Darek jak ostatnio każdego ranka, walczył ze
swoją garderobą. W łazience było dość zimno, więc starał się wszystkie
czynności wykonać najszybciej jak potrafił. Stanik pił go w klatce, dlatego nieco
go poluzował wbrew zaleceniom trzech harpii, które przeistoczyły go w
dziewczynę. Kiedy parę minut później wszedł do salonu był nieco zziębnięty. Z lubością zanurzył bose stopy w kudłatym, cieplutkim dywaniku, który niespodziewanie się podniósł,
a zaskoczony Darek klapnął tyłkiem o podłogę. Nie zauważył, że spod bluzeczki
coś mu wypadło i potoczyło się do kąta.
- Aaa…! To żyje! – pisnął
chłopak, wytrzeszczając oczy na dziwne zjawisko.
- O co tyle hałasu?! – W drzwiach
pojawiła się zaspana Róża i łypnęła nieprzyjaźnie na lokatora, a potem na
włochacza. – Pleśniak siad! – Nagle z jednej strony dywanika wyrosła głowa, a z
drugiej merdający wesoło ogon. Psina, wielkości małego kucyka, cała w długich
do ziemi, szarych dredach, wypełniła grzecznie polecenie swojej pani.
- Co za kundel, w życiu
takiego nie widziałem. Ale dlaczego Pleśniak? – Darek podszedł z wahaniem do
zwierzaka i podrapał go za uchem.
- Znalazłam go na skraju lasu
przywiązanego do drzewa kolczastym drutem, z jego właściciela musiał być
niezły psychopata. Z mordy dziwnie mu śmierdziało, a sierść, wyglądała
niczym kosmiczne porosty. Doprowadzenie tej kupki nieszczęścia do względnego
stanu zabrało sporo czasu, biedak był wygłodzony i straszliwie zaniedbany. Stąd
takie oryginalne imię.
W czasie, kiedy kobieta
opowiadała chłopakowi historię psa, bohater tej opowieści czołgał się powoli w
stronę dziwnie pachnącej rzeczy na podłodze. Miał pewną słabość, o której
świetnie wiedziała jego pani. Lubił kolekcjonować przepocone rzeczy i chować je
w swojej kryjówce. Nagle zerwał się z podłogi, porwał żelową wkładkę imitującą
pierś, a potem uciekł z nią do ogrodu.
- O boże, on zeżre mojego
cycka! – wrzasnął Darek i ruszył w pogoń. Za nim pobiegła, nawołując kudłatego potwora, Róża. Pies szczęśliwy, że
jego rodzina tak wspaniale się z nim bawi przeczołgał się dziurą na posesję
Kwasowej. Mieli niesamowitego pecha, bo ciekawska baba zamiatała właśnie
podwórko. Zwierzak na jej widok upuścił wkładkę, a ona oczywiście natychmiast
ją podniosła, odganiając go miotłą.
- Sąsiadko, chyba pani coś
zgubiła! – zawołała w ich stronę z tryumfalnym uśmieszkiem. Zmierzyła biust biegnącej
kobiety uważnym spojrzeniem. – Zawsze wiedziałam, że nie może być prawdziwy, za
bardzo sterczy – dodała z miną znawcy.
- Nie powinnam dzisiaj
wstawać z łóżka – jęknęła Róża, odbierając od niej nadgryziony przez Pleśniaka
przedmiot.
- A co ja teraz zrobię? –
pisnął jej do ucha zmartwiony chłopak, ściskając w rękach poły szlafroka.
- Nie martw się, zrobimy ci
nowy z gąbki tapicerskiej. Gorzej ze mną, wyobrażasz sobie te plotki, które
dzisiaj obiegną miasteczko? – Złapała się za głowę. – Czuję, że dostanę
migreny!
***
Dwie godziny później Darek wkroczył do
Urzędu Miejskiego w Pytlowicach. Skierowano go prosto do gabinetu burmistrza
Biedronki, który okazał się miłym mężczyzną około pięćdziesiątki. Grzecznie się
z nim przywitał, omówił z chłopakiem obowiązki i pokazał mu miejsce pracy.
Zapoznał go też z koleżankami z biura. Po lewej stronie miał Alinę, czterdziestoletnią
elegancką wdowę po policjancie, z prawej Danusię, więdnącą w staropanieństwie
magister ekonomii. Oczywiście ledwo zamknęły się za szefem drzwi, kobiety zarzuciły go pytaniami.
- Zanudzisz się tu
dziewczyno, to miasto to straszna dziura. Lepiej ci było zostać w Krakowie. –
Zacmokała nad chłopakiem Alina.
- Róża zaproponowała mi
mieszkanie, dom jest bardzo wygodny, a wydatki dzielą się na pół. Poza tym
trafiła się tutaj posada, więc przyjechałam – czarował ją Darek. – Całe życie
mieszkałam w blokowisku, a u was jest tak ładnie, zupełnie jak na wsi.
- Ona ma rację, zniszczysz tu
sobie życie – przytaknęła koleżance Danusia – skończysz jak ja, mając za towarzystwo
tylko z kota i kanarka. - Zaczęła nerwowo grzebać w torebce, aż w końcu wysypała
całą jej zawartość na biurko. – Pożyczcie tampona, chyba zostawiłam pudełko w
domu.
- Nie mam, trzeba było nie
wyciągać – wzruszyła ramionami Alina.
- Ja też nie – pośpiesznie stwierdził
Darek, nie mając bladego pojęcia o czym one mówią. Pewnie jeszcze jedno babskie
dziwactwo.
- Nie wiedziałam, że jesteś
taka skąpa – rzuciła do niego obrażona Danusia. – Widziałam, że masz jak otwarłaś
torebkę. Idę do sklepu, skoro nikt nie chce mi pomóc – dodała wyniośle i wyszła
z pokoju.
- Trzeba było jej dać, bywa
okropnie pamiętliwa – odezwała się cicho Alina.
- Podobno mamy tu jakąś nową ślicznotkę
– usłyszeli za sobą czyjś głos. Darek odwrócił głowę i zobaczył w drzwiach wysokiego,
dobrze zbudowanego szatyna, który bezczelnie gapił się na jego piersi. –
Pójdziemy potem na kawę maleńka? – podszedł bliżej do chłopaka i ujął go pod
brodę.
- A wie pan, że to się nazywa
molestowanie w miejscu pracy? – zapytał zdenerwowany, po czym odsunął się od
natręta.
- Jestem Marcin, najlepszy
towar w okolicy. Nie bądź taka nieśmiała. – Nie zamierzał ustąpić mężczyzna.
- Mam nieco większe… standardy – wypowiedział wyuczoną formułkę
Darek i zerknął między jego nogi.
- Myślisz, że jak z dużego
miasta to jesteś za dobra dla miejscowych? – wykrzywił się złośliwie mężczyzna. – Jeszcze
się zobaczymy! - Odwrócił się na pięcie, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
- Nie przejmuj się, to
głupek. W dodatku uważa się za co najmniej Casanovę. – Kobieta podała roztrzęsionemu
chłopakowi kubek z kawą. – Przejdzie mu jak spotka inną ładną dziewczynę, co
tydzień zmienia obiekt zainteresowań.
- Niezbyt udał mi się ten
pierwszy dzień - westchnął ciężko i z trudem uśmiechnął się do nowej koleżanki.
***
O piętnastej Darek wyszedł z
biura. Szybko dotarł do domu, zjadł naprędce obiad przygotowany przez Różę, podczas którego w skrócie
zrelacjonował jej swoje problemy w pracy. Kobieta bez słowa wzięła od niego
torebkę i wyciągnęła z niej za sznureczek coś, co wyglądało jak biały pocisk w
celofanowym opakowaniu.
- To jest tampon ciemnoto, a
to… – podała mu mały kwadratowy pakiecik, również szczelnie opakowany –
podpaska. Kobiety używają tego podczas okresu. Taka informacja na przyszłość. –
Roześmiała się z nieszczęśliwej miny chłopaka. Siedział czerwony jak pomidor i
ogromnie zmieszany, przyglądał się leżącym przed nim akcesoriom.
- Macie naprawdę skomplikowane
życie, ciężko za tym wszystkim nadążyć – pokręcił głową. Zerknął na zegar, po czym zerwał się od stołu. – Muszę lecieć, nie mogę się spóźnić w pierwszy dzień. Nie
dam temu doktorkowi okazji do narzekań. - Złapał pośpiesznie torebkę, a potem wybiegł z
domu. Po kwadransie był już na miejscu. Na ścieżce prowadzącej do willi spotkał
małego Kevina, syna Evansa, taszczącego wielkie wiadro z pokrywką. Najwyraźniej
chłopczyk miał kłopot z doniesieniem go do domu.
- Co ty tam dźwigasz? Może ci
pomóc? – zaproponował Darek, uśmiechając się do malucha.
- Bardzo proszę. To
niespodzianka dla mojej nowej niani – zaszczebiotało dziecko. Miało śliczne
ciemne oczy i włoski kręcone niczym spiralki. Wyglądało niewinnie i słodko
jak aniołek. – A pani jest nową sekretarką tatusia?
- Tak, może jakoś się
dogadamy – Darek wziął do ręki wiadro. Ruszył przodem, zataszczył je do
sypialni Kevina i tam się z nim pożegnał. Czekało na niego z zagracone biuro, wyglądające zupełnie jak po przejściu huraganu. Wkrótce zajęcia wciągnęły go tak bardzo, że nawet nie
zauważył upływającego czasu. Z transu wyrwał go dopiero Gospoś doktora, stawiając
przed nim filiżankę herbaty oraz talerz ciasteczek z czekoladą.
- Powinna pani coś zjeść. Nie należy pracować o pustym żołądku – uśmiechnął się serdecznie do chłopaka,
który z lubością powąchał łakocie.
- Wielkie dzięki, bosko
pachną. – Od razu sięgnął po jedno i włożył całe do buzi. Ponownie zatonął w
papierach na długi czas. Nagle usłyszał czyjś przeraźliwy krzyk, który wcale
nie milknął, tylko coraz bardziej przybierał na sile. Potem na schodach załomotały
szybkie kroki. Do gabinetu wbiegł z rozwianymi lokami i nieco
przestraszoną miną Kevin, padł na kolana, na czworakach wczołgał się pod jego
biurko. Usiadł w kąciku, po czym położył palec na ustach. Kobiecy wrzask ustał, za to
z korytarza słychać było nawoływania wściekłego doktora.
- Wyłaź mały diable, tym
razem dostaniesz takie lanie, że popamiętasz! Odechce ci się głupich kawałów! –
Głos zbliżał się do pokoju, aż drzwi się otwarły i Sean wszedł do środka. – Nie
widziała pani mojego nieznośnego syna?
- Nie widziałam. Jak będzie
pan tak się zachowywał, to nigdy go nie znajdzie. Biedny maluch pewnie
umiera ze strachu! Co z pana za ojciec?! – Darek popatrzył na mężczyznę z
naganą.
- Zobaczymy, co pani powie jak
jej zrobi podobny dowcip i czy też będzie wtedy taka wyrozumiała. – Usiadł przy
sąsiednim biurku, a potem zaczął grzebać w szufladzie. Włączył swojego laptopa, cały czas jednak obserwował dyskretnie nową sekretarkę. Chłopak ukradkiem wziął ze stołu
kilka ciasteczek i podał małemu, aby go trochę uspokoić. Po chwili talerzyk był już zupełnie
pusty.
- Na pewno nie będę znęcać
się nad dzieckiem – mruknął pod nosem Darek.
- Szybko pani poszło, niezły apetyt
jak na taką chudzinę – rzucił złośliwie Sean. W tym momencie spod biurka
rozległo się chrupanie. – Czyżby miała pani wspólnika? – Zwinnie wstał, zerknął
pod blat i wyciągną stamtąd malucha, dojadającego właśnie ostatnie ciastko. Kevin natychmiast
schował się za plecami sekretarza, który z bojową miną stanął naprzeciwko pracodawcy.
- Nie pozwolę panu uderzyć
takiego aniołka! – popatrzył odważnie wielkoludowi prosto w oczy, co wymagało od
niego sporej determinacji i wspięcia się na czubki palców.
- A wiesz ty, co on zrobił? –
Sean bezwiednie przeszedł na ty. – Oboje marsz na górę! – zakomenderował. Darek
z Kevinem, czując respekt przed rozgniewanym mężczyzną, posłusznie ruszyli po
schodach na piętro. Doktor otworzył łazienkę, a oczom chłopaka ukazał się dość
niecodzienny widok. Na środku stało znane mu wiaderko z pokrywką. Za to na
podłodze, szafkach, w wannie i pod prysznicem, jednym słowem po całym pomieszczeniu,
skakało spore stadko żab, rechocząc wesoło do siebie, jakby wymieniały uwagi na
temat nowego mieszkania.
- O boże! – jęknął, a potem zrobił krok do tyłu. Prawdę mówiąc nieco się brzydził tych oślizgłych stworzonek.
- No właśnie, a biedna Melania
omal nie dostała zawału. Siedziała na pralce i piszczała jak oszalała. Musiałem
ją stąd wynieść na rękach i zaaplikować nervosol, bo nie mogła się uspokoić. –
Spojrzał groźnie na synka, który kurczowo trzymał się nogi Darka.
- Chyba jest w tym trochę
mojej winy – odezwał się słabym głosem chłopak. – Pomogłem mu wnieść to wiadro, ale nie
wiedziałem co jest w środku. – Dorzucił zmieszany.
- W takim razie chyba wiecie,
co trzeba zrobić?! Pojemnik już macie. Wyłapać to towarzystwo, co do jednego, pokrytego brodawkami osobnika!
- Nie wezmę tego gołą ręką za
żadne skarby!- wyszeptał Darek.
- Nie musisz, moja ty
obrończyni uciśnionych, dam ci rękawiczki. – Wyciągnął z szafki małe pudełko i
podał z uśmieszkiem pobladłej sekretarce. Z satysfakcją patrzył jak je nakłada,
po czym osuwa się za przykładem malucha na podłogę. Już po chwili oboje biegali
na czworakach, od czasu do czasu rzucając się ofiarnie do przodu. Mina Darii, która dwoma palcami wrzucała do wiaderka dorodne ropuchy była naprawdę bezcenna. Sean stanął w progu i obserwował całą akcję mrużąc szare oczy. Musiał przyznać, że dawno tak dobrze się nie bawił. Gniew już dawno mu przeszedł, a na widok wypiętego tyłka dziewczyny, kręcącego się na wszystkie strony, raz po raz robiło mu się gorąco. Żałował, że nosiła takie długie spódnice, tylko dwa razy udało mu się dostrzec kawałek smukłego uda. Pół godziny później wiaderko było pełne.
- To chyba wszyscy zbiegowie?
– zapytał Darek i pojękując wstał z podłogi. – Moje biedne kolana, chyba już
nigdy nie będę takie same.
- Nie ma Pana Ropucha –
oświadczył z powagą Kevin, rozglądając się dookoła. – Nie martw się, tatuś da ci
maść, a potem podmucha i przestanie boleć.
- Trudno, może uciekł przez
balkon w sypialni. – Chłopak udawał, że nie słyszał ostatniej uwagi. Podniósł
głowę i zobaczył wbite w jego nogi oczy Seana.
- Chętnie posmaruję, jako
pracodawca powinienem udzielić wszelkiej pomocy. – Uśmiechnął się do spłoszonej
sekretarki, po czym zrobił gest jakby chciał ją chwycić za kolano. Darek
odskoczył z piskiem do tyłu, zdjął rękawiczki z drżących dłoni, opłukał je
dokładnie i uciekł do biura jakby go ktoś gonił. Za sobą złośliwy słyszał chichot
wstrętnego doktora, a policzki piekły go niemiłosiernie. Dobrze, że przynajmniej
przestał się wściekać, więc Kevinowi chyba już nic nie groziło. Zerknął na
zegar i z ulgą zauważył, że jego czas pracy dawno minął. Niestety torebka
została na piętrze. Na palcach wszedł na górę i po cichutku otworzył drzwi
do sypialni malucha. Zobaczył słodką scenkę, jakiej nigdy nie spodziewał by się
po porywczym doktorze.
Sean leżał z dzieckiem na
łóżku, który ufnie tuliło się do niego i wysokim głosikiem domagało bajki na
dobranoc. Mężczyzna pogłaskał go delikatnie po ciemnych włoskach, pocałował czule w
podrapane czółko, a potem zaczął czytać historię Jasia i Małgosi. Darek, nie chcąc zakłócać
tej sielanki ostrożnie zabrał torebkę, która leżała na szafeczce blisko drzwi i
wycofał się bez słowa. W życiu by nie pomyślał, że ten ostrodzioby drań potrafi być takim opiekuńczym ojcem. Z każdego gestu emanowała ogromna miłość do syna.
***
Kiedy wrócił do domu Róża siedziała przed
kominkiem z bardzo niewyraźną miną. Ubrana w kraciastą piżamę, popijała mocnego
drinka. Nawet nie podniosła głowy, by zobaczyć kto przyszedł. Najwidoczniej również
miała ciężki dzień.
- Coś się stało? – zapytał zatroskany
Darek, natychmiast zapominając o swoich smutkach.
- E… nic takiego… -
westchnęła smętnie kobieta. - Jestem głupia i tyle.
- No powiedz, widać, że masz
jakiegoś zgryza. – Darek usiadł obok niej na kanapie. – Na pewno nie zrobiłaś ze
siebie większego kretyna niż ja.
- A założysz się? Te dwie plotkary
tak mnie wyprowadziły z równowagi swoimi opowieściami o moich sztucznych piersiach,
że zwyczajnie wyszłam z siebie. Paplały w warzywniaku, wszystkim którzy chcieli słuchać, że
noszę silikonowe wkładki, aby je powiększyć i kusić nimi biednych facetów.
- Każdy by się zdenerwował –
próbował zbagatelizować sprawę chłopak, który po trosze czuł się winny całej
sytuacji.
- Ale nie każdy pokazałby
cycki całemu sklepowi! – pisnęła cicho zażenowana Róża i schowała płonącą twarz
w poduszce. – Już nigdy nie wyjdę z domu!
- Naprawdę to zrobiłaś?! –
Darek wytrzeszczył na nią oczy.
- W chwili zaćmienia umysłu
chwyciłam za bluzkę, jednym szarpnięciem rozpięłam i ją, i stanik. Naga prawda
wyszła na jaw, a sprzedawca omal nie udławił się bananem – wymamrotała cicho w materiał.
- To może kupię ci maskę i będę
wyprowadzać wieczorami na spacer? – zaproponował Darek, dusząc się ze śmiechu.
Otworzył torebkę w poszukiwaniu chusteczki, bo łzy same popłynęły mu po twarzy.
Jednak zamiast na nie, trafił na coś miękkiego i jakby wilgotnego. Zacisnął na
tym rękę i ku swojemu przerażeniu wyciągnął ogromną ropuchę.
- Kerk … kerk… - zaskrzeczał
przyjaźnie Pan Ropuch.
- Cholera jasna! – wrzasnął chłopak, po czym upuścił oślizgłe paskudztwo. Żaba w poskokach ruszyła w stronę tarasu. Wydała
jeszcze kilka radosnych rechotów i znalazła się na wolności.
- Może to nie była naga
prawda, ale też niezłe – usłyszał śmiech niepoprawnej Róży, która krztusząc się
drinkiem biła się z uciechy po udach.
No powiem ci że nie spodziewałam się tak dobrego opowiadania:) Darek się gubi w świecie kobiet a do tego każdy co "lepszy" go podrywa.
OdpowiedzUsuńNo i Kevin. Postacie dziecięce wychodzą ci wspaniale. Sean też pokazał swoje łagodniejsze oblicze. Na razie tylko do syna ale chyba sekretarka zaczyna mu się trochę podobać. Dobrze by było.
Tylko kiedy spotka w takim razie Darka?
Jestem bardzo ciekawa jak poprowadzisz ten wątek podwójnej tożsamości.
Dużo dużo weny i chęci:)
Ha ha ha to było zabawne. Dziecko słodkie, choć urwisek. I ta słodka ojcowska scenka, cudona :)
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział i czekam na więcej
Świetny rozdział, a scena z żabami mnie rozniosła :) Mini wykład na temat kobiecych akcesoriów też dobry :) Pozdrawiam i weny życzę.
OdpowiedzUsuńWybacz kochana, że krótko skomentuję, ale mam grypę żołądkową i umieram :(
OdpowiedzUsuńRozdział cudny i zabawny. Dużo śmiechu :)
Czuły i kochany Ojciec z tego Trola :) Aww uroczy <3
Twoja Maru;3
ahahahaha rozdzial swietny. niech sobie ten casanova nie pozwala. Darek nie jest dla niego. ooooj doktorek jest bardzo wredny ale i daje sygnaly ze Darek mu sie podoba. Czekam na ciag dalszy
OdpowiedzUsuńbosko! ^^ ale pomysły!! buźka tak mi się uśmiechała, że aż mnie poliki bolą xdd weny ^^
OdpowiedzUsuńRewelacyjne opowiadanie, fantastyczne i niesamowicie wciągające! Aż mnie skręca z ciekawości jak wyjdzie na jaw tożsamość Darii!! Dużo dużo weny życzę!!!
OdpowiedzUsuńHej :) Kiedy next???
OdpowiedzUsuńFajne opowiadanie, zaczełam zastanawiać sie co by Sean odpowiedział na tekst "Mam nieco większe...standarty" (sorry jeśli źle to zapamiętałam) i przyszła mi jedna myśl "A ja myślałem, że nie ważna jest wielkość statku, tylko ruchy fal" to by mnie chyba rozwaliło ;)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział.... Darek trochę się gubi w świcie kobiet.... Sean pokazał swoje takie łagodniejsze uczucie, a postać Kevina wyszła bardzo dobrze....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Pani Róża rządzi :P To opowiadanie jest boskie !!! Popłakałam się ze śmiechu... moje biedne zmarszczki :( pozdrawiam Karo
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, Sean pokazał takie cieplejsze swoje oblicze, że też nikt z grona kobiecego nie powiedział Darkowi nic o asortymencie damskiej torebki... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka