Spóźnioną kolację jedli tylko
we trójkę, ponieważ Zbyszek niespodziewanie gdzieś wyszedł, twierdząc, że ma
coś ważnego do załatwienia. Siedzieli zbici w gromadkę przy ogromnym stole
nakrytym białym obrusem. Rozmowa nie bardzo się kleiła, a Kevin tego
wieczora był wyjątkowo milczący i grzebał smętnie widelcem w talerzu.
- Jak nie jesteś głodny, to
podziękuj i idź się już myć – nie wytrzymał w końcu obserwujący go Sean, widząc jak męczy się nad posiłkiem. Odgarnął włoski ze spoconego czółka i pogłaskał malucha po głowie.
- Tak tatusiu - odezwał się
cichutko chłopczyk – dziękuję. – Pobiegł do swojego pokoju bez najmniejszego protestu.
- On jest dzisiaj jakiś
dziwny. – Stwierdził Darek i nalał sobie kawy. – Taki cichutki i spokojny.
- Może dorasta i zamienia się
w grzeczne dziecko, o jakim marzą wszyscy rodzice.
- Dobrze się czujesz? –
Chłopak o mało nie popluł się jajecznicą. – Kevin... grzeczny... Niemożliwe!
Mój brat wciąż jest taki sam, odkąd go pierwszy raz zobaczyłem na położnictwie z
matką, a ma już siedemnaście lat.
- No co, pomarzyć nie wolno
steranemu ojcu? – uśmiechnął się do niego mężczyzna i pochylił, by skraść
całusa. – Mów wreszcie o co chodzi. Kręcisz się na tym krześle z niewyraźną
miną już od kwadransa.
- Widzisz... bo... – Darek nie
wiedział jak zacząć rozmowę. – Jakoś mi głupio zwalać na ciebie kolejny problem.
- Kochanie, wyduś to z
siebie. - Wyciągnął do chłopaka ramiona
i ten natychmiast się w nie wtulił, siadając mu na kolanach. - Poza tym ja też
mam ci coś do powiedzenia.
- Więc.. - Darek wiercił się
w poszukiwaniu najwygodniejszej pozycji, kiedy już wpasował się w ciepły tors,
westchnął z przyjemności i na chwilę zmrużył oczy.
- Tęskniłeś za mną prawda? –
zapytał Sean, wodząc ustami po jego szyi i słuchając słodkich pomruków wydobywających
się z gardła chłopaka.
- No coś ty, wcale o tobie
nie myślałem. No... prawie wcale – zarumienił się i ukrył twarz na jego ramieniu.
– Wczoraj dzwonił mój brat, od początku wakacji i całej kryminalnej afery
przebywa u ciotki. Jarek ma sporo wad, ale zawsze mnie wspierał, rzadko się
skarży. Musiało tam dojść do ostrych starć. Finał tego jest taki, że
właśnie do mnie jedzie i będzie tutaj najdalej jutro w południe. Chciałbym cię
prosić o pokój dla niego, mogę się też wyprowadzić z powrotem do Róży. Boję się zostawić go samego, to jakby Kevin w powiększeniu.
- Skoro daję sobie radę z synem,
jego też jakoś ogarnę. W lewym skrzydle domu są dwie puste sypialnie, po prostu
wybierze sobie którąś i tyle. W korytarzu jest też łazienka i garderoba. A
teraz, mam nadzieję, mogę liczyć na odrobinę wdzięczności? – Wpił się zaborczo
w usta narzeczonego.
- Nic za darmo co? – zapytał po
chwili zdyszany Darek. Lekko drżał, duże dłonie masujące jego pośladki mieszały
mu w głowie. – A jaka jest twoja nowina?
- Prawie identyczna, tyle, że
moim nieznośnym gościem jest kuzyn Henry. Wczoraj napisał mi maila, że przyjeżdża
rozświetlić moje ponure życie swoją najjaśniejszą osobą. – Sean wywrócił oczami.
- Najjaśniejszą osobą? –
zachichotał Darek, maltretując zębami ucho mężczyzny.
- To głupek, rozpieszczony
przez matkę i babkę. Wychowany jak mały lord, którym zresztą po śmierci ojca
został. Musimy więc dobrze wykorzystać czas, zanim się tu zwali ta cała
menażeria. – Doktor wstał i owinął sobie nogi chłopaka wokół talii.
- Nie jestem pewien, czy mój
tyłek to jakoś przeżyje – szepnął do ucha narzeczonego. Nadal odczuwał
dyskomfort i lekkie pieczenie.
- Zrobimy to bardzo powoli...
bardzo delikatnie... i bardzo namiętnie. - Każdemu słowu towarzyszył gorący pocałunek.
A kiedy Sean dotarł do sypialni, położył chłopaka na łóżku i nakrył swoim
ciałem, ten tylko westchnął, po czym rozsunął szeroko uda.
- Masz wielką siłę perswazji
drogi doktorze. Och... tak... – zajęczał, kiedy duża dłoń wślizgnęła się pod
jego bieliznę i zacisnęła na nabrzmiewającym członku.
- Uwielbiam jak jesteś taki
chętny i uległy...
W tym momencie drzwi się
otworzyły i usłyszeli tupot drobnych stópek. Darek zrzucił z siebie narzeczonego
i szybko zaczął porządkować swoją garderobę. Kevin ubrany w niebieską piżamkę w
samochodziki wdrapał się na łóżko.
- Synku, ile razy ci mówiłem,
że masz pukać, kiedy wchodzisz do cudzej sypialni – zdenerwował się Sean.
- Wiem tatusiu – chłopczyk usiadł
między mężczyznami. Miał mocno zaczerwienione policzki i błyszczące gorączką
oczy. – Boli mnie brzuszek i... Łeee...- Zwymiotował na kołdrę.
- Biedactwo – Darek dotknął
jego czoła – ale jest rozpalony. Zmień pościel ja go przebiorę i umyję. - Przez
chwilę mężczyźni pracowali w milczeniu, tak zgodnie i sprawnie, jakby od dawna
tworzyli rodzinę. Już po kwadransie dziecko leżało w czystym łóżku, a doktor
ostrożnie badał jego brzuszek.
- Wygląda jak jakieś zatrucie,
ale on przecież cały czas był w domu. Jadł to co my. – Zmartwiony Sean nie miał pojęcia co mogło zaszkodzić
synkowi.
- Rano bawił się z tym
kolegą, może on coś przyniósł? – zastanawiał się głośno Darek. – Zadzwonię do
niego!
- Idź, ja mu dam coś na
gorączkę. Przynieś też dzbanek z herbatą – mężczyzna położył się obok synka, a
ten natychmiast się do niego przytulił. Głaskał czule drobne plecki i szeptał mu
do uszka uspokajające słowa. Kiedy Darek wrócił z napojem, dali mu pić i podali
lekarstwa.
- Skoczę po telefon. – Chłopak
pognał do jadalni, gdzie prawdopodobnie została jego komórka. Dręczyło go przeczucie,
że dzieciaki znowu coś narozrabiały. Kiedy rano wszedł do pokoju Kevina,
widział jak nad czymś dyskutowały. Na kredensie w końcu odnalazł zgubę. – Halo,
czy mogę prosić Bartka, wiem, że jest późno, ale to ważne. – Tłumaczył zaskoczonej
matce malucha.
- To ja proszę pana– wyjąkał drżącym
głosikiem chłopczyk. Strasznie się bał, że przyjaciel ma poważne kłopoty. Czuł
się trochę winny.
- Jedliście dzisiaj coś
dziwnego? Kevin jest bardzo chory – zapytał łagodnie. Wyczuł zdenerwowanie i zrozumiał,
że jest na dobrym tropie.
- Nie pójdzie do szpitala
prawda? Tam robią zastrzyki. – Pociągnął nosem przerażony taka wizją.
- Jeśli się nie dowiemy, co
mu tak zaszkodziło to pewnie pójdzie. Nie tylko zrobią mu zastrzyk, ale też
włożą do żołądka taką grubą rurę i ...
- To ja już wszystko opowiem.
Wtedy doktor go wyleczy syropem, prawda? – Bartek rozpłakał się na dobre.
- Na pewno, musi jednak
wiedzieć co zjadł.
- Kevin się bał, że pani
wyjedzie, a on tak strasznie chciał mieć mamusię. Podsłuchał pod drzwiami waszą
rozmowę. Postanowił zrobić jak ta Basia z filmu, bo przecież choremu dziecku
się nie odmawia. Chciał wtedy poprosić was, żebyście się pobrali tak z
obrączkami i w ogóle...
- Głuptas podsłuchał tylko część
rozmowy, nigdzie nie wyjeżdżam. Tak to jest jak ktoś się bawi w gumowe ucho.
- Jak to dobrze, on się
strasznie ucieszy. – Bartkowi odrobinę poprawił się humor.
- Ale co z tym zatruciem, co
zjadł? – dopytywał się Darek.
- Szukaliśmy w Internecie,
tam pisało, że najlepszy jest surowy ziemniak oraz proszek do pieczenia. Umiemy
już czytać i pisać – dodał z dumą.
- Dziękuję za pomoc i nie
martw się, pomożemy temu małemu kombinatorowi. – Mężczyzna z ulgą odłożył telefon.
Obwiał się czegoś gorszego, dziaciak trochę pocierpi, ale następnego dnia będzie
zdrów jak rybka. Wrócił do sypialni i zobaczył jak jego dwaj mężczyźni drzemią
niespokojnie, wtuleni w siebie nawzajem. Położył się na łóżku z drugiej strony.
Kevin jakby przez sen wyczuł jego obecność, natychmiast podpełznął, otwarł nadal
błyszczące od gorączki oczy i lekko się uśmiechnął.
- Mamusia? – objął go
ciepłymi łapkami za szyję. – Zostaniesz z nami prawda?
Na Wojtusia z popielnika
Iskiereczka mruga
Chodź opowiem Ci bajeczkę
bajka będzie długa.
Była sobie Baba-Jaga
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy
Psst, iskierka zgasła.
- Nie zostawiłbym takiego
aniołka – pocałował chłopczyka w policzek. – Teraz już śpij, a ja ci zaśpiewam
kołysankę. – Poczuł, że właśnie dotarł do bezpiecznej przystani i tutaj było
jego miejsce. Jakim byłby człowiekiem, gdyby zostawił taką kruszynę.
- Tą o Wojtusiu, dobrze –
Kevin prawie cały położył się na Darku. Oddychał już wolniej, a jego serduszko biło
spokojnym rytmem. Skoro mamusia była obok, nie musiał się niczym martwić. Gorączka
powoli opadała, a brzuszek przestawał boleć. Zamknął oczy i po chwili już śnił
piękne sny o domu, w którym słychać było od rana śmiech dwóch najdroższych mu
osób, a tata nigdy nie bywał smutny.
Na Wojtusia z popielnika
Iskiereczka mruga
Chodź opowiem Ci bajeczkę
bajka będzie długa.
Była sobie Baba-Jaga
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy
Psst, iskierka zgasła.
- Kocham cię łobuziaku. Zawsze będziemy razem, ja, ty i twój tata – szepnął jeszcze chłopak
i po chwili dołączył do malucha.
Sean z
rozczuleniem spoglądał na ich zarumienione od snu twarze, długie rzęsy rzucające cienie na
policzki, rozchylone różowe usta. Nie wyobrażał już sobie bez nich życia. Wiele
razy ocierał łzy synka, kiedy pytał o mamę. Zaraz po rozwodzie wyjechała, nawet się z nimi nie żegnając. Malec czekał na nią całymi dniami, siedząc na parapecie okiennym i spoglądając na drogę. Nie chciał
jeść ani pić, bo mamusia zaraz przyjdzie i zrobi mu najlepsze kakałko na
świecie. Myślał wtedy, że pęknie mu serce. Jego była żona, kiedy tylko dostała
pieniądze znikła bez słowa, nigdy nawet nie zadzwoniła do Kevina. Teraz w Seana
wstąpiła nadzieja, że wszystko się w końcu ułoży. Stworzą prawdziwą rodzinę,
Darek najwyraźniej tak jak on, przemyślał kilka spraw. Okazał jego dziecku więcej
uczucia niż własna matka.
***
Jarek już dziesiątą godzinę siedział w pociągu,
który wlókł się jak ślimak na wyścigach. Było okropnie gorąco, a okno się zepsuło i nie dało się przekręcić klamki.
Klimatyzacja, jak to zwykle w polskich kolejach bywa, nie działała. Związał
więc jasne włosy znalezioną walizce apaszką, ale paskudne, drobne loczki i
tak wyłaziły. Stały na wszystkie strony upodabniając go do amorka. Nienawidził
ich z całego serca i zawsze zazdrościł bratu jego gładkiej fryzury. Koledzy od
przedszkola nabijali się z niego niemiłosiernie, porównując do słodkiej
księżniczki z bajki.
Wściekłość na ciotkę Emilię,
która wygnała go z Gdyni, nieco już opadała. Codziennie liczył barany, chmury,
mak na bułkach, ale nic nie pomagało. Pedantyczna kobieta doprowadzała go do
szału. W pierwszy dzień jego pobytu wręczyła mu domowy regulamin, który każdy z
jej rodziny znał na pamięć niczym pacierz. Najpierw sądził, że to taki żart,
ale ciotka szybko wybiła takie myśli z głowy. Miał przestrzegać każdego, najgłupszego
punktu, nawet tego, że buty należy stawiać noskami do środka lekko skierowane w
prawo. Porządek porządkiem, ale to było jakieś wariactwo. Na tym punkcie
codziennie dochodziło do awantur, ale kiedy kobieta posunęła się do rękoczynów
oraz wyzwała od brudnych dziwek jego matkę nie wytrzymał i spakował do walizki
swój skromny dobytek.
W Krakowie do przedziału wszedł jakiś
wyperfumowany laluś przynajmniej tak o nim pomyślał Jarek. Koszulka bez jednego
zagięcia, odprasowane jeansy, czupryna prosto od fryzjera, w ręce walizka od
Prady. Jednym słowem niezmiernie rzadki ptak w PKP. Na jego widok chłopak odsunął się w
najdalszy kąt, nie znosił takich wypacykowanych, bogatych facetów. Nieraz już
się przekonał, że uważali świat za swoją własność i niejednemu przemalował
facjatę przy pomocy pięści.
- Dzień dobry – zagadnął po
chwili Lord, ten pseudonim według chłopaka idealnie mu pasował, w jego głosie
słychać było angielski akcent. – Daleko pani jedzie? – Śliczna, nieśmiała nieznajoma
zaciekawiła mężczyznę od pierwszej chwili. Miała piękne, złociste loki i oczy
zielone jak irlandzki mech. Zamiast jednak odpowiedzieć, zasłoniła się demonstracyjnie
gazetą. – Może zna pani tę trasę? Jestem tutaj pierwszy raz. – Ponownie spróbował
szczęścia.
- Odczep się namolny
palancie! – mruknęła niegrzecznie słodka istota. Mężczyźnie nie pozostało nic
innego jak zamilknąć. Nie miał pojęcia, co to znaczy palant, ale chyba nic
dobrego, sądząc po tonie głosu dziewczyny. Jechali tak z godzinę obserwując się
ukradkiem. W końcu Jarek wstał, chcąc zdjąć z półki walizę wielkości małej
szafy. Pociąg zbliżał się do Pytlowic i za chwilę miał wysiąść. Zaczął mocować się z
ciężkim bagażem, posapując z wysiłku.
- Może pomóc pięknej pani? –
zaproponował grzecznie mężczyzna i stanął za chłopakiem. Jarek poczuł jego oddech
na szyi, a na dźwięk słów ,, piękna pani” oczy zabłysły mu niczym u dzikiego kota.
- Spieprzaj natręcie! - Warknął
i z całej siły stanął mu solidnym adidasem na nodze, obutej jedynie w wytworne
sandałki.
- Co za wariatka! – jęknął mężczyzna
i opadł na siedzenie, masując puchnący duży palec. – Wszystkie Polki są takie
drażliwe? – Popatrzył na dziewczynę z wyrzutem.
- Gdzie ty widzisz Polkę
ślepy kretynie?! – Wrzasnął Jarek i obrócił się na pięcie, żeby stanąć z
niedorozwojem oko w oko. – Widzisz tu jakieś cycki?! – Podniósł do góry
koszulkę, odsłaniając ładnie opalony brzuch i płaski tors.
- E...? Nie. Ale też jest na
co popatrzyć – odparł flegmatycznie mężczyzna z błyskiem w szarych oczach. –
Nie powinieneś maltretować taką szmatą tych loków – zanim chłopak się obejrzał
ściągnął mu z włosów apaszkę. Złociste sprężynki opadły aż do pasa, zasłaniając
czerwonemu ze złości chłopakowi widoczność.
- Życie ci niemiłe bezczelny
durniu?! – Zacisnął dłonie w pięści i już miał walnąć idiotę w ten angielski
pysk, kiedy do przedziału wszedł konduktor.
- Tylko bez bójek panowie,
Pytlowice! – pogroził obojgu pasażerom.
- To była tylko przyjacielska
wymiana poglądów. – Mężczyzna posłał mundurowemu uspokajający uśmiech. – Jestem
Henry, to małe miasteczko, więc myślę kociaku, że jeszcze się spotkamy – zwrócił
się do Jarka. Pociąg zatrzymał się nagle przy akompaniamencie dziwnych
trzasków. Pomachał zgrzytającemu zębami towarzyszowi podróży i zaczął się
przeciskać do wyjścia.
- Na pewno nie, prędzej zacznę chodzić kanałami!
– wrzasnął za nim Jarek i tupnął nogą. Zaczął ciągnąć za sobą walizę, dzięki
kipiącej w nim wściekłości bez trudu zdjął ją z półki. Głupie włosy plątały się
tu i tam, zahaczając o wszystko. Dopiero po wyjściu, tego paskudnego importu z
zagranicy, zadał sobie sprawę, że ten zabrał ze sobą jego apaszkę. Przeklęte
kudły miotały się na wszystkie strony niczym macki szalonej ośmiornicy, przez
nie o mało nie spadł ze schodów, wychodząc z pociągu. Przysiągł sobie, że jak
jeszcze spotka tego Lorda z kiepskim wzrokiem, to się mu odpłaci z całego serca.