poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział 37

   Tarzali się w trawie dobry kwadrans, całując się coraz namiętniej. Jarek nie zdawał sobie sprawy, że przywarł do Henrego całym ciałem i ociera się o niego niczym kot. Pojękiwał mu w usta, zatracając się bez reszty w namiętnych pieszczotach. Dopiero, kiedy jego nabrzmiały penis zetknął się z równie twardym organem mężczyzny przez spodnie, a lędźwie przeszył słodki dreszcz, przyszło opamiętanie. Nagle zauważył, że leżą na ziemi pod rozłożystym kasztanem, a słońce zaczyna już zachodził i zrobiło się zimno. Zaczerwienił się gwałtownie, kiedy uświadomił sobie jak mało brakowało, żeby jego wianek odszedł w zapomnienie i zepchnął z siebie, zaskoczonego nieco jego zachowaniem Henrego.
- Powinniśmy wracać – odezwał się cicho mocno zmieszany, po czym usiadł i zaczął pracowicie zawiązywać sznurówkę tak, by ukryć problem w spodniach i płonące policzki.
- Nie wiedziałem, że umiesz się tak całować. Te jęki były strasznie słodkie – wyrwało się niebacznie mężczyźnie i natychmiast pożałował swoich słów, na widok groźnych błysków w szmaragdowych oczach.
- Też byś stękał, jakby się ktoś przygniatał takim wielkim cielskiem – odgryzł się natychmiast Jarek. Miał nadzieję, że ten angielski cwaniak nie zauważył, jak bardzo był bliski stracenia nad sobą kontroli.
- Czyli to – dotknął jego nabrzmiałych warg – i to – zerknął między jego nogi. – Jest ubocznym efektem przygniatania do trawy? A jak się przewrócisz na ulicy i przejedzie cię walec drogowy, natychmiast doznasz orgazmu? - Usta zaczęły mu drgać od powstrzymywanego śmiechu. Jego książę był niemożliwy, usiłował nie tylko zaprzeczyć oczywistym faktom, to jeszcze zupełnie zmienić ich sens. Widział jak dumnie zadziera do góry nos i prycha wyniośle. Jeszcze kilka minut temu oddawał mu się bez najmniejszego wahania i odpowiadał na najmniejszą pieszczotę, a teraz udawał niedostępnego.
- Co za bzdury. – Nadął się Jarek. -  Chyba nie myślałeś, że od kilku zwykłych buziaków padnę ci w ramiona i wyznam dozgonną miłość. – Szedł w zaparte, choć wiedział, że sprawia Henremu przykrość. Nie miał pojęcia, co się z nim ostatnio dzieje, miał wahania nastroju jak rozhisteryzowana nastolatka. Cały jego świat obrócił się dookoła swojej osi, zmienił nie do poznania. Nigdy nie myślał o związku z innym mężczyzną. W jego sercu i myślach panował jeden wielki chaos.
- Na aż taką szczerość nie liczyłem. – Niespodziewanie ujął zbuntowanego głuptasa pod brodę i przybliżył jego twarz do swojej. Nachylił się do jego ucha, owiewając go ciepłym oddechem od którego wbrew sobie zadrżał.  – Powiedz, że było ci dobrze i chciałeś więcej. – Wyszeptał niskim głosem.
- Jak żaby zaczną śpiewać w operze! – Chciał, żeby wypadło złośliwie, ale jego głos nabrał zdradzieckich, aksamitnych nutek, a ciało nieposłuszne woli nie odsunęło się nawet o milimetr od tego uwodzicielskiego zewu, który pieścił mu szyję.
- Jeszcze się doczekam, że padniesz mi w ramiona. – Odpowiedział pewnym głosem Henry, patrząc mu głęboko w oczy.
- Wątpię, za tydzień wyjeżdżamy wasza lordowska zarozumiałość. – Chłopak był równie stanowczy. Otrząsnął się właśnie z miłosnego czaru i odzyskał wrodzony tupet. Potrząsnął zadziornie bujną grzywą. Na pewno nie pozwoli się usidlić temu rozpieszczonemu paniczowi. Chwila zapomnienia minęła i nigdy nie wróci, już on o to zadba. Odsunął się i wstał. – Wracajmy.
- Nie odpuszczę ci, nie licz na to. – Henry doskonale wiedział czego chce. Od jakiegoś czasu miał już pewność, że ten nieznośny chłopak, będzie idealną lady. Z nim nigdy nie będzie się nudził. Tak naprawdę lubił jego piekielny charakterek, za nic jednak by się do tego nie przyznał. Uśmiechnął się pod nosem na widok wywalonego w jego kierunku różowego języka. Angielska arystokracja będzie musiała po ich ślubie,wykazać sporo tolerancji, trochę powiewu świeżego powietrza dobrze zrobi tym zakurzonym lordom, zupełnie zbzikowanym na punkcie etykiety i tradycji.
***
   Kiedy nasi bohaterowie wypoczywali w Szkocji, Krzysztof bawił się równie dobrze w Pytlowicach. Od kilku dni zajmował się organizacją akcji dywersyjnych na terenie Kliniki, należącej do Seana. Oczywiście nie robił tego osobiście, skoro jeździł na wózku inwalidzkim. Przy swoich szerokich znajomościach nie miał żadnych problemów w znalezieniu szeregu chętnych do tej pracy, tym bardziej, że dobrze płacił za usługi. Jako mózg całej operacji zajmował się organizacją i kontrolą całości, oraz wymyślaniem kolejnych działań, które miały na celu sprowadzenie całej gromadki Evansa do domu. Rosiczka po wielu nieprzespanych, niespokojnych nocach, kiedy to zazdrość dusiła go za gardło i doprowadzała do szaleństwa stwierdził, że nie wystarczy mu  odzyskanie Jarka, chciał także upokorzyć doktora i zemścić się na całej jego rodzinie.
 -  Bądź ostrożny i nie przesadzaj – upominała go wielokrotnie Sonia, której zadaniem, zleconym przez szefów mafii było dopilnowanie, by Krzysztof nie popadł w kłopoty. Mężczyzna jednak wcale nie zwracał na nią uwagi, czasem jedynie rzucał kobiecie spojrzenie tak zimne i pełne nienawiści, że natychmiast milkła.
- Co taka suka jak ty, może wiedzieć o mokrej robocie? Wypierz mi lepiej koszule, tylko do tego się nadajesz – warczał, ciągnąc ją boleśnie za włosy. Na swoim fachu oprawcy znał się naprawdę po mistrzowsku, zawsze robił to tak, by sprawić jak najwięcej bólu, nie zostawiając prawie żadnych śladów. – Potem rozłożysz dla mnie nogi, muszę spuścić trochę pary. Ostatnio chodził tak nabuzowany, że bardzo tego potrzebował, przecież Darek i tak się o tym nie dowie, bo i od kogo.
- Jak sobie życzysz. – Dziewczyna najchętniej uciekłaby, gdzie ją oczy poniosą, miała jednak związane ręce. Rosiczka z każdym dniem wydawał się jej coraz bardziej szalony i nieprzewidywalny. Mafia jednak nigdy nie wybaczała tchórzostwa, nie mówiąc już o dezercji. Patrzenie jak Krzysztof robił sobie dobrze, posapując nad nią niczym parowóz, nie należało do przyjemności, mimo, że był niewątpliwie przystojnym mężczyzną.Jego twarz pozostawała zawsze wyprana z emocji niczym maska, prawdopodobnie, gdyby zamiast niej włożył penisa do dziury w materacu, nawet by tego nie zauważył. Przebywał wtedy zawsze w swoim świecie, czasem jedynie szeptał imię nieznanego jej chłopaka, niczym jakąś dziwaczną modlitwę.
***
   Sean już kilkakrotnie dostał anonimy z pogróżkami, wiedział, że zostali namierzeni przez Krzysztofa i wkrótce dla swojego bezpieczeństwa, będą musieli wrócić. Z Kliniki odbierał prawie codziennie niepokojące telefony od wystraszonych wspólników. Nie chciał jednak martwić narzeczonego, który wystarczająco dużo przeżył i wciąż dręczyły go koszmary, dlatego zachowywał te wiadomości dla siebie, tak długo, jak było to możliwe. Wszystkim należał się porządny wypoczynek przed kolejnym starciem z szalonym Rosiczką. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dopóki przestępca był na wolności nie zaznają spokoju. Po cichu przedyskutował sprawy z kapitanem Żyłą. W Polsce czekali już policjanci w cywilnych strojach, którzy mieli chronić całą jego rodzinę. Wzmocniono i przerobiono też systemy alarmowe, zarówno w szpitalu jak i domu. Po spojrzeniu jakim obdarzył ich w sądzie Krzysztof wiedział, że nigdy nie zrezygnuje z Darka. Miał na jego punkcie prawdziwą obsesję. Będzie go ścigał do utraty tchu.
   Tego ranka znowu zadzwoniła komórka. Doktor spojrzał na zegarek leżący na szafeczce w pobliżu łóżka, nie było nawet siódmej. Narzeczony wtulony w jego brzuch tyłeczkiem, co chwilę się wiercił i poprawiał, sprawiając, że nabierał coraz większej ochoty na małe co nieco, kiedy jednak zobaczył numer swojego wspólnika od razu zmienił mu się nastrój. Delikatnie odsunął chłopaka, tak by go nie obudzić, ubrał pośpiesznie szlafrok i wyszedł na balkon.
- O co chodzi Jimi? Znowu coś się stało?
- Musisz wrócić, tym razem uszkodzili rezonans magnetyczny, pacjenta poraził prąd i doznał szoku. Jak tak dalej pójdzie, to zbankrutujemy. Już teraz co strachliwsi chorzy zaczynają się wypisywać na własne żądanie. Prawie każdego dnia coś się dzieje, w dodatku ktoś rozprzestrzenia głupie plotki o klątwie. Wiesz jacy zabobonni i niemądrzy bywają ludzie na prowincji. – Po głosie mężczyzny można było odgadnąć, że był bardzo zdenerwowany. Doktor Hastings nie wpadał łatwo w panikę, widocznie jego miarka się przebrała.
- Spokojnie, będziemy tam jutro wieczorem – westchnął Sean. Nie miał innego wyjścia, należało stanąć do otwartej walki. I tak za tydzień zaczynał się rok szkolny i musieli wracać.
- Liczę na ciebie – w tonie mężczyzny słychać było wyraźna ulgę. Nie miał odwagi i siły charakteru Evansa, nie chciał brać na siebie całej odpowiedzialności za Klinikę. Wiele lat pracowali na jej sukces, nie mógł pozwolić, by jakiś szaleniec zniszczył dzieło ich życia.
- Niech to szlag! – Doktor jak tylko Jimi się rozłączył uderzył pięścią w balustradę balkonu. Nic nie szło po jego myśli, ten drań Krzysztof miał sporą przewagę - on wiedział, gdzie oni są, natomiast oni nie wiedzieli, gdzie się zaszył. Na pewno jednak nie dalej niż w Krakowie. Obstawiał duże miasto, ponieważ tam łatwiej się było ukryć.
- Co się tak pieklisz od rana? – Ciepłe ramiona objęły go od tyłu w pasie, a miękki głos Darka połaskotał go w ucho. – Może najpierw poszukamy czegoś na śniadanie, zanim wyjdziesz z siebie?
- Masz rację, moje ty kochanie – odwrócił się i czule pocałował słodkie usta. – Musimy porozmawiać.
- Dzwonił Żyła? – Darek poczuł dreszcz strachu, przebierający mu po krzyżu zimnymi palcami.
- Nic się przed tobą nie ukryje, co? – Przytulił go do siebie, jasne włosy pachniały oszałamiająco letnią łąką pełną bujnie rozkwitłych kwiatów. Ich aromat podziałał na niego uspokajająco.
- Wiem, że od kilku dni się czymś martwisz. – Uśmiechnął się łagodnie do mężczyzny, który był całym jego światem. – W takim razie zaczniemy od kawusi, wszystko mi opowiesz, a potem się spakujemy. - Oddał pocałunek, wkładając w niego całe swoje serce. Oddałby za niego swoje życie, gdyby zaszła taka potrzeba.
   Kwadrans potem siedzieli już w jadalni na parterze, zajadali się maślanymi bułeczkami, a Sean zdawał narzeczonemu relację z wydarzeń w Pytlowicach. Najpierw ktoś wjechał tirem w bramę ich domu, niszcząc całe ogrodzenie i przy okazji system alarmowy, potem kilka osób zatruło się w Klinice żywnością, nawet najlepsze testy laboratoryjne niczego nie wykazały. Specjaliści wiedzieli jedynie, że wszyscy jedli na podwieczorek galaretkę. Następnie w pracowni RTG wybuchł niespodziewanie pożar, ponoć zaszwankowała instalacja. Takich niby wypadków było naprawdę sporo, nikomu niczego na razie nie udowodniono. Po okolicy rozeszła się fama, że ktoś rzucił na Klinikę czary. Prawdopodobnie tak mściła się, któraś z wściekłych sekretarek lub niań Seana, a było ich naprawdę niemało w ciągu ostatnich lat. Głupie plotki żyły własnym życiem, przybierając coraz dziwniejsze formy.
***
   Godzinę później, kiedy cała rodzina pojawiła się przy stole, mieli już gotowy plan działania. Wytłumaczyli wszystkim co się stało, wtajemniczając przy okazji lady Agatę w swoje problemy. Najbardziej niezadowolony z całej sytuacji, wymagającej ich natychmiastowego powrotu do Polski, był oczywiście Henry. Bardzo liczył, że w nadchodzącym tygodniu uda mu się przekonać do siebie upartego Jarka, może nawet nakłonić do pozostania w Szkocji. Chłopak biegle władał angielskim, nauka w tym języku nie nastręczałaby mu żadnych trudności. Mogliby razem studiować w Londynie, wynająć jakieś przytulne mieszkanko. Na myśl o budzeniu się codziennie u boku tego narwanego anioła jego twarz cała się rozjaśniła.
   Atmosfera w jadalni, zważywszy na sytuację, stała się dość przygnębiająca i dopiero maluchom udało się ją zmienić. Dzieci były jedynymi osobami, które tak naprawdę cieszyły się z powrotu do domu. Już niedługo zaczynała się szkoła, nie mogły się doczekać, kiedy zobaczą swoją klasę. Traktowały wszystko jak nową przygodę, o której tak wiele się nasłuchały od starszych dzieci. Wreszcie przestaną być maluchami z którymi nikt się nie liczył, nareszcie zostaną uczniami, cokolwiek to miało znaczyć.
- Nie mam jeszcze torby, ani książek tatusiu – zwrócił się do ojca Kevin z bardzo poważną miną przyszłego pierwszoklasisty .
- Nie martw się, pójdziemy na zakupy. Zabierzemy Bartka, na pewno zna się na tym lepiej od nas. – Uśmiechnął się do synka Sean i zmierzwił mu ciemne loki.
- Pokażę wam, gdzie są najfajniejsze tornistry. – Blondynek zadarł do góry główkę, niezmiernie dumny z pochwały doktora. Nabrał na talerzyk kolejną kiełbaskę i niemal całą włożył sobie do buzi.
- Chcę taki sam jak ty, piórnik też! – Kevin coraz bardziej zapalał się do tego pomysłu.
- Będziemy głupio wyglądać, jak ci bliźniacy od kościelnego, co ciągle chodzą w jednakowych koszulkach. – Bartek zmarszczył brwi, nie chciał by dzieci w szkole się potem z nich wyśmiewały.
- Marudzisz! – Podał przyjacielowi ostatnie, kruche ciasteczko.  – Widziałem na filmie, że narzeczeni często noszą jednakowe stroje, aby wszyscy wiedzieli, że się lubią. Wojtek jak to zobaczy, wreszcie przestanie przekupywać cię lizakami i poszuka sobie swojego chłopaka.
- Nie jestem przedszkolakiem, żeby dać się przekupić słodyczami! – Nachmurzył się Bartek i pociągnął kolegę za ucho.
- Jesteś pewien? – Kevin popatrzył na niego przekornie i wyciągnął z kieszeni ostatni batonik, trzymany na czarną godzinę. – W takim razie zjem go sam! – Zeskoczył ze stołka i pognał przed siebie z radosnym piskiem.
- Masz się ze mną podzielić żarłoku! – Wrzasnął oburzony Bartek i zaczęli gonić się po korytarzach zamku.
***
   Jarek właściwie z początku też był zadowolony z wyjazdu. Ostatnio odrobinę za bardzo spoufalił się z tym nachalnym lordem, najwyższy czas było odzyskać rozsądek i wrócić do normalności. Po szybkim spałaszowaniu śniadania, nawet nie obejrzał się za siebie, tylko natychmiast pobiegł pakować ubrania. Nie chciał patrzeć na zmarkotniałą minę Henrego, który przez chwilę wyglądał jakby uderzył w niego piorun. Miał zbyt miękkie serce i jeszcze uległby tym szczenięcym oczom, wpatrzonym w niego ze smutkiem.
Stanowczym gestem wyciągnął z szafy walizkę i zaczął wrzucać do niej bez ładu i składu swoje rzeczy. Jednak z każdą upływającą minutą robił to coraz wolniej i wolniej.
- No durniu! O co ci chodzi?! – Mamrotał pod nosem do siebie. – Za parę godzin wsiądziesz w samolot, wrócisz do Polski, potem zaczniesz studiować i znajdziesz sobie sympatyczną dziewczynę. Zbudujesz dom, założysz rodzinę, posadzisz drzewo i spłodzisz syna, jak to powinien zrobić każdy zwyczajny facet. – Koszule i spodnie, jakby były żywe, stawiały czynny opór. Za nic nie chciały zmieścić się w walizce, najwidoczniej nie zgadzały się z tym co mówił.
- Gdybym mu uległ – nie mógł uwierzyć , że właśnie rozmawia z ciuchami. – Te angielskie panienki na wydaniu uprzykrzyły by mi resztę życia, nie mówiąc już o ich matkach i ambitnych ojcach, chętnie widzących bogatego Attinktona jako swojego zięcia. Idioto! Czy kilka czułych chwil w ramionach tego faceta jest tego warte? Dobrze wiesz, że nie! – Z impetem usiadł na krnąbrnej walizce i zaczął na niej podskakiwać, mamrocząc  pod nosem przekleństwa. Burza loków fruwała za nim, niczym macki wściekłej ośmiornicy. Próbował wyobrazić sobie swój wymarzony dom i gromadkę dzieci, niestety zamiast tego jego umysł zaczął przewijać przed nim taśmę ze wspomnieniami. Wszyściutkie co do jednego z Henrym w roli głównej – jego oczy błyszczące zachwytem, kiedy spotkali się w pociągu, pierwszy, skradziony pocałunek, od którego zakręciło mu się w głowie, upojna chwila pod palmą, kiedy to zupełnie stracił głowę… Niekończący się ciąg obrazów, od których jego serce ściskało się coraz mocniej… Nie usłyszał nawet cichego pukania.
- To koniec? - Spytał sam siebie drżącymi wargami. Za kilka godzin będzie siedział w samolocie. Znieruchomiał pod wpływem niespodziewanego bólu w piersi. Prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczy Henrego. Dotknął swojej twarzy, płynęło po niej coś mokrego.
Nagle drzwi się otworzyły i pojawiły się w niej dwie sylwetki. Jedna należała do zaniepokojonej lady Agaty, a druga do młodego lorda. Zatrzymali się w progu, nie wiedząc jak zareagować. Wpatrywali się zaskoczeni w Jarka, ocierającego łzy, które strumieniem płynęły mu po twarzy.
- Skarbie, co ty? – Henry jednym skokiem przypadł do chłopaka i postawił go na chwiejne nogi.
- No bo… nikt mnie tak nigdy nie całował… Znaczy się tak dobrze… - Chlipał nieporadnie, mocząc mu przód koszuli. – Nikt nie opowiadał takich głupich kawałów i nie prasował dżinsów na kantkę… Nigdy nie znajdę kogoś, kto cię będzie mógł zastąpić… - Buczał coraz głośniej, wczepiając się mu w ramiona. – Kto mnie będzie ratował z opresji? Gdzie znajdę drugiego, takiego rycerza?
- Nie musisz! – Henry przytulił go z całej siły, a stojąca z tyłu lady Agata dyskretnie wycofała się na korytarz. – Pojadę z tobą. Może Sean nie wyrzuci mnie na ulicę.

- Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? Zostawisz to wszystko?  –  Wskazał ręką na zamek i matkę. Zatonął w jego oczach, a tego co tam znalazł nie dało się opisać słowami. Po czym wspiął się na palce i wycisnął na wargach, nie mogącego uwierzyć w swoje szczęście mężczyzny, mokry, drżący, ale jakże słodki pocałunek.

9 komentarzy:

  1. Podobało mi się:) I to bardzo. Cieszę się że Jarek w końcu zrozumiał, że coś czuje do Lorda i mam nadzieje, że już będą razem.
    Akcja z Krzysztofem się zagęszcza a to też dobrze bo już się nie mogę doczekać co tam wymyślisz.
    Widać, że opowiadanie zbliża się do końca w sposób jaki zamykasz wątki trochę smutno ale to da nam nowe wspaniałe opowieści.
    Dużo dużo weny i chęci

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy4:41 PM

    ,Patrzenie jak Krzysztof robił sobie dobrze, posapując nad nią niczym parowóz, nie należało do przyjemności, mimo, że był niewątpliwie przystojnym mężczyznom. " mężczyznOM?
    ,,Darek spał wtulony w jego brzuch tyłeczkiem, co chwilę się wiercił Si poprawiał sprawiając, że nabierał coraz większej..." bez tego Si
    ,,Miał Nan jego punkcie prawdziwą obsesję. Będzie go ścigał do utraty tchu." ,,na" nie ,,Nan"
    Nie moge sie juz doczekac akcji z Krzysztofem!!!
    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy5:05 PM

    Chcę więcej, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam nadzieje, że Krzysiek nie dostanie w swoje ręce Jarka.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy8:49 AM

    Całe wiele lat pracowali na jej sukces, nie mógł pozwolić by jakiś szakle nieć zniszczył dzieło ich życia.
    Szaklenieć?

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy11:11 PM

    Ty wredna, złośliwa autorko! Jak mogłaś zakończyć rozdział w takim momencie? Jak jeszcze sobie pomyślę, ile będę czekała na kolejny, to normalnie nóż mi się w kieszeni otwiera. Nie ładnie, naprawdę nie ładnie.
    Ale miło, że Jarek wreszcie zaczyna przeglądać na oczy i dostrzega swoje uczucia do Henry'ego. Co prawda jeszcze nie do końca wie co czuje, ale jest na dobrej drodze.
    No tak, Rosiczka znowu w akcji. Nie mógł się doczekać powrotu Darka do Polski, to narozrabiał w klinice Seana. Swoją drogą, zwróciłaś uwagę na pewien brak logiki w jego relacji z Sonią? W jednym z poprzednich rozdziałów na jej propozycję zareagował odmową, bo chciał pozostać "czysty" dla Darka, a z tego rozdziału wynika, że nie pierwszy raz z nią sypia. Twoje przeoczenie, czy celowy zabieg, mający na celu wykazać jak niestabilny jest Krzysztof?
    Moją uwagę zwróciły jeszcze trzy rzeczy:
    "W Polsce czekali już zamaskowani policjanci"
    Acha, zamaskowani. Te maski to weneckie, czy zwykle kominiarki?
    Może policjanci po cywilnemu, czy jakoś tak?
    "Po spojrzeniu jakim obdarzył ich w sądzie Krzysztof wiedział, że nigdy nie zrezygnuje z Jarka."
    No to Jarek czy Darek spotykał się z Rosiczką?
    "Całe wiele lat pracowali na jej sukces"
    Całe lata, lub Wiele lat. ale nie jedno i drugie
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko spokojnie, poprawiłam, co umiałam. Nie wiem dlaczego Darek ciągle zmienia mi się w Jarka. Postaram się wkrótce coś naskrobać

      Usuń
  6. Anonimowy5:34 PM

    Cukier, cukier, cukier. <3

    ~ Ruda (wizje-rudej.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział naprawdę świetny. Martwią mnie zabiegi Rosiczki i mam nadzieję, że Darek z Seanem poradzą sobie z tym problemem. Fajnie, że Jarek wreszcie otwarcie przyznał się do uczuć jakimi darzy Henriego. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ^^ Życzę dużo weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy10:04 PM

    Witam,
    rozdział wspaniały, dziwi mnie tylko to, ze jak są tam policjanci, to nie zauważyli Krzysztofa, przecież on się porusza po mieście, no i pojawił się dość niedawno to powinni się tym zainteresować, Jarek jak widać sam przed sobą przyznał, ze bardzo lubi lubi Henrego, i nie che się z nim rozstawać, te dzieciaki to naprawdę wnoszą taką radość...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń