może i sprawiała wrażenie stosunkowo chłodnej, ale w niebieskich oczach, tak podobnych do Henrego, zobaczył prawdziwą mądrość, nie brak jej też było poczucia humoru, sądząc po reakcji na wyczyny tych beztroskich drani, do których sam należał. Resztę wieczoru bardzo się pilnował, na wszystkie pytania mówił jedynie - tak lub nie, choć pani w szkole od podstawówki tłukła mu do głowy, że odpowiada się całym zdaniem.
   Lady Agata była nieco zaskoczona jego zachowaniem. Spodziewała się rezolutnego i energicznego chłopaka, ale najwyraźniej się pomyliła. Wyglądał jeszcze lepiej niż na zdjęciach, doskonale rozumiała zauroczenie swojego syna. Kłopot w tym, że młodziutki Polak wydał jej się zbyt delikatny i nieśmiały. Kiedyś Henry miał odziedziczyć całą posiadłość wraz z należącym do niej ogromnym majątkiem. Potrzebował kogoś silnego i odważnego, kto stanowiłby dla niego wsparcie w każdej sytuacji. Ten chłopak jednak nie wyglądał na osobę, która stawiłaby czoło rekinom finansjery i złośliwym plotkarzom z wyższych sfer. Miała jeszcze dwa dni na dalszą obserwację, ale już zaczęła się martwić, co z tego wyniknie. Pragnęła szczęścia swojego syna, ale nie miała zamiaru oddać go w ręce jakiegoś słabeusza, który byłby mu jedynie zawadą.

10 komentarzy:

  1. I spotkanie wypadło znakomicie. Mam nadzieje że Lady Agata szybko ich połączy. Kevin jest taki uroczy i opiekuńczy aż się rozpływam. Cieszę się że dajesz też trochę uwagi Róży bo i u niej tworzy się wybuchowa parka.
    No i nasze postacie główne. To już po porostu mistrzostwo.
    Boję się jednak że ta sielanka szybko się skoczy.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, szkoda że Jarek nie zaprezentował całego swojego temperamentu, bo teraz Lady Agatha uważa, że nie jest dla niego dostatecznie dobry. Szkoda, bo widać, że między nimi bardzo iskrzy. Jarek mimo, że chciał zaprezentować się od jak najlepszej strony, to mu nie wyszło akurat.
    Akurat Róża i Zbyszek to mnie zadziwili, nie posądzałabym ani jednego ani drugiego o tak wielką śmiałość względem siebie.
    Dodatkowo Sean i Darek... oni to jak zwykle, jeden napalony... drugi się opiera... Jak dzieci. Chociaż Kevin i Bartek jak zwykle słodcy i uroczy.
    Naprawdę super rozdział, tylko szkoda że Jarek się opiera Henremu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy5:41 PM

    Jaruś, pokaż swój cham forever and ever... Lordziku, pomóż mu pokazać temperament!
    Jakiś krótki ten rozdział. ; cc

    / Ruda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruda, normalnej długości ten rozdział jest xD

      Usuń
  4. Anonimowy6:10 PM

    No i kolejny rozdział za nami.
    Co tez ta Róża zrobiła z samochodem? Odłączyła jakiś przewodzik, czy może poszła na całość i, wzorując się na serialach, nasypała cukru do baku? ;)
    Jak widzę szkockie spódniczki zrobiły furorę. Każda z par znalazła w nich coś dobrego. Ach, jakie to szczęście, że Darek twardo się trzymał i nie pozwolił na żadne zbaczanie z drogi. W innym wypadku Sean narobiłby mu wstydu i w Szkocji. Chociaż... bez klaksonu może by wielu osób nie zwabił ;)
    Mrau, Henry z rozdziału na rozdział coraz bardziej u mnie plusuje. To rozczesywanie włosów Jarka... Boże, jak ja lubię, gdy facet bawi się moimi włosami...
    Lady Agata zaczyna mieć wątpliwości... Oj, coś czuję, że niedługo znikną zupełnie. Jarek nie będzie za długo potrafił zgrywać cichego i spokojnego. Ciekawe jak oceni naszego pyskacza, gdy pokaże pazurki.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział,
    Anka

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy7:39 PM

    Z Róży to przebiegła kobieta jest, wspaniale to wymyśliła i pomyśleć, że nikt nie zajrzał pod maskę, ale chociaż niektórzy mieli wspaniały ubaw. Mam nadzieję, że Jarek pokarze jeszcze swój charakterek lady a Darek nie da się Seanowi. Nie zapominajmy o małych bohaterach, którzy są boscy.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Nieźle się ubawiłam go czytając. Wiem, piszę z małą zwłoką, ale lepiej później niż wcale he he.
    Zabiegi Róży są przezabawne. Zbyszek ma żelazne nerwy, że jeszcze nie oszalał, choć jest już na krawędzi postawionej granicy he he. Ta kobieta zaczyna dorównywać Seanowi i Henremu. Trik z autkiem był dobrym tego przykładem.
    Kevin i Bartek są uroczy w swojej relacji, a porównanie do Lancelota i Ginewry nawet do nich pasuje.
    Darek próbuje pomęczyć Seana, ale żeby to kuszenie nie obróciło się przeciwko niemu. Doktorek nie przepuści żadnej okazji, więc chłopak musi na to baczyć he he.
    No i Jarek z Henrym. Ich relacje są naprawdę ciekawe, a upór tego pierwszego coraz bardziej się wykrusza.
    Lady Agata pewnie niedługo doświadczy w praktyce, że pierwsze wrażenie nie jest poprawne i że nie powinno się na nim opierać. Kolejne dni obserwacji z pewnością to wykażą. Jarek dobrze odzwierciedla w tym przypadku "cichą wodę", która zresztą "brzegi rwie".
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i z tego powodu życzę Tobie dużo, ale to dużo weny.
    Pozdrawiam ^^.

    OdpowiedzUsuń
  7. Yaoistka^^10:57 AM

    O boski rozdzialik!!! *.* Och ... Jarek pokaże jeszcze jaki z niego diabelski anioł! ^^

    Weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy9:53 PM

    Witam,
    Kevin to prawdziwy cassanowa, Darek postanowił trochę podrażnić Seana, Jarek jak na siebie zachowuje się dość cicho i spokojnie, ale powinien być sobą, pokazać ten pazur.... bo nie wyjdzie z tego nic dobrego
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy6:56 AM

    Hejeczka,
    wspaniały rozdział, bardzo sprytna Róża, och Lady Agatho Jarek nie jest taki nieśmiały on po prostu chcę dobrze wypaść...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń