Gabinet zmarłego lorda
Attinktona był właśnie areną milczącego pojedynku, matka i syn, siedzący
naprzeciwko siebie przy mahoniowym, zabytkowym biurku, mierzyli się wzrokiem
niczym zapaśnicy przed walką. Lady Agata nie była bynajmniej zachwycona decyzją
swojego jedynaka. Doskonale jednak znała jego upór, jak coś wbił sobie o głowy
nic nie było w stanie tego stamtąd wyciągnąć. Jarek bardzo jej przypadł do
gustu i miała nadzieją, że zyska drugiego syna i pusty, cichy zamek znowu
ożyje, zabrzmi śmiechem, a może nawet tupotem dziecięcych nóżek, jak to było za
czasów jej młodości. Na razie jednak musiała pogodzić się z porażką, sytuacja
rzeczywiście była nieprzyjemna i chłopak na pewno nie zostawiłby brata samego. Na szczęście Rosiczka, a przeczytała o tym
gangsterze wszystko co było dostępne w prasie, wyglądał na nierównoważonego
psychopatę, a tacy często w przypływie emocji popełniali kardynalne błędy.
Istniała więc szansa, że szybko go złapią i posadzą w dobrze strzeżonym
więzieniu do końca życia. Wtedy ona już się postara, żeby chłopcy wrócili do
Szkocji. Westchnęła i popatrzyła na Henrego, wysuwającego właśnie dolną wargę z
buntowniczą miną.
- Nawet nie próbuj mnie
odwodzić od tego pomysłu. Chcesz czy nie, pojadę do Polski i tam ukończę
studia!
- Przecież nic nie mówię –
wzruszyła spokojnie ramionami, zupełnie zaskakując mężczyznę, przygotowanego na
łzy, histerię i wymówki, którymi zawsze umiała posługiwać się po mistrzowsku, kiedy
chciała w nim wzbudzić wyrzuty sumienia i przeprowadzić swoją wolę. – Rób co
chcesz!
- Czyli się zgadzasz bym
zamieszkał u Seana? – Nie mógł uwierzyć, że poszło tak gładko. Na pewno
szykowała jakiś podstęp.
- Oczywiście, twoje szczęście
jest moim szczęściem – uśmiechnęła się tak niewinnie, że Henremu zjeżyły się włosy na karku. – Ale…
- Wiedziałem, że musi być
jakieś ale… - Niespodziewanie poczuł ulgę. Już myślał, że ktoś zaczarował mu
matkę i zamienił tygrysicę w domowego futrzaka.
- Kiedy złapią Rosiczkę, masz
tu wrócić z Jarkiem i włożyć mu na palec conajmniej zaręczynowy pierścionek.
Nic mnie nie obchodzi jak to zrobisz! – Dodała stanowczo widząc jego minę. –
Możesz go nawet porwać! Mamy tu odpowiednią wieżę na takie okazje. Jak tam trochę posiedzi, na pewno uda mu się
wyhodować odpowiedni warkocz, żebyś mógł się po nim wspiąć i zrobić kilku wnuków. – Jej zadbane zęby dziwnie skojarzyły się mężczyźnie z ostrymi kłami
królowej sawanny.
- Zupełnie oszalałaś!
- W żadnym wypadku! – Głos
kobiety niespodziewanie przybrał miękkie tony. – Wyobraź sobie, tylko ty, twój
słodki książę i tajemnicza, kamienna wieża pośrodku wrzosowiska. Komnata pod samym niebem, wielkie łoże zasłane niedźwiedzimi skórami. Scałujesz jego łzy przy
świetle księżyca, a elfy będą grały wam do snu miłosne melodie.
- Mamo, my nie żyjemy w
średniowieczu! – Zaprotestował, już o wiele mniej pewnie. Musiał przyznać, że
jej wizja bardzo mu się spodobała. Lisica wiedziała jak zagrać mu na uczuciach.
- I wielka szkoda synku,
wielka szkoda… - zachichotała lady Agata. Zasiała ziarenko, które w przyszłości
na pewno wyda odpowiednie owoce. Mogłaby się założyć i chyba to nawet zrobi na
dzisiejszym spotkaniu Koła Hafciarskiego, że następny semestr obaj chłopcy spędzą
w Szkocji. Być może uda się jej nawet wygrać od hrabiny Ester tego cudownego
sokoła, którego widziała ostatnio.
- To ja już lepiej pójdę! –
Henry widząc, że znowu zaczyna coś kombinować pośpiesznie ruszył do drzwi. Kto
wie, co jeszcze uda się wymyślić jego nieznośnej matce. Na wszelki wypadek
szybko ewakuował się z gabinetu. Miał wrażenie, że ojciec z wiszącego nad
kominkiem portretu, najlepiej znający pokrętny umysł swojej małżonki, spogląda
na niego współczująco.
***
Cała gromadka naszych podróżników wróciła do
Polski bez większych problemów. Oczywiście, nie licząc dzieciaków, które jak
zwykle rozrabiały, w końcu jednak zmęczone wrażeniami zasnęły w samolocie i
pozwoliły dorosłym na wypoczynek. Po drodze do domu, którą ze względu na sporą
ilość osób i bagaży, pokonali dwoma samochodami, wszyscy bacznie się
rozglądali, czy nie mignie im gdzieś sylwetka Krzysztofa, choć z relacji
kapitana Żyły doskonale wiedzieli, że to niemożliwe i gangster dobrze się
ukrył.
Wieczorem, tego samego dnia byli już w Pytlowicach,
z ulgą witając znajome kąty. Każdy udał się do swojego pokoju by się rozpakować
i wziąć ciepły prysznic po długiej podróży. Mieli spotkać się przy kolacji, by
omówić plan działania. Z tego powody Zbyszek najpierw pojechał na zakupy,
ponieważ lodówka świeciła pustkami, a gromada żarłoków na pewno nie
zadowoliłaby się kilkoma kanapkami. Darek, wczuwając się w rolę pani domu
chciał mu towarzyszyć, ale został zakrzyczany i powstrzymany przez resztę rodziny, przestraszonej myślą, że gdzieś tam na pewno czai się Rosiczka.
Kiedy wieczorem wszyscy zeszli na kolację, po domu snuł się smakowity zapach Strogonowa z papryką i świeżo upieczonego, drożdżowego ciasta ze śliwkami. Róża, coraz bardziej czując się tutaj jak u siebie nakryła do stołu. Chciała odrobinę pomóc zabieganemu Zbyszkowi w obowiązkach. Wkrótce głodna gromadka siedziała już na swoich miejscach, energicznie pałaszując gulasz i przygryzając do niego chrupiący chleb z Pytlowickiej piekarni.
Kiedy wieczorem wszyscy zeszli na kolację, po domu snuł się smakowity zapach Strogonowa z papryką i świeżo upieczonego, drożdżowego ciasta ze śliwkami. Róża, coraz bardziej czując się tutaj jak u siebie nakryła do stołu. Chciała odrobinę pomóc zabieganemu Zbyszkowi w obowiązkach. Wkrótce głodna gromadka siedziała już na swoich miejscach, energicznie pałaszując gulasz i przygryzając do niego chrupiący chleb z Pytlowickiej piekarni.
- Jak tak dalej pójdzie, Sean
będzie musiał cię przyjąć na etat. – Uśmiechnął się do Róży Darek, z podziwem
przyglądając się fantazyjnie złożonym serwetkom i pięknemu bukietowi kwiatów w
wazonie.
- No co ty, nie widzisz, że
ona teraz żyje miłością. Wystarczy jak oddycha tym samym powietrzem, co
ukochany. Zresztą on ją potem wieczorem odpowiednio wynagro… - W tym momencie
Sean zamilkł, ponieważ dostał ścierką od czerwonej jak burak, rozjuszonej
kobiety.
- Czy ja mogę już iść? –
Kevin zjadł pierwszy, napychając policzki niczym chomik. – Mogę pobiec na chwilę
do Bartka? Zaniosę prezenty dla jego rodziców. – Mały spryciarz doskonale
wiedział, że w takim wypadku dorośli na pewno mu nie odmówią. Chciał jeszcze raz
przedyskutować z kolegą jutrzejsze zakupy.
- Jeszcze ci mało? Nie
rozstawaliście się prawie przez dwa tygodnie. Daj mu trochę odpocząć od siebie
i zatęsknić, zrobisz to rano. – Tłumaczył cierpliwie synkowi doktor, ale po
jego minie widział, że żadne argumenty do niego nie docierają. Zaczął nawet
tupać pod stołem nóżką, co było oznaką oślego uporu.
- Ale tato, pomyślą, że
jesteśmy chciwi i nic im nie przywieźliśmy z wakacji! – Maluch jak umiał,
próbował zmiękczyć mężczyznę.
- Dobrze, już dobrze. Niech
cię Zbyszek odprowadzi i weźmie paczki. Za godzinę masz być z powrotem! –
Spojrzał stanowczo na synka, który był już w połowie drogi z jadalni do salonu.
- Pewnie! – Pisnął radośnie
Kevin i pomknął przed siebie. Jak wszystkim dzieciom w tym wieku, wystarczyła mu
mała drzemka w samolocie, by od nowa rozpierała go energia. O spaniu nie było
mowy, choć dochodziła już dwudziesta.
- W takim razie jakie masz
propozycje, bo rozumiem, że po to się tutaj zebraliśmy. – Odezwał się milczący
dotąd Henry, kiedy tylko za malcem zamknęły się drzwi. – Tym kudłatym – tu
pociągnął nadymającego się Jarka za wymykające się pasmo włosów – zajmę się
osobiście. Proponuje kupienie pary solidnych, policyjnych kajdanek, przydadzą
się, kiedy przyjdzie potrzeba wyjścia z domu. Kluczyk zawieszę sobie na szyi,
więc o tego dzieciaka nie musicie się martwić.
- Gdzie ty tu widzisz dzieci
angielska paskudo?! Dwa łyki herbaty z sokiem malinowym, a ty już na bani? –
Zaperzył się natychmiast chłopak. Nie miał pojęcia, że z zarumienionymi
policzkami i sypiącymi szmaragdowe iskry oczami w delikatnej twarzy, wygląda
rzeczywiście młodziej niż zwykle. Wydął po dziecinnemu usta i obrócił się tyłem
do tego wstrętnego lordziska, który nie wiadomo dlaczego przywlókł się za nim
ze Szkocji.
- Na bani? – Nie zrozumiał
zupełnie Henry. Za to z ogromną przyjemnością i maślanym wzrokiem patrzył na
różowe wargi, które całował jakąś dobę temu. Wydawało mu się to strasznie
odległym czasem i czynność należało koniecznie powtórzyć. Oblizał się
bezwiednie, a Jarek dostrzegłszy jego minę natychmiast umilkł. Dobrze, że miał
rozpuszczone włosy, bo zakryły jego płonące uszy.
- Twierdzi, że opiłeś się
herbatą i bredzisz. Jak jesteś głodny to doleję ci gulaszu. Wpatrujesz się w
tego biedaka tak, jakbyś trzy dni nic nie miał w ustach – wytłumaczył uprzejmie
Sean, doskonale się bawiąc speszonymi minami obojga. W jadalni zapadła cisza,
przerywana jedynie chrupaniem ciepłego jeszcze ciasta.
- Może wrócimy do tematu? –
Zaproponował Darek, który pod stołem wyłamywał sobie palce ze zdenerwowania. Od
kiedy wylądowali nie zaznał ani chwili spokoju, wszędzie widział czającego się
Rosiczkę.
- Spokojnie kochanie – Sean
wziął go za drżącą rękę – złapanie tego drania jest jedynie kwestią czasu.
- Nie byłbym tego pewien, on jest bardzo
sprytny – westchnął Darek, ale czując ciepło dużej dłoni nieco się odprężył. –
Może lepiej byłoby gdybym po kryjomu wyjechał i wynajął gdzieś mieszkanie. Nie
chcę, żeby z mojego powodu komuś stała się krzywda.
- Nie gadaj głupot brachu –
odezwał się Jarek. – Wszyscy siedzimy w tym po uszy. Ten facet to psychopata,
będzie mścił się na każdym, z kim miałeś styczność.
- Zgadzam się z tobą, trzeba
się skupić na zapewnieniu wszystkim bezpieczeństwa. Policja zajmie się łapaniem
tego szalonego bandyty. Podobno mają jakiś nowy trop. – Doktor przytaknął
chłopakowi. – Wprowadźmy kilka zasad, których wszyscy będą musieli się trzymać.
- Jak na przykład wychodzenie
z domu jedynie parami? – Henry posłał w ich kierunku przebiegły uśmiech. Już
widział siebie i Jarka, chodzących po Krakowie za rękę niczym prawdziwa para.
- Dobrze kombinujesz, moja
krew – Sean przybił z mężczyzną piątkę. On z kolei chętnie zobaczyłby Darka, w
swoim gabinecie w charakterze maskotki. Posadziłby go w wygodnym fotelu obok, tak,
żeby łatwo go mógł dosięgnąć i przytulić. Wtedy na pewno pracowałby o wiele
wydajniej, bo teraz połowę czasu w klinice zajmowały mu marzenia o narzeczonym.
Można by było nawet wstawić jakąś szeroką kanapę, oczywiście tak na wszelki wypadek.
- O czym ty myślisz
zboczeńcu?! – Chłopak na widok jego zadowolonej miny nabrał podejrzeń.
Dobrze znał te kocie błyski w oczach. – Pamiętaj, że burmistrz nie
będzie wiecznie na mnie czekał! Muszę wracać.
Dyskutując w tym lekkim tonie, który może niektórym
wydawałby się dziwny zważywszy na sytuację, omówili wszystkie trudności jakie
mogli napotkać. Darek podjął się też porozmawiania na ten temat z Kevinem.
Żarty i przekomarzania
wprowadzały nieco pogodniejszą atmosferę, która kojąco działała na ich skołatane
nerwy. Byli już wystarczająco zestresowani, aby straszyć się nawzajem.
Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co może ich spotkać. Chcieli jednak
normalnie żyć dalej, choćby ze względu na dziecko, jakie mieli pod opieką.
Mogły jeszcze upłynąć całe miesiące zanim policji uda się złapać Rosiczkę.
***
Tymczasem Krzysztof, na wieść o powrocie Darka
dostał prawdziwego przypływu energii, która dosłownie go roznosiła. Mimo
sprzeciwu współpracowników koniecznie chciał zobaczyć chłopaka choć z daleka.
Oczywiście niczego nie zostawił przypadkowi i starannie się przygotował.
Przefarbował włosy na jasny kasztan, założył szkła kontaktowe, przykleił
elegancką, modną bródkę i zgarbił nieco ramiona. Sonia pomogła zmienić mu nawet kształt
brwi. Nikt w tym przeciętnie wyglądającym mężczyźnie w obwisłych na tyłku dżinsach
i obszernym swetrze nie poznałby sławnego gangstera. Kazał bacznie obserwować
swoim ludziom dom Evansów. Kiedy następnego dnia Darek z Seanem, Kevinem i
jakimś blondynkiem wyruszyli z domu na zakupy do Krakowa ruszył za nimi starą,
odrapaną skodą, która pod zdezelowaną maską kryła mocno podrasowany silnik.
Trzymał się od nich z daleka, aby policja nie zorientowała się, że ich śledził. Gdy wysiedli przed galerią zrobił to samo, zaopatrzony w aparat z obiektywem dalekiego
zasięgu, mógł pod pozorem robienia zdjęć bacznie ich obserwować. Już po kilku minutach, widząc
jaką tworzą szczęśliwą, kochającą się rodzinę zaczął zgrzytać zębami. Doktor
ciągle nachylał się nad Darkiem, nie odstępując go na krok. Ledwie się opanował
by nie rzucić na Seana i nie wbić w jego serce schowanego w rękawie, składanego
noża. Chłopak z kolei trzymał rączkę malca i co chwilę coś mu z uśmiechem
tłumaczył. Widać było z daleka, że był do Kevina bardzo przywiązany. To nasunęło
Krzysztofowi pewien pomysł, co prawda nieco szalony i niedopracowany, ale z doświadczenia
wiedział, że takie bywają najlepsze. Wyjął z kieszeni komórkę.
- Zaróbcie w Galerii
zamieszanie, ściągnijcie jak najwięcej widzów, w tym koniecznie policję. Mną się
nie przejmujcie, poradzę sobie sam. Dam wam znać kiedy macie zacząć akcję. –
Udał się prosto do sklepu ze zwierzętami i tam kupił, małego białego króliczka,
którego schował do kieszeni w obszernej bluzie. Teraz wystarczyło poczekać na
odpowiedni moment. Miał dzisiaj sporo szczęścia, bo po niecałym kwadransie
dzieci wyszły same przed sklep, mimo wcześniejszego zakazu. Darek w tym czasie
zbierał pakunki, a Sean korzystał z toalety. Wyciągnął ponownie telefon i puścił
sygnał. Po drugiej stronę Galerii, mocno wymalowana blondyna, kręciła się koło
właśnie pokazywanego, nowego modelu nissana. Wdzięcząc się do, słuchających
prelekcji na temat zalet samochodu, grupki mężczyzn, błysnęła zębami i głębokim dekoltem.
- Mogę zapalić silnik? Szukam
właśnie czegoś takiego – zagruchała gardłowo. Zapatrzony w jej wdzięki prezenter
nawet nie mrugnął okiem, kiedy wsiadała do środka, a króciutka spódniczka
podjechała wysoko do góry. Z bezmyślnym uśmiechem przekręciła kluczyk w
stacyjce, położyła nogę na sprzęgle i nacisnęła do dechy gaz. Samochód ruszył
niczym wystrzelony z procy wjeżdżając w oszklona wystawę. Natychmiast rozległ się
brzęk szkła, okrzyki przestraszonych ludzi i zrobiło się zbiegowisko.
Rosiczka widząc tłumy ciągnące na miejsce
wypadku mruknął z aprobatą pod nosem. Wyciągnął z kieszeni przestraszone
zwierzątko i niby to przypadkiem, upuścił go prosto pod nogi chłopców,
zagapionych na śpieszących się przechodniów. Też mieli ochotę tam pobiec, ale
Darek wcześniej w domu stanowczo tego zabronił. Futrzasta kuleczka przemknęła
im między nogami.
- Ratujcie, pomóżcie mi go
złapać! – Krzyknął mężczyzna w kierunku dzieci, które natychmiast rzuciły się
za króliczkiem. Kiedy tylko znalazł się w pobliżu Kevina podłożył mu ukradkiem nogę,
tak, że malec upadł na beton tłukąc sobie kolano. Krzysztof podbiegł do niego, wyciągając
z rękawa woreczek z chusteczką. Przyłożył ją do buzi dziecka, niby ocierając troskliwie
łzy. Natychmiast zmiękło w jego ramionach jak szmaciana lalka. Porwał je na
ręce i pobiegł z nim w kierunku drzwi, nie oglądając się za siebie. Liczni
przechodnie, widząc tę scenkę, wcale na nią nie zareagowali. Nikt nie widział w
niej nic złego - ot ojciec zabrał płaczącego synka do domu i tyle. Bartek
jednak nie stracił przytomności umysłu. Pobiegł do sklepu wołając Darka.
- Proszę pana, Kevin upadł, jakiś
mężczyzna wziął go i pognał na parking! Może zabrał go do lekarza bo był
strasznie blady i przestał się ruszać! – Bartek cały się trząsł ze strachu o
przyjaciela. – Był jakiś dziwny, nie zapytał wogule, gdzie jego mamusia!
- Kochanie, idź do Seana –
popchnął go w kierunku toalet. – Powiedz mu co się stało. – Ruszył biegiem w
kierunku, który wskazał mu malec. Nieopodal drzwi zobaczył w samochodzie
nieznanego mu mężczyznę, zapinającego pasem nieprzytomnego Kevina. Kiedy
podszedł bliżej skinął na niego, aby wsiadł i zrobił wymowny gest nad główką
chłopca, jakby pociągał za spust pistoletu.
- O boże… - W Darku zamarło
serce. To przecież był Krzysztof, odmieniony, ale nie było mowy o pomyłce. Ta
twarz śniła mu się po nocach od kilku miesięcy. Chciał zawołać o pomoc, ale
słowa uwięzły mu w gardle. Wzrok bandyty dokładnie mówił, co stanie się z dzieckiem,
jeśli wykona jakikolwiek podejrzany gest. Na uginających się nogach wsiadł do
samochodu. – Zrobię co każesz, tylko nie rób mu krzywdy…- wyszeptał, ledwo panując
nad głosem. Musiał być silny, dla malucha gotów był na każde poświęcenie.
Patrzył z czułością na ciemną główkę, szepcząc w duszy modlitwę do anioła
stróża.
Yay, nowy rozdział!!! I to baardzo ciekawy :D Nie mogę doczekać się następnego wpisu!
OdpowiedzUsuńI pomyśleć, że na samym, samiutkim początku jakoś lubiłam Krzysztofa. Teraz potrafię mu tylko współczuć. Nie zmienia to jednak faktu, iż Rosiczka jest blee, a Kevin i Darek mają być cali!
Chociaż... lubię złe zakończenia...
Miliard uścisków i wiaderko weny :)
A ja życzę tonę weny, bo po takim zakończeniu chyba nie wytrzymam tych tyyygodnii...
OdpowiedzUsuńDLACZEMU W TAKIM MOMENCIE???
OdpowiedzUsuńNo właśnie dlaczego ???
UsuńWiadomo, dlaczego ten psychol wybrał na przynęte Kevina. W końcu to bezbronne dziecko, które zajmuje w sercu Darka istotną rolę, synka.
OdpowiedzUsuńBiedny Darek i Kevin mam nadzieje, że nic im się nie stanie.
Ten Krzysztof to przebrzydła bestia, w sumie co się dziwić, przecież to bandyta. Mam tylko nadzieję, że nie skrzywdzi Kevina i Darka. Mam nadzieję, że Sean zdąży ich uratować, a Krzysztof trafi raczej do piachu niż do więzienia.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko doczekamy się następnego rozdziału, nie trzymaj nas w niepewności.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
No, budować napięcie to ty potrafisz dziewczyno ^^. Teraz nieustannie będę się zastanawiać co będzie z Kevinem i Darkiem. Mam nadzieję, że ten horror szybko się skończy. Z niecierpliwością będę czekać na kolejny rozdział. Dużo, dużo weny życzę i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń,,Był jakiś dziwny, nie zapytał wogule, gdzie jego mamusia!'' pisze sie ,,w ogóle''.
OdpowiedzUsuńNo w koncu sie doczekalem rozdzialu. Dlugo niczego nie bylo. Nie spodziewalem sie, ze Krzysiek zrobi cos takiego, ale taki psychol jak on moze wpasc na wszystko. Ciekaw jestem reakcji Seana. Mam nadzieje, ze w koncu to sie skonczy, ale licze na duuzo dramy! ^^
Pozdrawiam
Damiann
Mój biedny mały chłopiec!! Oddawaj go bandyto! Darek! Oh obaj w takim niebezpieczeństwie. Oby Sean zdążył na czas! Oh takie emocje! Rosiczka ty draniu! Zatłukę. Grrr Bianca pożycz mi swoją kolekcję noży którymi mnie zawsze straszysz już ja mu dam!
OdpowiedzUsuńTwoja Maru;3
strega! jak mogłaś! nie wiem, czy to błąd w moim telefonie czy co, ale ostatnie chyba 2 czy 3 dni Twoje blogi wyświetlały jako usunięte, a Twój profil-niedostępny. co się stało? byłam załamana, w pierwszej chwili strasznie panikowałam ;-;
OdpowiedzUsuń~paranoJA
To nie błąd w telefonie, a ja jestem dość porywcza z natury. Rzeczywiście tak zrobiłam, chcąc z tym skończyć. Mam wiele osobistych, poważnych problemów, jeśli dochodzą jeszcze te z opowiadaniami, zaczyna mnie to przerastać. Pisanie miało być dla mnie wytchnieniem, odskocznią od rzeczywistości. Nie potrafię przeskoczyć samej siebie i pisać jakiś super bestsellerów.Chociaż niektórym się chyba tak wydaje, niech sami spróbują pisać, to nie takie łatwe jak się wydaje. Brak mi talentu i umiejętności.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam czytelników, ale taka właśnie jestem. Chociaż muszę przyznać, że były to tylko 2 dni i aż dwa dni. Jakbym pozabijała swoje dzieci, bo mimo wszystko te opowiadania to kawałki mojego serca. Postaram się już nie szaleć. Pozdrawiam.
Witam,
OdpowiedzUsuńnie, nie Krzysztof ma teraz Darka, mam nadzieję, że szybko trafia na trop i go odnajdą...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia