Był
piękny, letni dzień. O tej godzinie panował jeszcze przyjemny chłód. Henry i Jarek popijali na tarasie za domem poranną kawę. Obaj lubili ten ciemny, aromatyczny napój
i często się nim wspólnie delektowali. Dzieci już o świcie pojechały z rodzicami Bartka
na wycieczkę w góry. Jedynie Zbyszek jak zwykle krzątał się po domu. Natomiast narzeczeni nie wystawili nadal nosa z sypialni. Na myśl o tym, co tam pewnie robili chłopak oblał się rumieńcem. Wieczorny pocałunek nadal
tkwił mocno w jego głowie, która bezlitośnie odtwarzała go raz po raz,
wprawiając w zakłopotanie i powodując dziwne palpitacje serca.
-
Och... - Spodeczek zadrżał w jego dłoni i oblał sobie brzuch kawą, na szczęście
nie była zbyt gorąca .
-
Co ci się tak dzisiaj łapki trzęsą Księżniczko? – Henry obserwował go już od
dłuższego czasu, zastanawiając się, kiedy zdobędzie następnego buziaka. Nie
umiał się niestety powstrzymać od żartów, choć wiedział jak gwałtownie
zazwyczaj chłopak na nie reaguje.
-
Mam alergię na angielską arystokrację! – prychną Jarek, zadowolony, że znalazł
pretekst do ucieczki. Ten zimnokrwisty cwaniak nie był taki głupi na jakiego
wyglądał. Bał się, że znowu zostanie wciągnięty w jakąś grę, w której się
pogubi. Może i jego brat miał odmienną orientację, ale on na pewno nie, był o
tym święcie przekonany.
-
Aha, więc te rumieńce są z mojego powodu? Cieszę się, że o mnie myślisz. – Zagapił się na nachmurzoną twarz,
która w tej chwili wydała mu się najpiękniejsza na świecie. Miał ogromną ochotę
złapać ją w swoje dłonie i ucałować. Ciężki warkocz lśnił w słońcu niczym złoto. Jego Skarb był taki niewinny i słodki.
Nadal miał problem z zaakceptowaniem, że delikatna uroda chłopaka nie idzie w
parze z charakterem.
-
Jeszcze raz mnie tak nazwiesz i zginiesz! – Wrzasnął jasnowłosy anioł, jednym
susem przypadł do mężczyzny i przystawił mu do gardła łyżeczkę do lodów.
Zielone oczy iskrzyły się ze złości. – Jakim cudem ja ci przypominam Roszpunkę?!
-
To te wspaniałe loki Piękny – wyszeptał z wyjątkowo
niemądrym wyrazem twarzy. Otoczył go kuszący zapach smukłego ciała, a te dwa
szmaragdowe jeziora wciągały go coraz głębiej, w niebezpieczną, pełną
gwałtownych emocji toń.
-
Giń bezmózga cholero! Precz z arystokracją, niech żyje Rewolucja! – załapał głupkowato
szczerzącego się idiotę za szyję.
Nienawidził, jak ktoś go mylił z dziewczyną, ten facet prosił się o śmierć.
-
Mam prawo do ostatniego życzenia! – Cała sytuacja podobała mu się coraz
bardziej, bo chłopak zupełnie się zapominając usiadł mu okrakiem na kolanach.
Dla tej chwili warto było umrzeć, zwłaszcza, jeżeli uda mu się jeszcze co nieco
utargować.
-
Mogę prosić o buziaka dla skazańca? – Popatrzył na niego niewinnie ciemnymi oczami, na ich
dnie widać było jednak przekorne iskierki, których nie udało mu się ukryć. –
Taki uroczy, a taki brutalny. – Może i był beznadziejnie zakochany, ale o swoje
interesy umiał zadbać.
-
Ty chyba jesteś samobójcą?! – Natarł na bezczelnego łobuza zbyt gwałtownie,
fotel przechylił się i runęli do tyłu. Henry jako dżentelmen nie mógł pozwolić,
żeby jego Skarb doznał uszczerbku na zdrowiu, chwycił więc mocno za zgrabny tyłek.
Palce dosłownie same zacisnęły się na sprężystych półkulach, a potem zaczęły je
delikatnie gładzić. Musiał przecież dokładnie sprawdzić, czy nic mu się nie
stało. To, że chłopak wylądował na nim, a nie na plecach jakoś umknęło jego
uwadze, ale miał do tego ważny powód.
-
Mhmm... – Jarek miał wyjątkowego pecha.
-
Och... – jęknął oszołomiony Henry, będący całkowicie w mocy swojego Skarbu. Po
raz pierwszy był kimś w ten sposób zauroczony, różnica pomiędzy zwykłym pożądaniem, z którym nieraz miał do czynienia,
a tym co czuł w tej chwili była ogromna. Starał się powstrzymać, aby nie
wystraszyć chłopaka. Wiedział, że nadal nie pogodził się ze swoją orientacją. Z
prawdziwie oślim uporem negował wszelkie sygnały, które do niego docierały.
Pozwolił mu zdobyć swoje usta, tak jak tego pragnął.
-
Przepraszam, że przeszkadzam. Telefon dzwoni niczym alarm – usłyszeli nad sobą
głos Zbyszka. – Dostaniecie reumatyzmu, od tego tarzania się po wilgotnych
deskach.
-
Co...? – Jarek wielkim trudem wracał do rzeczywistości. Zamrugał kilkakrotnie oczami i dopiero teraz zorientował się, co właśnie wyprawiał. Leżał na tym
podstępnym Angliku, pożerając jego ohydne wargi, a on macał jego tyłek z
wielkim entuzjazmem. – Dolałeś coś do tej kawy? – Zerwał się na równe nogi poganiany
chichotem Gosposia.
-
A mój urok osobisty to się już nie liczy? – odezwał się po chwili Henry, nieco
urażony jego podejrzeniami. Obciągnął
jak mógł najniżej koszulkę, aby wyglądać nieco przyzwoiciej. – Kto tam się
dobija? – warknął nieprzyjaźnie na Zbyszka.
-
Lady Agata. Chyba nie jest w najlepszym humorze, sądząc po piskach jakie z
siebie wydaje z szybkością karabinu. – Mężczyzna podał mu telefon i natychmiast
się ulotnił. Miał przy tym wyjątkowo speszoną minę i mocno nieczyste sumienie.
Attinkton z niechęcią wziął do ręki słuchawkę, wpatrując
się w nią jakby to była co najmniej głowa indyjskiej kobry. Matka lubiła się
awanturować, ale nigdy nie robiła tego bez powodu. Zazwyczaj, ze sprytem rasowego dyplomaty starannie wyćwiczonym przez wiele lat, starał się jej nie
dawać pretekstu do ingerowania w swoje życie
-
Mój drogi, mam nadzieję, że plotka która do mnie dotarła to jakieś
nieporozumienie – zaczęła kobieta wzburzonym głosem.
-
Dzień dobry. Miło usłyszeć twój głos. Nawet się ze mną nie przywitałaś, choć
zawsze twierdzisz, że za mną tęsknisz – odezwał się z wyrzutem.
-
Przecież wiesz, że kocham swoje dzieci – odezwała się lekko speszona.
-
Masz tylko jedno dziecko mamo. Skąd ta liczba mnoga? – Henry wielokrotnie
wypróbowaną metodą odwracał uwagę od sedna sprawy. Nie miał pojęcia o co się
zdenerwowała, ale lepiej by było, gdyby ochłonęła, ponieważ pod wpływem gniewu
przychodziły jej do głowy naprawdę niemądre pomysły. -
No właśnie – mruknęła z przekąsem. – Żadnego wyboru. Zawsze chciałam mieć
więcej, niestety nieboszczyk nie miał zbyt bujnego temperamentu. Wolał
włóczyć się z psami po lesie, niż
odwiedzać moją sypialnię.
-
Błagam cię, oszczędź mi szczegółów! – jęknął zakłopotany kierunkiem ich
rozmowy, której przysłuchiwał się Jarek. – Przecież ty możesz jeszcze mieć
dzieci – dodał by załagodzić sprawę.
-
Aaa...! Niewdzięczniku! Chcesz się mnie pozbyć wydając za jakiegoś podrzędnego
lorda?! – Rzuciła chłodno do słuchawki.
-
Jakim cudem doszłaś do takiego wniosku? – Zapytał nieco oszołomiony. Lady Agata
była mistrzynią w graniu na emocjach i mimo, że ją doskonale znał, nieraz dawał
się nabrać. Nikt tak jak ona nie umiał manipulować innymi, o czym szybko
przekonał się zarząd Eletronic System po śmierci jego ojca. Sztab biznesowych
rekinów drżał przed tą drobną kobietą, niewinnie trzepocącą przed nimi rzęsami,
która na pierwszy rzut oka wyglądała, jakby ledwo sobie radziła z rachunkami.
Na drugi jednak okazała się prawdziwym drapieżnikiem, umiejętnie zamaskowanym
zwiewnymi, jedwabnymi sukienkami i tipsami w kwiatowe wzorki, do których miała
prawdziwą słabość.
-
A więc mój najukochańszy jedynaku... – zaczęła aksamitnym głosem, pod wpływem
którego zjeżyły mu się włosy na głowie. – Natychmiast tutaj wracaj! Podobno siedziałeś
w więzieniu! Jak cię tu nie zobaczę w przeciągu trzech dni sama przyjadę do Pytlowic!
Niech cię wtedy Bóg ma w swojej opiece, o ile nie będzie się bał ze mną
zadzierać! – Ryknęła do słuchawki niczym rozwścieczona lwica, a biedny Henry aż
podskoczył, chwytając się za uszy.
-
Ale skąd ty...? – chciał zapytać, ale usłyszał jedynie przeciągły sygnał, oznaczający zakończenie
rozmowy. Popatrzył ponuro na Jarka, który przyglądał mu się ze szczerym
rozbawieniem.
-
Krótko cię trzyma co? – Podał mu przyniesione przez Zbyszka ciasteczka. –
Osłodź sobie życie Milordzie i zacznij się pakować. – Prawdę mówiąc zrobiło mu
się nagle smutno. Mężczyzna pomógł mu zapomnieć o jego strapieniach,
nieprzyjemny pobyt u paskudnej ciotki dzięki niemu szybko odszedł w zapomnienie.
Usiadł z powrotem na krześle z markotną miną. Nie będzie miał się z kim kłócić
ani robić wypadów do Krakowa, oprócz niego nikogo przecież tutaj nie znał. Kto mu podniesie
od rana ciśnienie gapiąc się bezczelnie na tyłek? Kto zawładnie jego ustami w
pełnym pasji pocałunku? – O cholera! Może to było jednak zaraźliwe? Zaczerwienił się gwałtownie, kiedy zauważył w jakim kierunku zmierzają jego myśli.
-
Nie martw się Piękny – Henry podszedł do niego i uklęknął obok krzesła, kładąc
mu dłonie na kolanach. – Mam zamiar tu wrócić i kontynuować studia w Polsce,
podobno ten uniwersytet w Krakowie ma niezłą renomę. Zamieszkam z wami i codziennie będę kradł ci pocałunki, aż mi oddasz swoje serce.
-
Jesteś pewny, że to o serce ci chodzi, nie o co innego? – zapytał, zmieszany
intensywnością jego spojrzenia oraz niespodziewaną deklaracją, Jarek.
-
Nie pogardzę żadnym seksownym kawałeczkiem twojego ciała – zamruczał wymownie. Po
takiej uwadze oczywiście został pociągnięty za ucho przez rozzłoszczonego na
nowo chłopaka, który następnie go odepchnął i poderwał się na nogi. – Dokąd? A
gdzie czułe pożegnanie?
-
Idę zobaczyć w Google po ile są gilotyny. Podobno były bardzo pomocne w
pozbyciu się zblazowanej arystokracji! – Prychnął wyniośle i oddalił się wolnym krokiem,
żeby ten łobuz przypadkiem nie pomyslał, że się go boi. Musiał zachować choć odrobinę
godności.
***
Kilka godzin później cała rodzina zebrała
się na obiedzie. Henry oczywiście oznajmił wszystkim nowinę, że musi wrócić
do domu, ponieważ jakaś papla doniosła na niego matce. Nie miał tylko pojęcia,
kto miał tak długi język, wodził więc wzrokiem od jednego do drugiego.
-
Nie mam z tym nic wspólnego – wymamrotał Darek, który napychał się wprost
nieprzyzwoicie kaczką w pomarańczach, w przerwach karmiąc Seana. Doktor
oczywiście bezczelnie wykorzystywał uprzywilejowaną rolę jedynego kaleki w rodzinie.
-
Nawet w przedszkolu trzeba jeść samemu – Kevin przyglądał się temu
sceptycznie. Dorośli naprawdę byli dziwni. Tata zawsze zachęcał go do
samodzielności, pomagając tylko wtedy, gdy było to konieczne. Tymczasem teraz sam
zachowywał się jak mały dzidziuś i najwyraźniej był z tego bardzo zadowolony.
-
Zrozumiesz jak będziesz starszy. – Uśmiechnął się na widok zmarszczonego czółka
synka, któremu najwyraźniej nadal się coś nie zgadzało.
Przytulony do jego boku narzeczony, karmiący go najlepszymi kąskami był tym, co szarookie tygrysy lubią najbardziej. Niestety wcześniej nie dał się namówić na wspólny prysznic, tłumacząc się z rumieńcem jego chorobą, co dla mężczyzny było zwyczajnie głupim wykrętem. Miał jedynie złamaną rękę, inne części ciała były baaardzo zdrowe, o czym niejednokrotnie w czasie wspólnej nocy się przekonał.
Przytulony do jego boku narzeczony, karmiący go najlepszymi kąskami był tym, co szarookie tygrysy lubią najbardziej. Niestety wcześniej nie dał się namówić na wspólny prysznic, tłumacząc się z rumieńcem jego chorobą, co dla mężczyzny było zwyczajnie głupim wykrętem. Miał jedynie złamaną rękę, inne części ciała były baaardzo zdrowe, o czym niejednokrotnie w czasie wspólnej nocy się przekonał.
-
Przestań go podpuszczać – Darek popatrzył na niego z dezaprobatą. – Powinieneś się
czasem zastanowić co mówisz.
-
To jeszcze dziecko, chociaż strasznie szybko rośnie – wzruszył ramionami. – A co
do Lady Agaty. Czy to nie Zbyszek był wczoraj cały dzień w domu? – Popatrzył na
gosposia, który natychmiast ukrył się za flakonem z kwiatami i z wielkim
entuzjazmem zaczął kroić mięso.
-
Zas... koczyła... mnie...- wymamrotał pomiędzy jednym kęsem a drugim.
-
Nie musiałeś się jej spowiadać ze wszystkiego! – Henry popatrzył na niego z
urazą.
-
Nie gniewaj się. Rozmawiałem właśnie z Różą o najnowszej nalewce z głogu, kiedy
zadzwonił telefon. – Nie miał zamiaru sie przyznawać, że gapił się jej w dekolt
i zapomniał o bożym świecie. Miała na sobie niesamowicie cienki staniczek,
widać jej w nim było sutki. – Twoja matka się niespodziewanie odezwała i zapytała,
gdzie jesteś. Odruchowo powiedziałem – w więzieniu. Bardzo cię przepraszam. To
było naprawdę niechcący.
-
Eh ty... Będę musiał pojechać ją jakoś ugłaskać, bo nie da mi spokoju –
westchnął zrezygnowany. Nie chciał wyjeżdżać i opuszczać swojego Anioła.
Uschnie z tęsknoty, nie mówiąc już o tym, że jakaś sprytna dziewucha jeszcze
się koło niego zakręci, a ten głuptas chcąc udowodnić swoją męskość da się
złapać na lep.
-
Mam pomysł! – odezwał się nagle Sean. – Może zrobimy sobie wakacje i pojedziemy
wszyscy do Szkocji? Mam niewielką posiadłość w pobliżu Zamku Attinktonów.
-
Właściwie dlaczego nie, ubłagam burmistrza o bezpłatny urlop. Powiem, że chcę przeczekać
najgorszy okres z dala od Pytlowic – zaproponował Darek. Pomysł wydał my się
bardzo kuszący, ogromnie obawiał się reakcji biurowych plotkarek. Wiedział, że gdyby
teraz wrócił zjadłyby go żywcem.
-
Mogę zabrać Różę? Pomoże mi w domu. – Dodał rozsądnie Zbyszek, już sobie wyobrażając
długie, wieczorne spacery nad jeziorem. Nie miał zamiaru nigdzie bez niej
jechać.
-
Oczywiście – Sean nie miał nic przeciwko, stary, angielski dwór był naprawdę
spory, wszyscy bez trudu się w nim pomieszczą.
-
I Bartka też! – Stwierdził stanowczo Kevin. – Tam może nie być dzieci i z kim się pobawię! Mogę nawet znowu zacząć luty... lunatykować w nocy i ktoś będzie musiał
ze mną spać! – Doskonale wiedział, że dorośli tego nie lubią i wolą swoje
towarzystwo.
-
Czyli jedziemy wszyscy, o ile rodzice Bartka się zgodzą. – Darek był zadowolony
z takiego obrotu sprawy. Lubił mieć całą rodzinę w pobliżu, tak długo był
zupełnie sam, że cieszył się każdą spędzoną wspólnie chwilą.
-
Ja mogę zostać popilnować domu – odezwał się cicho Jarek, który był nieco
przerażony perspektywą przebywania na terenie Henrego. Skoro mężczyzna u niego
w domu pozwalał sobie na buziakowe ekscesy, to jak bardzo będzie śmiały u siebie.
Na myśl o namiętnych pocałunkach w ciemnym korytarzu ugięły się pod nim nogi i
nieco spanikował.
-
Zgłupiałeś doszczętnie?! – zdenerwowany brat pociągnął go za warkocz. – Puściłem
cię na parę godzin do Krakowa i wylądowałeś w pierdlu! Jak będzie trzeba do
wsadzę cię do klatki i nadam z bagażami!
-
Mama oszaleje z radości! Dawno nie gościliśmy nikogo z rodziny – ucieszył się
Attinkton. Będzie miał okazję pokazać Skarbowi swój zamek, oprowadzić
po włościach, przekonać, że idealnie nadaje się na męża. Męża? Ta myśl
nawet jego zaskoczyła.
-
Trzeba będzie się uzbroić, spotkanie z Lady Agatą to nie byle co – zachichotał Sean.
– Jarek, twoja teściowa jest wiedźmą! W
księżycowe noce gotuje zupę z pijawek.
-
Myślisz, że jak mu złamiemy drugą rękę, to nabierze manier? – Odezwał się do
brata Darek.
-
Nie uderzycie kaleki co? – Sean przezornie cofnął się z krzesłem.
- Jestem facetem! Nie próbuj mnie swatać ze
swoim kuzynem! – warknął Jarek. - A jak on ma rację? – zapytał ostrożnie po
chwili. Przez głowę przemknęła mu groźna kobieta pokroju Margaret Thatcher.
-
Jesteś okropnie niezdecydowany. Jakbyś jednak zmienił zdanie, to na pewno sobie
poradzimy. Zresztą zawsze z możesz zastąpić tego lorda innym, podobno jest
ich tam mnóstwo i wszyscy napaleni! – Zaczął się już otwarcie śmiać z
osłupiałej miny chłopaka.
Kiedy ten Jarek i Henry razem będą? Oni są tak fajni razem i widać, że zakochani! Ale obawiam się, że Lord ma racje, że Jarek poleci na jakąś dziewczynę, by pokazać że nie jest gejem. Eh. A Sean jak zwykle wykorzystuje swoją sytuację.On jest świetny, i doskonale do Darka pasuje. Mało Kacpra i Bartka znowu. Ale Zbyszek jest uroczy jak zwykle.
OdpowiedzUsuńOoooj Lady Agata musi być okropna i chłodna, ale pomysł wyjazdu świetny, oby Henry i Jarek jednak byli razem :)
Uwielbiam to opowiadanie, jest cudowne. Wszyscy są niezwykli. Ciekawe co wydarzy się w Szkocji, może dojdzie do czegoś pomiędzy Henrym i Jarkiem, i mam nadzieję, że będzie więcej Bartka i Kevina, są boscy :)
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Tak! Wreszcie więcej o Jarku i Henry'm! Chyba już nie raz wspominałam, że to moja ulubiona para w tym opowiadaniu. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach poświęcisz im więcej czasu. Tym bardziej, że wprowadzasz nową postać - lady Agatę. I od razu pojawia się pytanie, czy będzie teściową z piekła rodem, czy też może przyszły zięć zobaczy jej inną, tą łagodniejszą, twarz.
OdpowiedzUsuńWięc cała rodzina wybywa z kraju... Ciekawe, czy po wpadce ze szkoleniem na zięcia rodzice Bartka zachcą syna puścić na taki wyjazd...
Jarkowi niemal się udało. Jego niechęć do wyjazdu jest w pełni zrozumiała. Od zawsze uważał, że jest heteroseksualny, teraz pojawił się ktoś, kto to podważa, sprawiając, że w głowie biednego młodzieńca zagościło zwątpienie.
Weny i czasu do pisania kolejnych rozdziałów,
Ariana
Między Jarkiem a Henrym w końcu się więcej dzieje. Podoba mi się rozdział tylko o nich. Miła odmiana:)
OdpowiedzUsuńTa cała Lady Agata to pewnie niezła histeryczka. Ciekawe co oni tam wszyscy u niej nabroją.
Już czekam na kolejną notę
Dużo dużo weny i chęci:)
A czy Lady nie miała gdzieś w poprzednich rozdziałach na imię Elvira? Chyba w tamtym, w którym przyjechali. Chyba.
OdpowiedzUsuńHa! Załatwiłaś mnie, możesz mieć rację, ale jak ja to znajdę!
UsuńŚwietny rozdział ^^ lecę czytać następny
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńlady Agata wydaje się przerażającą osobą, biedny Henry, jak Zbyszko mógł przerwać taką gorącą scenę..., szykuje się wyjazd..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, wspólny wyjazd do Szkocji och to bedzie coś, no i co Jarek zasmucony wyjazdem Henrego więc jednak widać że naprawdę jest nim zainteresowany...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka