środa, 26 listopada 2014

Rozdział 40

   Henry, który tak nagle zdecydował się na kontynuowanie studiów w Polsce, miał sporo rzeczy do załatwienia przed rozpoczęciem roku akademickiego. Jarek, jako sprawca całego zamieszania, został oddelegowany, aby służyć mu za przewodnika po Krakowie. Załatwianie spraw urzędowych i wypełnianie dziesiątek papierków zabrało im dobre kilka godzin. Zmęczeni zjedli po porcji ruskich pierogów, zapili je colą, kłócąc się zawzięcie, co będą dalej robić. Tak wzmocnieni na ciele i duszy ruszyli na zakupy, zupełnie nieświadomi rozgrywającej się właśnie tragedii.
   Chodzili od sklepu do sklepu, obładowani coraz większą ilością paczek i torebek. Zwłaszcza lordziątko nie szczędziło pieniędzy, by się jak to wyraził ,, godnie zaprezentować” w nowym miejscu. Jarek ze znudzonym wyrazem twarzy obserwował rosnącą obok niego na krześle górę eleganckich koszul i marynarek.  Henry nie pozwolił mu towarzyszyć sobie w garderobie, po tym jak próbował zapiąć mu zacinający się zamek od spodni i nabawił się bolesnej erekcji. Na szczęście za ladą stała całkiem ładna szatynka, której nie zamykała się ani na chwilę buzia. Nie szczędziła obu chłopakom dobrych rad w doborze kolejnych ubrań.
- Pracujesz tutaj na cały etat? – Zagadnął Jarek, któremu zaczęły kleić się oczy.
- Nie… Tutaj większość obsługi to studenci. Dorabiamy sobie do stypendiów. – Obdarzyła go imponującym uśmiechem, podziwiając jasne loki, za które sprzedałaby własną babcię i szmaragdowe oczy ocienione długimi rzęsami.
- Mam coś na nosie? – Zażartował, widząc jak go obserwuje z niewyraźną miną.
- Ech życie… - westchnęła, przewracając mocno umalowanymi oczami. – Ten facet – wskazała na przebieralnię - to rasowa sztuka. Ale po pierwsze już któryż raz próbuję mnie zabić wzrokiem, jak się tylko do ciebie zbliżę. A po drugie nie mam z tobą żadnych szans, masz niesamowitego farta brachu. – Klepnęła go po przyjacielsku w plecy. – Może ten przystojniak ma chociaż brata albo kuzyna?
- Nim się nie przejmuj, lubi sobie powarczeć. – Zachichotał. – A kuzynów owszem ma, całe zastępy. – Przypomniał sobie niewydarzonych dręczycieli kotów.
Zasłona naprzeciwko gwałtownie zafalowała i wyjrzała zza niej nachmurzona twarz Henrego. W ręce trzymał niebieską koszulę i wymachiwał nią w kierunku sprzedawczyni, kręcącej bezwstydnie tyłkiem przed JEGO chłopakiem.
- Lepiej by pani podała większy rozmiar, zamiast flirtować w godzinach pracy! – Burknął niezbyt grzecznie.Miał ochotę wbić temu bezczelnemu dziewuszyskowi szpilkę od krawata w te wypięte poślady.
Sprzedawczyni węsząc spory zysk natychmiast zajęła się marudzącym klientem, który miał zamiar kupić więcej, niż wszyscy pozostali przez ostatnie kilka dni. Nie miała zamiaru zmarnować takiej okazji na premię. Po dobrej godzinie obaj chłopcy ruszyli w stronę parkingu, obładowani niczym wielbłądy.
- Czy ty musisz się tak uśmiechać, do każdego głupka, który na ciebie spojrzy? – Zdegustowany Henry zatrzymał się na środku chodnika, utrudniając ruch innym przechodniom. Prawdę mówiąc od kiedy weszli do Centrum Handlowego, ku swojemu ogromnemu niezadowoleniu zorientował się, że był zazdrosny o prawie każdego napalonego osobnika, który obmacywał wzrokiem jego towarzysza. Żałował, że nie żyją w XIX wieku, mógłby ich wtedy rozkazać zakuć wszystkich w dyby. Chętnie porzucałby zgniłymi pomidorami w kilka najbardziej denerwujących gęb, które ośmieliły się cmokać i gwizdać.
- Człowieku, czego się tak kwasisz? – Jarek popatrzył z politowaniem na zgrzytającego zębami mężczyznę, nie mając pojęcia, co mu się znowu zalęgło w tej lordowskiej łepetynie. On oglądał wystawy, zupełnie nie zdając sobie sprawy z rzucanych mu spojrzeń. – Ja tu sobie  żyły wypruwam, żebyś mógł zostać Mister Elegancja na uniwerku, a ty ciągle jesteś niezadowolony! – Stanął naprzeciwko mężczyzny i podparł się bojowo pod boki. Miał już dość humorków tego rozpieszczonego jedynaka. – Nie jestem twoim lokajem niewdzięczny buraku! – Tupnął gniewnie nogą, a jego oczy zapłonęły. Długie włosy spięte w luźny kucyk powiewały za nim niczym złocista chorągiew. Przygryzł górną wargę, nie mając pojęcia, że robi na biednym Henrym, zupełnie inne wrażenie niż zamierzał.
- Należysz do mnie! – Mruknął niewyraźnie. Zupełnie zniewolony nie potrafił oderwać oczu od kształtnych ust, maltretowanych właśnie zębami i zarumienionych z gniewu policzków. – Rozdajesz uśmiechy na prawo i lewo, prowokując wszystkich!
- Jasne głąbie! Patrzę na nich i myślę – przeleć mnie ty i ty, a także ty! – Machnął ręką w kierunku przechodniów.
- Nie wykręcaj się! Tak omotałeś tą sprzedawczynię, że o mało się na ciebie nie rzuciła! – Spojrzał na chłopaka oskarżycielsko.
- Chyba ci się zwoje od tego biegania po mieście przegrzały! – Popukał go w czoło. – Ta panienka to akurat ciebie wyhaczyła! – Nadepnął mu z rozmysłem na nogę i z zadowoleniem usłyszał cichy jęk.
- Poza tym od kiedy to ja niby jestem TWÓJ! Widzisz tu jakiś pierścionek drogi milordzie? – Podsunął mu smukłą rękę pod sam nos. Ten wykrętny tekst przyszedł mu do głowy w samą porę. Miał nadzieję, że wytrącił mu argumenty z ręki i teraz ten zarozumialec w końcu się zamknie.Oficjalnie niczego sobie przecież nie przyrzekali.
- Zaraz naprawię to niedopatrzenie! – W Henrego, na taką prowokację, wstąpił przysłowiowy diabeł. Niewiele myśląc, złapał go mocno za ramię i pociągnął za sobą. Miał szczery zamiar pokazać temu uparciuchowi do kogo należy. Nie miał pojęcia dlaczego nie wpadł na to wcześniej.
- Co ty wyprawiasz wariacie? – Syknął Jarek, przemocą wepchnięty do sklepu jubilerskiego. Ogarnęło go złe przeczucie. Czyżby przesadził i miał ponieść tego konsekwencję. Zaczął się ostrożnie cofać do drzwi. – Może pójdziemy się czegoś napić? – zaproponował ugodowym tonem. - Najlepiej czegoś zimnego, bo chyba musisz trochę ochłonąć.
- Nie ma sprawy, ale najpierw się zakajdankujemy! – Przezornie nie puszczając ramienia towarzysza, podszedł do lady z uprzejmym uśmiechem. – Proszę mi pokazać zaręczynowe pierścionki.
- Może to najpierw przemyślisz? – Jarek wił się niczym wąż, próbując się oswobodzić. Uważał, że jeszcze za wcześnie na takie poważne deklarację. Uspokoił się pod wpływem groźnego spojrzenia towarzysza. – Naprawdę tego chcesz? A twoja matka… - Nie dokończył, bo Henry przyciągnął go stanowczo do siebie i złożył na jego ustach zaborczy, namiętny pocałunek od którego zakręciło mu się w głowie.
- Wybieraj… - Niechętnie wypuścił z ramion smukłe ciało chłopaka.
Jubiler doskonale znał się na swoim fachu, bezbłędnie rozpoznał zamożnego klienta. Zaczął wyciągać kolejne pudełka, zachwalając towar. Oczywiście pokazywał tylko te najdroższe i najładniejsze.
- Nie bądź niemądry, muszą kosztować majątek. – Jarek usiłował przywrócić mu rozsądek. Nigdy by nie pomyślał, że ten na ogół flegmatyczny mężczyzna , potrafi być taki porywczy. Zarumienił się, kiedy objął go ponownie od tyłu, niemal przyklejając mu się do pleców. – Co się tak wieszasz? Ludzie patrzą!
- Aleś ty niezdecydowany!- Wziął do ręki proste, złote obrączki, ozdobione pięknie wyszlifowanymi brylantami, które zdawały się pochłaniać światło. Zdecydowanym ruchem włożył jedną na palec Jarka, a drugą na swój. Nigdy w swoim życiu nie był tak niczego pewien jak tego, że ten chłopak spędzi z nim resztę życia. – Teraz jesteś oficjalnie MOIM narzeczonym! - Odwrócił zaskoczonego chłopaka twarzą do siebie i wycisnął na jego wargach drugiego, gorącego całusa.
- Ee… właściwie…- wyjąkał ocierając po dziecinnemu twarz, kiedy tylko udało mu się oderwać od tego całuśnego łobuza. – Określiłbym to raczej jako napaść, porwanie i styranizowanie…
- Taa… to cały ja…- Henry posłał mu pełen wyższości, leniwy uśmieszek. – Więc pilnuj się mój piękny, bo trafisz do wieży i będziesz musiał robić za Roszpunka.. – Przytulił do siebie prychającego chłopaka.- Wiesz, że cię kocham, prawda? – szepnął mu miękko wprost do ucha, które natychmiast poczerwieniało. – Chyba powinniśmy to uczcić w jakimś ustronnym miejscu. – Oczy mu rozbłysły.
- Marzenia piękna rzecz! – Burknął Jarek, wyjątkowo jak na niego łagodnie i jakby lekko ochryple. – Przestań myśleć dolną połową! Już późno, powinniśmy wracać do domu! – Powoli zaczął go ogarniać jakiś dziwny niepokój. Romantyczny nastrój prysł jak bańka mydlana. Delikatnie wysunął się z ramion mężczyzny.
- Faktycznie, aż dziwne, że jeszcze nikt nie dzwonił. Zazwyczaj, co godzinę nas sprawdzają co robimy. – Henry potulnie ruszył za nim, nie chciał przeciągać struny. Niespodziewany zryw przyniósł wspaniałe efekty, teraz pyskaty słodziak należał tylko do niego i mogli planować wspólną przyszłość.
- Pośpiesz się, zamiast się szczerzyć nie wiadomo dlaczego! – Przyśpieszył kroku. Intuicja podpowiadała mu, że stało się coś złego. Brat zawsze mu matkował i często telefonował. Wyciągnął komórkę z kieszeni i wystukał jego numer, niestety bez rezultatu. Zimne macki strachu zaczęły pełznąć mu po krzyżu, przywodząc na myśl tylko jedno imię – Krzysztof.
- Nie martw się i zapnij pasy. – Henry wrzucił zakupy do bagażnika i otworzył drzwi do samochodu, kiedy dotarli na parking. – Robią zakupy z maluchami, pewnie nie słyszeli sygnału. – Starał się uspokoić towarzysza ,  ale sam poczuł, że coś było nie w porządku.
- Może masz rację, dostaję już paranoi. Wszędzie widzę gębę tego Rosiczki. – Westchnął bez przekonania. – Spróbuj połączyć się z Seanem. Mężczyzna bez słowa spełnił jego prośbę, lęk chłopaka jakoś mu się udzielił. Wyciągnął z telefon i wybrał numer kuzyna. Odebrał prawie natychmiast.
- Dobrze, że dzwonisz. Przyjeżdżajcie na komisariat. Kevin i Darek zostali porwani z Galerii. Potrzebujemy wszelkiej pomocy. – Głos mężczyzny drżał, pobrzmiewały w nim histeryczne nutki. Najwyraźniej ledwo nad sobą opanował. Henry nigdy nie słyszał go tak zdenerwowanego. Odetchnął głęboko, zastanawiając się jak te straszne wieści przekazać narzeczonemu, który nie spuszczał z niego wystraszonych oczu. – Trzymaj się stary, zaraz tam będziemy.
- No mówże, to Rosiczka prawda? – Jarek gwałtownie zbladł i oparł się o samochód. Brat był jego jedyną rodziną, inni po śmierci matki odwrócili się od nich w strachu, że będą musieć pomóc sierotom. Darek był jego bohaterem, murem, który bez wahania osłaniał go przed całym światem. Gdyby nie jego determinacja znalazłby się w Domu Dziecka.
- Tak. Porwał Kevina i Darka. Postaraj się wziąć w garść, musimy pomóc w poszukiwaniach. – Widząc, że stoi niczym słup, łagodnie pchnął go na siedzenie i zapiał pasy. Wziął w swoje dłonie lodowate ręce chłopaka, chuchnął w nie i pocałował. – Głowa do góry, wszystko będzie dobrze. To niemożliwe, żeby ten drań Rosiczka był sprytniejszy od nas wszystkich.
***
   Antosiowa z Kwasową miały wiele przyzwyczajeń i nawyków, które według nich, odróżniały prawdziwe damy od reszty plebsu. Na przykład każdego dnia spotykały się na popołudniowej herbatce by wymienić się najświeższymi plotkami. Siedziały właśnie w salonie i pogryzały anyżowe ciasteczka, które uwielbiały, kiedy ich uwagę przykuły telewizyjne wiadomości. Z przerażeniem obejrzały relację policji z porwania Kevina i Darka. Musiały odłożyć na stół filiżanki, bo zaczęły głośno dzwonić o spodeczki w ich roztrzęsionych dłoniach. Największe wrażenie wywarł na nich życiorys i zdjęcia potencjalnego sprawcy napadu. Pokazano mężczyznę w wielu różnych wcieleniach, jako krótko ostrzyżonego bruneta, uwodzicielskiego blondyna, a nawet szatyna. Obie kobiety chwyciły się za serce na widok ostatniej fotografii.
- Zobacz, przecież to ten kaleka! – Antosiowa przecierała okulary, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyła. – A taki był miły i rozmowny.
- Jasne, że to ten wąż Rosiczka. Ładny mi inwalida! Nie ma co, niezły z niego aktor. – Kwasowa zagryzła wargi. Ostatnio bardzo się starała panować nad językiem, a mimo tego znowu wpakowała w kłopoty i to nie tylko siebie. – Pewnie, że był słodziuteńki, taki nieszczęśliwy i godny litości. Wyciągnął z nas informacje bez problemu. Kretynki! Wyśpiewałyśmy mu wszystko jak na spowiedzi!
- O Boże masz rację, to nasza wina. Biedni chłopcy, nie wiadomo, co z nimi zrobi ten zwyrodnialec. – Odgarnęła nerwowo włosy z czoła. – Może ich ktoś widział. Nie mogli uciec zbyt daleko, policja na pewno obstawiła wszystkie drogi.
- Jak ich znajdą, to przysięgam, że już nigdy nie będę się wtrącać w cudze życie! – Kwasowa, złapana za gardło przez wyrzuty sumienia, uderzyła się w bujną pierś.
- Będę cię musiała zamknąć w piwnicy i wypuszczać tylko w porze posiłków. – Antosiowa popatrzyła krytycznie na przyjaciółkę. Dobrze wiedziała, że plotki są jej żywiołem. – Za późno na krokodyle łzy. Lepiej się zastanów, czy nie słyszałaś czegoś przydatnego w śledztwie!
- Nie mam pojęcia, gdzie taki drań mógł się ukryć, ale musze przyznać, że nazwisko Porębskich, było w mojej rodzinnej wsi dość znane. – Zamyśliła się głęboko. Miała wrażenie, że coś ważnego umyka jej uwadze. Jakby w otchłani pamięci, dostrzegła coś katem oka, ale umknęło zanim zdążyła to rozpoznać.
- Jak to? Nic nigdy nie wspominałaś! – Antosiowa dolała sobie koniaczku, a oczy rozbłysły jej z ciekawości.
- Bo to tylko głupie bajdy z dzieciństwa…- westchnęła. Poczucie winy skrobało jej serce drobnymi pazurkami, nie dając ani na chwilę spokoju. Gdyby trzymała buzie na kłódkę, Darek i Kevin pewnie nadal byliby na wakacjach.
- Nie daj się prosić! – Intuicja podpowiadała kobiecie, że każda informacja o Rosiczce może być ważna. Kwasowa miała naprawdę świetną pamięć, jej głowa niczym dobry komputer notowała wszystkie interesujące wiadomości.
- Jako dziecko mieszkałam w małej wiosce pod Krakowem. Rzadko działo się tam coś ciekawego. Rodzina Porębskich była wyjątkiem. Większość jej członków cieszyła się złą sławą, nie uprawiali roli, a zawsze opływali w dostatki. Mówiono, ze podpisali pakt z diabłem. Podobno pradziad Krzysztofa był katem u samego króla Jagiełły. Mój wuj upił się kiedyś z jednym z Porębskich, a ten pokazał mu stare dokumenty poświadczające ten fakt, tyle, że spisane po łacinie. We wsi bywali dość rzadko, przyjeżdżali przeważnie na wakacje. Głęboko w lesie, stała należąca do nich leśniczówka. Bardzo stara, ale niezwykle zadbana. Opowiadano o niej straszne historie, a ja z siostrą słuchałyśmy ich z otwartymi ustami.
- Hm… opowiedz jakąś… - Antosiowa czuła, że właśnie złapała trop. Na jej policzkach pojawiły się wypieki.
- Widzisz, rodzina Krzysztofa bywała w tym domu, aby jak mówili zaczerpnąć świeżego powietrza. Z daleko było widać, że to miastowi i to bardzo dobrze sytuowani. Nie spoufalali się zbytnio z miejscowymi, a i oni nie garnęli się do znajomości.
- Miała być straszna legenda…
- Aleś ty niecierpliwa, po kolei… - Otworzyła nową butelkę i nalała bursztynowego płynu do obu kieliszków. Alkohol palącą strugą popłynął do żołądków rozgrzewając ciała i kojąc nerwy. – Przez resztę miesięcy leśniczówka stała pusta. Ludzie jednak opowiadali, że w bezksiężycowe noce słychać z niej było jęki i krzyki torturowanych ludzi. Kilka razy nawet pojechał tam patrol policji, ale niczego podejrzanego nie znaleźli. Nigdzie żadnych świeżych śladów, dom stał zamknięty na głucho.
- Czyli wieśniacy po pijaku coś sobie ubzdurali. Jak dołożyć do tego historię o kacie, to można ich nawet zrozumieć. – Antosiowa była rozczarowana, liczyła na coś bardziej krwawego i mrożącego krew w żyłach, a to tylko  rzeczywiście głupie bajki. Straciły tylko czas.
- I tu nie masz racji. – Odezwała się podchmielona Kwasowa z satysfakcją w głosie. – Rodzice zabraniali nam chodzić do leśniczówki pod karą porządnego lania. Ale dzieci jak to dzieci. Pójcie tam było ostateczny testem na odwagę. Chciałyśmy pokazać chłopakom, że nie jesteśmy od nich gorsze. Wymknęłyśmy się nocą uzbrojone w latarki, drogę znałyśmy z opowiadań. Całe w strachu przedzierałyśmy się przez las, który po ciemku nie wyglądał już tak przyjaźnie. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, wszystko wyglądało tak jak opowiadał wuj. Na małej polanie stał duży, drewniany dom. Wszystkie drzewa na jej obrzeżach były uschnięte, nie zauważyłyśmy ani jednego listeczka, choć nastał dopiero wrzesień. Trawa też miała dziwny brązowy kolor. Tymczasem w pobliżu drzwi rosły trzy wyjątkowo bujne krzewy nieznanego mi gatunku. Kwiaty na nich miały brunatno czerwone płatki, które kojarzyły się z zakrzepła krwią. Pachniały jakoś nienaturalnie, metalicznie. Miałyśmy je przynieść jako dowód. Podkradłyśmy się na palcach, choć nikogo nie widziałyśmy w pobliżu, zerwałyśmy dwa, po jednym dla każdej z nas. Już miałyśmy wracać z tryumfem do wsi, kiedy TO usłyszałyśmy. Najpierw jakby ktoś stękał i dyszał, potem jęczał, na koniec rozległo się przeciągłe bolesne kwiczenie, które skojarzyło mi się ze śmiertelnie rannym zającem, który kiedyś obok naszego domu wpadł we wnyki. Włosy podniosły się nam na głowach. Chwyciłam siostrę kurczowo za rękę, nie zapalając latarek pognałyśmy z powrotem, nie oglądając się za siebie. Wpadłyśmy do domu ciężko oddychając, nie mogłyśmy wykrztusić ani słowa, a trzęsłyśmy się tak, aż dzwoniły nam zęby.
- Jesteś pewna, że to nie było wycie wilka, albo na przykład wiatru? Dzieci mają bujna wyobraźnię, zwłaszcza wystraszone.. – Antosiowa popatrzyła na przyjaciółkę sceptycznie.
- Na pewno nie. Ten głos śnił nam się po nocach przez kilka tygodni, aż mama zaprowadziła nas z siostrą do lekarza.
- Wiesz co sobie pomyślałam? – Antosiowa popatrzyła na nią bystro i poderwała się z krzesła. – Ta wasza leśniczówka, to świetne miejsce na przeczekanie policyjnego pościgu.
- Masz rację, wprost idealne. Z dala od ludzi, głęboko w lesie, nikt o niej nie wie oprócz miejscowych. – Kwasowa złapała za telefon. – Dzwonię na policję, może chociaż odrobinę pomożemy!
***
   Jarek z Henrym po krótkiej rozmowie telefonicznej z kapitanem Żyłą udali się na komisariat. Zastali tam szalejącego z niepokoju Seana, miotającego się od ściany do ściany niczym ranne zwierzę. Warz z upływającymi godzinami, bez jednej pozytywnej wiadomości był coraz bardziej przerażony. Dostali do dyspozycji rzadko używany pokój wypoczynkowy, tam zmusili go żeby usiadł i dokładnie wypytali. Starali się we trójkę ustalić wszystkie fakty, mając nadzieję, że wpadną na jakiś pomysł. Przynieśli z samochodów swoje laptopy, zaczęli przeszukiwać Internet w poszukiwaniu jakiś wiadomości o Rosiczce. Mieli nadzieję wpaść na coś, co policja przeoczyła. Okazało się, że rodzina Porębskich była dosyć znana  i miała w okolicy Krakowa kilkanaście posiadłości. Prośbami i groźbami zdobyli ich adresy. Niestety posłane tam natychmiast patrole nikogo nie zastały.
- Musieliśmy coś przegapić! – Jarek zaczął poszukiwania od nowa z maniakalną dokładnością. Sean zaczął robić to samo. Bezczynność ich zabijała, musieli działać, aby nie zwariować.
 - Nie bądźcie naiwni. Skoro Rosiczka miał tyle na sumieniu, z pewnością posiadał niejedną kryjówkę, o której nikt nie wiedział. – Henry uważał, że ich wysiłki niczego do śledztwa nie wniosą.
- Zamknij dziób i pomóż! Nie mam zamiaru tutaj siedzieć i obgryzać paznokci. – Warknął do mężczyzny, który natychmiast się zreflektował. Podszedł do chłopaka, usiadł obok i delikatnie pogładził go po napiętych plecach.
- Pokaż co masz. – Zrozumiał, że popełnił błąd i Jarek miał rację. To co robili było ważne, choćby ze względu na Seana, który ledwo się trzymał. Świadomość, że może stracić dwie najbliższe dla siebie osoby doprowadzała go do szaleństwa. Podana mu przez Jarka herbata nie miała żadnego smaku. Od rana nic nie jadł i żołądek zawiązał mu się w twardy supeł. Starał się panować nad nerwami, ale przychodziło mu to z coraz większym trudem.
***
   Kapitan Żyła był bardzo zajęty. Robota dosłownie paliła mu się w rękach, doskonale wiedział, jak ważna w takich wypadkach była każda godzina. Nie miał ochoty odpierać telefonu od pytlowickich plotkar. Kobiety jednak nalegały takim uporem, blokując  linię, że w końcu zgodził się na krótką rozmowę.Po ich wysłuchaniu w serce mężczyzny wkradła się nieśmiało nadzieja. Podobnie jak Kwasowa miał paskudne wyrzuty sumienia, że nie upilnował Darka i naraził go na niebezpieczeństwo. Wysłał natychmiast doświadczony patrol do wsi, wskazanej przez mu Kwasową. Po godzinie dostali pozytywną wiadomość. W leśniczówce przebywały co najmniej dwie osoby. Prawdopodobieństwo, ze to poszukiwani było bardzo duże.
Kapitan natychmiast wezwał brygadę antyterrorystyczną i omówił z nią szczegółowo plan odbicia porwanych. Drobiazgowo zaplanowali każdy krok. Jeśli Darek z Kevinem tam rzeczywiście byli, nie mogli dopuścić, żeby coś im się stało. Rosiczka był nieprzewidywalny draniem, nie wiadomo do czego będzie zdolny w ekstremalnej sytuacji. Oczywiście rodzina także została powiadomiona. Mężczyźni niemal na kolanach ubłagali kapitana, by ich zabrał ze sobą. Przysięgli zachować rozsądek i wypełniać bez szemrania jego rozkazy.
   Tymczasem część policyjnej ekipy była już na miejscu. Usuwała liczne alarmy i pułapki, uruchomione po przybyciu do leśniczówki przez zapobiegliwego bandytę. Na okolicznych drzewach znaleźli kilka kamer i detektorów ruchu. Chcieli podkraść się niepostrzeżenie i unieszkodliwić Rosiczkę, unikając rozlewu krwi. Najlżejsze dotknięcie okna, parapetu czy drzwi groziło nie tylko włączeniem się brzęczyka, ale i porażeniem prądem. Na rozbieranie dachu nie było czasu. Kiedy policyjni fachowcy kończyli już pracę, na polanę dotarła brygada antyterrorystyczna z kapitanem Żyłą na czele oraz rodzina Evansów. Cywilom polecono pozostać w samochodzie, dobrze ukrytym w krzakach. Kiedy jednak otwarto drzwi rozległy się przeraźliwe krzyki Darka, od których nawet doświadczeni policjanci dostali gęsiej skórki. Sean wypalił z auta niczym wystrzelony z armaty pocisk. Nie było na świecie takiej mocy, która powstrzymałaby go przed pobiegnięciem na ratunek. Zanim dotarł do leśniczówki nastała głucha cisza, która była jeszcze bardziej przerażająca, niż poprzedzające ją pełne bólu wycie.
***
   Krzysztof przebywał w swoim świecie, zanurzony w cudownej szkarłatnej mgle czystej rozkoszy. Widział lśniące strużki krwi spływające po udach Darka, słyszał jego krzyki i wiedział już na pewno, że tak musi wyglądać niebo. Chłopak był jeszcze wspanialszy, niż sobie wymarzył – jasnowłosy anioł o aksamitnej skórze oraz pięknych pośladkach, teraz już na zawsze naznaczonych jego podpisem i herbem. Jego jęki, zapach krwi upajały go niczym najlepszy narkotyk. Penis nabrzmiał do niesamowitych rozmiarów, a serce raz po raz zalewały fale szczęścia, jakiego nigdy wcześniej nie zaznał.
- Teraz się połączymy na wieki. – Przysunął sączącą główkę do zaciśniętego wejścia. – Krzycz moje imię aniele, razem dolecimy na sam szczyt! – Chwycił za kształtne biodra i już miał zamiar pchnąć, kiedy przez otaczającą go szczelnie zasłonę szaleństwa przedarł się niepokojący fakt. Darek leżał na zakrwawionych obficie prześcieradłach zupełnie bezwładnie, przestał też się odzywać. To go nieco zbiło z tropu. - Czyżby zemdlał z nadmiaru emocji? Jego kochanie było przecież takie wrażliwe.
- Obudź się! – Potrząsnął chłopakiem delikatnie. Chciał, aby w tej pięknej chwili byli razem, przeżywali wspólnie niesamowitą rozkosz. Ich orgazm z pewnością dosięgnie gwiazd i pozazdroszczą im nawet bogowie. - Może jednak przesadził, źle obliczył próg bólu kochanka?  - Krzysztof zaczął wpadać w panikę, a jego penis całkiem oklapł. Zdał sobie sprawę, że również przyrodzenie Darka leżało płasko. Wiedział jednak  doskonale z własnego doświadczenia, że do takiej formy seksu trzeba przywyknąć. Potrzeba wielu ćwiczeń, by osiągnąć doskonałość, a oni mają przecież przed sobą całe życie. Ta myśl nieco go uspokoiła. On też na początku był niechętny, potem jednak ojciec przekonał go, że można z tego czerpać niesamowitą przyjemność, nie dającą się do niczego przyrównać. Chciał dla Darka wszystkiego co najlepsze, postanowił być cierpliwym nauczycielem. Pokazanie mu swojego świata sprawi mu wiele radości. Dotychczas nie miał go z kim  dzielić.
   Nagle światła pod sufitem zamigotały, nie miały do tego prawa, sam wielokrotnie sprawdzał wszystkie systemy. Odwrócił się do Darka tyłem i wyprostował nagą sylwetkę. Jego skóra pokryta była czerwonymi plamami, z których był taki dumny. Świadczyły o tym, że niczego nie zaniedbał i przykładał się do rytuału. Zaczął nasłuchiwać, zaciskając w dłoni nóż. Coś było nie w porządku, podpowiadał mu to niezawodny instynkt drapieżnika, odziedziczony po szalonych przodkach. Na korytarzu rozległy się ciche kroki kilku osób. Do domu wdarł się wróg, teraz był już tego pewien. Mógł uciec, w sypialni znajdowało się tajne przejście. Niestety bardzo wąskie, musiałby zostawić Darka na pastwę intruzów. Tego nie potrafił zrobić, musiał jak prawdziwy mężczyzna stawić im czoła i obronić swojego anioła. Obnażył zęby i zaczął warczeć.
   Kiedy drzwi się powoli otwarły i do pokoju wpadli uzbrojeni po zęby policjanci, na chwilę oniemieli na jego widok. Wyglądał niczym pogański wojownik, pomalowany w wojenne barwy. Ciało lśniło mu od potu, a z ust toczyła się piana. Oczy błyszczące szaleństwem patrzyły dziko, miały przekrwione biała i rozszerzone źrenice. Zasłaniał sobą leżącego na łóżku chłopaka, jakby chciał go przed nimi ochronić. Nagle spiął mięśnie i bez słowa rzucił się na nich.
- Precz… on jest mój… nie dostaniecie go…- wycharczał, zadając celne ciosy nożem. Poruszał się szybko niczym tygrys, dwaj policjanci zostali ranni zanim się spostrzegli. Krzysztof nawet szalony był bardzo sprawnym zabójcą. Otoczony przez mężczyzn, którzy wytrącili mu broń,  gryzł i kopał wyjąc przy tym, niczym zapędzone do pułapki zwierzę. Jeden z funkcjonariuszy, chcąc go unieszkodliwić cofnął się i posłał mu kulkę w udo. W tym momencie bandyta poślizgnął się na krwi i ekskrementach, padając na kolana. Zamiast nogę, kula przeszyła mu serce. Przewrócił się na plecy, zdawał sobie sprawę, że to koniec. Ogromnym wysiłkiem woli przekręcił się na bok, tak, aby mógł widzieć Darka. Na jego wykrzywionych dotąd wściekłością wargach wykwitł łagodny, pełen szczęścia uśmiech. Oczy znowu stały się niebieskie jak letnie niebo i pełne blasku. Błądziły po nagim ciele chłopaka z nieopisanym zachwytem.
- Mój jedyny… mój anioł… jeszcze się spotkamy… kiedyś…

12 komentarzy:

  1. cudne, jak zawsze :3
    Smutno mi, że już nadszedł ten czterdziesty rozdział... I opowiadanie dobiega końca... Mam nadzieję, że niedługo zaczniesz zaczniesz nas częstować kolejnym opowiadaniem :3
    Krzysztof... Bardzo mu współczuję. Ile on musiał się w życiu nacierpieć, aby stać się takim psychopatą i sadystą...?
    Jarek i Lordusiątko... Chyba nawet Sean z Kevinem przez całe opo nie byli tak denerwujący, jak ta para w powyższym rozdziale.
    Darek i Sean... Cały czas miałam nadzieję, że Sean przybędzie do kryjówki Rosiczki i zdąży jedynie pożegnać umierającego Darka. Bądź Dareczek-Laseczek przeżyje, a Sean zginie w jego obronie, walcząc z Krzysztofem... Chyba powinnam się leczyć o____O
    Dzieciaczki mnie równie często irytowały, co zachwycały. Tę anielską stronę Kevina będę jeszcze wspominać. I będę tęsknić. Mocno i długo. Do czasu, aż zaczniesz publikować kolejne opo <3
    Fabuła rozwinęła się cudownie, chociaż irytowała mnie ta długa cisza przed burzą... Burza jednak nadeszła, wspaniała i dynamiczna... Ale... Burza, burza i po burzy... Koniec. Ja się nie zgadzam na koniec...
    Zrobisz sequel??? :D
    Serdecznie pozdrawiam,
    Sarabeth M.

    jeśli ktoś ma ochotę na odrobinę yaoi i yuri, to zapraszam tutaj: nie-tylko-yaoi-czlowiek-zyje.blogspot.com (z góry przepraszam, jeśli nie lubisz reklam :3 )

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako pierwsze:

    CZEMU W TAKIM MOMENCIE?

    Po drugie:

    Wspaniałe. Po prostu idealne.
    Mam nadzieję, że Rosiczka zdechnie i trafi do najgorszych czeluści Tartaru. Chociaż w sumie.. do czyśćca! Nudnej :D

    Cieszę się, że jednak Daruś nie wyszedł z tego cało. To by było po prostu... głupie. Jednak mam nadzieję, że przeżyje. Niech sobie pośpi w krytycznym stanie z... kilka miesięcy? A potem... amnezja xD

    To by był po prostu troll xD

    Ale chcę by Daruś był z Seanem... a jeszcze Henry i Jareczek! Oni są po prostu zajebiści. I ta akcja z pierścionkiem xD

    Coś przeczuwam bliski koniec tego opowiadania... Mam jednak nadzieję, że napiszesz coś jeszcze :3

    Trzymam kciuki i czekam na następną notkę *3*

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy6:46 AM

    Boże jedyny. Po raz pierwszy chciałam, żeby rozdział był krótszy. Niemal mnie zabiłaś tym oczekiwaniem. A serce do tej pory bije mi bardzo szybko.
    Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę z tego, że Rosiczka jednak nie zgwałcił Darka. Same tortury to potworność, ale z tym może sobie poradzić. Z gwałtem już może nie. Co prawda miałby wsparcie Seana, ale do końca życia czułby się nieczysty.
    Ale zacznijmy od początku.
    Wycieczka na zakupy Jarka i Henry'ego była wspaniała. Ta zazdrość lorda to miodzio. I ta próba Jarka flirtowania ze sprzedawczynią... Miodzio. Scena kłótni bardzo przypadła mi do gustu. Biedny Jarek usiłował jakoś uspokoić towarzysza i przekonać go, że nie są razem. Nieszczęsny, nie wiedział, że argumentem o braku pierścionka podpisał na siebie wyrok.
    Antosiowa i Kwasowa jako bohaterki pozytywne... Wow, to robi wrażenie. Po tych dwóch nie spodziewałabym się takiego zachowania. Zaimponowały mi tą chęcią odkupienia win i pomocy w odnalezieniu Kevina i Darka.
    Zakończenie... Mam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, że Krzysztof jest martwy. Oszczędzi to Darkowi wielu kłopotów i strachu o przyszłość. Z drugiej jednak, wizja Rosiczki, który do końca życia cierpi wiedząc, że Darek jest szczęśliwy z innym.
    Szkoda, że ta historia dobiega końca. Choć drżę już z ekscytacji, bo wkrótce będę mogła przeczytać wszystkie rozdziały w całości, na raz.
    Weny i dziękuję za ten rozdział.
    Pozdrawiam,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem dlaczego, ale tak cholernie przykro mi sie zrobilo z powodu Krzysztofa. On kochal Darka. Wiem, ze jak sie kogos kocha to chce sie szczescia tej osoby, ale czasami ciezko z tym. Zazdrosc czlowieka wyzera. Ze to ze mna moglby robic te wszystkie rzeczy. On tylko byl nieszczesliwie zakochany.
    Nie mam slow. Swietnie opisane.
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i szkoda, ze Krzysztof tam nie zgwalcil. Jestem brutalem wiem :D

      Usuń
    2. Damiann, moja bratnia duszo :D
      To, co się stało z Krzysztofem, bardzo mnie zasmuciło. Nie mówię tylko o postrzale, ale - przede wszystkim - o jego dzieciństwie. Gdyby jego ojciec nie zgotowałby mu Piekła, to pewnie wyrósłby na wartościowego, moralnego człowieka, a Darek byłby gotów oddać za niego życie, powtarzając ,,kocham cię, Krzysiu"(o ile spotkaliby się, skoro Krzysiu nie byłby przestępcą planującym napad).
      Według mnie on był nie tyle ,,tylko nieszczęśliwie zakochany", co po prostu chory w wyniku przeżyć w dzieciństwie :( Bardzo mu współczuję

      Usuń
  5. Anonimowy1:46 PM

    Super, że jednak Krzysztof go nie zgwałcił.Mam nadzieje, że jednak będzie coś jeszcze z Henrym i Jareczkiem, ponieważ są moją ulubioną parą ^_~

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdechł !!!!! Wygrać życie !!! A teraz idę świętować ... (Nie będę tu klnąć chociaż aż mi się to ciśnie) SZKODA, ŻE TAK LEKKO MU SIĘ ... ZDECHŁO XD niech Hades i Shinigami ukarzą go za to wszystko ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy3:39 PM

      Psychika czlowieka jest dziwna.

      Usuń
  7. Anonimowy3:38 PM

    W końcu koniec Krzysztofa, jak się cieszę że drań nie żyje. bo ciągle prześladowałby Darka. Dla Krzyśka nie ma usprawiedliwień, choć to może wina jego ojca, że zrył mu psychikę.
    Mam nadzieję, że Dareczek się pozbiera a Sean mu w tym pomoże. A co z Kevinem, czy nic mu się nie stało?
    Wątek Henriego i Jarka słodziutki i mamy kolejnych narzeczonych, lady Agata będzie z syna.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy11:51 AM

    To nie może być koniec. Po prostu nie może... nie rób mi tego! Proszę!

    Dobrze, że psychopata nie żyje, chociaż mi go szkoda. Był po prostu zakochany, tak poskutkowała patologia rodziny.

    ~ Ruda

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy1:36 PM

    Witam,
    hahah Jarek i Henry są już za kajdankowani na życzenie samego Jarka, cóż chciał zbić go z tropu, a ten podchwycił pomysł... podobał mi się taki zazdrosny Henry, Antosiowa z Kwasową w końcu się na coś przydały, Darek został odnaleziony w samą porę można rzec, Rosiczka był naprawdę szalony
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń