Tarzali się w trawie dobry
kwadrans, całując się coraz namiętniej. Jarek nie zdawał sobie sprawy, że przywarł
do Henrego całym ciałem i ociera się o niego niczym kot. Pojękiwał mu w usta,
zatracając się bez reszty w namiętnych pieszczotach. Dopiero, kiedy jego
nabrzmiały penis zetknął się z równie twardym organem mężczyzny przez spodnie, a
lędźwie przeszył słodki dreszcz, przyszło opamiętanie. Nagle zauważył, że leżą
na ziemi pod rozłożystym kasztanem, a słońce zaczyna już zachodził i zrobiło się
zimno. Zaczerwienił się gwałtownie, kiedy uświadomił sobie jak mało brakowało,
żeby jego wianek odszedł w zapomnienie i zepchnął z siebie, zaskoczonego nieco
jego zachowaniem Henrego.
- Powinniśmy wracać – odezwał
się cicho mocno zmieszany, po czym usiadł i zaczął pracowicie zawiązywać
sznurówkę tak, by ukryć problem w spodniach i płonące policzki.
- Nie wiedziałem, że umiesz
się tak całować. Te jęki były strasznie słodkie – wyrwało się niebacznie mężczyźnie
i natychmiast pożałował swoich słów, na widok groźnych błysków w szmaragdowych
oczach.
- Też byś stękał, jakby się
ktoś przygniatał takim wielkim cielskiem – odgryzł się natychmiast Jarek. Miał
nadzieję, że ten angielski cwaniak nie zauważył, jak bardzo był bliski
stracenia nad sobą kontroli.
- Czyli to – dotknął jego
nabrzmiałych warg – i to – zerknął między jego nogi. – Jest ubocznym efektem
przygniatania do trawy? A jak się przewrócisz na ulicy i przejedzie cię walec
drogowy, natychmiast doznasz orgazmu? -
Usta zaczęły mu drgać od powstrzymywanego śmiechu. Jego książę był niemożliwy,
usiłował nie tylko zaprzeczyć oczywistym faktom, to jeszcze zupełnie zmienić
ich sens. Widział jak dumnie zadziera do góry nos i prycha wyniośle. Jeszcze
kilka minut temu oddawał mu się bez najmniejszego wahania i odpowiadał na
najmniejszą pieszczotę, a teraz udawał niedostępnego.
- Co za bzdury. – Nadął się Jarek.
- Chyba nie myślałeś, że od kilku
zwykłych buziaków padnę ci w ramiona i wyznam dozgonną miłość. – Szedł w
zaparte, choć wiedział, że sprawia Henremu przykrość. Nie miał pojęcia, co się z
nim ostatnio dzieje, miał wahania nastroju jak rozhisteryzowana nastolatka.
Cały jego świat obrócił się dookoła swojej osi, zmienił nie do poznania. Nigdy
nie myślał o związku z innym mężczyzną. W jego sercu i myślach panował jeden
wielki chaos.
- Na aż taką szczerość nie
liczyłem. – Niespodziewanie ujął zbuntowanego głuptasa pod brodę i przybliżył jego
twarz do swojej. Nachylił się do jego ucha, owiewając go ciepłym oddechem od
którego wbrew sobie zadrżał. – Powiedz,
że było ci dobrze i chciałeś więcej. – Wyszeptał niskim głosem.
- Jak żaby zaczną śpiewać w
operze! – Chciał, żeby wypadło złośliwie, ale jego głos nabrał zdradzieckich,
aksamitnych nutek, a ciało nieposłuszne woli nie odsunęło się nawet o
milimetr od tego uwodzicielskiego zewu, który pieścił mu szyję.
- Jeszcze się doczekam, że padniesz
mi w ramiona. – Odpowiedział pewnym głosem Henry, patrząc mu głęboko w oczy.
- Wątpię, za tydzień
wyjeżdżamy wasza lordowska zarozumiałość. – Chłopak był równie stanowczy.
Otrząsnął się właśnie z miłosnego czaru i odzyskał wrodzony tupet. Potrząsnął zadziornie
bujną grzywą. Na pewno nie pozwoli się usidlić temu rozpieszczonemu paniczowi.
Chwila zapomnienia minęła i nigdy nie wróci, już on o to zadba. Odsunął się i
wstał. – Wracajmy.
- Nie odpuszczę ci, nie licz
na to. – Henry doskonale wiedział czego chce. Od jakiegoś czasu miał już
pewność, że ten nieznośny chłopak, będzie idealną lady. Z nim nigdy nie będzie
się nudził. Tak naprawdę lubił jego piekielny charakterek, za nic jednak by
się do tego nie przyznał. Uśmiechnął się pod nosem na widok wywalonego w jego
kierunku różowego języka. Angielska arystokracja będzie
musiała po ich ślubie,wykazać sporo tolerancji, trochę powiewu świeżego powietrza dobrze
zrobi tym zakurzonym lordom, zupełnie zbzikowanym na punkcie etykiety i
tradycji.
***
Kiedy nasi bohaterowie wypoczywali w
Szkocji, Krzysztof bawił się równie dobrze w Pytlowicach. Od kilku dni zajmował
się organizacją akcji dywersyjnych na terenie Kliniki, należącej do Seana.
Oczywiście nie robił tego osobiście, skoro jeździł na wózku
inwalidzkim. Przy swoich szerokich znajomościach nie miał żadnych problemów w
znalezieniu szeregu chętnych do tej pracy, tym bardziej, że dobrze płacił za
usługi. Jako mózg całej operacji zajmował się organizacją i kontrolą całości,
oraz wymyślaniem kolejnych działań, które miały na celu sprowadzenie całej
gromadki Evansa do domu. Rosiczka po wielu nieprzespanych, niespokojnych
nocach, kiedy to zazdrość dusiła go za gardło i doprowadzała do szaleństwa
stwierdził, że nie wystarczy mu
odzyskanie Jarka, chciał także upokorzyć doktora i zemścić się na całej
jego rodzinie.
- Bądź
ostrożny i nie przesadzaj – upominała go wielokrotnie Sonia, której zadaniem,
zleconym przez szefów mafii było dopilnowanie, by Krzysztof nie popadł w
kłopoty. Mężczyzna jednak wcale nie zwracał na nią uwagi, czasem jedynie rzucał
kobiecie spojrzenie tak zimne i pełne nienawiści, że natychmiast milkła.
- Co taka suka jak ty, może
wiedzieć o mokrej robocie? Wypierz mi lepiej koszule, tylko do tego się
nadajesz – warczał, ciągnąc ją boleśnie za włosy. Na swoim fachu oprawcy znał
się naprawdę po mistrzowsku, zawsze robił to tak, by sprawić jak najwięcej
bólu, nie zostawiając prawie żadnych śladów. – Potem rozłożysz dla mnie nogi,
muszę spuścić trochę pary. Ostatnio chodził tak nabuzowany, że bardzo tego potrzebował, przecież Darek i tak się o tym nie dowie, bo i od kogo.
- Jak sobie życzysz. –
Dziewczyna najchętniej uciekłaby, gdzie ją oczy poniosą, miała jednak związane
ręce. Rosiczka z każdym dniem wydawał się jej coraz bardziej szalony i nieprzewidywalny.
Mafia jednak nigdy nie wybaczała tchórzostwa, nie mówiąc już o dezercji.
Patrzenie jak Krzysztof robił sobie dobrze, posapując nad nią niczym parowóz,
nie należało do przyjemności, mimo, że był niewątpliwie przystojnym mężczyzną.Jego twarz pozostawała zawsze wyprana z emocji niczym maska, prawdopodobnie, gdyby zamiast niej włożył penisa do dziury w materacu, nawet by tego nie zauważył.
Przebywał wtedy zawsze w swoim świecie, czasem jedynie szeptał imię nieznanego
jej chłopaka, niczym jakąś dziwaczną modlitwę.
***
Sean już kilkakrotnie dostał anonimy z
pogróżkami, wiedział, że zostali namierzeni przez Krzysztofa i wkrótce dla
swojego bezpieczeństwa, będą musieli wrócić. Z Kliniki odbierał prawie
codziennie niepokojące telefony od wystraszonych wspólników. Nie chciał jednak
martwić narzeczonego, który wystarczająco dużo przeżył i wciąż dręczyły go koszmary,
dlatego zachowywał te wiadomości dla siebie, tak długo, jak było to możliwe. Wszystkim należał się porządny
wypoczynek przed kolejnym starciem z szalonym Rosiczką. Doskonale zdawał sobie
sprawę, że dopóki przestępca był na wolności nie zaznają spokoju. Po cichu
przedyskutował sprawy z kapitanem Żyłą. W Polsce czekali już policjanci w cywilnych strojach, którzy mieli chronić całą jego rodzinę. Wzmocniono i przerobiono
też systemy alarmowe, zarówno w szpitalu jak i domu. Po spojrzeniu jakim obdarzył ich w
sądzie Krzysztof wiedział, że nigdy nie zrezygnuje z Darka. Miał na jego
punkcie prawdziwą obsesję. Będzie go ścigał do utraty tchu.
Tego ranka znowu zadzwoniła komórka. Doktor
spojrzał na zegarek leżący na szafeczce w pobliżu łóżka, nie było nawet siódmej. Narzeczony wtulony w jego brzuch tyłeczkiem, co chwilę się wiercił i poprawiał, sprawiając, że nabierał coraz większej ochoty na małe co nieco, kiedy jednak
zobaczył numer swojego wspólnika od razu zmienił mu się nastrój. Delikatnie
odsunął chłopaka, tak by go nie obudzić, ubrał pośpiesznie szlafrok i wyszedł
na balkon.
- O co chodzi Jimi? Znowu coś
się stało?
- Musisz wrócić, tym razem
uszkodzili rezonans magnetyczny, pacjenta poraził prąd i doznał szoku. Jak tak
dalej pójdzie, to zbankrutujemy. Już teraz co strachliwsi chorzy zaczynają się
wypisywać na własne żądanie. Prawie każdego dnia coś się dzieje, w dodatku ktoś
rozprzestrzenia głupie plotki o klątwie. Wiesz jacy zabobonni i niemądrzy
bywają ludzie na prowincji. – Po głosie mężczyzny można było odgadnąć, że był bardzo
zdenerwowany. Doktor Hastings nie wpadał łatwo w panikę, widocznie jego miarka się
przebrała.
- Spokojnie, będziemy tam
jutro wieczorem – westchnął Sean. Nie miał innego wyjścia, należało stanąć do
otwartej walki. I tak za tydzień zaczynał się rok szkolny i musieli wracać.
- Liczę na ciebie – w tonie mężczyzny
słychać było wyraźna ulgę. Nie miał odwagi i siły charakteru Evansa, nie chciał
brać na siebie całej odpowiedzialności za Klinikę. Wiele lat pracowali na
jej sukces, nie mógł pozwolić, by jakiś szaleniec zniszczył dzieło ich życia.
- Niech to szlag! – Doktor jak
tylko Jimi się rozłączył uderzył pięścią w balustradę balkonu. Nic nie szło po
jego myśli, ten drań Krzysztof miał sporą przewagę - on wiedział, gdzie oni są,
natomiast oni nie wiedzieli, gdzie się zaszył. Na pewno jednak nie dalej niż w
Krakowie. Obstawiał duże miasto, ponieważ tam łatwiej się było ukryć.
- Co się tak pieklisz od
rana? – Ciepłe ramiona objęły go od tyłu w pasie, a miękki głos Darka połaskotał
go w ucho. – Może najpierw poszukamy czegoś na śniadanie, zanim wyjdziesz z
siebie?
- Masz rację, moje ty
kochanie – odwrócił się i czule pocałował słodkie usta. – Musimy porozmawiać.
- Dzwonił Żyła? – Darek poczuł
dreszcz strachu, przebierający mu po krzyżu zimnymi palcami.
- Nic się przed tobą nie
ukryje, co? – Przytulił go do siebie, jasne włosy pachniały oszałamiająco
letnią łąką pełną bujnie rozkwitłych kwiatów. Ich aromat podziałał na niego uspokajająco.
- Wiem, że od kilku dni się
czymś martwisz. – Uśmiechnął się łagodnie do mężczyzny, który był całym jego
światem. – W takim razie zaczniemy od kawusi, wszystko mi opowiesz, a potem się
spakujemy. - Oddał pocałunek, wkładając w niego całe swoje serce. Oddałby za niego
swoje życie, gdyby zaszła taka potrzeba.
Kwadrans potem siedzieli już w jadalni na
parterze, zajadali się maślanymi bułeczkami, a Sean zdawał narzeczonemu relację
z wydarzeń w Pytlowicach. Najpierw ktoś wjechał tirem w bramę ich domu,
niszcząc całe ogrodzenie i przy okazji system alarmowy, potem kilka osób
zatruło się w Klinice żywnością, nawet najlepsze testy laboratoryjne niczego
nie wykazały. Specjaliści wiedzieli jedynie, że wszyscy jedli na podwieczorek galaretkę.
Następnie w pracowni RTG wybuchł niespodziewanie pożar, ponoć zaszwankowała
instalacja. Takich niby wypadków było naprawdę sporo, nikomu niczego na razie
nie udowodniono. Po okolicy rozeszła się fama, że ktoś rzucił na Klinikę czary.
Prawdopodobnie tak mściła się, któraś z wściekłych sekretarek lub niań Seana, a
było ich naprawdę niemało w ciągu ostatnich lat. Głupie plotki żyły własnym
życiem, przybierając coraz dziwniejsze formy.
***
Godzinę później, kiedy cała rodzina pojawiła
się przy stole, mieli już gotowy plan działania. Wytłumaczyli wszystkim co się
stało, wtajemniczając przy okazji lady Agatę w swoje problemy. Najbardziej
niezadowolony z całej sytuacji, wymagającej ich natychmiastowego powrotu do
Polski, był oczywiście Henry. Bardzo liczył, że w nadchodzącym tygodniu uda mu się przekonać
do siebie upartego Jarka, może nawet nakłonić do pozostania w Szkocji. Chłopak
biegle władał angielskim, nauka w tym języku nie nastręczałaby mu żadnych
trudności. Mogliby razem studiować w Londynie, wynająć jakieś przytulne mieszkanko. Na
myśl o budzeniu się codziennie u boku tego narwanego anioła jego twarz cała się
rozjaśniła.
Atmosfera w jadalni, zważywszy
na sytuację, stała się dość przygnębiająca i dopiero maluchom udało się ją
zmienić. Dzieci były jedynymi osobami, które tak naprawdę cieszyły się z
powrotu do domu. Już niedługo zaczynała się szkoła, nie mogły się doczekać,
kiedy zobaczą swoją klasę. Traktowały wszystko jak nową przygodę, o której tak
wiele się nasłuchały od starszych dzieci. Wreszcie przestaną być maluchami z
którymi nikt się nie liczył, nareszcie zostaną uczniami, cokolwiek to miało
znaczyć.
- Nie mam jeszcze torby, ani
książek tatusiu – zwrócił się do ojca Kevin z bardzo poważną miną przyszłego pierwszoklasisty .
- Nie martw się, pójdziemy na
zakupy. Zabierzemy Bartka, na pewno zna się na tym lepiej od nas. – Uśmiechnął
się do synka Sean i zmierzwił mu ciemne loki.
- Pokażę wam, gdzie są
najfajniejsze tornistry. – Blondynek zadarł do góry główkę, niezmiernie dumny z pochwały
doktora. Nabrał na talerzyk kolejną kiełbaskę i niemal całą włożył sobie do
buzi.
- Chcę taki sam jak ty,
piórnik też! – Kevin coraz bardziej zapalał się do tego pomysłu.
- Będziemy głupio wyglądać,
jak ci bliźniacy od kościelnego, co ciągle chodzą w jednakowych koszulkach. –
Bartek zmarszczył brwi, nie chciał by dzieci w szkole się potem z nich
wyśmiewały.
- Marudzisz! – Podał przyjacielowi
ostatnie, kruche ciasteczko. – Widziałem
na filmie, że narzeczeni często noszą jednakowe stroje, aby wszyscy wiedzieli,
że się lubią. Wojtek jak to zobaczy, wreszcie przestanie przekupywać cię
lizakami i poszuka sobie swojego chłopaka.
- Nie jestem przedszkolakiem,
żeby dać się przekupić słodyczami! – Nachmurzył się Bartek i pociągnął kolegę
za ucho.
- Jesteś pewien? – Kevin popatrzył
na niego przekornie i wyciągnął z kieszeni ostatni batonik, trzymany na czarną
godzinę. – W takim razie zjem go sam! – Zeskoczył ze stołka i pognał przed siebie
z radosnym piskiem.
- Masz się ze mną podzielić
żarłoku! – Wrzasnął oburzony Bartek i zaczęli gonić się po korytarzach zamku.
***
Jarek właściwie z początku też był zadowolony
z wyjazdu. Ostatnio odrobinę za bardzo spoufalił się z tym nachalnym lordem,
najwyższy czas było odzyskać rozsądek i wrócić do normalności. Po szybkim spałaszowaniu
śniadania, nawet nie obejrzał się za siebie, tylko natychmiast pobiegł pakować
ubrania. Nie chciał patrzeć na zmarkotniałą minę Henrego, który przez chwilę
wyglądał jakby uderzył w niego piorun. Miał zbyt miękkie serce i jeszcze
uległby tym szczenięcym oczom, wpatrzonym w niego ze smutkiem.
Stanowczym gestem wyciągnął z
szafy walizkę i zaczął wrzucać do niej bez ładu i składu swoje rzeczy. Jednak z
każdą upływającą minutą robił to coraz wolniej i wolniej.
- No durniu! O co ci chodzi?!
– Mamrotał pod nosem do siebie. – Za parę godzin wsiądziesz w samolot,
wrócisz do Polski, potem zaczniesz studiować i znajdziesz sobie sympatyczną dziewczynę.
Zbudujesz dom, założysz rodzinę, posadzisz drzewo i spłodzisz syna, jak to
powinien zrobić każdy zwyczajny facet. – Koszule i spodnie, jakby były żywe,
stawiały czynny opór. Za nic nie chciały zmieścić się w walizce, najwidoczniej nie
zgadzały się z tym co mówił.
- Gdybym mu uległ – nie mógł
uwierzyć , że właśnie rozmawia z ciuchami. – Te angielskie panienki na wydaniu uprzykrzyły
by mi resztę życia, nie mówiąc już o ich matkach i ambitnych ojcach, chętnie widzących
bogatego Attinktona jako swojego zięcia. Idioto! Czy kilka czułych chwil w
ramionach tego faceta jest tego warte? Dobrze wiesz, że nie! – Z impetem usiadł
na krnąbrnej walizce i zaczął na niej podskakiwać, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Burza loków fruwała za
nim, niczym macki wściekłej ośmiornicy. Próbował wyobrazić sobie swój wymarzony
dom i gromadkę dzieci, niestety zamiast tego jego umysł zaczął przewijać przed
nim taśmę ze wspomnieniami. Wszyściutkie co do jednego z Henrym w roli głównej –
jego oczy błyszczące zachwytem, kiedy spotkali się w pociągu,
pierwszy, skradziony pocałunek, od którego zakręciło mu się w głowie, upojna
chwila pod palmą, kiedy to zupełnie stracił głowę… Niekończący się ciąg obrazów,
od których jego serce ściskało się coraz mocniej… Nie usłyszał nawet cichego pukania.
- To koniec? - Spytał sam
siebie drżącymi wargami. Za kilka godzin będzie siedział w samolocie. Znieruchomiał
pod wpływem niespodziewanego bólu w piersi. Prawdopodobnie nigdy więcej nie
zobaczy Henrego. Dotknął swojej twarzy, płynęło po niej coś mokrego.
Nagle drzwi się otworzyły i
pojawiły się w niej dwie sylwetki. Jedna należała do zaniepokojonej lady Agaty, a druga do młodego lorda. Zatrzymali się
w progu, nie wiedząc jak zareagować. Wpatrywali się zaskoczeni w Jarka, ocierającego
łzy, które strumieniem płynęły mu po twarzy.
- Skarbie, co ty? – Henry jednym
skokiem przypadł do chłopaka i postawił go na chwiejne nogi.
- No bo… nikt mnie tak nigdy
nie całował… Znaczy się tak dobrze… - Chlipał nieporadnie, mocząc mu przód
koszuli. – Nikt nie opowiadał takich głupich kawałów i nie prasował dżinsów na
kantkę… Nigdy nie znajdę kogoś, kto cię będzie mógł zastąpić… - Buczał coraz
głośniej, wczepiając się mu w ramiona. – Kto mnie będzie ratował z opresji?
Gdzie znajdę drugiego, takiego rycerza?
- Nie musisz! – Henry przytulił
go z całej siły, a stojąca z tyłu lady Agata dyskretnie wycofała się na
korytarz. – Pojadę z tobą. Może Sean nie wyrzuci mnie na ulicę.
- Naprawdę? Zrobisz to dla
mnie? Zostawisz to wszystko? – Wskazał
ręką na zamek i matkę. Zatonął w jego oczach, a tego co tam znalazł nie dało
się opisać słowami. Po czym wspiął się na palce i wycisnął na wargach, nie mogącego
uwierzyć w swoje szczęście mężczyzny, mokry, drżący, ale jakże słodki
pocałunek.
Podobało mi się:) I to bardzo. Cieszę się że Jarek w końcu zrozumiał, że coś czuje do Lorda i mam nadzieje, że już będą razem.
OdpowiedzUsuńAkcja z Krzysztofem się zagęszcza a to też dobrze bo już się nie mogę doczekać co tam wymyślisz.
Widać, że opowiadanie zbliża się do końca w sposób jaki zamykasz wątki trochę smutno ale to da nam nowe wspaniałe opowieści.
Dużo dużo weny i chęci
,Patrzenie jak Krzysztof robił sobie dobrze, posapując nad nią niczym parowóz, nie należało do przyjemności, mimo, że był niewątpliwie przystojnym mężczyznom. " mężczyznOM?
OdpowiedzUsuń,,Darek spał wtulony w jego brzuch tyłeczkiem, co chwilę się wiercił Si poprawiał sprawiając, że nabierał coraz większej..." bez tego Si
,,Miał Nan jego punkcie prawdziwą obsesję. Będzie go ścigał do utraty tchu." ,,na" nie ,,Nan"
Nie moge sie juz doczekac akcji z Krzysztofem!!!
Damiann
Chcę więcej, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam nadzieje, że Krzysiek nie dostanie w swoje ręce Jarka.
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Całe wiele lat pracowali na jej sukces, nie mógł pozwolić by jakiś szakle nieć zniszczył dzieło ich życia.
OdpowiedzUsuńSzaklenieć?
Ty wredna, złośliwa autorko! Jak mogłaś zakończyć rozdział w takim momencie? Jak jeszcze sobie pomyślę, ile będę czekała na kolejny, to normalnie nóż mi się w kieszeni otwiera. Nie ładnie, naprawdę nie ładnie.
OdpowiedzUsuńAle miło, że Jarek wreszcie zaczyna przeglądać na oczy i dostrzega swoje uczucia do Henry'ego. Co prawda jeszcze nie do końca wie co czuje, ale jest na dobrej drodze.
No tak, Rosiczka znowu w akcji. Nie mógł się doczekać powrotu Darka do Polski, to narozrabiał w klinice Seana. Swoją drogą, zwróciłaś uwagę na pewien brak logiki w jego relacji z Sonią? W jednym z poprzednich rozdziałów na jej propozycję zareagował odmową, bo chciał pozostać "czysty" dla Darka, a z tego rozdziału wynika, że nie pierwszy raz z nią sypia. Twoje przeoczenie, czy celowy zabieg, mający na celu wykazać jak niestabilny jest Krzysztof?
Moją uwagę zwróciły jeszcze trzy rzeczy:
"W Polsce czekali już zamaskowani policjanci"
Acha, zamaskowani. Te maski to weneckie, czy zwykle kominiarki?
Może policjanci po cywilnemu, czy jakoś tak?
"Po spojrzeniu jakim obdarzył ich w sądzie Krzysztof wiedział, że nigdy nie zrezygnuje z Jarka."
No to Jarek czy Darek spotykał się z Rosiczką?
"Całe wiele lat pracowali na jej sukces"
Całe lata, lub Wiele lat. ale nie jedno i drugie
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział,
Ariana
Tylko spokojnie, poprawiłam, co umiałam. Nie wiem dlaczego Darek ciągle zmienia mi się w Jarka. Postaram się wkrótce coś naskrobać
UsuńCukier, cukier, cukier. <3
OdpowiedzUsuń~ Ruda (wizje-rudej.blogspot.com)
Rozdział naprawdę świetny. Martwią mnie zabiegi Rosiczki i mam nadzieję, że Darek z Seanem poradzą sobie z tym problemem. Fajnie, że Jarek wreszcie otwarcie przyznał się do uczuć jakimi darzy Henriego. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ^^ Życzę dużo weny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, dziwi mnie tylko to, ze jak są tam policjanci, to nie zauważyli Krzysztofa, przecież on się porusza po mieście, no i pojawił się dość niedawno to powinni się tym zainteresować, Jarek jak widać sam przed sobą przyznał, ze bardzo lubi lubi Henrego, i nie che się z nim rozstawać, te dzieciaki to naprawdę wnoszą taką radość...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia