sobota, 24 maja 2014

Rozdział 27

   Był piękny, letni dzień. O tej godzinie panował jeszcze przyjemny chłód. Henry i Jarek popijali na tarasie za domem poranną kawę. Obaj lubili ten ciemny, aromatyczny napój i często się nim wspólnie delektowali. Dzieci już o świcie pojechały z rodzicami Bartka na wycieczkę w góry. Jedynie Zbyszek jak zwykle krzątał się po domu. Natomiast narzeczeni nie wystawili nadal nosa z sypialni. Na myśl o tym, co tam pewnie robili chłopak oblał się rumieńcem. Wieczorny pocałunek nadal tkwił mocno w jego głowie, która bezlitośnie odtwarzała go raz po raz, wprawiając w zakłopotanie i powodując dziwne palpitacje serca.
- Och... - Spodeczek zadrżał w jego dłoni i oblał sobie brzuch kawą, na szczęście nie była zbyt gorąca .
- Co ci się tak dzisiaj łapki trzęsą Księżniczko? – Henry obserwował go już od dłuższego czasu, zastanawiając się, kiedy zdobędzie następnego buziaka. Nie umiał się niestety powstrzymać od żartów, choć wiedział jak gwałtownie zazwyczaj chłopak na nie reaguje.
- Mam alergię na angielską arystokrację! – prychną Jarek, zadowolony, że znalazł pretekst do ucieczki. Ten zimnokrwisty cwaniak nie był taki głupi na jakiego wyglądał. Bał się, że znowu zostanie wciągnięty w jakąś grę, w której się pogubi. Może i jego brat miał odmienną orientację, ale on na pewno nie, był o tym święcie przekonany.
- Aha, więc te rumieńce są z mojego powodu? Cieszę się, że o mnie myślisz. – Zagapił się na nachmurzoną twarz, która w tej chwili wydała mu się najpiękniejsza na świecie. Miał ogromną ochotę złapać ją w swoje dłonie i ucałować. Ciężki warkocz lśnił w słońcu niczym złoto. Jego Skarb był taki niewinny i słodki. Nadal miał problem z zaakceptowaniem, że delikatna uroda chłopaka nie idzie w parze z charakterem.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz i zginiesz! – Wrzasnął jasnowłosy anioł, jednym susem przypadł do mężczyzny i przystawił mu do gardła łyżeczkę do lodów. Zielone oczy iskrzyły się ze złości. – Jakim cudem ja ci przypominam Roszpunkę?!
-  To te wspaniałe loki Piękny – wyszeptał z wyjątkowo niemądrym wyrazem twarzy. Otoczył go kuszący zapach smukłego ciała, a te dwa szmaragdowe jeziora wciągały go coraz głębiej, w niebezpieczną, pełną gwałtownych emocji toń.
- Giń bezmózga cholero! Precz z arystokracją, niech żyje Rewolucja! – załapał głupkowato szczerzącego się  idiotę za szyję. Nienawidził, jak ktoś go mylił z dziewczyną, ten facet prosił się o śmierć.
- Mam prawo do ostatniego życzenia! – Cała sytuacja podobała mu się coraz bardziej, bo chłopak zupełnie się zapominając usiadł mu okrakiem na kolanach. Dla tej chwili warto było umrzeć, zwłaszcza, jeżeli uda mu się jeszcze co nieco utargować.
- Mogę prosić o buziaka dla skazańca? – Popatrzył na niego niewinnie ciemnymi oczami, na ich dnie widać było jednak przekorne iskierki, których nie udało mu się ukryć. – Taki uroczy, a taki brutalny. – Może i był beznadziejnie zakochany, ale o swoje interesy umiał zadbać.
- Ty chyba jesteś samobójcą?! – Natarł na bezczelnego łobuza zbyt gwałtownie, fotel przechylił się i runęli do tyłu. Henry jako dżentelmen nie mógł pozwolić, żeby jego Skarb doznał uszczerbku na zdrowiu, chwycił więc mocno za zgrabny tyłek. Palce dosłownie same zacisnęły się na sprężystych półkulach, a potem zaczęły je delikatnie gładzić. Musiał przecież dokładnie sprawdzić, czy nic mu się nie stało. To, że chłopak wylądował na nim, a nie na plecach jakoś umknęło jego uwadze, ale miał do tego ważny powód.
- Mhmm... – Jarek miał wyjątkowego pecha. Przewracając się trafił idealnie swoimi ustami w męskie usta, których, kiedy tylko wstał z łóżka, przysiągł się wystrzegać, ponieważ prześladowały go nawet w snach. Nie wiadomo dlaczego nie mógł się od nich oderwać. W pierwszej chwili chciał tylko przekonać samego siebie, że wcale nie są takie dobre jak zapamiętał. Należały do faceta, więc dotykanie ich nie powinno się różnić niczym od dotykania powiedzmy poduszki. Wskazane byłoby, aby wzbudzały nawet pewien niesmak. Ale... No właśnie...Smakowały wyśmienicie aromatyczną moccą. Ciepłe, ulegle rozchylone kusiły wilgotnym wnętrzem. Ostrożnie pogładził je czubkiem języka, zbadał aksamitną fakturę, objął na próbę swoimi wargami. Spojrzał w ciemne oczy Henrego i przepadł z kretesem. Pełne słodkich obietnic czekoladowe wiry zahipnotyzowały go swoją mocą. Gorące dłonie na pośladkach sprawiły, że zaczął drżeć na całym ciele. Obudziły do życia coś, co nie miało prawa się obudzić pod wpływem żadnego mężczyzny.
- Och... – jęknął oszołomiony Henry, będący całkowicie w mocy swojego Skarbu. Po raz pierwszy był kimś w ten sposób zauroczony, różnica pomiędzy zwykłym pożądaniem, z którym nieraz miał do czynienia, a tym co czuł w tej chwili była ogromna. Starał się powstrzymać, aby nie wystraszyć chłopaka. Wiedział, że nadal nie pogodził się ze swoją orientacją. Z prawdziwie oślim uporem negował wszelkie sygnały, które do niego docierały. Pozwolił mu zdobyć swoje usta, tak jak tego pragnął.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Telefon dzwoni niczym alarm – usłyszeli nad sobą głos Zbyszka. – Dostaniecie reumatyzmu, od tego tarzania się po wilgotnych deskach.
- Co...? – Jarek wielkim trudem wracał do rzeczywistości. Zamrugał kilkakrotnie oczami  i dopiero teraz zorientował się, co właśnie wyprawiał. Leżał na tym podstępnym Angliku, pożerając jego ohydne wargi, a on macał jego tyłek z wielkim entuzjazmem. – Dolałeś coś do tej kawy? – Zerwał się na równe nogi poganiany chichotem Gosposia.
- A mój urok osobisty to się już nie liczy? – odezwał się po chwili Henry, nieco urażony jego podejrzeniami. Obciągnął jak mógł najniżej koszulkę, aby wyglądać nieco przyzwoiciej. – Kto tam się dobija? – warknął nieprzyjaźnie na Zbyszka.
- Lady Agata. Chyba nie jest w najlepszym humorze, sądząc po piskach jakie z siebie wydaje z szybkością karabinu. – Mężczyzna podał mu telefon i natychmiast się ulotnił. Miał przy tym wyjątkowo speszoną minę i mocno nieczyste sumienie.
   Attinkton z niechęcią wziął do ręki słuchawkę, wpatrując się w nią jakby to była co najmniej głowa indyjskiej kobry. Matka lubiła się awanturować, ale nigdy nie robiła tego bez powodu. Zazwyczaj, ze sprytem rasowego dyplomaty starannie wyćwiczonym przez wiele lat, starał się jej nie dawać pretekstu do ingerowania w swoje życie 
- Mój drogi, mam nadzieję, że plotka która do mnie dotarła to jakieś nieporozumienie – zaczęła kobieta wzburzonym głosem.
- Dzień dobry. Miło usłyszeć twój głos. Nawet się ze mną nie przywitałaś, choć zawsze twierdzisz, że za mną tęsknisz – odezwał się z wyrzutem.
- Przecież wiesz, że kocham swoje dzieci – odezwała się lekko speszona.
- Masz tylko jedno dziecko mamo. Skąd ta liczba mnoga? – Henry wielokrotnie wypróbowaną metodą odwracał uwagę od sedna sprawy. Nie miał pojęcia o co się zdenerwowała, ale lepiej by było, gdyby ochłonęła, ponieważ pod wpływem gniewu przychodziły jej do głowy naprawdę niemądre pomysły. - No właśnie – mruknęła z przekąsem. – Żadnego wyboru. Zawsze chciałam mieć więcej, niestety nieboszczyk nie miał zbyt bujnego temperamentu. Wolał włóczyć  się z psami po lesie, niż odwiedzać moją sypialnię.
- Błagam cię, oszczędź mi szczegółów! – jęknął zakłopotany kierunkiem ich rozmowy, której przysłuchiwał się Jarek. – Przecież ty możesz jeszcze mieć dzieci – dodał by załagodzić sprawę.
- Aaa...! Niewdzięczniku! Chcesz się mnie pozbyć wydając za jakiegoś podrzędnego lorda?! – Rzuciła chłodno do słuchawki.
- Jakim cudem doszłaś do takiego wniosku? – Zapytał nieco oszołomiony. Lady Agata była mistrzynią w graniu na emocjach i mimo, że ją doskonale znał, nieraz dawał się nabrać. Nikt tak jak ona nie umiał manipulować innymi, o czym szybko przekonał się zarząd Eletronic System po śmierci jego ojca. Sztab biznesowych rekinów drżał przed tą drobną kobietą, niewinnie trzepocącą przed nimi rzęsami, która na pierwszy rzut oka wyglądała, jakby ledwo sobie radziła z rachunkami. Na drugi jednak okazała się prawdziwym drapieżnikiem, umiejętnie zamaskowanym zwiewnymi, jedwabnymi sukienkami i tipsami w kwiatowe wzorki, do których miała prawdziwą słabość.
- A więc mój najukochańszy jedynaku... – zaczęła aksamitnym głosem, pod wpływem którego zjeżyły mu się włosy na głowie. – Natychmiast tutaj wracaj! Podobno siedziałeś w więzieniu! Jak cię tu nie zobaczę w przeciągu trzech dni sama przyjadę do Pytlowic! Niech cię wtedy Bóg ma w swojej opiece, o ile nie będzie się bał ze mną zadzierać! – Ryknęła do słuchawki niczym rozwścieczona lwica, a biedny Henry aż podskoczył, chwytając się za uszy.
- Ale skąd ty...? –  chciał zapytać, ale usłyszał jedynie przeciągły sygnał, oznaczający zakończenie rozmowy. Popatrzył ponuro na Jarka, który przyglądał mu się ze szczerym rozbawieniem.
- Krótko cię trzyma co? – Podał mu przyniesione przez Zbyszka ciasteczka. – Osłodź sobie życie Milordzie i zacznij się pakować. – Prawdę mówiąc zrobiło mu się nagle smutno. Mężczyzna pomógł mu zapomnieć o jego strapieniach, nieprzyjemny pobyt u paskudnej ciotki dzięki niemu szybko odszedł w zapomnienie. Usiadł z powrotem na krześle z markotną miną. Nie będzie miał się z kim kłócić ani robić wypadów do Krakowa, oprócz niego nikogo przecież tutaj nie znał. Kto mu podniesie od rana ciśnienie gapiąc się bezczelnie na tyłek? Kto zawładnie jego ustami w pełnym pasji pocałunku? – O cholera! Może to było jednak zaraźliwe? Zaczerwienił się gwałtownie, kiedy zauważył w jakim kierunku zmierzają jego myśli.
- Nie martw się Piękny – Henry podszedł do niego i uklęknął obok krzesła, kładąc mu dłonie na kolanach. – Mam zamiar tu wrócić i kontynuować studia w Polsce, podobno ten uniwersytet w Krakowie ma niezłą renomę. Zamieszkam z wami i codziennie będę kradł ci pocałunki, aż mi oddasz swoje serce.
- Jesteś pewny, że to o serce ci chodzi, nie o co innego? – zapytał, zmieszany intensywnością jego spojrzenia oraz niespodziewaną deklaracją, Jarek.
- Nie pogardzę żadnym seksownym kawałeczkiem twojego ciała – zamruczał wymownie. Po takiej uwadze oczywiście został pociągnięty za ucho przez rozzłoszczonego na nowo chłopaka, który następnie go odepchnął i poderwał się na nogi. – Dokąd? A gdzie czułe pożegnanie?
- Idę zobaczyć w Google po ile są gilotyny. Podobno były bardzo pomocne w pozbyciu się zblazowanej arystokracji! – Prychnął wyniośle i oddalił się wolnym krokiem, żeby ten łobuz przypadkiem nie pomyslał, że się go boi. Musiał zachować choć odrobinę godności.
                                                      ***

   Kilka godzin później cała rodzina zebrała się na obiedzie. Henry oczywiście oznajmił wszystkim nowinę, że musi wrócić do domu, ponieważ jakaś papla doniosła na niego matce. Nie miał tylko pojęcia, kto miał tak długi język, wodził więc wzrokiem od jednego do drugiego.
- Nie mam z tym nic wspólnego – wymamrotał Darek, który napychał się wprost nieprzyzwoicie kaczką w pomarańczach, w przerwach karmiąc Seana. Doktor oczywiście bezczelnie wykorzystywał uprzywilejowaną rolę jedynego kaleki w rodzinie.
- Nawet w przedszkolu trzeba jeść samemu – Kevin przyglądał się temu sceptycznie. Dorośli naprawdę byli dziwni. Tata zawsze zachęcał go do samodzielności, pomagając tylko wtedy, gdy było to konieczne. Tymczasem teraz sam zachowywał się jak mały dzidziuś i najwyraźniej był z tego bardzo zadowolony.
- Zrozumiesz jak będziesz starszy. – Uśmiechnął się na widok zmarszczonego czółka synka, któremu najwyraźniej nadal się coś nie zgadzało. 
Przytulony do jego boku narzeczony, karmiący go najlepszymi kąskami był tym, co szarookie tygrysy lubią najbardziej. Niestety wcześniej nie dał się namówić na wspólny prysznic, tłumacząc się z rumieńcem jego chorobą, co dla mężczyzny było zwyczajnie głupim wykrętem. Miał jedynie złamaną rękę, inne części ciała były baaardzo zdrowe, o czym niejednokrotnie w czasie wspólnej nocy się przekonał.
- Przestań go podpuszczać – Darek popatrzył na niego z dezaprobatą. – Powinieneś się czasem zastanowić co mówisz.
- To jeszcze dziecko, chociaż strasznie szybko rośnie – wzruszył ramionami. – A co do Lady Agaty. Czy to nie Zbyszek był wczoraj cały dzień w domu? – Popatrzył na gosposia, który natychmiast ukrył się za flakonem z kwiatami i z wielkim entuzjazmem zaczął kroić mięso.
- Zas... koczyła... mnie...- wymamrotał pomiędzy jednym kęsem a drugim.
- Nie musiałeś się jej spowiadać ze wszystkiego! – Henry popatrzył na niego z urazą.
- Nie gniewaj się. Rozmawiałem właśnie z Różą o najnowszej nalewce z głogu, kiedy zadzwonił telefon. – Nie miał zamiaru sie przyznawać, że gapił się jej w dekolt i zapomniał o bożym świecie. Miała na sobie niesamowicie cienki staniczek, widać jej w nim było sutki. – Twoja matka się niespodziewanie odezwała i zapytała, gdzie jesteś. Odruchowo powiedziałem – w więzieniu. Bardzo cię przepraszam. To było naprawdę niechcący.
- Eh ty... Będę musiał pojechać ją jakoś ugłaskać, bo nie da mi spokoju – westchnął zrezygnowany. Nie chciał wyjeżdżać i opuszczać swojego Anioła. Uschnie z tęsknoty, nie mówiąc już o tym, że jakaś sprytna dziewucha jeszcze się koło niego zakręci, a ten głuptas chcąc udowodnić swoją męskość da się złapać na lep.
- Mam pomysł! – odezwał się nagle Sean. – Może zrobimy sobie wakacje i pojedziemy wszyscy do Szkocji? Mam niewielką posiadłość w pobliżu Zamku Attinktonów.
- Właściwie dlaczego nie, ubłagam burmistrza o bezpłatny urlop. Powiem, że chcę przeczekać najgorszy okres z dala od Pytlowic – zaproponował Darek. Pomysł wydał my się bardzo kuszący, ogromnie obawiał się reakcji biurowych plotkarek. Wiedział, że gdyby teraz wrócił zjadłyby go żywcem.
- Mogę zabrać Różę? Pomoże mi w domu. – Dodał rozsądnie Zbyszek, już sobie wyobrażając długie, wieczorne spacery nad jeziorem. Nie miał zamiaru nigdzie bez niej jechać.
- Oczywiście – Sean nie miał nic przeciwko, stary, angielski dwór był naprawdę spory, wszyscy bez trudu się w nim pomieszczą.
- I Bartka też! – Stwierdził stanowczo Kevin. – Tam może nie być dzieci i z kim się pobawię! Mogę nawet znowu zacząć luty... lunatykować w nocy i ktoś będzie musiał ze mną spać! – Doskonale wiedział, że dorośli tego nie lubią i wolą swoje towarzystwo.
- Czyli jedziemy wszyscy, o ile rodzice Bartka się zgodzą. – Darek był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Lubił mieć całą rodzinę w pobliżu, tak długo był zupełnie sam, że cieszył się każdą spędzoną wspólnie chwilą.
- Ja mogę zostać popilnować domu – odezwał się cicho Jarek, który był nieco przerażony perspektywą przebywania na terenie Henrego. Skoro mężczyzna u niego w domu pozwalał sobie na buziakowe ekscesy, to jak bardzo będzie śmiały u siebie. Na myśl o namiętnych pocałunkach w ciemnym korytarzu ugięły się pod nim nogi i nieco spanikował.
- Zgłupiałeś doszczętnie?! – zdenerwowany brat pociągnął go za warkocz. – Puściłem cię na parę godzin do Krakowa i wylądowałeś w pierdlu! Jak będzie trzeba do wsadzę cię do klatki i nadam z bagażami!
- Mama oszaleje z radości! Dawno nie gościliśmy nikogo z rodziny – ucieszył się Attinkton. Będzie miał okazję pokazać Skarbowi swój zamek, oprowadzić po włościach, przekonać, że idealnie nadaje się na męża. Męża? Ta myśl nawet jego zaskoczyła.
- Trzeba będzie się uzbroić, spotkanie z Lady Agatą to nie byle co – zachichotał Sean. – Jarek, twoja teściowa jest wiedźmą! W księżycowe noce gotuje zupę z pijawek.
- Myślisz, że jak mu złamiemy drugą rękę, to nabierze manier? – Odezwał się do brata Darek.
- Nie uderzycie kaleki co? – Sean przezornie cofnął się z krzesłem.
-  Jestem facetem! Nie próbuj mnie swatać ze swoim kuzynem! – warknął Jarek. - A jak on ma rację? – zapytał ostrożnie po chwili. Przez głowę przemknęła mu groźna kobieta pokroju Margaret Thatcher.
- Jesteś okropnie niezdecydowany. Jakbyś jednak zmienił zdanie, to na pewno sobie poradzimy. Zresztą zawsze z możesz zastąpić tego lorda innym, podobno jest ich tam mnóstwo i wszyscy napaleni! – Zaczął się już otwarcie śmiać z osłupiałej miny chłopaka.

9 komentarzy:

  1. Kiedy ten Jarek i Henry razem będą? Oni są tak fajni razem i widać, że zakochani! Ale obawiam się, że Lord ma racje, że Jarek poleci na jakąś dziewczynę, by pokazać że nie jest gejem. Eh. A Sean jak zwykle wykorzystuje swoją sytuację.On jest świetny, i doskonale do Darka pasuje. Mało Kacpra i Bartka znowu. Ale Zbyszek jest uroczy jak zwykle.
    Ooooj Lady Agata musi być okropna i chłodna, ale pomysł wyjazdu świetny, oby Henry i Jarek jednak byli razem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy7:58 PM

    Uwielbiam to opowiadanie, jest cudowne. Wszyscy są niezwykli. Ciekawe co wydarzy się w Szkocji, może dojdzie do czegoś pomiędzy Henrym i Jarkiem, i mam nadzieję, że będzie więcej Bartka i Kevina, są boscy :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy7:44 PM

    Tak! Wreszcie więcej o Jarku i Henry'm! Chyba już nie raz wspominałam, że to moja ulubiona para w tym opowiadaniu. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach poświęcisz im więcej czasu. Tym bardziej, że wprowadzasz nową postać - lady Agatę. I od razu pojawia się pytanie, czy będzie teściową z piekła rodem, czy też może przyszły zięć zobaczy jej inną, tą łagodniejszą, twarz.
    Więc cała rodzina wybywa z kraju... Ciekawe, czy po wpadce ze szkoleniem na zięcia rodzice Bartka zachcą syna puścić na taki wyjazd...
    Jarkowi niemal się udało. Jego niechęć do wyjazdu jest w pełni zrozumiała. Od zawsze uważał, że jest heteroseksualny, teraz pojawił się ktoś, kto to podważa, sprawiając, że w głowie biednego młodzieńca zagościło zwątpienie.
    Weny i czasu do pisania kolejnych rozdziałów,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  4. Między Jarkiem a Henrym w końcu się więcej dzieje. Podoba mi się rozdział tylko o nich. Miła odmiana:)
    Ta cała Lady Agata to pewnie niezła histeryczka. Ciekawe co oni tam wszyscy u niej nabroją.
    Już czekam na kolejną notę
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  5. A czy Lady nie miała gdzieś w poprzednich rozdziałach na imię Elvira? Chyba w tamtym, w którym przyjechali. Chyba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Załatwiłaś mnie, możesz mieć rację, ale jak ja to znajdę!

      Usuń
  6. Świetny rozdział ^^ lecę czytać następny

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy2:25 PM

    Witam,
    lady Agata wydaje się przerażającą osobą, biedny Henry, jak Zbyszko mógł przerwać taką gorącą scenę..., szykuje się wyjazd..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy6:59 AM

    Hejeczka,
    wspaniale, wspólny wyjazd do Szkocji och to bedzie coś, no i co Jarek zasmucony wyjazdem Henrego więc jednak widać że naprawdę jest nim zainteresowany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń