Henry, który tak nagle
zdecydował się na kontynuowanie studiów w Polsce, miał sporo rzeczy do załatwienia
przed rozpoczęciem roku akademickiego. Jarek, jako sprawca całego zamieszania,
został oddelegowany, aby służyć mu za przewodnika po Krakowie. Załatwianie
spraw urzędowych i wypełnianie dziesiątek papierków zabrało im dobre kilka
godzin. Zmęczeni zjedli po porcji ruskich pierogów, zapili je colą, kłócąc się
zawzięcie, co będą dalej robić. Tak wzmocnieni na ciele i duszy ruszyli na
zakupy, zupełnie nieświadomi rozgrywającej się właśnie tragedii.
Chodzili od sklepu do sklepu, obładowani
coraz większą ilością paczek i torebek. Zwłaszcza lordziątko nie szczędziło
pieniędzy, by się jak to wyraził ,, godnie zaprezentować” w nowym miejscu.
Jarek ze znudzonym wyrazem twarzy obserwował rosnącą obok niego na krześle górę
eleganckich koszul i marynarek. Henry
nie pozwolił mu towarzyszyć sobie w garderobie, po tym jak próbował zapiąć mu
zacinający się zamek od spodni i nabawił się bolesnej erekcji. Na szczęście za
ladą stała całkiem ładna szatynka, której nie zamykała się ani na chwilę buzia.
Nie szczędziła obu chłopakom dobrych rad w doborze kolejnych ubrań.
- Pracujesz tutaj na cały
etat? – Zagadnął Jarek, któremu zaczęły kleić się oczy.
- Nie… Tutaj większość
obsługi to studenci. Dorabiamy sobie do stypendiów. – Obdarzyła go imponującym
uśmiechem, podziwiając jasne loki, za które sprzedałaby własną babcię i szmaragdowe
oczy ocienione długimi rzęsami.
- Mam coś na nosie? –
Zażartował, widząc jak go obserwuje z niewyraźną miną.
- Ech życie… - westchnęła, przewracając
mocno umalowanymi oczami. – Ten facet – wskazała na przebieralnię - to rasowa
sztuka. Ale po pierwsze już któryż raz próbuję mnie zabić wzrokiem, jak się tylko
do ciebie zbliżę. A po drugie nie mam z tobą żadnych szans, masz niesamowitego
farta brachu. – Klepnęła go po przyjacielsku w plecy. – Może ten przystojniak
ma chociaż brata albo kuzyna?
- Nim się nie przejmuj, lubi
sobie powarczeć. – Zachichotał. – A kuzynów owszem ma, całe zastępy. –
Przypomniał sobie niewydarzonych dręczycieli kotów.
Zasłona naprzeciwko
gwałtownie zafalowała i wyjrzała zza niej nachmurzona twarz Henrego. W ręce
trzymał niebieską koszulę i wymachiwał nią w kierunku sprzedawczyni, kręcącej
bezwstydnie tyłkiem przed JEGO chłopakiem.
- Lepiej by pani podała
większy rozmiar, zamiast flirtować w godzinach pracy! – Burknął niezbyt
grzecznie. Miał ochotę wbić temu
bezczelnemu dziewuszyskowi szpilkę od krawata w te wypięte poślady.
Sprzedawczyni węsząc spory
zysk natychmiast zajęła się marudzącym klientem, który miał zamiar kupić
więcej, niż wszyscy pozostali przez ostatnie kilka dni. Nie miała zamiaru
zmarnować takiej okazji na premię. Po dobrej godzinie obaj chłopcy ruszyli w
stronę parkingu, obładowani niczym wielbłądy.
- Czy ty musisz się tak
uśmiechać, do każdego głupka, który na ciebie spojrzy? – Zdegustowany Henry
zatrzymał się na środku chodnika, utrudniając ruch innym przechodniom. Prawdę mówiąc
od kiedy weszli do Centrum Handlowego, ku swojemu ogromnemu niezadowoleniu
zorientował się, że był zazdrosny o prawie każdego napalonego osobnika, który
obmacywał wzrokiem jego towarzysza. Żałował, że nie żyją w XIX wieku, mógłby
ich wtedy rozkazać zakuć wszystkich w dyby. Chętnie porzucałby zgniłymi
pomidorami w kilka najbardziej denerwujących gęb, które ośmieliły się cmokać i
gwizdać.
- Człowieku, czego się tak kwasisz? – Jarek popatrzył
z politowaniem na zgrzytającego zębami mężczyznę, nie mając pojęcia, co mu się
znowu zalęgło w tej lordowskiej łepetynie. On oglądał wystawy, zupełnie nie
zdając sobie sprawy z rzucanych mu spojrzeń. – Ja tu sobie żyły wypruwam, żebyś mógł zostać Mister Elegancja
na uniwerku, a ty ciągle jesteś niezadowolony! – Stanął naprzeciwko mężczyzny i
podparł się bojowo pod boki. Miał już dość humorków tego rozpieszczonego
jedynaka. – Nie jestem twoim lokajem niewdzięczny buraku! – Tupnął gniewnie
nogą, a jego oczy zapłonęły. Długie włosy spięte w luźny kucyk powiewały za nim
niczym złocista chorągiew. Przygryzł górną wargę, nie
mając pojęcia, że robi na biednym Henrym, zupełnie inne wrażenie niż zamierzał.
- Należysz do mnie! – Mruknął
niewyraźnie. Zupełnie zniewolony nie potrafił oderwać oczu od kształtnych ust, maltretowanych
właśnie zębami i zarumienionych z gniewu policzków. – Rozdajesz uśmiechy na
prawo i lewo, prowokując wszystkich!
- Jasne głąbie! Patrzę na
nich i myślę – przeleć mnie ty i ty, a także ty! – Machnął ręką w kierunku przechodniów.
- Nie wykręcaj się! Tak
omotałeś tą sprzedawczynię, że o mało się na ciebie nie rzuciła! – Spojrzał na
chłopaka oskarżycielsko.
- Chyba ci się zwoje od tego
biegania po mieście przegrzały! – Popukał go w czoło. – Ta panienka to akurat
ciebie wyhaczyła! – Nadepnął mu z rozmysłem na nogę i z zadowoleniem usłyszał
cichy jęk.
- Poza tym od kiedy to ja
niby jestem TWÓJ! Widzisz tu jakiś pierścionek drogi milordzie? – Podsunął mu
smukłą rękę pod sam nos. Ten wykrętny tekst przyszedł mu do głowy w samą porę.
Miał nadzieję, że wytrącił mu argumenty z ręki i teraz ten zarozumialec w końcu
się zamknie. Oficjalnie niczego sobie
przecież nie przyrzekali.
- Zaraz naprawię to niedopatrzenie!
– W Henrego, na taką prowokację, wstąpił przysłowiowy diabeł. Niewiele myśląc,
złapał go mocno za ramię i pociągnął za sobą. Miał szczery zamiar pokazać temu
uparciuchowi do kogo należy. Nie miał pojęcia dlaczego nie wpadł na to
wcześniej.
- Co ty wyprawiasz wariacie? –
Syknął Jarek, przemocą wepchnięty do sklepu jubilerskiego. Ogarnęło go złe
przeczucie. Czyżby przesadził i miał ponieść tego konsekwencję. Zaczął się ostrożnie
cofać do drzwi. – Może pójdziemy się czegoś napić? – zaproponował ugodowym
tonem. - Najlepiej czegoś zimnego, bo chyba musisz trochę ochłonąć.
- Nie ma sprawy, ale najpierw
się zakajdankujemy! – Przezornie nie puszczając ramienia towarzysza, podszedł
do lady z uprzejmym uśmiechem. – Proszę mi pokazać zaręczynowe pierścionki.
- Może to najpierw przemyślisz?
– Jarek wił się niczym wąż, próbując się oswobodzić. Uważał, że jeszcze za
wcześnie na takie poważne deklarację. Uspokoił się pod wpływem groźnego spojrzenia
towarzysza. – Naprawdę tego chcesz? A twoja matka… - Nie dokończył, bo Henry
przyciągnął go stanowczo do siebie i złożył na jego ustach zaborczy, namiętny
pocałunek od którego zakręciło mu się w głowie.
- Wybieraj… - Niechętnie
wypuścił z ramion smukłe ciało chłopaka.
Jubiler doskonale znał się na
swoim fachu, bezbłędnie rozpoznał zamożnego klienta. Zaczął wyciągać kolejne
pudełka, zachwalając towar. Oczywiście pokazywał tylko te najdroższe i najładniejsze.
- Nie bądź niemądry, muszą
kosztować majątek. – Jarek usiłował przywrócić mu rozsądek. Nigdy by nie pomyślał,
że ten na ogół flegmatyczny mężczyzna , potrafi być taki porywczy. Zarumienił się,
kiedy objął go ponownie od tyłu, niemal przyklejając mu się do pleców. – Co się
tak wieszasz? Ludzie patrzą!
- Aleś ty niezdecydowany! - Wziął do ręki proste, złote
obrączki, ozdobione pięknie wyszlifowanymi brylantami, które zdawały się pochłaniać
światło. Zdecydowanym ruchem włożył jedną na palec Jarka, a drugą na swój.
Nigdy w swoim życiu nie był tak niczego pewien jak tego, że ten chłopak spędzi
z nim resztę życia. – Teraz jesteś oficjalnie MOIM narzeczonym! - Odwrócił
zaskoczonego chłopaka twarzą do siebie i wycisnął na jego wargach drugiego,
gorącego całusa.
- Ee… właściwie…- wyjąkał ocierając
po dziecinnemu twarz, kiedy tylko udało mu się oderwać od tego całuśnego
łobuza. – Określiłbym to raczej jako napaść, porwanie i styranizowanie…
- Taa… to cały ja…- Henry
posłał mu pełen wyższości, leniwy uśmieszek. – Więc pilnuj się mój piękny, bo
trafisz do wieży i będziesz musiał robić za Roszpunka. . – Przytulił do siebie
prychającego chłopaka.- Wiesz, że cię kocham, prawda? – szepnął mu miękko
wprost do ucha, które natychmiast poczerwieniało. – Chyba powinniśmy to uczcić
w jakimś ustronnym miejscu. – Oczy mu rozbłysły.
- Marzenia piękna rzecz! –
Burknął Jarek, wyjątkowo jak na niego łagodnie i jakby lekko ochryple. –
Przestań myśleć dolną połową! Już późno, powinniśmy wracać do domu! – Powoli
zaczął go ogarniać jakiś dziwny niepokój. Romantyczny nastrój prysł jak bańka
mydlana. Delikatnie wysunął się z ramion mężczyzny.
- Faktycznie, aż dziwne, że
jeszcze nikt nie dzwonił. Zazwyczaj, co godzinę nas sprawdzają co robimy. –
Henry potulnie ruszył za nim, nie chciał przeciągać struny. Niespodziewany zryw
przyniósł wspaniałe efekty, teraz pyskaty słodziak należał tylko do niego i
mogli planować wspólną przyszłość.
- Pośpiesz się, zamiast się
szczerzyć nie wiadomo dlaczego! – Przyśpieszył kroku. Intuicja podpowiadała mu,
że stało się coś złego. Brat zawsze mu matkował i często telefonował. Wyciągnął
komórkę z kieszeni i wystukał jego numer, niestety bez rezultatu. Zimne macki
strachu zaczęły pełznąć mu po krzyżu, przywodząc na myśl tylko jedno imię –
Krzysztof.
- Nie martw się i zapnij
pasy. – Henry wrzucił zakupy do bagażnika i otworzył drzwi do samochodu, kiedy
dotarli na parking. – Robią zakupy z maluchami, pewnie nie słyszeli sygnału. –
Starał się uspokoić towarzysza , ale sam
poczuł, że coś było nie w porządku.
- Może masz rację, dostaję
już paranoi. Wszędzie widzę gębę tego Rosiczki. – Westchnął bez przekonania. –
Spróbuj połączyć się z Seanem. Mężczyzna bez słowa spełnił jego prośbę, lęk
chłopaka jakoś mu się udzielił. Wyciągnął z telefon i wybrał numer kuzyna.
Odebrał prawie natychmiast.
- Dobrze, że dzwonisz.
Przyjeżdżajcie na komisariat. Kevin i Darek zostali porwani z Galerii.
Potrzebujemy wszelkiej pomocy. – Głos mężczyzny drżał, pobrzmiewały w nim
histeryczne nutki. Najwyraźniej ledwo nad sobą opanował. Henry nigdy nie
słyszał go tak zdenerwowanego. Odetchnął głęboko, zastanawiając się jak te
straszne wieści przekazać narzeczonemu, który nie spuszczał z niego wystraszonych
oczu. – Trzymaj się stary, zaraz tam będziemy.
- No mówże, to Rosiczka
prawda? – Jarek gwałtownie zbladł i oparł się o samochód. Brat był jego jedyną
rodziną, inni po śmierci matki odwrócili się od nich w strachu, że będą musieć
pomóc sierotom. Darek był jego bohaterem, murem, który bez wahania osłaniał go
przed całym światem. Gdyby nie jego determinacja znalazłby się w Domu Dziecka.
- Tak. Porwał Kevina i Darka.
Postaraj się wziąć w garść, musimy pomóc w poszukiwaniach. – Widząc, że stoi
niczym słup, łagodnie pchnął go na siedzenie i zapiał pasy. Wziął w swoje dłonie
lodowate ręce chłopaka, chuchnął w nie i pocałował. – Głowa do góry, wszystko
będzie dobrze. To niemożliwe, żeby ten drań Rosiczka był sprytniejszy od nas
wszystkich.
***
Antosiowa z Kwasową miały wiele
przyzwyczajeń i nawyków, które według nich, odróżniały prawdziwe damy od reszty
plebsu. Na przykład każdego dnia spotykały się na popołudniowej herbatce by
wymienić się najświeższymi plotkami. Siedziały właśnie w salonie i pogryzały
anyżowe ciasteczka, które uwielbiały, kiedy ich uwagę przykuły telewizyjne
wiadomości. Z przerażeniem obejrzały relację policji z porwania Kevina i Darka.
Musiały odłożyć na stół filiżanki, bo zaczęły głośno dzwonić o spodeczki w ich roztrzęsionych
dłoniach. Największe wrażenie wywarł na nich życiorys i zdjęcia potencjalnego
sprawcy napadu. Pokazano mężczyznę w wielu różnych wcieleniach, jako krótko
ostrzyżonego bruneta, uwodzicielskiego blondyna, a nawet szatyna. Obie kobiety
chwyciły się za serce na widok ostatniej fotografii.
- Zobacz, przecież to ten
kaleka! – Antosiowa przecierała okulary, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyła.
– A taki był miły i rozmowny.
- Jasne, że to ten wąż
Rosiczka. Ładny mi inwalida! Nie ma co, niezły z niego aktor. – Kwasowa
zagryzła wargi. Ostatnio bardzo się starała panować nad językiem, a mimo tego
znowu wpakowała w kłopoty i to nie tylko siebie. – Pewnie, że był słodziuteńki,
taki nieszczęśliwy i godny litości. Wyciągnął z nas informacje bez problemu. Kretynki!
Wyśpiewałyśmy mu wszystko jak na spowiedzi!
- O Boże masz rację, to nasza
wina. Biedni chłopcy, nie wiadomo, co z nimi zrobi ten zwyrodnialec. –
Odgarnęła nerwowo włosy z czoła. – Może ich ktoś widział. Nie mogli uciec zbyt
daleko, policja na pewno obstawiła wszystkie drogi.
- Jak ich znajdą, to
przysięgam, że już nigdy nie będę się wtrącać w cudze życie! – Kwasowa, złapana
za gardło przez wyrzuty sumienia, uderzyła się w bujną pierś.
- Będę cię musiała zamknąć w
piwnicy i wypuszczać tylko w porze posiłków. – Antosiowa popatrzyła krytycznie
na przyjaciółkę. Dobrze wiedziała, że plotki są jej żywiołem. – Za późno na
krokodyle łzy. Lepiej się zastanów, czy nie słyszałaś czegoś przydatnego w
śledztwie!
- Nie mam pojęcia, gdzie taki
drań mógł się ukryć, ale musze przyznać, że nazwisko Porębskich, było w mojej
rodzinnej wsi dość znane. – Zamyśliła się głęboko. Miała wrażenie, że coś
ważnego umyka jej uwadze. Jakby w otchłani pamięci, dostrzegła coś katem oka,
ale umknęło zanim zdążyła to rozpoznać.
- Jak to? Nic nigdy nie wspominałaś!
– Antosiowa dolała sobie koniaczku, a oczy rozbłysły jej z ciekawości.
- Bo to tylko głupie bajdy z
dzieciństwa…- westchnęła. Poczucie winy skrobało jej serce drobnymi pazurkami,
nie dając ani na chwilę spokoju. Gdyby trzymała buzie na kłódkę, Darek i Kevin
pewnie nadal byliby na wakacjach.
- Nie daj się prosić! –
Intuicja podpowiadała kobiecie, że każda informacja o Rosiczce może być ważna.
Kwasowa miała naprawdę świetną pamięć, jej głowa niczym dobry komputer notowała
wszystkie interesujące wiadomości.
- Jako dziecko mieszkałam w
małej wiosce pod Krakowem. Rzadko działo się tam coś ciekawego. Rodzina Porębskich
była wyjątkiem. Większość jej członków cieszyła się złą sławą, nie uprawiali
roli, a zawsze opływali w dostatki. Mówiono, ze podpisali pakt z diabłem. Podobno
pradziad Krzysztofa był katem u samego króla Jagiełły. Mój wuj upił się kiedyś
z jednym z Porębskich, a ten pokazał mu stare dokumenty poświadczające ten
fakt, tyle, że spisane po łacinie. We wsi bywali dość rzadko, przyjeżdżali przeważnie
na wakacje. Głęboko w lesie, stała należąca do nich leśniczówka. Bardzo stara,
ale niezwykle zadbana. Opowiadano o niej straszne historie, a ja z siostrą
słuchałyśmy ich z otwartymi ustami.
- Hm… opowiedz jakąś… -
Antosiowa czuła, że właśnie złapała trop. Na jej policzkach pojawiły się
wypieki.
- Widzisz, rodzina Krzysztofa
bywała w tym domu, aby jak mówili zaczerpnąć świeżego powietrza. Z daleko było
widać, że to miastowi i to bardzo dobrze sytuowani. Nie spoufalali się zbytnio
z miejscowymi, a i oni nie garnęli się do znajomości.
- Miała być straszna legenda…
- Aleś ty niecierpliwa, po
kolei… - Otworzyła nową butelkę i nalała bursztynowego płynu do obu kieliszków.
Alkohol palącą strugą popłynął do żołądków rozgrzewając ciała i kojąc nerwy. –
Przez resztę miesięcy leśniczówka stała pusta. Ludzie jednak opowiadali, że w bezksiężycowe
noce słychać z niej było jęki i krzyki torturowanych ludzi. Kilka razy nawet
pojechał tam patrol policji, ale niczego podejrzanego nie znaleźli. Nigdzie
żadnych świeżych śladów, dom stał zamknięty na głucho.
- Czyli wieśniacy po pijaku
coś sobie ubzdurali. Jak dołożyć do tego historię o kacie, to można ich nawet
zrozumieć. – Antosiowa była rozczarowana, liczyła na coś bardziej krwawego i mrożącego
krew w żyłach, a to tylko rzeczywiście głupie
bajki. Straciły tylko czas.
- I tu nie masz racji. –
Odezwała się podchmielona Kwasowa z satysfakcją w głosie. – Rodzice zabraniali
nam chodzić do leśniczówki pod karą porządnego lania. Ale dzieci jak to dzieci.
Pójcie tam było ostateczny testem na odwagę. Chciałyśmy pokazać chłopakom, że
nie jesteśmy od nich gorsze. Wymknęłyśmy się nocą uzbrojone w latarki, drogę
znałyśmy z opowiadań. Całe w strachu przedzierałyśmy się przez las, który po
ciemku nie wyglądał już tak przyjaźnie. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, wszystko
wyglądało tak jak opowiadał wuj. Na małej polanie stał duży, drewniany dom.
Wszystkie drzewa na jej obrzeżach były uschnięte, nie zauważyłyśmy ani jednego
listeczka, choć nastał dopiero wrzesień. Trawa też miała dziwny brązowy kolor.
Tymczasem w pobliżu drzwi rosły trzy wyjątkowo bujne krzewy nieznanego mi
gatunku. Kwiaty na nich miały brunatno czerwone płatki, które kojarzyły się z
zakrzepła krwią. Pachniały jakoś nienaturalnie, metalicznie. Miałyśmy je
przynieść jako dowód. Podkradłyśmy się na palcach, choć nikogo nie widziałyśmy
w pobliżu, zerwałyśmy dwa, po jednym dla każdej z nas. Już miałyśmy wracać z
tryumfem do wsi, kiedy TO usłyszałyśmy. Najpierw jakby ktoś stękał i dyszał,
potem jęczał, na koniec rozległo się przeciągłe bolesne kwiczenie, które
skojarzyło mi się ze śmiertelnie rannym zającem, który kiedyś obok naszego domu
wpadł we wnyki. Włosy podniosły się nam na głowach. Chwyciłam siostrę kurczowo
za rękę, nie zapalając latarek pognałyśmy z powrotem, nie oglądając się za
siebie. Wpadłyśmy do domu ciężko oddychając, nie mogłyśmy wykrztusić ani słowa,
a trzęsłyśmy się tak, aż dzwoniły nam zęby.
- Jesteś pewna, że to nie
było wycie wilka, albo na przykład wiatru? Dzieci mają bujna wyobraźnię,
zwłaszcza wystraszone. . – Antosiowa popatrzyła na
przyjaciółkę sceptycznie.
- Na pewno nie. Ten głos śnił
nam się po nocach przez kilka tygodni, aż mama zaprowadziła nas z siostrą do
lekarza.
- Wiesz co sobie pomyślałam? –
Antosiowa popatrzyła na nią bystro i poderwała się z krzesła. – Ta wasza
leśniczówka, to świetne miejsce na przeczekanie policyjnego pościgu.
- Masz rację, wprost idealne.
Z dala od ludzi, głęboko w lesie, nikt o niej nie wie oprócz miejscowych. –
Kwasowa złapała za telefon. – Dzwonię na policję, może chociaż odrobinę
pomożemy!
***
Jarek z Henrym po krótkiej rozmowie
telefonicznej z kapitanem Żyłą udali się na komisariat. Zastali tam szalejącego
z niepokoju Seana, miotającego się od ściany do ściany niczym ranne zwierzę.
Warz z upływającymi godzinami, bez jednej pozytywnej wiadomości był coraz
bardziej przerażony. Dostali do dyspozycji rzadko używany pokój wypoczynkowy,
tam zmusili go żeby usiadł i dokładnie wypytali. Starali się we trójkę ustalić
wszystkie fakty, mając nadzieję, że wpadną na jakiś pomysł. Przynieśli z samochodów
swoje laptopy, zaczęli przeszukiwać Internet w poszukiwaniu jakiś wiadomości o
Rosiczce. Mieli nadzieję wpaść na coś, co policja przeoczyła. Okazało się, że
rodzina Porębskich była dosyć znana i
miała w okolicy Krakowa kilkanaście posiadłości. Prośbami i groźbami zdobyli
ich adresy. Niestety posłane tam natychmiast patrole nikogo nie zastały.
- Musieliśmy coś przegapić! –
Jarek zaczął poszukiwania od nowa z maniakalną dokładnością. Sean zaczął robić
to samo. Bezczynność ich zabijała, musieli działać, aby nie zwariować.
- Nie bądźcie naiwni. Skoro Rosiczka miał tyle
na sumieniu, z pewnością posiadał niejedną kryjówkę, o której nikt nie
wiedział. – Henry uważał, że ich wysiłki niczego do śledztwa nie wniosą.
- Zamknij dziób i pomóż! Nie
mam zamiaru tutaj siedzieć i obgryzać paznokci. – Warknął do mężczyzny, który
natychmiast się zreflektował. Podszedł do chłopaka, usiadł obok i delikatnie pogładził
go po napiętych plecach.
- Pokaż co masz. – Zrozumiał,
że popełnił błąd i Jarek miał rację. To co robili było ważne, choćby ze względu
na Seana, który ledwo się trzymał. Świadomość, że może stracić dwie najbliższe
dla siebie osoby doprowadzała go do szaleństwa. Podana mu przez Jarka herbata
nie miała żadnego smaku. Od rana nic nie jadł i żołądek zawiązał mu się w
twardy supeł. Starał się panować nad nerwami, ale przychodziło mu to z coraz
większym trudem.
***
Kapitan Żyła był bardzo zajęty. Robota dosłownie
paliła mu się w rękach, doskonale wiedział, jak ważna w takich wypadkach była
każda godzina. Nie miał ochoty odpierać telefonu od pytlowickich plotkar.
Kobiety jednak nalegały takim uporem, blokując
linię, że w końcu zgodził się na krótką rozmowę. Po ich wysłuchaniu w serce
mężczyzny wkradła się nieśmiało nadzieja. Podobnie jak Kwasowa miał paskudne
wyrzuty sumienia, że nie upilnował Darka i naraził go na niebezpieczeństwo.
Wysłał natychmiast doświadczony patrol do wsi, wskazanej przez mu Kwasową. Po
godzinie dostali pozytywną wiadomość. W leśniczówce przebywały co najmniej dwie
osoby. Prawdopodobieństwo, ze to poszukiwani było bardzo duże.
Kapitan natychmiast wezwał brygadę
antyterrorystyczną i omówił z nią szczegółowo plan odbicia porwanych.
Drobiazgowo zaplanowali każdy krok. Jeśli Darek z Kevinem tam rzeczywiście
byli, nie mogli dopuścić, żeby coś im się stało. Rosiczka był nieprzewidywalny draniem,
nie wiadomo do czego będzie zdolny w ekstremalnej sytuacji. Oczywiście rodzina
także została powiadomiona. Mężczyźni niemal na kolanach ubłagali kapitana, by
ich zabrał ze sobą. Przysięgli zachować rozsądek i wypełniać bez szemrania jego
rozkazy.
Tymczasem część policyjnej ekipy była już na
miejscu. Usuwała liczne alarmy i pułapki, uruchomione po przybyciu do
leśniczówki przez zapobiegliwego bandytę. Na okolicznych drzewach znaleźli
kilka kamer i detektorów ruchu. Chcieli podkraść się niepostrzeżenie i
unieszkodliwić Rosiczkę, unikając rozlewu krwi. Najlżejsze dotknięcie okna,
parapetu czy drzwi groziło nie tylko włączeniem się brzęczyka, ale i porażeniem
prądem. Na rozbieranie dachu nie było czasu. Kiedy policyjni fachowcy kończyli
już pracę, na polanę dotarła brygada antyterrorystyczna z kapitanem Żyłą na
czele oraz rodzina Evansów. Cywilom polecono pozostać w samochodzie, dobrze
ukrytym w krzakach. Kiedy jednak otwarto drzwi rozległy się przeraźliwe krzyki
Darka, od których nawet doświadczeni policjanci dostali gęsiej skórki. Sean
wypalił z auta niczym wystrzelony z armaty pocisk. Nie było na świecie takiej
mocy, która powstrzymałaby go przed pobiegnięciem na ratunek. Zanim dotarł do
leśniczówki nastała głucha cisza, która była jeszcze bardziej przerażająca, niż
poprzedzające ją pełne bólu wycie.
***
Krzysztof przebywał w swoim świecie,
zanurzony w cudownej szkarłatnej mgle czystej rozkoszy. Widział lśniące strużki
krwi spływające po udach Darka, słyszał jego krzyki i wiedział już na pewno, że
tak musi wyglądać niebo. Chłopak był jeszcze wspanialszy, niż sobie wymarzył – jasnowłosy anioł o aksamitnej skórze oraz pięknych pośladkach, teraz już na zawsze naznaczonych jego podpisem i herbem.
Jego jęki, zapach krwi upajały go niczym najlepszy narkotyk. Penis nabrzmiał do
niesamowitych rozmiarów, a serce raz po raz zalewały fale szczęścia, jakiego
nigdy wcześniej nie zaznał.
- Teraz się połączymy na
wieki. – Przysunął sączącą główkę do zaciśniętego wejścia. – Krzycz moje imię
aniele, razem dolecimy na sam szczyt! – Chwycił za kształtne biodra i już miał
zamiar pchnąć, kiedy przez otaczającą go szczelnie zasłonę szaleństwa przedarł
się niepokojący fakt. Darek leżał na zakrwawionych obficie prześcieradłach
zupełnie bezwładnie, przestał też się odzywać. To go nieco zbiło z tropu. - Czyżby zemdlał z nadmiaru emocji? Jego
kochanie było przecież takie wrażliwe.
- Obudź się! – Potrząsnął chłopakiem
delikatnie. Chciał, aby w tej pięknej chwili byli razem, przeżywali wspólnie
niesamowitą rozkosz. Ich orgazm z pewnością dosięgnie gwiazd i pozazdroszczą im
nawet bogowie. - Może jednak przesadził,
źle obliczył próg bólu kochanka? -
Krzysztof zaczął wpadać w panikę, a jego penis całkiem oklapł. Zdał sobie
sprawę, że również przyrodzenie Darka leżało płasko. Wiedział jednak doskonale z własnego doświadczenia, że do
takiej formy seksu trzeba przywyknąć. Potrzeba wielu ćwiczeń, by osiągnąć
doskonałość, a oni mają przecież przed sobą całe życie. Ta myśl nieco go
uspokoiła. On też na początku był niechętny, potem jednak ojciec przekonał go,
że można z tego czerpać niesamowitą przyjemność, nie dającą się do niczego przyrównać.
Chciał dla Darka wszystkiego co najlepsze, postanowił być cierpliwym nauczycielem.
Pokazanie mu swojego świata sprawi mu wiele radości. Dotychczas nie miał go z
kim dzielić.
Nagle światła pod sufitem
zamigotały, nie miały do tego prawa, sam wielokrotnie sprawdzał wszystkie
systemy. Odwrócił się do Darka tyłem i wyprostował nagą sylwetkę. Jego skóra
pokryta była czerwonymi plamami, z których był taki dumny. Świadczyły o tym, że
niczego nie zaniedbał i przykładał się do rytuału. Zaczął nasłuchiwać, zaciskając
w dłoni nóż. Coś było nie w porządku, podpowiadał mu to niezawodny instynkt
drapieżnika, odziedziczony po szalonych przodkach. Na korytarzu rozległy się
ciche kroki kilku osób. Do domu wdarł się wróg, teraz był już tego pewien. Mógł
uciec, w sypialni znajdowało się tajne przejście. Niestety bardzo wąskie,
musiałby zostawić Darka na pastwę intruzów. Tego nie potrafił zrobić, musiał
jak prawdziwy mężczyzna stawić im czoła i obronić swojego anioła. Obnażył zęby
i zaczął warczeć.
Kiedy drzwi się powoli
otwarły i do pokoju wpadli uzbrojeni po zęby policjanci, na chwilę oniemieli na
jego widok. Wyglądał niczym pogański wojownik, pomalowany w wojenne barwy.
Ciało lśniło mu od potu, a z ust toczyła się piana. Oczy błyszczące szaleństwem
patrzyły dziko, miały przekrwione biała i rozszerzone źrenice. Zasłaniał sobą
leżącego na łóżku chłopaka, jakby chciał go przed nimi ochronić. Nagle spiął mięśnie i bez
słowa rzucił się na nich.
- Precz… on jest mój… nie
dostaniecie go…- wycharczał, zadając celne ciosy nożem. Poruszał się szybko
niczym tygrys, dwaj policjanci zostali ranni zanim się spostrzegli. Krzysztof
nawet szalony był bardzo sprawnym zabójcą. Otoczony przez mężczyzn, którzy
wytrącili mu broń, gryzł i kopał wyjąc
przy tym, niczym zapędzone do pułapki zwierzę. Jeden z funkcjonariuszy, chcąc
go unieszkodliwić cofnął się i posłał mu kulkę w udo. W tym momencie bandyta poślizgnął
się na krwi i ekskrementach, padając na kolana. Zamiast nogę, kula przeszyła mu
serce. Przewrócił się na plecy, zdawał sobie sprawę, że to koniec. Ogromnym
wysiłkiem woli przekręcił się na bok, tak, aby mógł widzieć Darka. Na jego
wykrzywionych dotąd wściekłością wargach wykwitł łagodny, pełen szczęścia uśmiech.
Oczy znowu stały się niebieskie jak letnie niebo i pełne blasku. Błądziły po
nagim ciele chłopaka z nieopisanym zachwytem.
- Mój jedyny… mój anioł…
jeszcze się spotkamy… kiedyś…
cudne, jak zawsze :3
OdpowiedzUsuńSmutno mi, że już nadszedł ten czterdziesty rozdział... I opowiadanie dobiega końca... Mam nadzieję, że niedługo zaczniesz zaczniesz nas częstować kolejnym opowiadaniem :3
Krzysztof... Bardzo mu współczuję. Ile on musiał się w życiu nacierpieć, aby stać się takim psychopatą i sadystą...?
Jarek i Lordusiątko... Chyba nawet Sean z Kevinem przez całe opo nie byli tak denerwujący, jak ta para w powyższym rozdziale.
Darek i Sean... Cały czas miałam nadzieję, że Sean przybędzie do kryjówki Rosiczki i zdąży jedynie pożegnać umierającego Darka. Bądź Dareczek-Laseczek przeżyje, a Sean zginie w jego obronie, walcząc z Krzysztofem... Chyba powinnam się leczyć o____O
Dzieciaczki mnie równie często irytowały, co zachwycały. Tę anielską stronę Kevina będę jeszcze wspominać. I będę tęsknić. Mocno i długo. Do czasu, aż zaczniesz publikować kolejne opo <3
Fabuła rozwinęła się cudownie, chociaż irytowała mnie ta długa cisza przed burzą... Burza jednak nadeszła, wspaniała i dynamiczna... Ale... Burza, burza i po burzy... Koniec. Ja się nie zgadzam na koniec...
Zrobisz sequel??? :D
Serdecznie pozdrawiam,
Sarabeth M.
jeśli ktoś ma ochotę na odrobinę yaoi i yuri, to zapraszam tutaj: nie-tylko-yaoi-czlowiek-zyje.blogspot.com (z góry przepraszam, jeśli nie lubisz reklam :3 )
Jako pierwsze:
OdpowiedzUsuńCZEMU W TAKIM MOMENCIE?
Po drugie:
Wspaniałe. Po prostu idealne.
Mam nadzieję, że Rosiczka zdechnie i trafi do najgorszych czeluści Tartaru. Chociaż w sumie.. do czyśćca! Nudnej :D
Cieszę się, że jednak Daruś nie wyszedł z tego cało. To by było po prostu... głupie. Jednak mam nadzieję, że przeżyje. Niech sobie pośpi w krytycznym stanie z... kilka miesięcy? A potem... amnezja xD
To by był po prostu troll xD
Ale chcę by Daruś był z Seanem... a jeszcze Henry i Jareczek! Oni są po prostu zajebiści. I ta akcja z pierścionkiem xD
Coś przeczuwam bliski koniec tego opowiadania... Mam jednak nadzieję, że napiszesz coś jeszcze :3
Trzymam kciuki i czekam na następną notkę *3*
Boże jedyny. Po raz pierwszy chciałam, żeby rozdział był krótszy. Niemal mnie zabiłaś tym oczekiwaniem. A serce do tej pory bije mi bardzo szybko.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo się cieszę z tego, że Rosiczka jednak nie zgwałcił Darka. Same tortury to potworność, ale z tym może sobie poradzić. Z gwałtem już może nie. Co prawda miałby wsparcie Seana, ale do końca życia czułby się nieczysty.
Ale zacznijmy od początku.
Wycieczka na zakupy Jarka i Henry'ego była wspaniała. Ta zazdrość lorda to miodzio. I ta próba Jarka flirtowania ze sprzedawczynią... Miodzio. Scena kłótni bardzo przypadła mi do gustu. Biedny Jarek usiłował jakoś uspokoić towarzysza i przekonać go, że nie są razem. Nieszczęsny, nie wiedział, że argumentem o braku pierścionka podpisał na siebie wyrok.
Antosiowa i Kwasowa jako bohaterki pozytywne... Wow, to robi wrażenie. Po tych dwóch nie spodziewałabym się takiego zachowania. Zaimponowały mi tą chęcią odkupienia win i pomocy w odnalezieniu Kevina i Darka.
Zakończenie... Mam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, że Krzysztof jest martwy. Oszczędzi to Darkowi wielu kłopotów i strachu o przyszłość. Z drugiej jednak, wizja Rosiczki, który do końca życia cierpi wiedząc, że Darek jest szczęśliwy z innym.
Szkoda, że ta historia dobiega końca. Choć drżę już z ekscytacji, bo wkrótce będę mogła przeczytać wszystkie rozdziały w całości, na raz.
Weny i dziękuję za ten rozdział.
Pozdrawiam,
Ariana
Nie wiem dlaczego, ale tak cholernie przykro mi sie zrobilo z powodu Krzysztofa. On kochal Darka. Wiem, ze jak sie kogos kocha to chce sie szczescia tej osoby, ale czasami ciezko z tym. Zazdrosc czlowieka wyzera. Ze to ze mna moglby robic te wszystkie rzeczy. On tylko byl nieszczesliwie zakochany.
OdpowiedzUsuńNie mam slow. Swietnie opisane.
Pozdrawiam
Damiann
No i szkoda, ze Krzysztof tam nie zgwalcil. Jestem brutalem wiem :D
UsuńDamiann, moja bratnia duszo :D
UsuńTo, co się stało z Krzysztofem, bardzo mnie zasmuciło. Nie mówię tylko o postrzale, ale - przede wszystkim - o jego dzieciństwie. Gdyby jego ojciec nie zgotowałby mu Piekła, to pewnie wyrósłby na wartościowego, moralnego człowieka, a Darek byłby gotów oddać za niego życie, powtarzając ,,kocham cię, Krzysiu"(o ile spotkaliby się, skoro Krzysiu nie byłby przestępcą planującym napad).
Według mnie on był nie tyle ,,tylko nieszczęśliwie zakochany", co po prostu chory w wyniku przeżyć w dzieciństwie :( Bardzo mu współczuję
Super, że jednak Krzysztof go nie zgwałcił.Mam nadzieje, że jednak będzie coś jeszcze z Henrym i Jareczkiem, ponieważ są moją ulubioną parą ^_~
OdpowiedzUsuńZdechł !!!!! Wygrać życie !!! A teraz idę świętować ... (Nie będę tu klnąć chociaż aż mi się to ciśnie) SZKODA, ŻE TAK LEKKO MU SIĘ ... ZDECHŁO XD niech Hades i Shinigami ukarzą go za to wszystko ...
OdpowiedzUsuńPsychika czlowieka jest dziwna.
UsuńW końcu koniec Krzysztofa, jak się cieszę że drań nie żyje. bo ciągle prześladowałby Darka. Dla Krzyśka nie ma usprawiedliwień, choć to może wina jego ojca, że zrył mu psychikę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Dareczek się pozbiera a Sean mu w tym pomoże. A co z Kevinem, czy nic mu się nie stało?
Wątek Henriego i Jarka słodziutki i mamy kolejnych narzeczonych, lady Agata będzie z syna.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
To nie może być koniec. Po prostu nie może... nie rób mi tego! Proszę!
OdpowiedzUsuńDobrze, że psychopata nie żyje, chociaż mi go szkoda. Był po prostu zakochany, tak poskutkowała patologia rodziny.
~ Ruda
Witam,
OdpowiedzUsuńhahah Jarek i Henry są już za kajdankowani na życzenie samego Jarka, cóż chciał zbić go z tropu, a ten podchwycił pomysł... podobał mi się taki zazdrosny Henry, Antosiowa z Kwasową w końcu się na coś przydały, Darek został odnaleziony w samą porę można rzec, Rosiczka był naprawdę szalony
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia