środa, 26 lutego 2014

Rozdział 18

      Sean po telefonie Darka stał w swoim gabinecie w klinice z dość niemądrą miną. Sekretarka przyglądała mu się uważnie, zaskoczona szerokim uśmiechem na twarzy, ponurego zwykle szefa. Machinalnie zaczął przekładać przed sobą dokumenty, nie mając pojęcia co właściwie robi. Tymczasem jego wyobraźnia szalała w najlepsze, podsuwając mu mocno niecenzuralne obrazki narzeczonego bez bielizny.
- Pani Marto, muszę na godzinę wyjść, proszę przełożyć zebranie i powiadomić zainteresowanych. – Wstał i założył marynarkę, którą chwilę wcześniej porzucił na krześle.
- Ale panie doktorze, termin już dawno był ustalony – zaprotestowała nieśmiało kobieta. Była na tym stanowisku już chyba dziesiątą osobą i z trudem radziła sobie z porywczym pracodawcą. Wystarczyło jedno stalowe spojrzenie, by jej trwożliwa dusza uciekała do pięt.
- Wymyśl coś, nakarm tych darmozjadów, zajmij czymś do mojego powrotu. – Wzruszył beztrosko ramionami. – Mam bardzo ważną sprawę do załatwienia.
- Ale przecież... – podjęła strapiona sekretarka, niestety za mężczyzną zamknęły się już drzwi.  Wsunęła ręce w swoje i tak już wzburzone włosy, poczochrała je jeszcze bardziej, tworząc malowniczą stertę siana. Łatwo szefowi powiedzieć zajmij się gośćmi, tylko co ona zrobi przez godzinę z sześcioma szwedzkimi biznesmenami, gadającymi między sobą w jakimś nieludzkim języku. Załamana zadzwoniła do działu kadr, aby się dowiedzieć, czy ktoś czasem nie deklarował w CV znajomości tego bełkotu.
***
   Sean mimo, że Darek na niego nawarczał przez telefon, miał dość dobry humor. Wszedł do domu pogwizdując wesoło i ruszył do sypialni chłopaka.  Zaczął buszować po szafach oraz komodach w poszukiwaniu bielizny. Wreszcie, po dobrym kwadransie udało mu się natrafić na poukładane kolorami eleganckie, koronkowe komplety – majteczki spięte ze stanikami opakowane w ładne etui.
- Czerwony? Nie... Może różowy? Zbyt kobiecy! – mruczał do siebie pod nosem, wyobrażając sobie jak chłopak będzie wyglądał w tych cudownościach. W końcu natrafił na niebieski, przyjrzał mu się uważnie błyszczącymi oczami i włożył do kieszeni. – Idealny!
Zanim dojechał do Urzędu Miasta udało mu się nabawić porządnego problemu w spodniach. Na szczęście marynarka była wystarczająco długa, aby ukryć co trzeba, więc dokładnie pozapinał guziki zanim wszedł do środka. Nie chciał narobić sobie wstydu przed burmistrzem Biedronką, który lubił snuć się o tej porze po korytarzach. Wbiegł na piętro i zajrzał do pokoju, w którym zwykle pracował Darek.
- Witam zapracowane panie. Gdzie ona jest? – Zapytał zaskoczonej jego widokiem Danusi.
- Dzień dobry panie doktorze, znowu zabarykadowała się w kibelku. Dziwnie piszczała jak tam biegła i wyglądało na to, że ma jakiś kłopot. Coś jej przekazać? – Kobiecie z ciekawości aż zaświeciły się oczy.
- Nie trzeba, przyniosłem artykuły pierwszej potrzeby, więc może lepiej sam je przekażę. – Wyszczerzył zęby do zapatrzonych w niego maślanym wzrokiem urzędniczek i ruszył do świątyni dumania. Ledwo się za nim zamknęły drzwi przyjaciółki zaczęły chichotać.
- Ta mała spryciula wysłała Bestię po podpaski. - Ala nie mogła ustać na nogach i trzymała się za brzuch. Widok groźnego doktora biegnącego po tampony na jedno skinienie narzeczonej był dość zabawny.
- Nieźle go wzięła pod pantofel co? Powinnyśmy się od niej uczyć! – Pokiwała głową z udaną powagą Danka.
***
    Tymczasem rozdrażniony Darek siedział na ubikacji, obok niego na podłodze leżała sterta podartego papieru toaletowego na której odreagował stres. Nadal prychał z irytacji nie tylko na paskudnego trolla, ale także na siebie. Wystarczyły duże dłonie zaciśnięte na jego tyłku, by całkowicie stracił rozum oraz poczucie przyzwoitości. Do tej pory był bardzo porządnym facetem i nigdy nie miał problemu z zachowaniem pewnych zasad. Od kilku lat sam wychowywał przecież braciszka, a teraz miał pod opieką jeszcze Kevina, więc powinien dawać dobry przykład. Niestety jak życie pokazało u niego rozsądek szedł prostą, dokładnie wytyczoną drogą, natomiast  ciało i serce pędziło na złamanie karku podniecającą, kolorową autostradą. Usłyszał ciche skrobanie do drzwi i westchnął.
- Jesteś tam, mój nagi skarbie? – usłyszał rechot podstępnego drania.
- Milcz i wchodź! Już myślałem, że muszę wywiesić napis rezerwacja! – warknął do zadowolonego z siebie narzeczonego i wciągnął go do środka. – Nie gap się tak, tylko dwaj majtki!
- No wiesz! Ja biegnę na ratunek, zostawiam swoich gości na łasce spanikowanej sekretarki, a tu zamiast dziękuję kochanie, rozkazy niczym w wojsku. – Sean skrzyżował ręce na szerokiej piersi, a jego mózg zaczął działać na najwyższych  obrotach na widok wygiętych kapryśnie ust chłopaka. Nie miał zamiaru stąd wyjść bez solidnej porcji wrażeń, która pozwoliłaby mu przeżyć jakoś ten dzień.
- Nie wygłupiaj się bałwanie, nie mogę chodzić z gołym tyłkiem! – Klimatyzacja co chwilę podnosiła cienką spódniczkę i wiaterek hulał między jego udami.
- Na tym świecie nie ma nic za darmo. Jakaś zapłata za szybkie doręczenie przesyłki chyba się należy? – Sean zbliżał się powoli do zarumienionego Darka, który cofał się tyłem lekko spanikowany. Szybko się zorientował, że nie ma żadnych szans na ucieczkę. W ten sposób został zagnany w pułapkę, czyli do kabiny prysznicowej.
- Jeden buziak i znikasz! – starał się nadać swojemu głosowi stanowczość.
- Musi być bardzo przekonujący... – Sean z pomrukiem wpił się w kuszące usta, których nie miał bynajmniej zamiaru na razie opuszczać. Przygryzł delikatnie dolną wargę i wdarł się do środka.
- O boże... – jęknął bezradnie chłopak, kiedy poczuł magiczne dłonie gładzące jego uda. Posuwały się pieszczotliwym ruchem do góry, aż w końcu zacisnęły na pośladkach, sprawiając, że w ciągu sekundy kompletnie zapomniał o swoich postanowieniach.
- Pochyl się kochanie. – Mężczyzna odwrócił słaniającego się na nogach chłopaka tyłem do siebie, sięgnął między drżące uda i ujął pęczniejącego penisa. – Liczę na bardzo namiętną premię – szepnął mu do ucha, a potem włożył do niego język, wyrywając z ust Darka przeciągły pisk.
- Aaa...!O... oszalałeś? – Udało mu się z wielkim trudem wymamrotać, bo bezczelny palec już zaczynał zagłębiać się w jego nadzwyczaj chętną dziurkę. –  Jak się te plotkary zorientują nie dadzą mi żyć! – Złapał rękami za przymocowaną do ściany barierkę.
- Boisz się stada nadętych bab? Poza tym mam mocne argumenty. – Ukąsił smukłą szyję.
- Ciekawe jakie? – Darek w tym momencie strzelił sobie samobója, ale zorientował się dopiero wtedy, kiedy mężczyzna uklęknął za jego plecami, rozsunął mu szeroko nogi, po czym zaczął z zapałem lizać napięte jądra i wrażliwą szparkę. – Mhm... och...Chcesz mnie wykończyć?
- Co ty! Kto by potem dla mnie tak słodko jęczał? – Wstał i nieznośnie powolnym ruchem wsunął do rozpalonego wnętrza chłopaka swój sączący organ.
- Uuuch... Cholera no... – Wypiął się mocniej do napierającego kochanka. Celne uderzenie w prostatę solidnie go zamroczyło. Posapując najciszej jak umiał poddał się oszałamiającemu rytmowi. Rozkoszny zapach Seana, ciepło jego ciała i intensywne pieszczoty, raz po raz wyrywały z jego gardła szczenięcy skowyt. Szybko wspięli się razem na szczyt, obaj jednakowo zaskoczeni intensywnością aktu.
- Tylko mi tu nie mdlej! – Sean złapał Darka w ramiona i odwrócił twarzą do siebie. Chłopak wtulił się w niego by nie upaść, miał wrażenie, że jego ciało zamieniło się w pulsującą galaretę.
- Łatwo powiedzieć – wyszeptał w jego pierś. – Przez ciebie nie mam już na nic siły.
- Powiesz, że jesteś chory. – Podniósł zarumienioną twarz narzeczonego do góry i czule ucałował w usta. – Mogę cię stąd wynieść na rękach.
- Ty mi lepiej daj już te majtki i idź do pracy. Stanik, to sobie zostaw na pamiątkę. – Włożył do kieszeni mężczyzny koronkowy drobiazg.
- Może ci pomóc? – zaproponował, łakomie zerkając na nogi ubierającego się chłopaka.
- Wynocha! Nie nadwyrężaj mojej cierpliwości, wystarczy, że nadwyrężyłeś tyłek! – Wypchnął śmiejącego się narzeczonego z łazienki. Uporządkował swoją garderobę, upiął elegancko włosy i poprawił makijaż. W tych kobiecych czynnościach zaczynał już nabierać niezłej wprawy. Miał nadzieję, że to wystarczy, aby wyprowadzić współpracowniczki w pole. Wchodząc do biura zgiął się w pół i chwycił za brzuch, udawanie okresu wydawało mu się dobrym pomysłem.
- Nadal masz bóle porodowe? – przywitała go od drzwi Danusia. – Z kibelka dochodziły straszne jęki, myślałyśmy, że będą co najmniej bliźnięta!
- Powinniście omawiać swoje sprawy w domu, nastraszyliście mnie równie mocno jak sierżanta Odrobinę. Spotkałem go w aptece, kiedy biedak kupował cukierki z Melissy. Już miałem wzywać pogotowie i straż pożarną, na szczęście Ala uświadomiła mi, że to fałszywy alarm. – Pogroził chłopakowi burmistrz Biedronka, który właśnie pojawił się na progu biura.
- Jeśli macie tu jakąś dziurę to dajcie mi do niej klucz! – zajęczał czerwony jak pomidor Darek. – Zamknę się tam i poczekam, aż pamięć po mnie zaginie. Może jakieś sto lat wystarczy?
***
    Doktor oczywiście wrócił do kliniki, gdzie jego sekretarka dwoiła się i troiła, zabawiając gości przy pomocy łamanej angielszczyzny. Za ten czas zdążyła ich już oprowadzić po całym budynku oraz nakarmić i napoić przysmakami z miejscowego baru. Na widok swojego szefa omal nie rozpłakała się z ulgi.
- Nie patrz na mnie takim gęsim wzrokiem, otwórz drzwi do sali konferencyjnej – rzucił Sean do kobiety.
- Oczywiście panie doktorze – Kobieta wyciągnęła z torebki kluczyk. Grupka rozgadanych mężczyzn w średnim wieku usadowiła się za długim stołem. Mieli zamiar zainwestować w klinikę Evansa, która słynęła na cały świat z nowoczesnych metod leczenia oraz doskonałych wyników.
- Zrób nam kawy Marto – Sean usiadł na czołowym miejscu. – Co jeszcze panowie chcielibyście wiedzieć na temat mojego szpitala? – zwrócił się do biznesmenów.
- Mogę jeszcze prosić o podpis? – szepnęła sekretarka i położyła przed nim plik dokumentów. Odruchowo sięgnął do kieszeni marynarki po długopis, wyciągnął go, a na sali zaległa głucha cisza.
- Coś się stało? – Sean w pierwszej chwili nie zorientował się o co chodzi. Szwedzi popodnosili leżące przed nimi kolorowe foldery i pozasłaniali nimi twarze.
- Proszę zerknąć  – odezwała się teatralnym szeptem Marta, który doskonale było słychać w najbardziej oddalonym kącie.
- Ee...? – Doktor spojrzał na swoją rękę i zarumienił się po same uszy. Na nieszczęsnym piórze dyndał przyczepiony zapięciem błękitny staniczek. Prezentował się nader malowniczo  na tle ciemnego blatu. – Pamiątka od narzeczonej – wyjąkał słabym głosem. – Może lepiej zrób nam po drinku, chyba go potrzebuję. 
- Jaśnie panie poczta przyszła – rozległ się głos jego komórki, którą zapomniał wyciszyć. Dyskretnie zerknął na ekranik, nadeszła wiadomość od Darka.

,, Czeka cię długi celibat napalony trollu! Dzięki tobie jestem sławny!”

Jeśli jego narzeczony już jest na językach, to nie chciał wiedzieć co ich czeka jutro. Nie wątpił ani przez chwilę, że incydent w Konferencyjnej będzie szeroko i ze smakiem omawiany w całej klinice, a co za tym idzie także w Pytlowicach. 
                                                                ***
   Kevinowi zrobiło się strasznie przykro, że Bartek nawet się nie zatrzymał, by z nim porozmawiać. Byli przyjaciółmi odkąd pamiętał, zawsze spędzali razem czas. Mieli siedzieć w jednej ławce w szkole i zapisać się do drużyny pływackiej. Nie bardzo wiedział czym zawinił, ale na wszelki wypadek postanowił przeprosić. Wyłudził od Zbyszka ostatnią paczkę żelek, które uwielbiał Bartek. Nie wypadało iść bez prezentu, doskonale wiedział, że słodycze poprawiają humor. Kiedy dotarł do domu kolegi, który znajdował po drugiej stronie ulicy drzwi otworzyła mu jego mama. Chyba już wiedziała, co się stało, bo pogłaskała chłopca po ciemnej główce.
- Nie martw się, przejdzie mu. – Wpuściła go do środka.
- Mogę z nim pogadać? – zapytał nieśmiało.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Ten głuptas zamknął się w swoim pokoju i warczy na wszystkich. – Wskazała na schody do sypialni obrażonego syna.
- Spróbuję. – Starał się być odważny, tak jak go uczył tatuś. Wszedł na piętro i zapukał. – Przyniosłem ci cukierki, ananasowe.
- Nie gadam ze zdrajcami. Daj Jarkowi, ucieszy się – burknął przez drzwi Bartek.
- Otwórz no, pogadamy. Ciebie przecież też lubię. Jesteśmy najlepszymi kumplami prawda?
- Nie chcę żebyś TEŻ mnie lubił. I nie będę twoim kumplem! – pisnął, pochlipując pod nosem. Głupi Kevin zupełnie go nie rozumiał. Z początku był zadowolony z takiej nazwy, ale teraz już wiedział, że nie o to mu chodziło. Kolegą był Wojtek z którym czasem grał w piłkę, ale Kevin miał zostać jego mężem, nie jakimś ziomem, jak mówił o swoich znajomych jego starszy brat. Puścił głośno muzykę i nałożył na uszy słuchawki.
- Ale Bartek, nie wygłupiaj się! – Próbował przekrzyczeć hałas chłopiec. Chwilę jeszcze postał pod drzwiami ze zmartwioną miną, widząc jednak, że nic nie wskóra powiesił torebkę z żelkami na klamce i wyszedł z domu. Zatrzymał się pod oknem kolegi, mając nadzieję, że jednak przez nie wyjrzy. – Lubię cię, naprawdę! – krzyknął najgłośniej jak umiał.
- A ja ciebie nie! – Wrzasnął Bartek i wysypał mu na głowę całą paczkę cukierków, po czym spuścił żaluzję. Lepkie groszki poprzyczepiały się do gęstej czuprynki malucha. Próbował je powyciągać, ale niestety tylko pogorszył sprawę. W końcu przeszedł przez ulicę, usiadł na schodach do swojego domu i zaczął płakać, pociągając noskiem. Tyle się dzisiaj napracował, pokaleczył palce, napisał prawdziwy liścik, nawet przeprosił jak prawdziwy mężczyzna. Jednym słowem robił co mógł, by być taki jak tatuś, a zamiast nagrody miał włosy pełne ciągnącej się mazi i stracił przyjaciela.
- Co się stało kochanie? – Wracający z pracy Darek podszedł do dziecka i wziął go na ręce. – Wpadłeś do wiaderka z cukierkami? – Zabrał upapranego malucha do łazienki.
- Bartek mnie nie lubi... – rozpłakał się na całego Kevin.
- Głupstwa gadasz. – Puścił do wanny wodę i usiadł na ubikacji. Posadził rozżalonego chłopczyka na kolanach i mocno go do siebie przytulił. – Na pewno jakoś temu zaradzimy. Powiedz o co poszło?
- Nie wiem, nic złego nie zrobiłem. Leżeliśmy we trójkę na kocyku i przyszedł Bartek. Strasznie się zdenerwował, zabrał mi misia i wiaderko, a to były przecież prezenty. – Pisnął i schował buzię w bluzce mamusi. – Chce je dać temu okropnemu Wojtkowi.
- Oh, twój przyjaciel chyba jest po prostu zazdrosny o Jarka. Poświęcasz mu ostatnio sporo czasu i czuje się pominięty. – Pomógł dziecku się rozebrać i dolał do wody pachnącego płynu do kąpieli. Usiadł na brzegu wanny i zaczął wyciągać uparte żelki z czarnych loczków.
- Zazdrosny? Co to znaczy? – Nie znał znaczenia tego trudnego słowa. – Coś jak wkurzony?
- Niezupełnie. Pamiętasz jak pobiłeś się z Wojtkiem w kinie, o to kto będzie siedział obok Bartka.
- No pewnie! Ten skunks przykleił się do niego jak guma do żucia! – Oczy Kevina natychmiast zapłonęły gniewem na samo wspomnienie.
- A pamiętasz, co wtedy czułeś? – Uśmiechnął się pod nosem Darek. Zupełnie nieświadomy swoich uczuć maluch był niesamowicie uroczy.
- Byłem zły, bałem się, że Bartek polubi Wojtka więcej niż mnie. I jeszcze smutny, chciało mi się płakać, coś mnie ściskało tutaj – położył mokrą rączkę na swoim serduszku.
- Te wszystkie uczucia razem, to właśnie zazdrość  - Mężczyźnie udało się w końcu powyciągać wszystkie cukierki. Nalał na włosy dziecka szamponu ananasowego i delikatnie zaczął myć mu głowę.
- Głupia ta zazdrość prawda? – odezwał się po chwili zastanowienia Kevin.
- Ano głupia – przytaknął zadowolony, że najwyraźniej poprawił się mu humor. – A jutro zrobisz tak... – zaczął szeptać chłopcu na ucho. - Pogodzicie się.
- A jak nie? – zapytał niepewnym głosikiem.
- To spróbujesz jeszcze raz, w końcu jesteś Evansem, a oni nigdy się nie poddają! Prawda? – Opatulił wychodzącego z wanny malucha wielkim, puszystym ręcznikiem.
- Jasne! – zasalutował rozpromieniony i wypiął dumnie drobną pierś. Mamusia na pewno miała rację. Musiał przygotować na jutro mnóstwo rzeczy. Zaczął energicznie się wycierać. 

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 17

  Darek nie spuszczał z Seana podejrzliwych oczu, nigdy wcześniej nie zaproponował mu podwiezienia do pracy. Rano zawsze się śpieszył i biegiem wpadał  do garażu. Lubił sobie poleniuchować w łóżku do ostatniej minuty z głową na jego brzuchu, który uznał za swoją poduszkę. Chłopak obciągnął na kolanach kraciastą spódniczkę i poprawił pas.
Doktor widząc, że dociekliwość narzeczonego może popsuć jego plan, wyciągnął ze schowka gazetę. Musiał czymś go zająć, aby przestał tak się interesować otoczeniem. Wyglądał uroczo w damskim kostiumiku, ledwo mógł od niego oderwać oczy. Ostrożnie przejechał przez bramę z trudem się w niej mieszcząc, bo gładkie udo w rozcięciu spódniczki zbytnio przykuło jego uwagę.
- Zobacz, jest tu lista liceów z całej okolicy. Może twój brat wybrałby sobie któreś, mógłby mieszkać z nami, żebyś miał go na oku – zaproponował.
- Jesteś pewny? Jarek to niezły urwis. – Spojrzał ciepło na mężczyznę. Z całego serca pragnął, by stworzyli prawdziwą rodzinę. Brat też wiele w swoim krótkim życiu przeszedł, najwyższy czas, aby zaznał odrobinę spokoju. – Obawiam się tylko, że razem z Kevinem doprowadzą nas do szaleństwa. Od razu się skumplowali niczym para nierozłączek. – Zaczął z zaciekawieniem czytać obszerny artykuł na temat szkół średnich. Zupełnie zapomniał o całym świecie, analizując punkt po punkcie, zastanawiając gdzie Jarek miałby dobry dojazd.
- Mam do ciebie małą sprawę. No... może niezupełnie małą. – Penis omal nie przebił spodni  doktora. Odkąd tylko otworzył oczy myślał tylko o jednym – jak dopaść narzeczonego, zaciągnąć w ustronne miejsce i ...
Darek usłyszał tuż przy swoim uchu aksamitny głos i poczuł pożądliwe usta na szyi. Rozejrzał się, mrugając rzęsami, dookoła i ze zdumieniem stwierdził, że stoją w krzakach malin na jakimś odludziu.
- Miałeś mnie zawieźć do biura draniu! Co my tu robimy? – prychnął na mężczyznę.
- Na razie nic, ale wszystko przed nami – Sean zręcznie złapał go w pasie, podniósł do góry i posadził na kolanach twarzą do siebie.
- Trollu jeden, za kwadrans mam być w pracy – fuknął Darek i zaczerwienił się gwałtownie, kiedy poczuł duże dłonie wkradające się pod spódniczkę.
- To znaczy, że musimy się pośpieszyć –zamruczał i wpił się w rozchylone w proteście usta. Były jak narkotyk, uzależniały z każdą sekundą coraz bardziej. Wślizgnął się w wilgotne wnętrze i trącił język chłopaka, zachęcając go do zabawy. W tym czasie jego ręce kombinowały przy opornych majteczkach, w końcu zniecierpliwiony szarpnął za nie i zdarł jednym ruchem, odrzucając na tylnie siedzenie.
- Zupełnie cię pogięło? – pisnął Darek, ze wszystkich sił starając się zachować choć odrobinę rozsądku, co było bardzo trudne, zważywszy, że ciekawski kciuk już gładził zaciśniętą szparkę, a gorące wargi odbierały mu wolną wolę. –  A jak nas ktoś zobaczy?
- Jest szósta trzydzieści, kto by się tu o tej porze włóczył. – Sięgnął jedną ręką między uda zawstydzonego narzeczonego i zacisnął ją na pęczniejącym członku, a drugą nie przestawał masować pośladków.
- Co ty ze mną robisz?! – zajęczał chłopak, nie mając siły dłużej się opierać. Sięgnął do spodni mężczyzny, ten usłużnie się nieco uniósł by mógł je opuścić i uwolnić jego sączącą już męskość. – Ale jesteś twardy. – Pogładził delikatną główkę,  zarzucił mu ręce na szyję i uniósł pośladki. – Zrób to porządnie, inaczej w pracy będę myślał tylko o bzykaniu – wyszeptał na ucho.
- Trzymaj się kochanie – Sean wbił się głęboko w rozluźnione wnętrze. – Och... marzyłem o tym od trzech dni...
- Mhm... powoli... – Darek poczuł niewielki dyskomfort, ale sekundę później zamruczał z rozkoszy, kiedy penis otarł się o jego prostatę. – Jeszcze...
- Mój... – warknął zaborczo i zaczął wykonywać coraz szybsze pchnięcia. Ruchy mężczyzny były gwałtowne, pełne pasji i rozsadzającego go pożądania. Ciche posapywania i jęki chłopaka tylko go nakręcały. Uderzał we wrażliwy splot nerwów raz po raz, doprowadzając kochanka do szaleństwa.
- Och... aaa... mhm... – Pokrzykiwał, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Zamroczony rozkoszą, unosił się i opadał na kolanach swojego mężczyzny, zatracając się w przyjemności.
- Pip pip piii..., pip pip piiiii...-  Pogrążeni w innym wymiarze, oplątani siecią namiętności nie słyszeli, że Xena wtóruje im basem, klakson porykiwał za każdym razem, kiedy tyłek Darka uderzał o kierownicę. Doszli prawie jednocześnie, wykrzykując nawzajem swoje imiona. Chwilę siedzieli tuląc się do siebie, wyczerpani intensywnym aktem.
- Pozwól – Sean wyciągnął ze schowka paczkę chusteczek i zaczął wycierać zarumienionego chłopaka, chowającego twarz na jego ramieniu. – Kochanie?
- Nie mogę w to uwierzyć, bzykałem się w samochodzie, a na tyłku mam na pewno siniaki od kierownicy – wymamrotał zmieszany Darek. – Myślisz, że wariuję?
- Ja też, z miłości do ciebie – uśmiechnął sie do niego Sean. Ucałował czule pokąsane usta chłopaka, po czym podniósł go i posadził na fotelu obok. Sam wyczyścił się dokładnie i podciągnął spodnie. Chłopak w tym czasie doprowadził do porządku swoją garderobę. Poprawił stanik i obciągnął podkasaną do pasa spódniczkę. Właśnie zaczął zaplatać włosy, kiedy krzaki zaszeleściły i na ścieżce pojawił się sam sierżant Odrobina.
- Wszystko w porządku? – Zajrzał do samochodu  najwyraźniej mocno zaniepokojony. – Usłyszałem klakson i myślałem, że ktoś miał wypadek albo stało się coś złego.
- Klakson? – wyszeptał słabym głosem Darek. Miał ochotę umrzeć ze wstydu, najlepiej natychmiast.
- Zepsuł się, stąd ten dźwięk – wyjaśnił nieco przytomniejszy Sean na którego twarz właśnie zaczęły wstępować ogniste rumieńce. - W domu mamy pełno gości, a musieliśmy coś przedyskutować na osobności – dodał tonem usprawiedliwienia.
- Ro... rozumiem – wyjąkał równie czerwony policjant. Na tylnym siedzeniu samochodu zauważył potargane majteczki i podejrzaną plamę, która mu się jednoznacznie skojarzyła. – Nie przeszkadzam – Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem oddalił się w kierunku miasteczka. Wiedział, że miejscowe dzieciaki czasem robią to na łonie natury, ale nigdy by się nie spodziewał zastać na podobnych figlach Pytlowickich prominentów.
***
   Darek oczywiście spóźnił się do biura, przywitało go ciężkie spojrzenie burmistrza Biedronki, który stał na korytarzu pod zegarem z groźną miną. Szybko usiadł za swoim biurkiem i włączył komputer. Koleżanki zachichotały na jego widok pokazując coś sobie palcami.
- Ale się przyssał. – Danka omal nie włożyła mu nosa do ucha.
- Fakt, prawdziwy Dracula! – przytaknęła Alina, stojąca z drugiej strony za plecami chłopaka.
- Odczepcie się małpy, to tylko komary! – prychnął na nie zarumieniony.
- Jasne i miały strasznie duże zęby, masz ich ślady na ustach – Usiadły na swoich stanowiskach pracy. – Włączę nowy wentylator, może cię ochłodzi i dotrwasz do przerwy.
- Biedulek, strasznie się zrobił czerwony. Ach ta gorączka miłości...
- Zacznijcie pracować ciekawskie jędze – Chłopak zaczął stukać w klawiaturę. Przez chwilę panowała cisza, kobiety przekładały dokumenty i liczyły faktury. Poczuł przyjemny, chłodny powiew na udach i ... – Aaa...! – przeciągły pisk Darka spowodował, że przestraszone urzędniczki poderwały się na równe nogi.
- Co się stało? Jesteś w ciąży? – zapytała Alinaa.
- Nawet jak nie jest, to szybko będzie – dołożyła Danka. – Bestia jak widać nie marnuje czasu.
- Muszę siusiu! – Gwałtownie zerwał się z krzesła i trzymając się za tyłek pokłusował do łazienki. Zamknął drzwi na zameczek i usiadł na klozecie. Czuł jak pieką go policzki, zacisnął kurczowo uda, a w środku mu się zagotowało. Dzisiaj z pewnością zginie jeden konował, zwabiający niewinnych urzędników w krzaki i niszczący podstępnie ich bieliznę. Wyciągnął z kieszeni telefon, po czym wystukał numer Seana.
- Słucham kochanie – usłyszał czuły głos mężczyzny, zadowolonego, że ledwo się rozstali, a chłopak już za nim zatęsknił.
- Oddawaj moje majtki draniu! Masz dziesięć minut na zjawienie się u mnie z bielizną! – wyszeptał do słuchawki i natychmiast się wyłączył. Nie miał zamiaru wychodzić stąd z gołym tyłkiem. Nie rozumiał jak mógł aż tak się zapomnieć, to wszystko na pewno przez pośpiech i tego napalonego trolla. Dobrze, że trzymał nogi razem, bo te dwie, bystrookie baby na pewno dostrzegłyby dziwny dodatek między jego udami. Warcząc i prychając do siebie targał wiszący na ścianie niczemu niewinny papier toaletowy na drobne strzępki.
***
   Kevin obudził się pierwszy, szybko umył zęby i nałożył przygotowane przez Zbyszka ubranko. Zajrzał do sypialni Jarka, ale ten nadal spał jak zabity. Miał więc okazję odrobinę przechylić szalę na swoją korzyść. Wziął z szuflady duże nożyczki, po czym udał się do ogrodu. Tam wyszukał najładniejszą różę, ale ucięcie jej okazało się trudniejsze niż myślał. Miała bardzo grubą łodyżkę i ostre kolce. Poranił sobie nimi paluszki do krwi, dzielnie jednak zaciskał usteczka, starając się nie płakać. Kiedy wrócił do domu, na korytarzu spotkał gosposia, który natychmiast zabrał go do łazienki, tam umył biedne, pokaleczone rączki i zakleił plasterkami w misie.
- Powinieneś napisać mu dedykację – pomógł chłopcu zawiązać na łodydze wstążeczkę.
- Co to dedykacja? – zapytał ze zmarszczonymi brwiami maluch.
- Take miłe słowa na pamiątkę. Na przykład ,,jesteś śliczny jak ten kwiatuszek” albo ,,obok ciebie jestem w niebie” – uśmiechnął sie do niego mężczyzna i podał mu małą, ozdobna karteczkę do prezentów.
- Straszne głupoty, sam coś wymyślę. – Wziął do ręki długopis i usiadł przy stole. Zastanawiał się ze skupioną miną tak intensywnie, że się zrobił cały czerwony na buzi, po czym napisał na bileciku trzy słowa i przyczepił go do łodygi.
- Mogę zobaczyć? – zapytał Zbyszek, ogromnie ciekawy co tam naskrobał.
- To tajemnica. – Zadowolony z siebie maluch zeskoczył z krzesła i na palcach zaczął się skradać do pokoju Jarka.

   Kiedy Jarek obudził się dotarł do niego piękny zapach. Obrócił na bok głowę, szukając zaspanymi oczami jego źródła. Na poduszce leżała szkarłatna róża przystrojona wstążeczką w serduszka. Miała przyczepioną do liści niewielką karteczkę. Włożył nos w rozchylone, aksamitne płatki, a potem zerknął zaciekawiony na bilecik.

,, Rórza dla Ruży”

Ktoś z wielkim mozołem wykaligrafował te proste, ale bardzo wymowne słowa. Chłopak był rozbawiony i jednocześnie wzruszony gestem dziecka. Pod spodem zamiast podpisu widniał zakrwawiony odcisk zmaltretowanego kciuka. Wyskoczył z łóżka i szybko narzucił ubranie. Po pierwsze był strasznie głodny, a po drugie za taki prezent należało podziękować. Wszedł z uśmiechem do jadalni, trzymając przed sobą kwiatek niczym berło. Za stołem siedzieli Zbyszek, Henry i Kevin, pochłaniali z wielkim zapałem aromatyczną jajecznicę. No może z wyjątkiem Lorda, który jadł ją nożem i widelcem, trzymając na kolanach lnianą serwetkę.
- Hej wszystkim, dostałem piękny prezent, chyba rano odwiedził mnie jakiś książę z bajki. – Pomachał do nich różą.
- Zwykły badylek – skrzywił się Henry – pewnie ukradziony z jakiegoś klombu.
- A więc to nie ty? No cóż, może to i lepiej, bo sobie postanowiłem, że dam buziaka temu kto ją przyniósł – posłał mężczyźnie psotne spojrzenie. Henry otworzył usta , by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął i zmarkotniał. Właśnie zawalił sprawę, mógł posmakować ust chłopaka i zmarnował okazję. Dzieciak znowu go przechytrzył.
- W takim razie może to Zbyszek? – zastanawiał się głośno Jarek.
- Nie! To ja, to ja! – oburzył się Kevin. Nie mógł pozwolić, by ktoś inny dostał jego ciężko zapracowanego całusa.
- O przepraszam. – Jarek podszedł do chłopca. – To najmilszy prezent jaki dostałem – powiedział, patrząc na zaplastrowane palce dziecka. Pochylił się i ucałował czerwonego jak jabłuszko malca w oba policzki, a potem jeszcze w nosek i czółko. – Bardzo dziękuję.
- Tyle rabanu o jeden kwiatek – prychnął wyniośle Henry pod stołem zaciskając pięści. Ludziom na poziomie nie wypadało okazywać takich prostackich emocji jak na przykład zazdrość o smarkatego kuzyna. Nigdy nie zniżyłby się do czegoś podobnego.
***
   Godzinę później wszyscy trzej panowie, oczywiście oprócz gosposia, leżeli na kocyku pod krzakiem bzu. Henry oczywiście pośrodku, jako ten, który dysponował odpowiednim sprzętem. Z początku odrobinę się pokłócili o to, kto będzie robił zdjęcia Kwasowej, w końcu jednak Jarek odpuścił, widząc jak tuli swoje ,,maleństwo” do własnej piersi, niczym największy skarb. Poza tym skoro Lord się na tym znał, mogli liczyć na naprawdę dobre fotki.Wybrali idealne stanowisko obserwacyjne, mały wzgórek mocno porośnięty krzewami i wysoką trawą, dobrze stąd było widać dom sąsiadki.
- Czego właściwie oczekujecie? - wyszeptał Henry na widok wychodzącej z miotłą w ręce Kwasowej, która zaczęła sprzątać i tak już idealnie czyste podwórko.
- Musi ładnie wyglądać – odezwał się stanowczo Kevin.
- Ma rację, jakoś tak seksownie, inaczej nikogo nie zwabimy. – Usta Jarka omal nie dotknęły ucha mężczyzny. Poczerwieniał, czując jego oddech na swojej szyi. 
- No nie wiem, taka sobie kobiecina, żadna z niej piękność, ale spróbuję żebyście już w końcu przestali mnie molestować.
- Na pewno tego chcesz? - Chłopak podniósł do góry brwi w szczerym zdumieniu, zerkając psotnie na mężczyznę. – Oczywiście nie będziemy kalać Waszej Wysokości swoimi plebejskimi osobami. – Odsunął się  pół metra dalej, to samo zrobił Kevin. – Masz dla siebie cały kocyk, więc cyknij mistrzowskie fotki.
   Henry zorientował się, że znowu odrobinę pokpił sprawę. Nie miał przecież nic przeciwko leżeniu obok ślicznego blondynka. Nie wiedział jak to się dzieje, ale każde jego słowo było odczytywane na odwrót. Czasami miał nieodparte wrażenie, że Jarek sobie z niego żartuje. Potem jednak dochodził do wniosku, że przecież niemożliwością było, żeby taki nieśmiały, uroczy młodzieniec potrafił knuć podstępne plany i wodził go za nos. Nikt do tej pory nie ośmielił się na coś podobnego.
Zmrużył oczy i przyjrzał się Kwasowej. Nie była taka najgorsza, miała całkiem powabną, choć na jego gust zbyt pulchną figurę i ładne rysy twarzy, o ile nie była złośliwie skrzywiona, co często jej się zdarzało. Kiedy słońce wyszło zza chmur i oświetliło sylwetkę kobiety, szybko zrobił jej kilka ładnych ujęć. 


   Wszyscy trzej byli tak zajęci obserwowaniem kobiety, że nie usłyszeli szybkich kroków za swoimi plecami. Bartek na widok zdrajcy Kevina w towarzystwie dorosłych przystojniaków, aż się zapowietrzył. To on do niego od rana wydzwaniał, martwił się, że może chory, bo poprzedniego dnia nie przyszedł na plac zabaw, a ten sobie tutaj leży w krzakach z rozanieloną miną i najwyraźniej całkiem o nim zapomniał. 
Pierwszy zauważył go Henry i wpadł mu do głowy paskudny pomysł.
- No proszę, twój były narzeczony przyszedł – Odezwał się ze złośliwym uśmieszkiem do Kevina. Poprzedniego dnia widział chłopców rozmawiających na podwórku, wyglądali na bardzo ze sobą zżytych. – Teraz masz Jarka, więc może nie chcesz z nim rozmawiać?
- Oddawaj moje wiaderko i misia! –  Bartek klepnął przyjaciela w wypiętą pupę i popatrzył krzywo na wymądrzającego się nieznajomego. – Skoro wolisz bawić się z nimi, to sobie siedź w tych krzakach.
- Ale przecież mi go dałeś! – krzyknął zdumiony chłopczyk i zerwał się na równe nogi.
- A teraz odbieram i może dam Wojtusiowi, wczoraj podzielił się ze mną truskawkami. – Instynktownie wiedział, że tą uwagą najmocniej dotknie  przyjaciela, który nie znosił ich kolegi od pierwszego wejrzenia. Kiedyś nawet się pobili, kto będzie siedział obok niego w kinie i mama po powrocie do domu postawiła ich do kąta.
- Posłuchaj... – zaczął Kevin, ale Bartek tylko pokazał mu język i pobiegł do swojego domu, ani razu nie oglądając się za siebie. Maluchowi zrobiło się przykro, wiedział, że przyjaciel ma prawo być zły, zajęty podziwianiem Jarka nawet do niego nie zadzwonił. Postanowił jakoś go przeprosić, a z tym paplą Henrym to jeszcze się rozprawi.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 16

   

   Kolacja była naprawdę pyszna, Zbyszek wspiął się na szczyty swoich kulinarnych umiejętności. Chwalony przez wszystkich, zwłaszcza za migdałowy deser, puchnął z dumy, ukradkiem zerkając na Różę. Nie ma co ukrywać, to jej zdanie było dla niego najważniejsze. Kobieta wzięła pierwszą łyżeczkę kremu do ust, zmrużyła z rozkoszy oczy i posłała mężczyźnie powłóczyste spojrzenie.
- To niebo w gębie, może przyjdziesz jutro do mnie i nauczysz robić ten specjał. Moje znajome umrą z zazdrości jak go zrobię na najbliższe, babskie party.
- Ja... do ciebie... jutro...? – zaskoczony gospoś zaczął się jąkać, tym bardziej, że Róża nachyliła się po cukier, eksponując swoje wdzięki. Nie mogła się powstrzymać przed takimi małymi prowokacjami, ponieważ mężczyzna za każdym razem tak słodko się rumienił, zupełnie niczym nastolatek.
- Nie możesz? – posłała mu zasmucone spojrzenie. – A może ty się boisz? Samotna kobieta wieczorową porą – zachichotała.
- Oczywiście, że przyjdę i przyniosę wszystko co trzeba – wyprostował się dumnie Zbyszek. Zaproszenie zabrzmiało bardzo ekscytująco, sami tylko we dwoje krzątający się po kuchni. Do tego Róża w seksownym fartuszku, który pomógłby jej zawiązać.
- Nie wątpię. – Zmierzyła aprobującym wzrokiem jego zgrabną sylwetkę. Nie mogła uwierzyć, że ten przystojny facet był taki nieśmiały, zapowiadał się naprawdę niezły wieczór.
- Przestań mu mieszać w głowie, już i tak ledwo kontaktuje – uśmiechnął się Darek. – Miałaś nam coś powiedzieć.
- Wolałabym na osobności. To raczej prywatna sprawa – spojrzała wymownie na chłopaka.
- W takim razie wy się tutaj dobrze bawcie  – skinął do reszty towarzystwa Sean – a my na chwilę wyjdziemy. – We trójkę wyszli z jadalni. Starannie zamknęli za sobą drzwi do gabinetu i rozsiedli się na fotelach. Woleli nie wtajemniczać na razie Henrego i Zbyszka w swoje problemy. Doktor nalał wszystkim po kieliszku wina.
- Proszę cię mów, bo zaczynam się denerwować. – Darek nie mógł usiedzieć na miejscu i ciągle wygładzał spódniczkę. Siedzący obok narzeczony zerkał łakomie na widoczne co chwilę zgrabne uda. Miał ochotę na małe co nieco, ale dom pełen ludzi nie sprzyjał takim pomysłom.
- Spójrz na to zdjęcie – Róża podała mu gazetę. – Obawiam się, że nasza sąsiadka zrobiła ci paskudny kawał. Niełatwo było wyciągnąć tę informację od właściciela miejscowego szmatławca, ale jak zagroziłam mu, że już nigdy mojej śliwowicy nie powącha od razu zmiękł.
- O boże, a jak to przeczytał Krzysztof? Muszę zadzwonić do kapitana Żyły! – chłopak zbladł i natychmiast zaczął wystukiwać numer. W kilku zdaniach wyjaśnił policjantowi co się stało i poprosił o pomoc. Ręce tak mu się trzęsły, że ledwie mógł utrzymać komórkę.
- Myślę, że za bardzo się przejmujesz. Krzysztof siedzi w więzieniu, a tylko on mógłby cię poznać. Nie ma też sensu interweniować w gazecie, bo nakład już się rozszedł. Zwrócimy jednak baczniejszą uwagę na odwiedzających tego bandytę i każdemu zrobimy dokładną rewizję, tak na wszelki wypadek. – Mężczyzna starał się zachować spokój, nie straszyć i tak już przerażonego Darka. Szansa, że któryś z gangsterów poznał go w przebraniu była naprawdę niewielka. – W każdym razie zadzwonię do tego redaktora i zabronię mu publikowania jakichkolwiek artykułów na twój temat. Skontaktuję się też z miejscową policją. Głowa do góry, już wkrótce wszystko się skończy.
- Dziękuję panu – odezwał się drżącym głosem Darek i wyłączył komórkę. Wstał z fotela nie bardzo wiedząc co ma z sobą począć. Bezskutecznie próbował się opanować, zaciskając dłonie na jego oparciu.
- Kochanie nie przesadzaj, damy sobie ze wszystkim radę – Sean podszedł do niego i objął w pasie.
- A co będzie jak mnie znajdą, a potem skrzywdzą przy okazji ciebie i Kevina. Nie daruję sobie jak coś wam się stanie. - Łzy stanęły mu w oczach.
- Mam wszędzie zamontowane alarmy, a Pytlowice to małe miasteczko, gdyby pojawił się w nim ktoś obcy na pewno szybko się dowiemy. Poproszę o dyskretną obserwację parę zaprzyjaźnionych osób. – Odwrócił chłopaka do siebie i mocno przytulił. – Nie martw się tak, Krzysztof trafi do więzienia na długie lata. – Czule musnął ustami drżące wargi, które natychmiast rozchyliły się zapraszająco. Darek poddał się delikatnej pieszczocie, która działała na jego skołatane nerwy niczym balsam. Z jednej strony bał się tutaj zostać, a z drugiej nie wyobrażał już sobie życia z dala od tego mężczyzny. Kiedy blizna na ustach Seana musnęła jego wargi zamruczał z przyjemności.
- Lubię ją – dotknął palcami szramy. – Jest straszne seksowna.
- Chyba za dużo wina wypiłeś do kolacji, jak cię może podniecać coś tak paskudnego – Sean był naprawdę zaskoczony tym co usłyszał. Większość partnerów z jakimi miał do czynienia raczej się brzydziła tych śladów po wypadku i omijała je szerokim łukiem.
- Myślę, że jestem amatorem trolli. – Darek namiętnie oddał pocałunek. – Wiesz – szepnął mu do ucha – tam gdzie mnie nią dotykasz, mam zawsze wrażenie, że miejsce robi się ciepłe i zaczyna wibrować.
- To może ja już nie przeszkadzam – zachichotała cicho Róża. – Wy się tutaj poczulcie, a ja zajmę się resztą. – Od jakiegoś czasu wydawało się jej że słyszy za ścianą stłumione szepty. Podeszła na palcach do drzwi i szarpnęła znienacka za klamkę.
- Jej...! – rozległ się pisk Kevina, który wylądował na tyłku.
- Kurczę, będę miał guza jak pomidora! – wyjęczał Jarek, rozcierając czoło.
- Mówiłem im, żeby nie podsłuchiwali – Henry stał parę kroków dalej, dyskretnie przyciskając nos do zimnej szyby. W szpiegowaniu miał o wiele więcej wprawy od tych patałachów.
- Wynocha do spania, wszyscy trzej! – warknęła groźnie kobieta i tupnęła nogą. – Jak za pół godziny nie będziecie w łóżkach, to zabiorę Zbyszka i zatrzymam przez tydzień, a wy sobie sami będziecie szykować jedzonko !
- Już uciekamy – przeraził się Kevin, największy domowy łakomczuch. – Ja umiem tylko herbatkę zrobić.
- Moglibyśmy żywić się jajecznicą – powiedział bez przekonania Jarek i zaczął wchodzić po schodach za maluchem. Obejrzał się do tyłu, niemądre lordzisko stało nadal obok Róży. – A ty książę na co czekasz? Nie mów, że będziesz robił za gosposia!
- Wypraszam sobie, od takich przyziemnych spraw mam w domu służbę. Jestem stworzony do wyższych celów. – Nadął się Henry i ruszył za nimi. Perspektywa żywienia się w miejscowej restauracji wcale mu się nie uśmiechała. Poza tym kołyszące się przed nim pośladki chłopaka wyglądały nader zachęcająco. Kiedy wyszli na piętro i znaleźli się na korytarzu Jarek nagle się zatrzymał.
- Słuchajcie, musimy jakoś pomóc siostrze z tą Kwasową. Ona sama nie da sobie z jędzą rady. Widziałem, że masz laptopa, więc jak ta producentka bimbru wyjdzie spotykamy się u Waszej Wysokości – rzucił ze złośliwym uśmieszkiem do Henrego.
- Nie chcę mieć nic wspólnego z tym prymitywnym spiskiem – wyszeptał mężczyzna. Nie miał zamiaru bawić się z tymi dzieciakami w jakieś podchody. Jako poważny student drugiego roku prawa, musiał się odpowiednio zachowywać. Przynajmniej tak codziennie twierdziła jego matka.
- Jak nam nie pomożesz, to powiem, że pierwszy przycisnąłeś ucho do dziurki od klucza. Ciekawe, co na taki brak wychowania powie szanowna rodzinka – Jarek posłał mu całusa i wziął Kevina za rękę. – Sztama kumplu? – zwrócił się do malucha, zachwyconego, że potraktował go jak równego sobie.
- Pewnie – chłopczyk nie spuszczał oczu z nowego kolegi. Miał takie śliczne oczy jak mamusia, zielone z taaakimi rzęsami.
***
    Darek i Sean po wyjściu z gabinetu byli zaskoczeni ciszą jaka zapanowała w domu. Jedynie z kuchni dochodziły odgłosy mycia talerzy i szum wody. Pedantyczny Zbyszek nigdy nie odkładał sprzątania na następny dzień. Wbiegli na schody z nadzieją, że zmęczona rodzinka układa się już do snu. Na palcach, z minami przestępców przekradli się do sypialni. Stojące pośrodku wielkie łóżko wyglądało wyjątkowo zachęcająco.
- Myślisz, że ta banda już padła? – zapytał dla pewności Darek. Odrobina czułości jaką otrzymał w gabinecie jedynie zaostrzyła jego apetyt.
- Na pewno, ci dwaj byli zmęczeni podróżą, a Kevin miał sporo wrażeń – zamruczał mężczyzna, wpijając się w szyję chłopaka. Duże dłonie natychmiast objęły jego pośladki, odziane jedynie w damskie, koronkowe majteczki i zaczęły je rytmicznie ugniatać. – Cały dzień o tym myślałem. Jestem już twardy jak skała.
- Jesteś strasznie szybki doktorku – wysapał zarumieniony Darek, bo zwinne ręce pod jego sukienką poczynały sobie coraz śmielej. – Poczekajmy aż zasną.
- Nie mogę, potrzebuję szybkiej akcji ratunkowej – Odnalazł słodkie usta i zaczął je pochłaniać pożądliwie, niczym spragniony pielgrzym wodę. – Najlepiej kogoś, kto umie obchodzić się z działem.
- Tatusiu, nie mogę znaleźć piżamki – rozległ się pod drzwiami głosik Kevina.
- Tylko nie to! - jęknął Sean, odrywając się z wielkim trudem od nabrzmiałych warg narzeczonego.
- Nie dramatyzuj, idź go połóż. Ja wezmę prysznic i za chwilę się spotkamy – chłopak pogłaskał go po nagim torsie, jedwabna koszula nie wiadomo kiedy się rozpięła, ukazując potężne mięśnie na piersiach mężczyzny.
- Obiecaj, że będziesz czekał na mnie, nagi i gotowy.
- Słowo wielbiciela trolli – zachichotał Darek. Sam ledwo stał na nogach, ale maluch był najważniejszy. Poza tym będzie mógł się wypachnić i założyć coś seksownego, zamiast tych babskich fatałaszków. Kiedy za narzeczonym zamknęły się drzwi udał się do łazienki. Rzucił okiem na lustro, a to co w nim zobaczył pogłębiło jeszcze rumieńce na jego policzkach. Rozczochrany, w zadartej do góry sukience, z błyszczącymi jak u kota oczami i nabrzmiałym problemem, widocznym między udami wyglądał jak uosobienie rozkoszy. Mimo paskudnych wiadomości uśmiechnął się szeroko, bezwiednie dotykając pokąsanych ust.
- Jesteś szczęśliwy jak nigdy dotąd, prawda? – rzucił do swojego odbicia. – Niech ten słodki sen trwa, nie chcę się z niego obudzić!
***
    Tymczasem Sean stał przed komodą z ubraniami w sypialni Kevina, modląc sie o cierpliwość i wyciągał już trzecią piżamę. Maluch z poważną miną nakładał nocny strój, obracał się przed lustrem, by zaraz potem go zdjąć i rzucić na podłogę. Robił przy tym podejrzane pewnie w telewizji pozy zawodowego modela. Mimo, że poświęcił swojemu wyglądowi już dobre pól godziny nadal nie był zadowolony i stał z wydętymi usteczkami.
- Muszę urosnąć! Jarek już chodzi do szkoły prawda? – Wydawał się sobie strasznie mały, tym bardziej, że obok stał rosły ojciec.
- A może twoja ulubiona, w samochodziki? – próbował negocjować Sean.
- No co ty, chcesz ze mnie przedszkolaka zrobić? – oburzył sie chłopczyk.
- Nie mam pojęcia, co ci się nie podoba w tych piżamach. Nie pomogę ci, jeśli nie wytłumaczysz w czym problem. – Synek najwyraźniej coś kombinował, wyglądało na to, że jeszcze gdzieś się wybiera.
- Mamy zebranie w ważnej sprawie, oni są ode mnie starsi, więc ja też muszę wyglądać jak męski mężczyzna. – Maluch pokręcił kędzierzawą główką. Ojciec bywał czasem taki nierozgarnięty, gorszy od rudej Kaśki ze średniaków. Musi przecież wyglądać lepiej od Henrego, który na pewno się wystroi. Nie miał zamiaru pozwolić, by zapulsował u Jarka.
- No dobra mój ty mężczyzno. Może ta granatowa od Zbyszka, jest bardzo elegancka? – zaproponował ugodowo i wyciągnął piżamę z szuflady.
- No nie wiem – Kevin kręcąc małym noskiem obracał się przed lustrem. – Chyba tak – zgodził się łaskawie. – Jeszcze papućki. Tato no wiesz, nie te dla dzieciaków z króliczkami!
- A takie? – podał mu buciki w szkocką kratę. Po godzinie pertraktacji z synkiem doszedł do wniosku, że zanim dorośnie on na pewno zwariuje i wyłysieje. Jeśli już teraz potrafił go doprowadzić do szału, to co będzie, gdy dorośnie i zacznie sprowadzać do domu narzeczonych.
- To ja już pójdę. Pa – pomachał ojcu i wybiegł na korytarz.
- A właściwie, gdzie ty się wybierasz o tej porze? – podążył za nim Sean.
- Ja go przypilnuję – ofiarował się wychodzący zza rogu Jarek i wziął chłopca za rękę. – Obiecuję, że nie będziemy długo siedzieć.
- To on niby jest tym macho? – Doktorowi nie udało się utrzymać powagi, zaczął chichotać na całego. Brat Darka miał na sobie piżamę w tęczowe słoneczniki i kapcie w kształcie biedronek. Włosy splótł w schludny warkocz związany naprędce czerwoną wstążeczką. Wyglądał jak słabo wyrośnięty piętnastolatek, a niekonwencjonalny strój i delikatna, szczupła twarz upodabniała go do dziewczyny.
- Tato, robisz mi obciach! – naburmuszył się Kevin.
- Dobrze już, dobrze. Idę sobie. – Ruszył do swojej sypialni. Skoro jego ambitny synek miał zamiar podrywać licealistę, nie miał zamiaru mu w tym przeszkadzać. Minęła prawie godzina odkąd rozstał się z narzeczonym i miał nadzieję, że o nim nie zapomniał. Wszedł po cichu do sypialni strasznie ciekawy, czy nieśmiały w tych sprawach Darek odważył się go posłuchać. Zerknął na łóżko i aż wstrzymał powietrze z wrażenia.
Chłopak zupełnie nagi leżał na brzuchu i wypinał do góry zgrabne pośladki. Światło nocnej lampki rzucało na jasną skórę refleksy, powodując, że wydawała się gładka niczym najprzedniejszy jedwab.  Włosy złocistą falą zasłaniały smukłe plecy. Zgrabne nogi miał rozrzucone szeroko i ugięte w kolanach, a twarz wciśniętą w poduszkę. Posapywał, najwyraźniej pogrążony w głębokim śnie.
Sean w pierwszej chwili wyciągnął rękę by dotknąć tego cudu, który niespodziewanie pojawił się w jego domu, niczym strącony z nieba anioł. Fala gorąca pomknęła w dół, stawiając na baczność wszystko co było do postawienia. Ciało rwało się do przodu, ale zostało powstrzymane przez rozsądek. Doktor doszedł do wniosku, że narzeczony miał dzisiaj wystarczająco dużo wrażeń. Zwłaszcza wiadomość z gazety bardzo nim  wstrząsnęła. Zasługiwał na porządny odpoczynek. Westchnął więc ciężko, rzucił ostatnie, tęskne spojrzenie na wypięty tyłek i udał się pod prysznic, aby wypróbowanym sposobem odpalić działo.
***
   Kiedy Jarek z Kevinem weszli do pokoju Henrego, ten siedział w fotelu odziany w wytworny szlafrok, w którego rozcięciu widać było długie, ładnie umięśnione nogi. Na łóżku leżał laptop najwyraźniej podłączony do internetu. Na stoliku stała taca z ciasteczkami, trzy szklaneczki oraz dzbanek ze sokiem. Widać było, że gospodarz przygotował się do wizyty.
- Usiądźcie. – Uprzejmym gestem wskazał na sąsiednie krzesła, ale obaj chłopcy zupełnie zignorowali to zaproszenie, z piskiem wskoczyli na szerokie łóżko i odbili się od niego kilka razy, chichocząc jak szaleni.
- Milordzie, nie bądź taki sztywniak i chodź do nas – zawołał do niego Jarek.
- Nie musisz jak nie chcesz, ten fotel na pewno jest wygodny – dodał sprytnie Kevin. Położył się obok Jarka na brzuchu z niewinną miną.
- Stąd nic nie widzę – zajął miejsce z drugiej strony chłopaka. Nie będzie mu jakiś przedszkolak grał na nosie. Skoro śliczny blondynek go zaprasza, to widocznie ma u niego jakąś szansę. Złapał za końcówkę warkocza i wetknął w nią nos. Pięknie pachniał jakimiś ziołami i rozgrzaną słońcem trawą.
- Łapy precz od moich włosów! I przestań się nimi narkotyzować zboczeńcu! – warknął niezbyt grzecznie Jarek i zaczerwienił się gwałtownie.
- Zupełnie jak rozkwitająca róża – westchnął zauroczony Henry i niespodziewanie otrzymał kuksańca w bok. Najwyraźniej chłopak był strasznie nieśmiały i komplementy wprawiały go w zakłopotanie. Będzie musiał potem pomyśleć, jak dodać mu pewności siebie i jakoś pozbyć się smarkacza. Posłał Kevinowi ostrzegawcze spojrzenie, w zamian za to zobaczył wywalony na całą długość język malucha. – Nie znamy tej kobiety, więc trudno będzie coś wymyślić. – Podjął temat.
- Plotkary są wszystkie takie same, poza tym mamy dobrego informatora – poczochrał ciemne włoski dziecka, które pokraśniało niczym wisienka.
- Co on tam może wiedzieć? – prychnął pogardliwie Henry. – Ledwo wyrósł z pampersów.
- Nie masz racji – ujął się za Kevinem Jarek. – W tym wieku jest się bardzo spostrzegawczym.
- Ona kiedyś była mniej jędzowata, tak mówił Zbyszek, ale kiedy umarł kapitan zbzikowała. Nie ma dzieci i bardzo się nudzi, żyje życiem sąsiadów. – Zacytował gosposia. - Może znajdziemy jej narzeczonego, zabierze ją do siebie i po sprawie? – zaproponował chłopczyk.
- Jesteś genialny! Mam pomysł! - pisnął podekscytowany Jarek.
- Jaki... jaki...?
- Czuję kłopoty! – jęknął przewracając oczami Henry. – Sean nas zabije jak narozrabiamy. – Z jednej strony nie chciał podpaść kuzynowi, nie mówiąc już o matce, z drugiej nigdy by nie pomyślał, że będzie się tak dobrze bawił w towarzystwie chłopaków z małego miasteczka, którego nazwy nie mógł nawet wypowiedzieć.
- Ale z ciebie cykor Wasza Wysokość – rzucił złośliwie blondynek. – Nie planuję jakiegoś wielkiego skoku czy coś! Do mojego projektu potrzebujemy jedynie kilku zdjęć tej Kwasowej.
- Co z nimi zrobimy? Wyślemy do gazety? – Kevin z ciekawości aż podskakiwał na materacu.
- Nie, mam lepszy pomysł. Zalogujemy ją na portalu randkowym Złociste Lilie. Tam szukają partnerek lesbijki, niektóre niesamowicie odjazdowe. Podamy dokładny adres i numer telefonu. Wyobraźcie sobie minę Kwasowej jak zaczną do niej dzwonić i umawiać się na randki – zachichotał.
- Nie mamy aparatu fotograficznego, wpadł mi do stawu z kaczkami – zasmucił się maluch.
- Ja mam – wyrwało się niebacznie Henremu. Zreflektował się, że palnął głupstwo, kiedy zobaczył dwie pary oczu wpatrujących się w niego z nadzieją.  – Nie dam wam go tknąć, to profesjonalny sprzęt! – Za nic na świecie nie miał zamiaru dać im do rąk swojego maleństwa, dzięki któremu zdobył kilka prestiżowych nagród.
***
     Darek obudził się dość wcześnie, chciał wstać, ale coś ciężkiego przyciskało go do materaca. Obejrzał się do tyłu i zobaczył śpiącego Seana z niemądrą miną przytulającego policzek do jego pośladka. Nie chciał nawet wyobrażać sobie co mu się śni, bo oblizywał się co chwilę, niczym kot nad miską śmietanki. Ostrożnie odsunął jego głowę na bok i wstał z łóżka. Musiał się pośpieszyć, bo za godzinę miał być w biurze. Burmistrz Biedronka ostatnio zrobił się strasznie wymagający. Kiedy w pełni ubrany wyszedł z łazienki w sypialni nikogo już nie było, a narzeczony zniknął jak zaczarowany. Widać również on śpieszył się do szpitala. Zszedł na dół i zastał go w jadalni, pałaszującego z zapałem bułeczki, świeżo upieczone przez Zbyszka. Zobaczył jak szare oczy lustrują jego sylwetkę w eleganckim, lnianym kostiumiku. Pod wpływem tego gorącego spojrzenia zarumienił się na twarzy.
- Strasznie późno, wypiję tylko filiżankę kawy. – Usiadł z dala od Seana, by nie kusić licha.
- Odwiozę cię, mam coś do załatwienia po drodze – odezwał się uprzejmie doktor z podejrzanym błyskiem w oku. Całą noc miał niesamowicie obrazowe sny, z Darkiem w roli głównej.
- Naprawdę nie musisz, to niedaleko. – Miał jakieś niejasne podejrzenia. Mężczyzna wyglądał zupełnie jak przyczajony drapieżnik.
- Czekam na ciebie w samochodzie, nie zapomnij torebki kochanie. – Sean wyszedł z kluczykami od Xeny w ręce. Chłopak właściwie nie miał powodu, żeby iść piechotą, nie chciał też wyjść na tchórza. Co mogłoby się stać na dwóch kilometrach jakie dzieliły ich dom od Urzędu Miejskiego? Zebrał wszystkie swoje kosmetyki oraz inne babskie akcesoria i wsiadł do samochodu.
- Możemy ruszać – uśmiechnął się do narzeczonego, w duszy zastanawiając się co kombinuje. Dawno nie był taki zgodny, tylko raz próbował się z nim podrażnić. Cokolwiek tam sobie wymyślił, on, idealny pracownik Urzędu w Pytlowicach nie da się zwieść ze ścieżki cnoty i o przepisowej porze usiądzie za swoim biurkiem. Z takim mocnym postanowieniem zapiął pas bezpieczeństwa.

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 15

   Darek po obiedzie położył się tylko na chwilkę na kanapie, ale podusia była taka mięciutka a kocyk milutki, że po kilku minutach zasnął. Był właśnie na egzotycznej plaży, leżał na materacu pod palmą i przytulał się do Seana. Przed nim rozpościerało się tylko bezkresne, błękitne morze, popiskiwały szybujące w powietrzu mewy, a na horyzoncie nie widać było żywej duszy. Uciążliwa rodzinka została gdzieś daleko stąd. Zamruczał, kiedy poczuł na swojej twarzy ciepłe promienie słońca i objął narzeczonego.
- Przestań dusić tę poduszkę i tak nie dostaniesz od niej całusa – zachichotał mu nad głową Zbyszek, który od dłuższej chwili bezskutecznie próbował go obudzić.
- Dowcipniś – burknął, niezadowolony, że wyrwał go z jego małego raju. – O boże, która godzina?! – Usiadł gwałtownie, nadal ściskając poduszkę, na policzku miał odciśnięty guzik.
- Pośpiesz się śpiąca królewno, pociąg pewnie wjeżdża już na stację – Zbyszek rzucił mu kluczyki od samochodu. - Wyprowadziłem Xenę z garażu, tylko uważaj na nią, Sean dostanie zawału jak porysujesz jego pupilkę.
- Rany, a jak się czuje Kevin? – zaczął poprawiać przed lustrem przekrzywioną garderobę. – Chętnie go zabiorę.
- W porządku, zjadł śniadanie i gania z psiskiem Róży. Ty się wyszykuj, bo znowu masz obsuw – spojrzał wymownie na jego klatkę piersiową. – Zaraz go przyprowadzę.
- Ja się zastrzelę – warknął Darek do swojego odbicia – cholerne cycki. Jak kobiety radzą sobie z tym chomątem? – Zaczął szarpać się ze stanikiem. Potem poprawił jeszcze włosy i sukienkę. Kiedy przyszedł gospoś z maluchem był już gotowy do wyjścia.
- Gdzie jedziemy? – zapytał chłopczyk, podskakując na jednej nodze. Uwielbiał wyprawy z mamusią, zawsze działo się coś ciekawego.
- Na stację, po mojego brata Jarka i jakiegoś kuzyna Henrego. Mam nadzieję, że go poznasz, bo ja na oczy faceta nie widziałem. – Wyszli przed dom i Darek na widok lśniącego w promieniach słońca Jeepa Compassa w kolorze złotej czekolady, aż westchnął z zachwytu.
- Tatuś pożyczył ci swoją dziewczynę? Musiałeś być strasznie grzeczny – pokręcił głową z podziwem Kevin. – Mnie nie pozwala jej nawet dotknąć.
- Ee...? Chyba tak – przytaknął i pomógł chłopcu zapiąć się na foteliku. Zrobił się cały czerwony na twarzy, bo do głowy zaczęły mu przychodzić wszystkie rzeczy, którymi mógł sobie zasłużyć na zaszczyt prowadzenia Xeny. Tyłek przestał go boleć i mógłby znowu pokazać, jaki potrafi być grzeczny. – Yhyy.. – zakrztusił się z wrażenia i zaczął kaszleć. – Zaczynam zamienić się w sex machinę przez tego niewyżytego ogra! – jęknął na głos i odpalił samochód. Ostrożnie manewrował, podczas przejeżdżania przez bramę, wolał nie być świadkiem zgonu swojego narzeczonego.
- Co to sex machina? – zapytał zaciekawiony Kevin.
- Maszyna do robienia czekolady z migdałami – odpowiedział bezmyślnie Darek, bo właśnie poczuł głód i jak każdy nałogowiec pomyślał o swojej słabości. Zaraz potem klepnął się w czoło, ale było już za późno.
- Fajnie, musisz mi kiedyś pokazać. – Maluch kręcił się, nie mogąc usiedzieć na miejscu. Miał nadzieję, że ten brat mamusi będzie się z nim bawił.
- Już jesteśmy – mężczyzna odetchnął z ulgą, kiedy wjechał na parking obok stacji kolejowej. Musiał na przyszłość być ostrożniejszy w rozmowach z dzieciakiem. Od razu zobaczył Jarka, taszczącego ogromna walizę. Za nim podążał wysoki, młody mężczyzna z niewielką torbą. Odpiął Kevina i wziął go za rączkę.
- Ten rozczochrany, to mój brat. – Wskazał na przeklinającego blondyna walczącego zaciekle z włosami i bagażem.
- A ten sztywniak z tyłu, to kuzyn Henry – odwzajemnił się maluch. – Tatuś mówi, że zachowuje się dys... dystyngowanie nawet jak ma pełne majtki. – Udało mu się wypowiedzieć trudne słowo. – Ale nigdy nie widziałem by posikał się do spodni – dodał z żalem.
- Chyba będę musiał porozmawiać z tatusiem – westchnął. Sean właśnie uczył synka jak stać się równie nieznośnym, ostrodziobym draniem jak on sam, już niedługo zacznie zbierać plony swoich metod wychowawczych. Kevin przecież od września idzie do zerówki.
- Bra... ehy... znaczy siostrzyczko! – wrzasnął Jarek i rzucił się na niego niczym młody niedźwiadek. – Ale się stęskniłem! – Zawisł na szyi i obcałowywał policzki z właściwym mu entuzjazmem.
- Uważaj na makijaż wariacie. – Objął go i mocno przytulił. Strasznie dawno się nie widzieli, młody jakby wychudł i urósł kilka centymetrów. Ta zołza ciotka pewnie kiepsko go karmiła. Po kilku minutach radosnych okrzyków i uścisków bracia w końcu się puścili. Jarek złapał za walizę i przytargał ją bliżej.
- Ale fura – popatrzył z podziwem na samochód. – Rusz siostra seksowny tyłek i pomóż mi włożyć do bagażnika to cholerstwo. Nie wiedziałem, że masz takie zgrabne nóżki – zachichotał.
- Lepiej zwiąż czymś te kudły czarownicy, bo ci je przytrzasnę drzwiami – odgryzł się Darek.
-  Nie powinieneś damie kazać dźwigać takiego ciężaru – wtrącił się niespodziewanie Henry do tej pory ze spokojem obserwujący całą scenę. Ukłonił się grzecznie Darkowi i bez trudu podniósł walizę, wpychając ją na wolne miejsce. Wyciągnął rękę po trzymany przez chłopaka podręczny plecak.
- Ale jesteś śliczny! Jak jakiś model z telewizji! – pisnął niespodziewanie Kevin. Patrzył się na Jarka z nabożnym zachwytem, omal zapominając oddychać. – Ja ci pomogę – zaofiarował się natychmiast i wziął od niego bagaż, który był prawie tak duży jak on. Stękając z wysiłku zataszczył go do samochodu.
- Chyba zyskałeś wielbiciela – zachichotał Darek.
- Odczep się – prychnął zmieszany chłopak. – A ten tu czego! Oddaj moją apaszkę łachudro! – Warknął do Henrego.
- Proszę bardzo – mężczyzna dwornym gestem podał mu zmiętolony skrawek materiału. Dzieciak miał rację, pyskaty Polak był niczego sobie, szkoda tylko że charakterek nie dorównywał urodzie. Dopóki nie otworzył ust wyglądał jak książę z bajki. Może po prostu biedak był zmęczony upałem, dlatego tak gwałtownie zareagował. Skoro najwyraźniej mieli mieszkać razem, będzie miał okazję to sprawdzić.
Jarek sprawnie związał przeklęte loki w długi kucyk, ale ten Lordzik z pociągu nadal tkwił na parkingu. W dodatku gapił się bezczelnie raz na nogi brata, a raz na jego tyłek. Już otworzył buzię, by przegnać intruza gdy...
- Czy pan czasem nie nazywa się Henry Attinkton? – odezwał się nagle Darek. Facet wyglądał mu na cudzoziemca i posiadał niewątpliwie angielski akcent.
- Tak to ja, miło mi poznać narzeczoną Seana. – Ukłonił się elegancko.
- Cała przyjemność po mojej stronie, jest pan jego pierwszym krewnym, którego poznaję – odpowiedział równie uprzejmie. Facet nie wyglądał mu na szczęście na kogoś sprawiającego kłopoty, Kevin i Jarek zupełnie wystarczyli by postawić jego życie na głowie.
- Czekaj siostra – nastolatek lekko zbladł pod opalenizną. – Nie chcesz chyba powiedzieć, że zabieramy lowelasa? – zachwiał się lekko na nogach, bo wizja angielskich śniadanek serwowanych na porcelanie w różyczki w towarzystwie tego głąba, przeraził go nie na żarty.
- Mówiłem, że to małe miasteczko – Henry wyszczerzył do niego olśniewająco białe zęby.  – Księżniczki przodem. – Szarmanckim gestem wskazał na samochód. Biedactwo chyba było strasznie wrażliwe. Najwyraźniej zrobił na nim ogromne wrażenie.
- Ja pieprzę – jęknął dramatycznie Jarek – trafiłem do piekła dla emerytowanych arystokratów. – Ulokował się na tylnim siedzeniu, a za nim zaczął pakować się Attinkton. Został jednak wyprzedzony przez sprytnego Kevina, który natychmiast przylgnął do jego boku, nie przestając się w niego wpatrywać błękitnymi niczym letnie niebo oczami. Maluch widząc, że kuzyn siada obok i także nie odrywa wzroku od chłopaka, pokazał mu język i zrobił paskudną minę. Śliczny braciszek mamusi należał do niego i jakiś sztywniak, nie będzie mu go podrywał. Doskonale wiedział, co to słowo znaczy. Bartek mu to dokładnie wyjaśnił.
- Czyżbyś miał aż dwóch wielbicieli? – roześmiał się Darek na widok naburmuszonej miny brata. - Wszyscy trzej macie pokoje obok siebie, więc będziecie mieć okazję się zaprzyjaźnić.
- Może oddaj mnie do schroniska dla psów, na pewno macie tu coś takiego. Chętnie zamieszkam w jakiejś przytulnej budzie z Burkiem czy Azorkiem - odezwał się zrezygnowanym tonem Jarek. Kompletnie nie rozumiał co jest nie tak z facetami z tej rodziny, przecież on nie był nawet gejem. Miał kiedyś dziewczynę, co prawda było to w przedszkolu, ale chyba o czymś świadczyło, tak przynajmniej mu się wydawało. Odniósł paskudne wrażenie, że właśnie trafił z deszczu pod rynnę i ciotka w jego wspomnieniach zaczęła wyglądać jakby mniej wiedźmowato.
***
Krzysztof czuł się coraz gorzej, więzienie miało na niego zły wpływ. Ciasna cela nie pozwalała mu w nocy zasnąć, mury drżały i zbliżały się do siebie, a sufit był coraz niżej. Klaustrofobia doprowadzała go do szału. Budził się każdego ranka bardziej zmęczony niż się położył. Kiedy tylko zamknął oczy widział Darka, jego przerażoną, pełną bólu twarz, kiedy go zobaczył podczas napadu na bank i poznał. Zrozumiał, że nie zazna spokoju dopóki go nie odzyska. Nie ważne w jaki sposób musiał należeć do niego. Nawet na jawie słyszał jego głos, czasami wydawało mu się, że widzi smukłą sylwetkę stojącą w ciemnym kącie pokoju.
 Kiedy jak zwykle siedział zamyślony na swojej pryczy drzwi szczęknęły i pojawił się w nich gość, którego nigdy by się nie spodziewał. Adwokat najpierw ostrożnie włożył głowę do środka, ale widząc, że jego klient siedzi spokojnie wszedł i usiadł w bezpiecznej odległości. Położył na kolanach teczkę z dokumentami.
- Myślałem, że już nie wrócisz – odezwał się spokojnie Krzysztof. – Nie boisz się, że tym razem dokończę co zacząłem? Musieli ci nieźle zapłacić.
- To prawda, szef był bardzo hojny. Poza tym mam coś, co poprawi ci humor – wstał i zerknął przez okienko na korytarz. Strażnik właśnie robił obchód i był po drugiej stronie. – Masz – ze skrytki w teczce wyciągnął poskładaną stronę z gazety. – Tego chyba szukałeś. Pośpiesz się, nie mogą tego przy tobie znaleźć.
- Co to? – rozłożył papier i aż podskoczył z wrażenia. Natychmiast rozpoznał Darka na zdjęciu mimo, że był ubrany i uczesany jak dziewczyna, miał nawet makijaż. -  Przebieranek się spryciarzowi zachciało. – Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Pilnujcie go dla mnie, niech nikt nie odważy się spłoszyć tego ptaszka. Świetna robota – klepnął mężczyznę w plecy aż zadudniło.
- Nadal masz niezłą parę w rękach. Daj tę gazetę, bo nam smarkacz zwieje – schował pomięty świstek w skrytce. – Wszystko już przygotowane, po rozprawie zobaczysz się z rodziną. – Mrugnął sugestywnie do mężczyzny. Więzienie w którym obecnie przebywał było dobrze strzeżone, wyciągnięcie z niego Krzysztofa wymagałoby zbyt wiele zachodu. Doskonale wiedzieli, że dostanie długi wyrok i na pewno przewiozą go do innej placówki. Wtedy mogli zacząć działać. Usłyszeli kroki zbliżającego się strażnika. Wizyta dobiegła końca.
Kiedy adwokat wyszedł gangster usiadł ponownie na pryczy niesamowicie podekscytowany. Już niedługo wyjdzie na wolność i zajmie się swoim Króliczkiem jak w myślach nieraz nazywał Darka. Pieniędzy miał wystarczająco dużo by skutecznie zniknąć. Potem wystarczy, że od czasu do czasu zrobi większy skok i może żyć jak król, w jakimś ciepłym, odległym kraju. Usłyszał z ciemnego kąta, gdzie stało krzesło szmer, jakby chrząknięcie. Odwrócił powoli głowę i na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Wytrzeszczył ciemne oczy, chcąc lepiej dojrzeć niewyraźny kształt.
- Jesteś? Widzisz, niedługo będziemy razem. Nie będziesz już mógł przychodzić i odchodzić kiedy chcesz. Będziemy zawsze razem – zaniósł się dzikim, zimnym śmiechem bez odrobiny wesołości, od którego stojącemu pod drzwiami strażnikowi zjeżyły się włosy na rękach.
***
   Przy kolacji w domu Seana miała zebrać się cała rodzina, włącznie z Różą, którą też do niej zaliczono. Stół był pięknie nakryty śnieżnobiałym obrusem i udekorowany kwiatami. Wyciągnięto z komody najlepszą porcelanę w pączki róż. Zbyszek szalał po kuchni wyperfumowany, ubrany w swoją ulubioną, białą koszulę i dopasowane spodnie. Skoro zaprosili sąsiadkę w tym dniu wszystko musiało być idealne. Burczał po każdym, kto próbował coś zwinąć z lodówki, zwabiony wspaniałymi zapachami. Prawie wszyscy domownicy dostali ścierką, wyłączając Henrego, który nigdy nie zniżył by się do podkradania migdałowych ciasteczek. Udało mu się za to jedno użebrać na piękne oczy oraz za obietnicę oprowadzenia po Tower, gdyby gospoś wybrał się kiedyś na wycieczkę do Londynu. Kiedy tylko rozległ się dzwonek do drzwi, Zbyszek rzucił dekorowanie babeczek i popędził do nich, jakby od tego zależało jego życie.
- Mhm – odezwała się od progu Róża, wystrojona w opiętą na piesiach, elegancką sukienkę. – Pysznie pachnie mistrzu – zamruczała do mężczyzny, który nagle zaniemówił. Podeszła do niego i przejechała palcem po jego policzku, po czym włożyła go do ust mrużąc oczy z przyjemności. – Czekoladowy z ciebie facet – zachichotała, widząc jak wytrzeszczył na nią oczy, gwałtownie poczerwieniał po czym zaczął się wachlować trzymaną w dłoni ściereczką.
- Daj spokój temu biedakowi, bo jeszcze zemdleje, a my się na tych jego specjałach nie znamy. Na pewno coś spaskudzimy, jeśli będziemy musieli go zastąpić. – Pomachał do kobiety Darek, mała zemsta za poranną pobudkę była naprawdę słodka. – Musisz częściej przychodzić, bo dla nas aż tak się nie stara. Powinnaś go powąchać, za perfumy dał chyba całą swoją pensję. -Twarz gosposia zaczęła przypominać kolorem dorodnego buraka. W duchu przysiągł bezczelnemu smarkaczowi serię chińskich tortur.
-  Och, masz rację. – Róża odwróciła się ponownie do Zbyszka i wspięła na palce. Powąchała go po szyi z psotnym uśmieszkiem, miziając go po niej nosem. – Było warto – szepnęła niskim głosem.
- Coś śmierdzi! – stwierdził wesoło Sean, który przyglądał się całej scence z daleka, nawijając sobie na palec jasne pasmo włosów Darka.
- O Boże sos! – Zbyszek odzyskał głos i władzę w nogach, pędem ruszył do kuchni ratować palącą się kolację.
- Mam coś ważnego, ale to może poczekać – powiedziała cicho kobieta do doktora. – Nie psujmy sobie nastroju.
- Panie przodem – Sean skinął głową i podał jej ramię. Poprowadził ją do jadalni, a reszta domowników tłoczyła się za ich plecami. Na widok stołu wszyscy jęknęli z zachwytu. Usiedli na wyznaczonych miejscach. Kevin od razu się naburmuszył, bo miał miejsce obok taty, zamiast, jak miał nadzieję, Jarka. Tymczasem wróg Henry wpakował się na krzesło koło chłopaka z wyjątkowo zadowoloną miną i mrugnął do malucha tryumfalnie.
- Oż ty! – mruknął pod nosem Kevin, zanim braciszek mamusi zdążył usiąść wziął ze stołu kompot i wylał na jego stołek. – Przepraszam – pisnął - może usiądziesz na moim, ja sobie przyniosę.  – Wziął Jarka za rękę i posadził na swoim miejscu. Przebiegając obok kuzyna pokazał mu język, wrócił po chwili taszcząc taboret i postawił go obok przedmiotu swoich westchnień.
   Henry nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. On dwudziesty siódmy lord Attinkton, lew salonów, pogromca niewieścich i męskich serc, właśnie został wykiwany przez pięciolatka. W dodatku obiekt jego westchnień za każdym razem jak na niego spojrzał zadzierał do góry piegowaty nos i dziwnie parskał. Może to jakiś objaw uczucia nie znany w Anglii? Postanowił, że po posiłku poszukać czegoś w internecie na temat miejscowych zwyczajów. Konie na przykład wyrażają w ten sposób zadowolenie. Pewnie śliczny blondynek nie ma odwagi wyrazić jaśniej swojego podziwu dla jego osoby, więc ucieka się do takich zawoalowanych znaków. Tym bardziej, że ta jego siostra wygląda na dość surową.